Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-09-2015, 12:46   #41
Caleb
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Wygląd trzech “myśliwych” mocno kontrastował z przepychem włości Fitzgeralda. Przypominali raczej skacowanych traperów na międzynawowym maratonie po karczmach świata. Diuk załatwił sprawę szybko: przedstawił ofertę i odesłał ich z powrotem. Dopiero potem on i Garrosh ruszyli przez jeden z przepastnych korytarzy. Dwie sylwetki kroczyły w milczeniu między dwoma rzędami falujących, czerwonych firan.
Bowiem nie trzeba było nic więcej mówić. Zarówno Nicholas jak Ismael nie pokładali w tych ludziach nadziei. Wywiad z nimi udowodnił niskie kompetencje grupy. Ochroniarz z kolei nie zamierzał się kajać. Nic by to nie pomogło. Formę najlepszego zadośćuczynienia widział w znalezieniu godnego kandydata.
Wreszcie dotarli pod komnatę gospodarza. Fitzgerald uchylił drzwi, lecz w ostatnim momencie zawahał się i odwrócił.
- Przyprowadź mi kogoś innego, kogoś komu byś zaufał, lub nie przyprowadzaj nikogo więcej.
- Będzie jak zechcesz.
Skinęli do siebie wzajemnie i ruszyli w swoje strony. Ismael wiedział, że pracodawca ufał mu nawet po tej drobnej porażce. Nie zamierzał go więc zawieść. Teraz przynajmniej wiedział kogo omijać w poszukiwaniach.
Obskurne ulice Skilthry mogły wydawać się niezbyt dobrym miejscem do kontemplacji. Ale to właśnie podczas spacerów wojownik wpadał na najlepsze pomysły. Równy krok i taki oddech oczyszczały jego myśli. Minął Krańcową, jak zwykle wypełnioną bulgoczącym szlamem z przepełnionych rynsztoków. Skręcił w wąską alejkę, wspinającą się zakrętami po wzgórzu niczym pijany wąż. Mieszkańcy tej części miasta rozwiesili między budynkami długie płachty materiału, które dawały jakąś ochronę przed słońcem. Tworzyło to efekt długiego, kwadratowego tunelu, ciągnąc się stąd na ćwierć mili.
Nim zdążył zareagować, jakaś dłoń popchnęła go w uliczkę między dwoma bliźniaczymi budynkami. Natychmiast odwrócił się przez ramię, instynktownie kładąc dłoń na rękojeści ko-pai. Słusznie. W tej samej pozycji stał przed nim Degan. Grdyka skakała mu rytmicznie, oczy zapałały gniewem.
- Obraziłeś mnie skurwielu. Przy moich ludziach! Teraz JA policzę się z tobą!
Musiał się z tym liczyć, prędzej czy później. To Wiss zachował się nieprofesjonalnie na farmach. Lecz w tym momencie mężczyznę interesowała jedynie jego ślepa duma. Jakże typowe dla tutejszych.
Również dobył oręża, ani na moment nie spuszczając oczu z przeciwnika. Mężczyzna służył w tagmacie, a to oznaczało że dużo wiedział o szermierce. I to nie takiej, której lekcje brali wypacykowani dworzanie: pełnej zręcznych piruetów czy delikatnych wypadów,. Straż musiała niejednokrotnie uczestniczyć w zwykłym mordobiciu. A ono mówiło o sztuce walki wiele więcej niż uczył doświadczony szpadzista.
Duże gabaryty Ismaela czyniły mu dyskomfort między ściśle przylegającymi do siebie ścianami. W obecnej pozycji rozmaite wymachy zwyczajnie odpadały. Utrzymywał pozycję, a jednocześnie czekał na ruch oponenta. Wysunął lewą stopę do przodu, dzierżąc miecz w lekko zgiętych rękach. Rękojeść trzymał przy biodrze tak, aby sztych był wymierzony w stronę twarzy Wissa. Zamierzał czekać na atak, natychmiast go odbić i kontrować długim wypadem. Jednocześnie zważał by nie szarżować stricte frontem, ale nieco zachodzić Degana bokiem (na ile pozwalała przestrzeń). Częstym błędem pogrążonych w ferworze walki było właśnie ślepie nacieranie przodem. Zmiana trajektorii cięcia ku lekkiej krzywiźnie udostępniała atakującemu bardziej newralgiczne punkty.
Miał zamiar wyprowadzić walkę z powrotem na alejkę, gdzie miałby dość przestrzeni aby wykonać właściwą technikę. W języku jego pobratymców zwała się ona ellos czyli błyskawica. Swoją nazwę brała od pokrzywionej linii ciosu. Ellos zaczynał się od szerokiego wymachu zza głowy. Był dość powolny, by pozwolić przeciwnikowi na jego dolne odbicie. Wtedy miecz upadał raz jeszcze: niżej, zmieniając nagle kąt o czterdzieści pięć stopni. Ten ruch był już błyskawiczny. Cała sztuka polegała na wyprzedzeniu wroga, nim zdąży na powrót zasłonić dolną partię ciała. Akrobacja kończyła się więc na cięciu go poprzez klatkę piersiową lub nogi. Takie rozwiązanie byłoby dość bolesne dla Degana, żeby przerwać jego furię.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 24-09-2015 o 14:02.
Caleb jest offline