Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-09-2015, 20:32   #69
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Dziewczynie spadł kamień z serca, gdy zobaczyła naburmuszony gadzi namiocik jakbym aktualnie był Nveryioth.
~ Jak dobrze, że nic ci nie jest… gdzie są wszyscy? ~ przeszła od razu do konkretów, przytulając się do twardych i zimnych łusek.
~ Na zewnątrz… pchają sterowiec, gdzie byłaś jak cię potrzebowałem? Nigdy cię nie ma. Nigdy… za to ja mam być na każde twoje zawołanie… ~ ponury syk, rozbrzmiał w głowie tancerki i przyprawił ją o mały dreszczyk. Zły znak… Nveryioth był zły… bardzo… to znaczy, właściwie to zawsze był zły ale teraz… teraz to był wściekły.
~ Było straszne zamieszanie na górze… przepraszam, śpieszyłam do ciebie jak najszybciej. Co się stało? ~ przyjęła służalczą pozę, gotowa przyjąć na siebie każdy cios. Niestety smok milczał, co tylko przerażało tancerkę, ponieważ oznaczało to najskrajniejsze, negatywne emocje u jej latającego towarzysza. Wiedziała, że Nvery jest przeczulony na swoim punkcie… nie tylko dlatego, że był najsłabszy czy najchudszy w gnieździe… jako smok nie mógł nawet polegać na swoim nadnaturalnym oddechu. Byli do siebie tacy podobni… oboje w pojedynkę bezużyteczni, razem tworzący fascynujący i niebezpieczny duet.
~ Chcesz lecieć i pomóc reszcie w holowaniu statku? ~ zapytała po dłuższej chwili milczenia ~ Polecę razem z tobą… wiatr jest silny, ale damy rade ~ odparła pokrzepiająco ~ W razie co… zwalisz winę na mnie ~ uśmiechnęła się i cmoknęła gada z plecy do których się przytulała.
~ Nie… niech się udławią ~ mruknął smok ~ Bez rozkazu nie będę z nimi przebywał… ~
~ Jak chcesz… ~ odparła polubownie i spojrzała na Jarvisa
- Smoki poszły holować sterowiec, co robimy?
- Porwinnśmy... sprróbować złarpać tego uciekinierra.- ocenił czarownik spoglądając na odlatującą lotnię.- Bo potemr, nie bęrdzie jużr okarzji. Myrślisz, że Nverryioth uniersie nasr oboje?
- Arre? - Chaaya przekręciła głowę nie wiedząc o co chodzi - Chyba byłam zbyt pochłonięta rozmową... - urwała zmieszana, zaraz jednak się zreflektowała i klepnęła zielonosłukiego, który powoli zaczął się rozprostowywać i przeciągać.
- Za kogo ty mnie bierzesz... - nadymał się Nvery łypiąc ślepiami na Jarvisa, widać było, że dotknęło go pytanie maga. ~ Nie lubie go ~ syknął do Chaai.
~ Ty nikogo nie lubisz ~ odparła tancerka, unikając nakrycia długaśnym skrzydłem.
- Jak bardzo boisz się lotów ekstramalnych? - spytała się towarzysza podczas wspinaczki na siodło - Pogoda nie sprzyja, biędziemy musieli wystartować w dość nietypowy sposób...
- Latarm na Gordivie... A ona... cóż... urwielbia się porpisywać.- stwierdził Jarvis stukając w cylinder i sprawiając, że cały jego strój stał się mocno przylegającym do ciała skórzanym strojem, sam kapelusz stał się opaską, a okulary goglami.- Lorty ekstrremalne, to żardna norwość dla mrnie.
Po tej metamorfozie przywołał do ciebie Gozreha i... odwołał go tak jak to uczynił ostatnim razem. Kotek się po prostu rozmył całkiem.
~ Jak tam sobie chcesz... ~ skwitowała czarownika z tajemniczym uśmieszkiem. Pogłaskała szczerzącego kły smoka, po czym machnęła na Jarvisa. - Wskakuj, tylko pamiętaj, że cie ostrzegałam. Musisz się mocno trzymać i zdać się całkowicie na taktykę Nveryiotha. Jeśli będę krzyczeć, nie zwracaj na to uwagi... czasem puszczają mi nerwy. - uśmiechnęła się przepraszająco i zrobiła trochę miejsca na siedzisku.
Jarvis skinął w milczeniu głową i wdrapawszy się na siedzisko tuż za Chaayę, mocno objął ją w pasie i przytulił się do niej.
-Nro to... rruszajmy?- spytał retorycznie.
Smok przez chwilę stał nieruchomo jakby się wahał. Chaaya go jednak nie popędzała, a jedynie mocniej skuliła się w siodle, domyślając się co zaraz nastąpi. Za chwilę znajdzie się w samym centrum burzy, jak szmaciana laleczka niezdolna do żadnego ruchu, targana przez wiatry we wszystkie strony świata. Nie będzie w stanie się ruszyć. Nie będzie mogła oddychać. Wzrok i słuch się całkowicie wyłączą i tylko bicie serca będzie jej przypominać, że jeszcze żyje. Jeszcze.
Nveryioth przesunął się powoli w kierunku krawędzi sterowca. Poruszał się powolnym, zygzakowatym ruchem cielska, niczym pustynna żmija poszukująca ofiary. Najpierw wysunął długi pysk i skierował go w dół jakby wyglądał by podziwiać morskie fale pod sobą. Powoli z krawędzi ześlizgiwała się szyja i chuda pierś smoka, i na chwilę mag i tancerka, poczuli jakby zawiśli nad krawędzią, wiedzieli, że upadek jest nieunikniony. Gdy smok nie miał już sposobności podpierać się przednimi łapami, odbił się z całej siły tylnymi łapami, by wpaść w objęcia rozwichrzonej czeluści. Spadali.
Jeźdźcy czuli, jak ich ciała niebezpiecznie unoszą się w powietrzu, naciągając liny, którymi byli przypięci do siodła. Choć w uszach słyszeli przeraźliwy ryk burzy i szalejących wiatrów, mieli wrażenie, że podskórnie słyszą jęki strzemion, które nie wytrzymują ogromnego napięcia. Już dawno przestali walczyć choć o łyk powietrza, nie mieli szans z szalejącą siłą. Byli całkowicie zależni od woli i umiejętności smoka, ten jednak uparcie spadał w dół. Niczym zapalona pochodnia rzucona w trzewia studni, by sprawdzić głębokość tunelu, szarpany jeno na boki przez co silniejsze podmuchy zasysanego do centrum wiru powietrza.
Rozszalałe morze z przerażającą prędkością śpieszyło im na spotkanie, a co najgorsze Nvery nie robił nic, by coś z tym zmienić. Chaaya nie wytrzymała i otworzyła oczy. Woda była prawie że na wyciągnięcie ręki, chciała krzyknąć, ale było to niemożliwe. Przerażona wizją upadku zacisnęła powieki w tym samym momencie, gdy jej wierzchowiec rozsunął z jednej trzeciej, do dwóch trzecich rozpiętości, skrzydła, wygiął cielsko w górę i pruł niesiony siłą rozpędu tuż nad wzburzonymi falami morza, starając się wyrwać z morderczej pułapki.
Słona bryza zmoczyła doszczętnie towarzyszy, którzy na chwilę mogli swobodniej odetchnąć. Oddalali się od centrum burzy i od statku, niesieni gdzieś nie wiadomo gdzie. Wir pozostał za nimi, choć nadal odczuwali zasysające wszystko podmuchy.
Gdy smok poczuł, że traci na prędkości, załopotał skrzydłami, ogromnymi skrzydłami. Jarvis i Chaaya zostali dosłowni wbici w grzbiet smoka, jakby zostali przysypani śnieżną lawiną. Rozpłaszczeni niczym dwie płaszczki, nie byli w stanie stwierdzić, na jakiej są teraz wysokości, nie byli w stanie tego zweryfikować bez jakiegoś punktu zaczepiania, a aktualnie nie mogli ruszyć nawet najmniejszym palcem u ręki.
~ Zaraz będzie po wszystkim ~ zakomunikował obojgu gad, rozwiewając wszelkie niepewności. Mylił się... ale o tym cała trójka miała się dopiero przekonać.

Gdy mag jak i bardka poczuli, że siła odśrodkowa zelżała i mogą się wyprostować. Smok rozprostował i napiął skrzydła, tworząc z siebie żywy latawiec, który wznosił się leniwie, uderzając skrzydłami od czasu do czasu, by zwiększyć wysokość. Szybowali. Wysoko, coraz wyżej…
Dziewczyna westchnęła ze zdziwienia i zaskoczenia, widząc jak wysoko się znajdują. Byli o wiele za wysoko, powietrze było rozrzedzone choć nie niebezpieczne dla człowieka i lodowate niczym płynny lód, który mroził wszystko na swojej drodze.
Jarvis przyjmował sytuację dość spokojnie. Może dlatego, że zawsze chodził opatulony.
Sięgnął po kompas ukryty w kieszeni i rzekł.- Latarwiec kierrował się na wschódr, powinnryśmy... ocho.. nierdobrze.-
Dziewczyna nie odezwała się ani słowem, za to Nveryioth, ponaglił maga by precyzował jaśniej swoje myśli. Dalej nie rezygnował z tonu naburmuszonego kotka.
- Irgła warriuje.. czarsem jest efektr nagrromadzenia metalru, czarsem... margii. Coś...-nie zdąrzył powiedzieć, bo nagle olbrzymia siła... potężny podmuch uderzył w smoka wytrącając go z równowagi, ogłuszając nieco... i co gorsza zrzucając oboje jeźdźców.
A potem.. ogłuszający ryk... jak by tysięcy smoków. Fala zmiotła i Nveryiotha i dwójkę jego jeźdźców. Ogłuszony smok z trudem łapał równowagę, a Chaaya i Jarvis spadali w dół z dużą prędkością. Czarownik jakoś nie przejmował się jednak tym gwałtownym upadkiem wprost objęcia wodnego grobu i oplótł mocno bardkę tuląc ją do siebie mówiąc.- Trzymajr się mnier morcno.
Chaaya z przerażenia wczepiła się w Jarvisa niczym małe zwierządko wczepia się w futro matki. Była tak przestraszona, że zapomniała otworzyć ust by krzyczeć, przez co wydawała stłumiony pisk zza zagryzionych ust.
Po kilkunastu metrach przebytych z olbrzymią prędkością, obrączka na palcu Jarvisa zabłysła i prędkość opadania zmalała znacząco. Zupełnie jakby byli piórkami opadającymi na ziemię. To pozwoliło Nveryiothowi do nich dotrzeć. Smok był sfatygowany i wyraźnie wykończony. Potrzebował odpoczynku... Dobrze, że spadali akurat na archipelag wysp.
Zielonołuski gad, nie chcąc ryzykować kolejnym upadkiem jeźdźców, pochwycił ich ciała jak zawiniątko po czym spiralnym lotem opadającym, kierował się na wysepkę.
~ Nie wiem co to było... ale tego nie lubię... ~ odezwał się bardzo speszonym i przestraszonym tonem do swojej partnerki, która jednak była w zbyt wielkim szoku, by jakkolwiek zareagować. Chaaya była niczym worek treningowy dla swojego wierzchowca, jednakże nigdy ale to przenigdy nie miała doczynienia z upadkiem z siodła.
- To bryło narwet... zabaw...- wydawało się, że Jarvisem naprawdę ciężko wstrząsnąć. Powoli ułożył dziewczynę na plaży i rozejrzał się mówiąc do smoka.- Jesterśmy dalreko od naszyrch. Nie sięrgam Godivry.
Sama plaża była dość ładna.


Duża piaszczysta i porośnięta na obrzeżach tropikalną roślinnością. Co więcej oferowała całkiem sporą jaskinię dla Nveryiotha, który potrzebował czasu na rekonwalescencję, zanim ponownie poderwie się do lotu.
Smok jednak skupiony był bardziej na swojej partnerce, która leżała nieruchomo na piasku. Z ust sączyła się cieniutka stróżka krwi, były przegryzione. Nverioth trącił Chaayę pyskiem po czym ułożył się koło niej. Zwinął w kłebek otulając ją ogonem i nakrył skrzydłem, jakby chowając ją przed całym światem. Jarvis został na pewien czas sam.
- Takr więcr...- mruknął do siebie Jarvis stukając palcem opaskę i przywracając swemu ubiorowi zwyczajowy wygląd.Rozejrzał się dookoła, sięgając po kompas. A następnie samotnie ruszył w kierunku mrocznej czeluści jaskini. Po drodze rozświetlił magicznym światłem czubek swej laseczki czyniąc ją magiczną pochodnią. I znikł w niej.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline