Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-09-2015, 20:09   #143
Hazard
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
„[…]żadna wolność nie może się równać ze swobodą człowieka, który jest wiecznie niedoceniany[…]”
Scott Lynch – Kłamstwa Locke'a Lamory


33 Pflugzeit 2515 KI, Festag, słoneczne popołudnie

turniej rycerski


Opowieści o bohaterach zazwyczaj przebiegały w ten sposób. Dzielni mężowie, odziani w błyszczące zbroje toczyli zacięte pojedynki, na oczach wiwatującego tłumu. W miejscach takich chór i wrzawa roznosiły się na kilometry, gdyż zwykli ludzie za wszelką cenę pragną być, choć w niewielkim stopniu, częścią opowieści roznoszonej na ustach bardów. Wpatrując się w nich, niczym w uosobienie wszechpotężnych bóstw, wszyscy w głębi serca targani byli żalem, że to nie oni stoją teraz na placu boju i to nie ich imiona wykrzykuje opętańczo tłum. Żaden z nich nie mógł mieć pojęcia, iż akty owej świetności i piękna są jedynie drobnymi opiłkami złota. Jednak gówno pozostanie gównem, niezależnie od tego ile złota zostanie w nie wetknięte.

Władza, bogactwo, chwała. Ile trzeba poświęcić, ile zniszczeń trzeba dokonać, ile cierpień trzeba doświadczyć, by móc przez krótki moment otrzymać jedną z tych rzeczy? Czy nawet największe ambicje nie zwiędną pod ciężarem wymagań, potrzebnych do ich zaspokojenia? Czy to wszystko było tego warte?

Stojący na uboczu mężczyzna znał odpowiedź. Przeszedł dostatecznie wiele przez ostatnie miesiące by ją uzyskać. Jadł wieczerze z nikczemnym księciem. Spędził trzy dni w lochu, bez jedzenia ani wody. Widział jak miejsce, w którym się narodził, ogarnia chaos, wywołany przez rządnych władzy głupców. Został zmuszony do ucieczki, przed złem, z którym nie miał nic wspólnego. Rozpaczliwie starał się przeżyć napaści bezwzględnych zielonoskórych. Dziki lud olbrzymów pragnął urżnąć mu palec. Samotny i wyczerpany leżał ze strzałą w ramieniu, pośrodku leśnej gęstwiny, błagając by kres jego cierpień nadszedł czym prędzej. Plugawe koszmary nawiedziły go nieopodal grobowca chaosu i zbezcześciły jego umysł. Był świadkiem działania niszczycielskiej potęgi magów, którzy postanowili przekroczyć wszelkie granice. I o mało co nie został na wieki przeklęty, przez jakiegoś pieprzonego ducha.

I czy pełna sakiewka była tego warta? Patrząc na nią, Volker o mało co się nie roześmiał. Nie był bohaterem czy nawet awanturnikiem. Żadna pieśń nie miała wychwalać jego mężnych czynów i dokonań. Nie pragnął życia w luksusach, ani stać u szczytu władzy. Być może jego towarzysze mają w sobie siłę, by stawić czoła wszelkim trudom i przeszkodom, byleby wspiąć się na szczyt. Ale nie on.

Zwiadowca… Były zwiadowca, rzucił ostatnie spojrzenie na Zygfryda i resztę awanturników stojących na trybunach, po czym bez słowa odwrócił się. Cień szczeknął, żegnając się ostatecznie z byłymi towarzyszami, i ruszył za swoim panem. Oboje opuścili przedstawienie, nie zwracając na siebie uwagi. Tak było lepiej. W końcu nie byli bohaterami. Teraz mogli odejść w spokoju. Naprawdę wolni.

 

Ostatnio edytowane przez Hazard : 27-09-2015 o 20:13.
Hazard jest offline