Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-09-2015, 14:09   #7
sheryane
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
Shalia, Darvan oraz Aula poszli dalej. Droga wznosiła się, opadała i wiła się pomiędzy drzewami. W ciągu niecałej godziny podróży znowu zaczął padać śnieg ograniczając odrobinę widoczność. W końcu trop rozdzielił się w dwóch kierunkach - na lewo i na prawo, a okolicę znaczyły ślady jakiegoś parzystokopytnego stworzenia, przy czym te ostatnie wyglądały na świeże.
- To nie są końskie ślady - stwierdziła Shalia. - A skoro nie widzieliśmy i nie słyszeliśmy do tej pory żadnych zwierząt, to cholera wie, na co trafimy - mruknęła pod nosem, krzywiąc się nieznacznie.
Darvan przyjrzał się nowym śladom. Wyglądało na to, że posiadacz kopyt kręcił się w kółko, jeżdżąc to tu, to tam, jakby co chwila zmieniał swoje plany co do kierunku jazdy.
- Nie wiedział, w jaką stronę chciał jechać? - zadał zdecydowanie retoryczne pytanie.
- Albo jakiś dzielny zwiadowca. Duszki już widzieliśmy, może ktoś dosiada jelenia - Shalia odpowiedziała mimo wszystko.

- Lewo, prawo. Rzucamy monetą? - spytała Shalia.
- W stronę strażnicy - powiedział Darvan.
Tak zakończyli rozmowę i mieli już się ruszyć, kiedy zza ich pleców rozszedł się dostojny głos jakiejś istoty, który można było określić jako "mądry".
- Witajcie przybysze w moim lesie. Szukacie czegoś? A może waście się zgubili?
Gdy się odwrócili dostrzegli białego jelenia wyglądającego niczym jeden z najzdrowszych okazów widzianych, jeśli kiedykolwiek widzianych, w ich życiu. Jako że brakowało na nim jeźdźca to wyglądało na to, że to on mówił.
Złote oczy rozwarły się szeroko z zaskoczenia, gdy Shalia lustrowała stworzenie wzrokiem. Była tak zdumiona, że przez chwilę zupełnie zapomniała języka w gębie. Do tej pory myślała, że ten las jest całkowicie normalny i tylko zima przyszła nagle na ten obszar. Tymczasem im bardziej się weń zagłębiali, tym bardziej czuła się tu nie na miejscu.
- Witaj, nieznajomy - zaczęła niepewnie, przełykając ciężko ślinę.
Duch lasu? Strażnik?, pytania przemykały przez jej głowę.
Opuściła łuk, nie chcąc stanowić zagrożenia dla tej pięknej istoty.
- Szukamy bandytów. Ludzi prawdopodobnie. Napadli na karawanę mojego znajomego - powiedziała ostrożnie, uznawszy, że lepiej nie kłamać przed kimś tak niezwykłym.
- Tu zaprowadziły nas ich ślady - wskazała słabo widoczny trop. - Mam nadzieję, że nie naruszyliśmy praw twej domeny.
Darvan nie odzywał się. To jednak nie mówiący jeleń był tego powodem, chociaż - trzeba przyznać - z tego typu przypadkiem się nie spotkał. Skoro jednak Shalia zabrała głos, to on ograniczył się tylko do skinięcia głową.
Jeleń potrząsnął głową i przyglądnął się łowczyni. Podszedł odrobinę bliżej i przystanął właściwie niecały metr przed nią.
- Ma domena została przez was naruszona, więc muszę się zapytać kim jesteście i dokąd zmierzacie, gdyż bandytami mogę nazwać was oraz ich, skoroście ważyli przekroczyć mą granicę - powiedział powoli - Ślady są tu moje i tych dwunożnych istot. Droga kręta prowadzi do końca. Odpowiedzcie na me pytania, a uraczę was odpowiedziami, jeśliście skorzy do rozmowy.
Łowczyni nigdy nie widziała piękniejszego zwierzęcia. Podziwiała jego lśniące, inteligentne oczy, połyskujące chrapy i białą jak śnieg sierść. Skoro już zaczęła rozmowę, to postanowiła ją kontynuować. I tak prawie wszystko musiała robić sama.
- Jestem Shalia, tropicielka z Heldren. To Darvan i Aula, moi towarzysze - odparła, choć nie była pewna, czy takiej odpowiedzi oczekuje jej rozmówca. - Zmierzamy po śladach tych dwunożnych istot, aby znaleźć odpowiedzi na inne pytania, które wloką się wraz z nami.
- Skoro to twoja domena - dodał Darvan - to może powiesz nam, jak daleko sięgają jej granice? Łamanie prawa nie jest naszym zamiarem, chociaż chcemy pomóc tym, co zostali napadnięci i uwięzieni.
- Ma domena jest tym wszystkim, po czym teraz stąpacie. Nawet pokryta śniegiem moją jest, gdyż jest częścią natury - odparł niezmiennym tonem, przez co wydawało się, że miał również nieskończone pokłady cierpliwości - Powiadasz kobieto, żeś tropicielem jest. A twoi towarzysze?
- Jestem magiem - odpowiedział Darvan - Aula zaś jest wyrocznią życia.
Shalii coś tu bardzo nie pasowało. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, o co chodzi. Głos jelenia zdawał się dobiegać znad niego, znad jego głowy konkretnie. Poczuła... rozczarowanie. Naprawdę uwierzyła, że spotkali wyjątkowe zwierzę-strażnika.
- Możesz się nam pokazać. Nie zrobimy ci krzywdy. Nie atakujemy, jeśli sami nie jesteśmy atakowani - odezwała się łagodnym tonem, przenosząc wzrok gdzieś nad pysk jelenia.
Nastała chwila milczenia ze strony zwierzęcia. Wtem zza jego pleców rozległ się piskliwy głos, którego efektem był zwinny manewr parzystokopytnego. Można rzecz, że wręcz odskoczył do tyłu odwracając się jednocześnie, a następnie zaczął biec między drzewami uciekając.
- Może jednak z nami porozmawiasz? - rzucił Darvan w stronę źródła głosu.
- Wydaje mi się, że cokolwiek to było, to już uciekło - stwierdziła Aula rozglądając sie powoli na boki.
- Szkoda - odparł Darvan. - Może by nam udzielił paru informacji.
Rozejrzał się dokoła, po czym spojrzał na Shalię.
- Do tej strażnicy to w którą stronę? - spytał.
Tropicielka popatrzyła za znikającym między drzewami zwierzęciem. Wzruszyła lekko ramionami. Przynajmniej ich nie zaatakowało, czymkolwiek to niewidzialne było.
- Tędy chyba - poprowadziła ich maleńką drużynę lewym śladem.
Szli może minutę, kiedy usłyszeli głośne przekleństwo, które ewidentnie należało do Anmara. Dobiegało z prawej strony. Biegł przerażony między drzewami, aż wypadł przed drużyną. Zasapany poczekał chwilę, aż odzyska oddech i przemówił:
- Bobry! Widziałem śpiewające bobry! Niechaj bogowie mają nas w opiece!
- Opanuj się, Anmarze - powiedział Darvan. - I bądź cicho. Oszukano cię. Przed chwilą widzieliśmy mówiącego białego jelenia. Ktoś, jakiś sztukmistrz czy magik, usiłował nas oszukać. Na szczęście Shalia odkryła to oszustwo.
Łowczyni spokojnie odłożyła łuk i dobyła miecza. Skierowała go w stronę Anmara, przyglądając mu się podejrzliwie.
- Skąd się tu wziąłeś? - Po porannym wybryku już zupełnie mu nie ufała.
Pobiegł za jakąś nadobną panienką, która się później nagle zaminiła w stado bobrów?, pomyślał Darvan.
- Nie wiem do cholery! Kiedy się obudziłem, to widziałem śpiewające bobry! - odpowiedział głośno. W jego oczach ewidentnie widać było jakiś rodzaj przerażenia.
Shalia nie opuściła miecza. Strach, który widziała u Anmara, nie przekonał jej jeszcze wystarczająco.
- Czyli ktoś wszedł do jaskini, podczas czyjejś warty, i tak po prostu zabrał Cię stamtąd, nie budząc nikogo? - zapytała z wyraźnym niedowierzaniem w głosie.
Chwila milczenia. Awanturnik teraz bardziej lękał się broni łowczyni, niż “śpiewających bobrów”. Aula po chwili się odezwała.
- Ja… Czuwałam całą noc, ale nikogo nie widziałam - rzekła zdecydowanie przejęta.
- No, słucham? - Shalia ponagliła Anmara. - Coś na swoją obronę?
Nic, nawet noża, pomyślał w imieniu Anrara Darvan. Nie odezwał się jednak ani słowem.
- Nic, nawet noża - powiedział człowiek jakby czytając myśli maga. - Do tej pory byłem przydatny, a w tym momencie nie mam nawet broni, bo wszystko zaginęło. Myślę, że możesz opuścić tą broń, skoro i tak nie mam się czym bronić.
- Jeśli się bardzo pospieszysz - powiedział Darvan - to zdążysz wrócić do jaskini. Tam zostały twoje rzeczy.
Dziewczyna wahała się chwilę, ale w końcu opuściła broń. Dotarło do niej, że gdyby Anmar chciał ich zaskoczyć i zrobić im krzywdę, mógł to zrobić w dużo bardziej przemyślany sposób.
- Niech ci będzie - mruknęła pod nosem. - Pójdę z tobą. Możemy spotkać kolejnych zimotkniętych, a - jak już wiemy - nie wszyscy są przyjaźnie nastawieni i ograniczają się do gadających jeleni i śpiewających bobrów - stwierdziła.
Następnie zwróciła się do Darvana i Auli:
- Wiem, że warunki są trudne. Sądzę jednak, że nie powinniśmy się rozdzielać. Będzie lepiej, jeśli pójdziemy wszyscy, ale to wasza decyzja ostatecznie.
- Myślałem dokładnie o tym samym - powiedział mag. - Nie powinniśmy się rozdzielać. Wracajmy.
Shalia uśmiechnęła się lekko na słowa maga i skinęła głową.
Jaskinie za bardzo się nie zmieniły. Tak właściwie to wcale. Anmar z wyraźną ulgą wziął swój sprzęt, po czym drużyna ruszyła w dalszą drogę.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”

Ostatnio edytowane przez Kerm : 24-09-2015 o 20:22.
sheryane jest offline