Dhalia podążała za drobną sylwetką Hope i jej dziecięcym chichotem odbijającym się echem od rozżarzonych błękitem ścian. Ekrany zadrgały i nastrajały się kolejno na ten sam kanał, jeden mroczny obraz przysłonięty śnieżycą telewizyjnych pikseli. Zmontowany z kilku klatek czarnobiały film przedstawiał jakieś chore religijne sceny. Ukrzyżowanie, wychudzone ciało z rozłożonymi na boki krwawiącymi ramionami, zbliżenie twarzy, Jezusa chyba, z bluźnierczo łysą czaszką i błyszczącymi ekranami oczu, jego unoszony podbródek gdy spoglądał przed siebie, niby w oko kamery a jakby prosto we wpatrującą się w monitory Teksankę. Ten ostatni ruch zapętlił się upiornie, usta uchylały się ale nigdy nie wypowiadały zamierzonego słowa.
Dhalia w jakiś dziwny sposób przejęta tym widokiem nastąpiła dwa kroki w tył aż na coś wpadła. A w zasadzie na kogoś, na małą przykucniętą na podłodze Hope, mocno zajętą jakąś elektroniką. W ręce trzymała płaską skrzynkę z wybebeszonymi różnokolorowymi kabelkami, które przepinała według sobie tylko znanych prawideł.
- Hope? - złapała chude ramionko i potrząsnęła dzieciakiem, aż zaszeleściły kable. - Co tu robimy? Mała?
- Ja… budować - uniosła na Dahlię wielkie cielęce oczy. - Ty? Ty tu nie być. Tu groźnie. Bóg robić koniec świata. Uciekać.
- Co to za miejsce, którędy tu weszłaś - kucnęła naprzeciw dzieciaka i raz jeszcze potrząsnęła głową. - Kto Cię tu przyprowadził? zaraz… Bóg? Jak to?
- A gdzie być Bóg? - odpowiedziała Dahlii pytaniem na pytanie.
- O niego chodzi? - ruchem głowy wskazała ekrany.
- Też - mała westchnęła i wróciła do dłubaniny. - Wierzyć w Boga, znać jego naturę.
Dahlia przeniosła wzrok z ekranu na własne ręce. Wierzyć w Boga, znać jego naturę. Kiedy to ostatni raz…? Pytanie dziecka poruszyło w jej duszy uśpioną głęboko strunę. Przełknęła gulę w gardle.
- Gdzie Cię szukać?
- Tam - mały palec wystrzelił przed siebie, w kierunku tasiemca ekranów. Religijne popaprane obrazki ustąpiły pola innemu filmikowi. Przedstawiał długą wolnostojącą przyczepę kempingową, przed którą wyhamował van. Od strony kierowcy wyszedł z wozu znajomy starszy jegomość w kitlu. Wyciągnął za sobą Hope i po chwili oboje zniknęli w przyczepie.
Obraz zadrgał i pokazał od nowa tę samą scenkę. I jeszcze raz. Dahlia poczuła jak pęcznieje jej głowa, ucisk stawał się nie do wytrzymania. Wiedziała co to zwiastuje. Koniec wizji. I kurewsko bolesny powrót do rzeczywistości.
__________________ Purple light in the canyon
That's where I long to be
With my three good companions
Just my rifle, my pony and me |