Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-09-2015, 09:19   #37
AdiVeB
 
AdiVeB's Avatar
 
Reputacja: 1 AdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumny
Gordon poszedł na górę. Ściągnął wierzchnie ubranie które całe było w paskudnym pomarańczowym syfie i rzucił je w miejsce o którym powiedział mu David. Spodnie jednak zostawił, nie miał drugich na zmianę. Został w samym podkoszulku. Zdjął czapkę, kurtkę, koszulę i przede wszystkim kamizelkę, swoje serape zrobione z koca termicznego też zdjął. Usiadł spokojnie na łóżku i posilił się. Szkoda mu było forsy. Nie mieli wiele na handel. Trzeba będzie ustalić z szeryfem żeby przejął koszty pobytu jak już ich zatrudni.

Kiedy skończył jeść usłyszał podjeżdżający samochód. O tej porze, na takim zadupie było to dość podejrzane, tak samo jak wielu tych wszystkich przejezdnych ludzi którzy do takiej zapadłej dziury zawitali. Walker, wstał z łóżka, przeciągnął się i stwierdził, że jeden drink przed snem nikomu jeszcze nie zaszkodził. Ruszył więc w stronę drzwi ale zatrzymał się jakby o czymś sobie przypominając... Ucho... nie może tak paradowac z odkrytym uchem. Wrócił do łóżka i zaczął grzebać w plecaku w poszukiwaniu swojej bandany. Założył ją na głowę. Ucho się nieco odznaczało ale jakby nie było jest zakryte i nikt kto mu nie ściągnie bandany nie będzie o nim wiedział. Zarzucił karabin paskiem na ramię, chwycił kilka zapasowych naboi jakie walały się luzem i zszedł na dół.

- Skurwy... - westchnął - Brennan, pajacu czy czy zawsze musisz zacząć jakieś problemy... - mruknął pod nosem i ruszył do baru niby nie zwracając uwagi na gości.

Oparł się na spokojnie plecami o blat. Na razie spoglądał w stronę swojego kamrata i czekał aż ten załagodzi swoim młodzieńczym wdziękiem sytuację. Albo chociaż żeby nie wszczynać boruty niech postawi flaszkę i napije się z nimi. Rozwiązanie było proste. Trzeba było na nie tylko wpaść. Na wszelki wypadek rozglądał się tez po sali "Łosia". Większość opuściła lokal. Została garstka. Mówiło mu to tyle że ci co wybiegli to typowe wsiury właśnie bojące się własnego cienia. Zostali w większości albo przyjezdni zahartowani takimi widowiskami w każdej przydrożnej knajpie. Ewentualnie zostało kilku miejscowych którzy po prostu mają jaja albo należą do "elity" ludzi tego miasteczka nie bojących się ubrudzić rąk. Szukał kogoś kto w razie czego wyglądał na skorego do pomocy żeby wbić trochę kultury nowoprzybyłym gościom.
 

Ostatnio edytowane przez AdiVeB : 29-09-2015 o 13:32.
AdiVeB jest offline