Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-09-2015, 18:15   #141
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Przyjaźniejsze powitanie mieli w osadzie Leśnych Ludzi.
Takie przynajmniej wrażenie odniósł Reiner, gdy spotkanie z baronem się zakończyło.
Baron Melf był nienormalny, jego dzielni rycerze zdawali się być ciężko myślącymi osobnikami, zaś tutejszy mag był zarozumiałym dupkiem, który zdawał się nienawidzić wszystkich przedstawicieli tejże samej profesji... i cieszył się z każdej okazji, gdy mógł pokazać swoją nad nimi wyższość.
Od takiego towarzystwa najlepiej było trzymać się z daleka.
Niestety, realizacja takiego planu musiała poczekać, bowiem każdy, kto by spróbował teraz odjechać, skończyłby z paroma bełtami w plecach.

Mieszkańcy wioski, przynajmniej ci, co odwiedzili "Błędnego Rycerza" i skupili się wokół Zygfryda, zdawali się być bardziej przyjacielscy. No i zdecydowanie otrzaskani w sprawach rycerskich, przynajmniej jeśli chodzi o ekwipunek. Za to zdecydowanie nie umieli przegrywać, a ich stosunek do tych, co interesowali się tutejszymi pięknościami, był zdecydowanie szkodliwy dla zdrowia, o czyn bardzo boleśnie przekonał się Samuel.
Czy tylko wioskowy osiłek żywił takie uczucia, tego Reiner nie wiedział, ale wolał nie zdobywać tej wiedzy płacąc za to własną skórą.
A że niektórzy nie żywili przyjaznych uczuć do jego kompanów (przynajmniej niektórych) widać było po podejrzanym przedmiocie, magicznym zapewne, który ktoś podrzucił Samuelowi. Oznaką przyjaźni z pewnością to nie było. Gdyby ktoś chciał ostrzec Samuela, dać mu do zrozumienia, by nie robił żadnych głupot, obyłoby się bez przeklętej magii.
Zapewne Arab maczał w tym swe łapska...

Po śniadaniu Reiner pokręcił się po wiosce, usiłując (nienatarczywie) zdobyć nieco informacji o okolicy, tudzież możliwościach zapolowania na jakąś zwierzynę. Oczywiście jeśli nie będzie to kolidować z jakimiś zarządzeniami jaśnie pana barona...

Turniej jako taki niezbyt Reinera interesował, bo co jest ciekawego w tym, że dwa zakute w stal osiłki okładają się tępymi kopiami.
No i nie był tępym wieśniakiem, dla którego występ paru cyrkowców stanowi ósmy cud świata.
Jedyne, co go ciekawiło, to jak się zakończy pojedynek Zygfryda i pana barona.
Tudzież jakie będą jego skutki.
Oczywiście dopingował swego kompana, ale jedynie w duchu. Nie miał zamiaru ani wydzierać się "Zygfryd! Zygfryd!", ani też stawiać na niego srebra czy złota. Przegrana nie dawała żadnego zysku, zaś wygrana... Mogło się okazać, ze wygranej nie da się odebrać.
 
Kerm jest offline  
Stary 26-09-2015, 14:56   #142
 
Fyrskar's Avatar
 
Reputacja: 1 Fyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputację


32 Pflugzeit 2515 KI, Angestag, spokojne południe

gospoda Wiggenhagenów, wioska Steinhöring w baronii Schrötera, na północ od wzgórz Varenka


Wczesnym popołudniem w karczemnej izbie, szerokiej jak ćwierć jej długości, niewielu można było znaleźć gości, pora bowiem to była pracy, a leniwych i nierobotnych żaden pan nie ceni sobie wysoko. By mieć dla rodziny kaszę i wełniane koce, człek wagabundą nie będący znaleźć sobie musiał zajęcie. To zaś zwykle łączyło się z brakiem możliwości raczenia się piwem i baraniną, zagryzaną chlebem. Tak więc Franz-Josef Moormann był ewenementem i sylwetką w izbie jedyną, dopóki progu karczmy nie przekroczył krasnolud.

- Mogę się dosiąść?

- Ze znawstwem stwierdzić mogę - Moormann uniósł głowę znad miski i zatoczył łyżką krąg. - że wiele tu pustych ław, a tłoku nie ma tu nijakiego. Czyżby przywiódł cię do mnie interes, a do karczmy przybyłeś nie mając na celu posilenia się?

- Niezawodnie.

- Potrzebny ci więc ochroniarz?

- Trafiłeś bez pudła. - Krasnolud dłonią skinął Wiggenhagenowi, poprosił go do siebie uprzejmie unosząc się z miejsca. - Poproszę cię, byś dolewał nam, póki rozmowa trwa. Dla mnie kufel, a dla ciebie moneta. - przekazał staruszkowi kilka dźwięczących wdzięcznie szylingów.

- Masz dla mnie pieniądz, którym możesz opłacić moje ramię? - Josef zainteresował się, acz bez rozemocjonowania się, fachowo odchylił się i zmierzył rzemieślnika przenikliwym spojrzeniem, spod którego wyzierała jakaś skryta melancholia, łatwa do dojrzenia przez człowieka empatycznego. Mężczyzna dokończył posiłek, a Thurin poczekał odpowiedzią. Oblizawszy łyżkę, ochroniarz skinął głową, przyzwalając na kontynuowanie dyskusji.

- Mam, o zapłatę nie musisz się kłopotać.

- Nie znam jednak jej wartości. - Wojak uchylił głowy przez oberżystą, dolewającym mu trunku do naczynia. Thurin uczynił to samo.

- Podobno sprawnie bronią władasz, a ceniony jesteś za słowność. Czy więc trzy korony nie były by odpowiednią zapłatą za każdy tydzień twej pracy?

- A czym się trudnisz? Wiem, że ludzie cenią cię za twoją pracę i chęć bezinteresownej pomocy, z tego jednak miałbyś strawę i ciepły kąt, nie zaś złote monety.

- Jestem awanturnikiem, choć wygląda na to, że już nie wagabundą. Planuję tu z resztą mych kompanów osiąść. Jeśli czarnemu rycerzowi, Zygfrydowi, uda się pobić w pojedynku pana tych ziem, liczyć będziemy mogli na więcej.

- Wyglądasz jednak, mimo profesji, jaką jest, jak rozumiem, stolarz i kowal…

- Jestem kowalem run - Thurin się wtrącił. - acz i inne umiejętności posiadłem w podróży.

- To dziwny zawód, rzadko spotykany. Niezależnie jednak od tego, wyglądasz raczej na zaprawionego w bojach.

- W niejednym starciu przelałem krew i swoją i wroga, mógłbym bajać i gawędzić o mych przygodach przez wiele wieczorów. Silne ramię u boku jednak jest przydatne każdemu wojownikowi.

- Tyle mi wystarczy, jeśli idzie o słowa wyjaśnienia. Inną sprawą jest żołd.

- Zapłacę ci cztery korony, za tydzień. W zamian za to, co wchodzi w zakres obowiązków każdego ochroniarza.

- Zgoda.

Stuknęli się kuflami.

 

Ostatnio edytowane przez Fyrskar : 26-09-2015 o 18:59.
Fyrskar jest offline  
Stary 27-09-2015, 20:09   #143
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
„[…]żadna wolność nie może się równać ze swobodą człowieka, który jest wiecznie niedoceniany[…]”
Scott Lynch – Kłamstwa Locke'a Lamory


33 Pflugzeit 2515 KI, Festag, słoneczne popołudnie

turniej rycerski


Opowieści o bohaterach zazwyczaj przebiegały w ten sposób. Dzielni mężowie, odziani w błyszczące zbroje toczyli zacięte pojedynki, na oczach wiwatującego tłumu. W miejscach takich chór i wrzawa roznosiły się na kilometry, gdyż zwykli ludzie za wszelką cenę pragną być, choć w niewielkim stopniu, częścią opowieści roznoszonej na ustach bardów. Wpatrując się w nich, niczym w uosobienie wszechpotężnych bóstw, wszyscy w głębi serca targani byli żalem, że to nie oni stoją teraz na placu boju i to nie ich imiona wykrzykuje opętańczo tłum. Żaden z nich nie mógł mieć pojęcia, iż akty owej świetności i piękna są jedynie drobnymi opiłkami złota. Jednak gówno pozostanie gównem, niezależnie od tego ile złota zostanie w nie wetknięte.

Władza, bogactwo, chwała. Ile trzeba poświęcić, ile zniszczeń trzeba dokonać, ile cierpień trzeba doświadczyć, by móc przez krótki moment otrzymać jedną z tych rzeczy? Czy nawet największe ambicje nie zwiędną pod ciężarem wymagań, potrzebnych do ich zaspokojenia? Czy to wszystko było tego warte?

Stojący na uboczu mężczyzna znał odpowiedź. Przeszedł dostatecznie wiele przez ostatnie miesiące by ją uzyskać. Jadł wieczerze z nikczemnym księciem. Spędził trzy dni w lochu, bez jedzenia ani wody. Widział jak miejsce, w którym się narodził, ogarnia chaos, wywołany przez rządnych władzy głupców. Został zmuszony do ucieczki, przed złem, z którym nie miał nic wspólnego. Rozpaczliwie starał się przeżyć napaści bezwzględnych zielonoskórych. Dziki lud olbrzymów pragnął urżnąć mu palec. Samotny i wyczerpany leżał ze strzałą w ramieniu, pośrodku leśnej gęstwiny, błagając by kres jego cierpień nadszedł czym prędzej. Plugawe koszmary nawiedziły go nieopodal grobowca chaosu i zbezcześciły jego umysł. Był świadkiem działania niszczycielskiej potęgi magów, którzy postanowili przekroczyć wszelkie granice. I o mało co nie został na wieki przeklęty, przez jakiegoś pieprzonego ducha.

I czy pełna sakiewka była tego warta? Patrząc na nią, Volker o mało co się nie roześmiał. Nie był bohaterem czy nawet awanturnikiem. Żadna pieśń nie miała wychwalać jego mężnych czynów i dokonań. Nie pragnął życia w luksusach, ani stać u szczytu władzy. Być może jego towarzysze mają w sobie siłę, by stawić czoła wszelkim trudom i przeszkodom, byleby wspiąć się na szczyt. Ale nie on.

Zwiadowca… Były zwiadowca, rzucił ostatnie spojrzenie na Zygfryda i resztę awanturników stojących na trybunach, po czym bez słowa odwrócił się. Cień szczeknął, żegnając się ostatecznie z byłymi towarzyszami, i ruszył za swoim panem. Oboje opuścili przedstawienie, nie zwracając na siebie uwagi. Tak było lepiej. W końcu nie byli bohaterami. Teraz mogli odejść w spokoju. Naprawdę wolni.

 

Ostatnio edytowane przez Hazard : 27-09-2015 o 20:13.
Hazard jest offline  
Stary 29-09-2015, 01:35   #144
Dnc
 
Dnc's Avatar
 
Reputacja: 1 Dnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputację
Roran poużywał sobie trochę życia w karczmie. Mógł w spokoju się wyspać i napić. W międzyczasie wyrżnął ręką jakiegoś zbyt pewnego siebie osiłka o blat stołu. Dzięki temu czynowi jednocześnie wylał trochę tych sików, które w tym zakątku świata nazywano piwem jaki pokonał "na rękę" jedynego chętnego przeciwnika. Na pieniądze nawet nie spojrzał ale od razu wrzucił je do plecaka.
Zawierucha jaka nastała jeszcze tego samego wieczoru i w którą został wciągnięty Samuel ani na chwilę nie poderwała byłego Strażnika Górskiego na nogi. Po pierwsze wiedział, że chłop to nie jest przeciwnik z którym należy się mierzyć a po drugie chciał zobaczyć złodzieja w akcji. Tym bardziej się zdumiał, że ktoś tak mało wytrzymały, padający po jednym ciosie, zainteresował jego towarzyszy i był teraz obecny w ich awanturniczej drużynie....
~Jest co raz gorzej......- pomyślał - niedługo to tylko dwóch nas będzie umiało trzymać broń...


Mimo, że turniej wcale go nie interesował wyruszył razem ze wszystkimi by nie okazać braku szacunku dla umiejętności walki Zygfryda. Bo tego nie można było mu odmówić. Dobrze natomiast, że nikt syna Utha nie pytał o zdanie na temat tego czy aby dobrze czyni. Znając życie nie byłyby to miłe i pozytywne słowa.
Roran po upadku rycerza bez słowa dalej patrzył na pojedynek starając się zrozumieć i przewidzieć kolejny atak barona
 
Dnc jest offline  
Stary 06-10-2015, 12:53   #145
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
32 Pflugzeit 2515 KI, Angestag, pochmurny poranek

las nieopodal wioski Steinhöring, baronia Schrötera, na północ od wzgórz Varenka

Strzała uderzyła w pień drzewa i pozostała tam drgając. Samuel zesztywniał na moment ze strachu, a potem, odrzuciwszy łopatę, poderwał się z ziemi, rozejrzał wokoło. Wysilał swoje zmysły, by usłyszeć jakikolwiek dźwięk, lecz wszystko, co słyszał, to wiatr w gałęziach i śpiew ptaków. Przyjrzał się czarnym lotkom przymocowanym do drewna strzały. Czuł mrowienie między łopatkami, przeczuwając niebezpieczeństwo. Spodziewał się w każdej chwili, że znajdzie tam strzałę.

- To był strzał ostrzegawczy - rozległ się szorstki i nieokrzesany głos. - Rzuć broń na ziemię i oprzyj się rękoma o drzewo. Co tu robisz?

Zza drzew wychylił się duży, brzuchaty mężczyzna. Ubrany był w pstrokaty zielono-brązowy płaszcz. Jego szare oczy były zimne jak stal. Miał kalafiorowate uszy niczym starzejący się gladiator, a nos był złamany i spłaszczony. Mówił jak wieśniak, ale w jego oczach była bystrość, a styl w jakim powoli cedził słowa sugerował, że jest to przebiegły człowiek sprytnie się maskujący. Zdawało się, że trudno go rozzłościć, ale Samuel zgadywał, że jeśli do tego dochodzi, nieznajomy staje się strasznym przeciwnikiem.

Samuel był zaskoczony. Musiał wcześniej kilkakrotnie spoglądać na człowieka, ale nie domyślił się, że tam się ukrywa. Łowca poruszał się niezwykle cicho jak na tak dużego człowieka. Czy mężczyzna był sam - awanturnik nie był tego pewien.

Samuel pomyślał, że sprawy łatwo mogą przybrać nieprzyjemny obrót. Poszukiwacz przygód wysilał rozum, poszukując wyjścia z sytuacji. Tutejsi ludzie zdawali się przestraszeni i podejrzliwi i niewiele trzeba, by uznali za słuszne nafaszerować go strzałami. A zaufany sługa barona, obdarzony pewnością siebie ich pana, mógł zechcieć natychmiast sprawić zadość sprawiedliwości na podległych im terenach.

- Język zawiązał ci się na supeł, włóczęgo? Gadaj! Jak cię zwą? - huknął myśliwy. Samuel słyszał za sobą miękkie kroki, czuł ostre jak sztylet spojrzenie wbite w plecy.

- A co to za cacko? - łowca musiał najwyraźniej spojrzeć w wykopany dół. - Baron powinien chyba to zobaczyć. Pójdziesz ze mną. Na kolana, muszę cię związać.

Kocurowi chwilę zajęło, żeby ogarnąć co właściwie się wydarzyło i podjąć jakąś sensowną decyzję:

- Panowie! - rozłożył szeroko ręce w powszechnie znanym geście pokojowych zamiarów - A po cóż te strzały? Ta agresja? Nie możemy przycupnąć sobie przy pniaczku i porozmawiać jak przystało na światłych i dobrze usposobionych krajan? Niedobrze byłoby sprzeniewierzyć się gościności waszego pana, którą nas tak wspaniałomyślnie obdarzył - język mu się plątał od tych ligwistycznych wygibasów, ale gra toczyła się o wysoką stawkę. Jednocześnie rozglądał się za najlepszą drogą szybkiej ewakuacji, wiedząc, że adwersarze nie znają jego atutu - szybkości i kociej zwinności. Wszak ksywa zobowiązywała.

Zbliżająca się śmierć wyostrzyła czujność Samuela. Miękkie tapnięcie stóp łowcy stającego w pewnym rozkroku zabrzmiało dla jego wyostrzonych strachem zmysłów jak uderzenie dzwonu. Usłyszał napinanie cięciwy. Nie było czasu na dalszą dyskusję. Decyzja została podjęta za niego. Łotrzyk rzucił się do ucieczki, zawijając za sobą krótką peleryną.

Myśliwy warknął pod nosem i posłał migoczącą strzałę prosto w uciekającego Samuela. Nieszczęśnik upadł na kolana, gdy pocisk wyrwał całe powietrze z jego płuc. Obserwował swoje otoczenie w ten sposób, w jaki patrzy człowiek tylko wtedy, gdy wie, że każdy jego oddech może być ostatnim. Zmuszał się do koncentracji i spokojnego oddychania, kiedy druga strzała rozcięła skórę na udzie tak boleśnie, że jęknął z bólu i zgiął się. Samuela ogarnęło nagłe otępienie. Wokół niego wygasły wszystkie dźwięki. W każdej chwili spodziewał się poczuć straszliwy ból, gdy fatalne uderzenie wytłucze z niego życie. Nie było sensu się szamotać. Najlepiej po prostu położyć się i poddać nieuniknionemu.

Samuel usłyszał świst kolejnej strzały. Wreszcie poderwał się i zaczął uciekać w stronę drzew tak prędko, jak pozwalały mu na to nogi. Zanim znikł z oczu myśliwego, grot pocisku rozerwał lewy rękaw koszuli. Wełna szybko przesiąkła głęboką czernią krwi.

Już bezpieczny, Kocur spojrzał na otaczającą go plątaninę drzew i ciernistych krzewów. Dumał jak znalazł się w owym zapomnianym przez bogów padole, tak wiele mil od swego domu, gdzie człowiek okazywał się najbardziej dziką ze wszystkich drapieżnych bestii. Przez chwilę czuł, że zagubił się w nieskończonym ogromie Starego Świata, że nie ma punktu odniesienia w czasie ani przestrzeni, że był samotny w wymarłym świecie, gdzie duchy unosiły się w wieczności uwieszone na wykutych w Piekle łańcuchach wydarzeń.



32 Pflugzeit 2515 KI, Angestag, pochmurny poranek

gospoda Wiggenhagenów, wioska Steinhöring w baronii Schrötera, na północ od wzgórz Varenka

Reiner zasłyszał, że myśliwi barona trzymali oko na wszystko w okolicznych lasach. Polowanie na zwierzynę w obrębie baronii z pewnością zostałoby uznane za kłusownictwo. Najemnik zmienił więc plany. Zatrzymywał się tu i tam, by wymienić plotki z drwalami - którzy z przenikliwością człowieka lasu badali nieznajomego - albo aby zerkać na ładne dziewczyny o orzechowych włosach, niosące wiadra wody ze studni. Zbrojny dowiedział się, że wioska na zachód stąd jest przeklęta, odkąd mieszkańcy powiesili wiedźmę. Podobno pośród opuszczonych domostw nadal można spotkać jej ducha.



32 Pflugzeit 2515 KI, Angestag, pochmurny poranek

wioska Steinhöring w baronii Schrötera, na północ od wzgórz Varenka

- Jestem Oleg. Co ja tu robię? Jestem pomiędzy skończoną a jeszcze nie rozpoczętą robotą, można powiedzieć. Miałem spotkać tu pewnych mulników i zabrać ich na wschód, ale się nie pojawili. Podobno ostatnio widziano ich w połowie drogi do Brovski. Pewnie mieli jakieś kłopoty z mułami i stracili kilka dni, a może przytrafiło im się coś gorszego. Tak czy siak, nie mogę tu czekać w nieskończoność. Jeśli masz jakąś ciekawą propozycję, chętnie jej wysłucham.

Przepatrywacz okazał się nie pogranicznikiem, a Kislevitą, co w pierwszym momencie wywołało wątpliwości u Morlanala - nie wiedział, jak przedstawiciel tego ludu zareaguje na elfa. Całe szczęście, że Oleg Kuryitsin - bo tak nazywał się przepatrywacz - okazał się osobą nie kierującą się zabobonami i przesądami i z chęcią dołączył do poszukiwaczy przygód, godząc się na zaproponowane przez czarodzieja warunki.



33 Pflugzeit 2515 KI, Festag, słoneczne popołudnie

turniej rycerski, przed pojedynkiem Zygfryda i barona

Strzyganie wznieśli swój wielki pstrokaty namiot nieopodal placu turniejowego. Od rana do zachodu słońca mieszkańcy baronii mogli w nim obejrzeć taniec z niedźwiedziem, śpiewającego psa, żonglerów, akrobatów, połykanie ognia i wiele innych. Czarodzieje zauważyli, że wśród Strzygan przebywał iluzjonista - niektóre z prezentowanych sztuczek pobudzały wiatry magii. Osobny namiot został rozstawiony dla wróżbity, którego słowa cieszyły się ogromnym posłuchem. Po każdym dniu Strzyganie zbierali się wokół wagonów, aby w swoim gronie spożyć posiłek.

Nie wyglądało na to, aby cyrkowcy byli skorzy do jakiejkolwiek współpracy. Na widok elfa o mały włos, a nie doszło do rękoczynów. W pewien sposób Felix zazdrościł im poczucia należenia do społeczności, całkowicie polegali na sobie nawzajem. O ile był w stanie stwierdzić, nikt nie wątpił w umiejętności czy lojalność wszystkich pozostałych. Zdał sobie sprawę, że to musiał być efekt życia w odizolowanym, hermetycznym społeczeństwie. Każdy znał tutaj każdego przez większość życia. Więzy zaufania muszą być twarde i silne. Aż trudno było uwierzyć, że Strzyganie zgodzili się na towarzystwo Samuela - może wróżbita szepnął coś na ucho przywódcy karawany? Może to był tylko szczęśliwy traf, a może Samuel znał kogoś ze Strzygan?

Roran, przechadzając się między atrakcjami tego miejsca, spostrzegł w jednym z namiotów strzygańskiego guślarza. Już w młodości słyszał wiele wróżb, które się sprawdziły. Po dłuższym namyśle i sprawdzeniu, czy aby na pewno w jego sakiewce pobrzękują złote korony, syn Utha zdecydował, że za długo już błąka po omacku w poszukiwaniu receptury na odtrutkę swej przypadłości. Wiedział jednak, że, jak to wróżby, dla niego samego mogą być nie do końca zrozumiałe. Na szczęście znał takiego jednego "czary-mary", co już raz się zgodził mu pomóc, a wiedział, że to człek, który słowa nie łamie.

Nie namyślając się krasnolud wyruszył w poszukiwaniu towarzysza. Odnalazł Felixa szybciej niż przypuszczał, głównie dzięki łutowi szczęścia, gdyż wśród tych tłumów niełatwo było kogoś odnaleźć. Roran podszedł bliżej i szturchnął lekko maga pokazując, że chce z nim porozmawiać na osobności. Nie wiedział, co dokładnie mu powiedzieć, gdyż nie łatwo było mu prosić o pomoc w tej sprawie, ale miał nadzieję, że kompan, który nie jedno już z nim przeszedł, zrozumie go bez dłuższego uzewnętrzniania się. Gdy odeszli trochę nie patrząc na niego, by się jeszcze bardziej nie peszyć, Roran rzekł:

- No to ten… - zaczął niepewnym głosem, po czym odchrząknął i mówił dalej. - Felixie, dawno już nic nowego nie dowiedzieliśmy się w sprawie…. w sprawie mojej choroby… wiesz tej przypadłości. I jest tu taki wróżbita…. no i pomyślałem, że można by go odwiedzić i podpytać.

Po dłuższej chwili wypocin miał nadzieję, że dla Felixa wszystko było zrozumiałe. Następnie się szybko zreflektował, poklepał po sakiewce i dorzucił jak by to wszystko tłumaczyło:

- Złoto mam!

- Cóż wolałbym bardziej naukowe podejście do problemu, ale spróbować nie zaszkodzi - Felix wzruszył ramionami. - Jeżeli jest oszustem, może będę wstanie to wykryć, w końcu przepowiednie powinny ściągnąć do siebie błękitny wiatr magii.

Awanturnicy zawitali do namiotu wróżbity. Rycerz Zygfryd, którego doświadczenie życiowe nie wymiotło do końca romantycznych ideałów, wyobrażał sobie przepowiednię jako kobietę o ponętnej figurze, z iskrzącym rubinem wetkniętym w pieniącą się wielką kaskadę czarnych włosów. Srogo się rozczarował. Strzygański wróż był smukłym mężczyzną o brązowej skórze, zaczerwienionych oczach i poplamionej siwej brodzie. Na jego ciele nie było ani odrobiny tłuszczu, a na grzbiecie miał godne pożałowania łachmany.

- Witajcie w mojej budce, w której chroniony przed najmniejszym promykiem światła zgłębiam tajemnice świata - powitał ich patetycznie Strzygan, taksując każdego od stóp do głów świdrującym spojrzeniem.

- Do rzeczy - wróż cofnął się i usiadł na fotelu, przyjmując ton wyrachowanego handlarza. Aura tajemniczości znikła. - Za dwadzieścia karli udzielam przepowiedni zrozumiałym, przejrzystym językiem, za dziesięć mówię żargonem, który czasem dopuszcza dwuznaczność, za pięć wygłaszam przypowieść, którą można dowolnie interpretować, a za jednego karla bełkoczę w nieznanym języku.

- Wysoko cenisz swe zdolności starcze - powiedział niezadowolony Zygfryd. Gdyby nie fakt, że bóstwo, w które wierzył, wspierało wróżbitów, zapewne wystrzelałby po pysku bezczelnego Strzyganina i wyszedł. Z trudem się opanował i dalej ciągnął negocjacje. - Jestem skromnym sługą Morra, który ma tu misję do wykonania, więc starcze lepiej obniż cenę zanim się zdenerwuję.

- Tajemnice świata, które tu przed wami odsłonię, są bezcenne - odparł Strzygan, odmawiając jakichkolwiek negocjacji.

- Płacimy? - Thurin zagadnął lakonicznie swoich towarzyszy. Mimo wszystko lepiej było zapłacić, jeśli liczyli na prawdziwą przepowiednię. Kiwnął kompanom dopiero co zakupionym na jarmarku jędrnym i soczystym kwaszonym ogórkiem, wyciągniętym świeżo z beczki.

- Płacimy - zgodził się Zygfryd - Ale nie próbuj nas oszukać starcze, bo znajdziemy cię nawet w piekle.

- Płacimy, płacimy - rzekł Roran, po czym szepnął do czarodzieja: - Ty mu wytłumacz, czego chcemy.

- Tak - Felix umilkł na chwilę. - Chcielibyśmy przy tym pytaniu zostać sami - czarodziej poczekał aż ten warunek zostanie spełniony. - Mój przyjaciel zapadł na pewną nieprzyjemną przypadłość i szukamy rozwiązania jego problemu. Problem w tym, że jesteśmy w martwym punkcie naszych poszukiwań i zastanawiamy się czy jesteś wstanie wywróżyć nam kierunek, prowadzący do rozwiązania tej kwestii.

- Jedno pytanie, zanim odlecisz stąd umysłem i duszą - Thurin odchrząknął. - Jesteś petru swojego taboru, czy to zaszczytne miejsce sprawuje inna osoba?

- Tak - wróżbita napuszył się jak paw. - Jestem petru - przepowiednia nie wyjawił ani swojego imienia, ani rodu karawany, widocznie w obawie przed uzdolnionymi magicznie, których najwyraźniej musiał wyczuwać. - Której z moich usług sobie życzycie?

W tych czasach, ciężkich i wypełnionych obawami, awanturnicy postępowali ścieżkami, które wybierał dla nich ślepy los. Usłyszawszy przepowiednie, poszukiwacze przygód zadumali się nad swoim zagmatwanym przeznaczeniem. Podobno śmierć Thurina miała uratować siedmiu więźniów. Roranowi pisane było pozbawienie głowy czarodzieja. Tylko którego? Araba? Czarnoksiężnika? Chyba nie Felixa? Zygfryd miał w przyszłości z powodzeniem szantażować mężczyznę zajadającego się bażantem. A Felix dowiedział się, że nie może liczyć na przewagę zaskoczenia w niedalekiej przyszłości.

Po tym jak wszyscy zebrali się do wyjścia, Morlanal wszedł do namiotu, by porozmawiać z petru.

- Chce ci jedynie powiedzieć, że nie musisz się obawiać. Szanowny Petru, Felix i ja nie życzymy źle żadnemu użytkownikowi magii. O ile nie używa jej do czynienia zła i zniszczenia. Twoja zdolności to cenny dar. Twoja rodzina ma olbrzymie szczęście. Wyczułem wśród was również prawdziwego iluzjonistę. Gdyby obdarzeni mocą z twojej rodziny chcieli zgłębić trochę wiedzy w tym zakresie. Myślę, że mógłbym pomóc. Znam zaklęcia z różnych szkół. W tym i obronne iluzje. Mam nadzieję, że wyczujesz czystość mych intencji. Nie ulegniesz stereotypom jak i ja nie uległem zjawiając się tu.

Wróżbita na zapewnienia Morlanala kiwnął ze zrozumieniem głową, jednak nie przystał na jego propozycję.

- Nie ma czasu - burknął petru. - Jutro stąd odjeżdżamy.



33 Pflugzeit 2515 KI, Festag, słoneczne popołudnie

turniej rycerski, pojedynek Zygfryda i barona

Ludzie wydali okrzyk radości, gdy tylko ich ulubieńcy powstali z brudnej ziemi. Pojedynkowicze mogli złościć się, kląć, czy też lękać, lecz wszystkie te emocje pozostawały niewidoczne, ukryte za przyłbicami rycerskich hełmów. Zygfryd z pomocą sługi dosiadł rumaka, nie zwracając uwagi na zdrętwiałe od wstrząsu ramię. Baron i Czarny Strażnik ponownie stawili się w szrankach, gotów kontynuować zacięty pojedynek.

Rycerze zmusili konie do szaleńczego galopu. Wałachy pognały, niepomne szkód, jakie czyniły kopytami rozgrzebującymi ziemię. Rumaki były coraz bliżej, aż kopie i tarcze szczepiły się ze sobą. Zygfryd rozłupał tarczę władcy i wyrzucił go z siodła z dziecinną łatwością. Upadając baron uderzył głośno głową o ziemię, aż wszyscy jęknęli. Zwycięzca odbywał swój triumfalny objazd dookoła placu. Brawa zaczęły szybko przybierać na sile, jak gdyby ludzie chcieli, by cały Stary Świat usłyszał ich owacje, dudniące stąd - ze skrawka zapomnianego przez bogów pogranicza.

Wreszcie przyniesiono lektykę i odniesiono pokonanego zawodnika do namiotu, ogłuszonego i obolałego, a herold obwieścił wynik pojedynku. Tłum ucichł zmęczony. Ludzie ruszyli wolno do domów, zaś Zygfryda i jego towarzyszy zaproszono na odebranie nagrody i uroczystą ucztę do zamku.



33 Pflugzeit 2515 KI, Festag, ciepły wieczór

zamek barona Melfa Wolframa Schrötera, na północ od wzgórz Varenka

Awanturnicy wraz z kawalerzystami i służącymi skierowali się w stronę siedziby barona, mrocznej budowli ozdobionej smutno zwisającymi sztandarami, pamiętającymi lepsze czasy. Mimo że zamek, ze swym zdeterminowanym garnizonem, pełnił przede wszystkim funkcję obronną w tej jałowej, przerażającej i niebezpiecznej krainie, warownia miała w sobie coś z wytwornego pałacu. Budowla wyglądała na miejsce, które niegdyś mogło być wyjątkowo eleganckie. Dziesiątki lat zaniedbania jednak nie przeszkodziły zapadającemu zmierzchowi w nadaniu temu miejscu melancholijnego piękna. W oknach zamku paliły się światła. Delikatne oświetlenie podkreślało łuki i okna warowni, przypominając, że nadeszła pora na oddanie się hulankom i ucztowaniu.

W towarzystwie służących poszukiwacze przygód powłóczyli się trochę po zamku, oglądając z przyjemnością, jak jest urządzony. Za dnia musiał wyglądać jeszcze piękniej. Bogate umeblowanie, błyszczące kandelabry i dyskretny ruch szambelanów w liberiach sprawiły, że Felix i Zygfryd poczuli się jak w domu, a pozostali z włóczęg mogli skosztować przynajmniej namiastki luksusu przebywając w jednym z nielicznych pogranicznych bastionów cywilizowanego świata.

Usługujący potwierdzili, że wieki temu ziemie te ród Wollbrinków przegrał na rzecz rodu Schröter, że włości przez te wszystkie dziesięciolecia skurczyły się do starego zamku i kilku wiosek, zarządzanych przez bezdzietnego władcę. Pragnący rozpaczliwie dziedzica baron był podobno nawet gotów zapomnieć o posagu, ogłuchnąć na wszelkie podejrzane pogłoski i przywitać kandydatkę z wszelkimi honorami.

W oknach zamku paliły się światła. Delikatne oświetlenie podkreślało łuki i okna warowni, przypominając, że nadeszła pora na oddanie się hulankom i ucztowaniu. Goście wreszcie przeszli pod arkadą i wkroczyli do wielkiej komnaty. Za oknem niebo było ciemnoniebieskie, pełne ogromnych, lśniących gwiazd.

Podano do stołu. Ustawiono mięsa, auszpiki i paszteciki wszelkiego rodzaju. Baron - mężczyzna o sokolich rysach i wypielęgnowanej bródce - tego wieczoru ubrany był w szaty barwy ochry i czerwieni, ze złotymi epoletami i w sandałach z rzemykami sięgającymi kolan. Usiadł na tle wielkiej mapy okolicznych terenów, podpisanej przez samego Jürgena Krogmanna, jednego z najwybitniejszych kartografów Imperium.

Kwiat rycerstwa, ubrany na modłę władcy, zajął najdalsze miejsca przy stole, co nie przeszkadzało kawalerzystom patrzeć na awanturników w sposób, który w końcu zaczął ich drażnić, jakby pograniczni katafrakci byli dostojnymi lordami, a oni cuchnącymi żebrakami. W posępnym nastroju zaczęto spożywać kolację, podejmując niepewne próby rozmowy. Nie było śladu po arabskim czarodzieju, jedynie jego orli chowaniec siedział niczym chimera na kamiennej półce, nad drzwiami prowadzącymi do wielkiego holu, łypiąc na awanturników.

- Winszuję i cieszę się z waszego zwycięstwa, Herr de Leve - zaczął baron. - Rzadko mam okazję gościć tak tęgiego zawodnika w swych skromnych progach. Wiecie Herren, wszędzie wokół bagna, pola i lasy, ani jednej godziwej karczmy... Nawet polować strach się bać, ale o tym jeszcze porozmawiamy, być może dane będzie nam współpracować. Ufam, że Herren mieliście dobrą podróż, zżera mnie tylko ciekawość, skąd tak właściwie Herren przybywacie?

Spoglądając na jednego z kawalerzystów, w Felixie odezwały się przejmujące, lecz niejasne wspomnienia. Widział wcześniej tę twarz, tylko gdzie? Mężczyzna ten musiał być jednym z absolwentów reiklandzkiego Kolegium Wojskowego Diesdorfu. Na Sigmara, przecież byli razem w jednym plutonie, w plutonie Przełęczy Czarnego Ognia! Tylko jak on się nazywał? Faulheit! Casimir Faulheit! Teraz już pamiętał. Casimir Faulheit jednak nie był absolwentem, nie ukończył kolegium. Na ostatnim roku został wyrzucony za najęcie jakiejś bandy awanturników do wykradnięcia odpowiedzi na końcowy egzamin, przerażony perspektywą oblania i pogróżkami ojca. Widać nic nie poszło po myśli Casimira, skoro się tu znalazł, z twarzą pokrytą bliznami i grubszy o co najmniej cztery kamienie.

Felixa opanowało współczucie - przecież czarodziej sam latami próbował zadowolić ciężką pracą swego despotycznego ojca. Zbudowali kamień po kamieniu mur, którego żaden z nich nie potrafił zburzyć.

 
__________________
[D&D 5E | Zapomniane Krainy] Megaloszek Szalonego Clutterbane’a - czekam na: Lord Melkor, Dust Mephit, Panicz, psionik
[Adventurer Conqueror King System] Saga Utraconego Królestwa - czekam na: Gladin, WOLOLOKIWOLO, Stalowy, Lord Melkor

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 06-10-2015 o 13:39.
Lord Cluttermonkey jest offline  
Stary 06-10-2015, 19:22   #146
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Morlanal poszedł na ucztę dopiero gdy okazało się, że Samuel na nią nie poszedł. Łotr który niedawno przystąpił do ich kompanii znikł z tajemniczym przedmiotem. Może ktoś go dorwał a może ten przedmiot wcale nie został mu podrzucony.... Elf wśród ludzi widział wiele dziwnych sytuacji. Kolejna wcale go nie dziwiła i postanowił się nie proszony przesadnie nie mieszać. Miał co prawda propozycję dla Samuela gdyby ten chciał zniknąć z Baronii... Mógł nawiązać kontakty handlowe dla Morlanala z leśnymi ludźmi. Trzeba było jednak do tego więcej ludzi. Temat zostawił sobie na później. Uczta Barona mogła przynieść... odpowiedzi na więcej pytań.

Na kolację założył bogaty strój. Podarował mu go książę Gunter, gdy jeszcze oddychał. Był to strój na oficjalne spotkanie z jedwabiu. Dominowała zieleń z delikatnymi złotymi obszyciami. Stonowany i na poziomie. Odzienie wystarczyło by biesiadować z Gunterem i nie czuć się niestosownie ubranym... w małej Baronii było zatem na odpowiednim poziomie. Wzrok żołnierzy którzy zasiedli do kolacji lepiej ubrani niż jego towarzysze, napawał jednak czarodzieja odrazą. Skrył ją za maską ciągłego uśmiechu. Nie zamierzał zdradzać swoich uczuć. Tak samo jak nie reagował na obelgi araba przy pierwszym spotkaniu na trakcie. Był ponad to...

Mapa wisząca w pomieszczeniu natychmiast przyciągnęła jego wzrok. Baron zadał pytanie Zygfrydowi, by zapewne rozpocząć konwersację. Czarodziej chciał się w okolicy osiedlić... o ile i jego towarzysze widzieliby dla siebie przyszłość na tych terenach. Pierwszym krokiem byłoby zapoznanie się z okolicą. Księgi o historii Baronii jak również skopiowanie mapy wybitnego kartografa byłyby dobrym pierwszym krokiem. Elf popijał wino i kosztował przysmaków ze stołu. Folgował sobie w tym względzie, lubił odrobinę luksusu. Zygfryd obiecał się wstawić w jego sprawach do Barona. Widząc sympatię gospodarza do rycerza... Zrobił to co przychodziło mu z trudem, siedział i milczał czekając na początkowy przebieg rozmowy. Marzyła mu się domena, marzył mu się handel... i dom prawdziwy dom.
 
Icarius jest offline  
Stary 07-10-2015, 12:26   #147
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Zygfryd przed ucztą wziął porządną kąpieli i zlecił karczemnemu słudze wyczyszczenie zbroi. Nie wypadało iść do zamku barona jak zwykły obwieś. Zamek okazał się istną perełką architektury, której imperialny rycerz nie spodziewał się tutaj ujrzeć. Gdzieś w głębokich i mrocznych zakątkach jego duszy obudziło się pragnienie posiadania tego zamku. Uczta bardziej przypominała stypę niż ucztę, ale Zygfryd miał nadzieję że jest to spowodowane zwykłą w tych stronach niechęcią do obcych.

- Przyznam panie baronie, że i ja nie spodziewałem się spotkać w tych okolicach tak zacnego rycerza, jak wasza miłość - odpowiedział Zygfryd na słowa gospodarza - Myślę że jeszcze przez kilka tygodni moje lewe ramię będzie mi przypominać o potężnym uderzeniu waszej miłości. Ale wracając do pytania waszej miłości to ja pochodzę z Sylvanii i jestem członkiem Czarnej Straży mego pana Morra. Pewne polityczne względy w mym zakonie, a o których nie warto teraz wspominać, zmusiły mnie do odbycia pokutnej wędrówki tutaj w księstwach granicznych. Przypadek sprawił że w tej wędrówce spotkałem zacnych towarzyszy. Myślę że sami powiedzą co nieco o sobie.
 
Komtur jest offline  
Stary 07-10-2015, 14:39   #148
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
- Zwą mnie Morlanal. Jestem czarodziejem z urodzenia i uczonym z powołania. - elf skłonił się Baranowi - Niezwykle miło jest gościć u pana Baronie. Wielkim wyzwaniem jest zarządzanie ostoją cywilizacji, pośrodku tak niegościnnych terenów. Podziwiam pana i pańskich ludzi. Jestem pełen nadziei, że nasza obecność może posłużyć do dalszego rozwoju tych ziem.
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 08-10-2015 o 16:35.
Icarius jest offline  
Stary 08-10-2015, 15:01   #149
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Pokonanie barona nie wiązało się z przewrotem pałacowym.
Wszystko pozostało po staremu, jedynie renoma Zygfryda nieco wzrosła. Co Reinerowi było w gruncie rzeczy obojętne, bowiem sława Zygfryda nie spływała na jego towarzyszy.
Z drugiej strony nie dało się ukryć, że sława była ostatnią rzeczą, o jaką Reinerowi chodziło. Co innego, gdyby wiązały się z tym jakieś pieniądze...
Jeśli zaś chodziło o pieniądze, to Reiner jakoś ich w tym miejscu nie widział, przynajmniej dla siebie. Na rzemieślnika się nie nadawał, polowanie w okolicznych lasach wymagało zgody barona (który z pewnością pobierałby jakąś część dochodów polującego).
Siedzieć na tyłku i czekać, aż w sakiewce ukaże się dno? To było z pewnością wygodne, ale mało rozsądne.
Powłóczyć się po okolicy w towarzystwie drwali? Z pewnością nie przyniosłoby to pieniędzy, ale pomogłoby w zawarciu paru znajomości, oraz zaowcowałoby nieco lepszym poznaniem okolicy, co kiedyś mogłoby być przydatne.
A gdyby podczas rozmów dowiedziałby się czegoś ciekawego... to byłby dodatkowy zysk.
Ale to wszystko po przyjęciu.


Reiner nie bywał na imprezach tego typu, na przyjęciach organizowanych przez tak zwane wyższe sfery.
Mimo braku ochoty (tudzież braku odpowiedniego stroju) Reiner postanowił skorzystać z zaproszenia... tudzież nie rzucać się w oczy. Odświeżył jak się dało swój strój, po czym udał się na ucztę.
Miał zamiar dużo zjeść, mało pić, jeszcze mniej mówić... a przede wszystkim słuchać. Przy trunkach wszelakich tak ludziom, jak i nieludziom rozwiązywały się języki, co stwarzało okazję do zdobywania informacji.
A powiadano, że informacja jest na wagę złota.
 
Kerm jest offline  
Stary 08-10-2015, 19:01   #150
 
Matyjasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Matyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemu
Stan jego garderoby napawał go poważnym smutkiem, nie miał w co się ubrać. Normalnie problem ten nie istniał, galowe ubranie nie tyle było niepotrzebne co wręcz niepożądane na szlaku. Niestety tym razem miał być uczestnikiem oficjalnego przyjęcia. Czyste i dobre ubranie podróżne było pewnie lepsze niż to co większość mieszkańców starego świata miała do założenia, ale miał być gościem barona, nawet jeżeli był baronem trzech wsi i stodoły.
Felix był zmuszony do improwizowania. Wszystko co udało mu się zdobyć w ograniczonym czasie to szarfa w czarno-żółtych barwach Averlandu, w której górnej części zaznaczył węzłami oznaczenie stopnia wojskowego. Na elektorskie salony nie pasował, ale z punktu widzenia służby mogło to być uznane za pełnoprawny mundur polowy górskiej straży.

Zamek okazał się być poważnym zaskoczeniem. Budynek bardzo ładny, mało obronny, znaczy dawniej był siedzibą władcy państwa na tyle silnego, że nie musiało obawiać się cały czas oblężenia i na tyle bogatego by zbudować taki pałac. Znaczyło to, że o ile obecnie baron włada zaściankiem to okoliczna ziemia ma wiele potencjału i rodzi to pytania o to co doprowadziło okolicę do takiego upadku, o co nie omieszkał zapytać służących oprowadzających po budynku.
Sama uczta okazała się być pewnym rozczarowaniem, zdominowana przez posępnych rycerzy a nie muzykę i śmiech dam dworu, o ile takie były. Felix postanowił sobie, że spróbuje przełamać impas i porozmawiać z kimkolwiek na jakiś mało oficjalny temat typu jak mu się w życiu wiedzie i czy on oraz baronia czegoś potrzebuje.
Kolejną kwestią był Casimir Faulheit, dobry znajomy z szkoły kadetów averlandczyk, jak większość plutonu czarnego ognia. Jego obecność była problematyczna. Kilka lat temu zaufałby mu bez wahania, jak i całemu plutonowi, teraz nie mógł mieć pewności czy stary znajomy jest osobą, którą pamiętał. Tak czy inaczej tym razem musiał spróbować działać nim problem pojawi się sam. Spróbował złapać uwagę rycerza i za pomocą znaków nauczanych w akademii poprosić go na słowo.
Wybrać co powiedzieć było trudniej, najlepszym kłamstwem jest to mające w sobie jak najwięcej prawdy. Zamierzał powiedzieć niemal wszystko poza konkretną przyczyną, o kłopotach Averlandu, walce politycznej i zakończyć tym, że musiał uciec po próbie zamachu na jego życie. To ostatnie stwierdzenie spróbuje przykryć informacją o śmierci ich wspólnego towarzysza Wilhelma, biedaka wyłowiono z Reiku kilka dni po tym jak wspólnie świętowali otrzymanie dyplomu.

Następnie wywołano go do odpowiedzi.
- Osobiście to wędruje z szanownymi towarzyszami z Riesenburga po tym jak w wyniku skrytobójczego zamachu zgładzono tam księcia Gunthera Zahna a jego ziemię ogarnął chaos wojny i szukam miejsca gdzie mógłbym odpocząć lub znaleźć zajęcie, którym mógłbym wspomóc lokalną społeczność jak i pośrednio samo Imperium. - Więcej nie zamierzał mówić, nie w sytuacji gdy go nie pytano a osoba mogąca go zdyskredytować siedziała w jednej sali.
Zakładając, że wszystko pójdzie dobrze chciał dowiedzieć się o możliwościach jaka ta okolica oferuje, może wręcz mógłby tu osiąść na dłużej. Miał dość ucieczki i niepewności jutra. Tutaj w sercu nicości przy odrobinie dobrej woli władcy miał okazję sam zostać panem swojego losu i wywalczyć sobie spokój, którego tak długo szukał.
 
Matyjasz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172