Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-09-2015, 15:35   #8
Flamedancer
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Śnieg na ziemi. Śnieg na drzewach. Śnieg na plecakach. Śnieg z nieba. Śnieg wszędzie w polu widzenia. W zimie byłby to całkiem miły krajobraz, jednak mamy lato. Cholernie zimne lato.
Marsz był irytujący, a wysiłek nie umożliwiał nawet rozgrzania się. Można mieć wrażenie, że chłodna aura wysysa całe ciepło wytwarzane przez żyjące istoty, by móc nieprzerwanie rządzić w tym obszarze i rozszerzać się jeszcze dalej.
Minęła godzina. Trop prowadził dalej przez las wijąc się momentami totalnie bez sensu. Dotarli wreszcie do dość charakterystycznego punktu w tym fragmencie lasu.
Rzeka Wishbone skuta była lodem wyglądającym na bardzo gruby. Ślady ewidentnie ją przecinały nie zostawiając na jej powierzchni żadnych śladów. Nie spodziewali się jednak zobaczyć tej jednej jedynej rzeczy, która stała im na drodze.
Był to bałwan z kamiennym nosem i rękami z gałęzi. Obok niego stała tabliczka "Intruzom wstęp wzbroniony".
Sam jesteś tu intruzem, pomyślał Darvan. Nie mamy teraz zimy, bałwanie.
Ich podróż dopiero się zaczynała. Długa droga wciąż była przed nimi. Ale Shalia zdążyła się zmęczyć i zaczynała mieć dość - dość znikających towarzyszy, kruczych fetyszy, głupich duszków atakujących z ukrycia, gadających jeleni, śpiewających bobrów i głupiego bałwana. Chciała tylko znaleźć tych cholernych bandytów! Naprawdę przeszli aż taki kawał drogi, żeby spalić byle farmę na skraju lasu? Skorzystała z okazji, by rozładować irytację i podeszła do bałwana, by zaatakować go mieczem.
Darvan przez ułamek chwili zastanawiał się, kto umieścił na ich drodze taki ostrzegawczy znak. I czy ów znak jakoś zareaguje, gdy postanowią go minąć. Shalia jednak ruszyła do przodu zanim mag zdążył cokolwiek powiedzieć.
By zaatakować bałwana łowczyni musiała podejść do niego. Zrobiła kilka szybkich kroków i… Zauważyła, że na głowie bałwana zaczęły formować się usta, które szybko i z irytacją wypowiedziały kilka słów:
"Nie umiesz czytać? Tabliczka mówi, że masz zawrócić! A teraz spadaj!".
Po czym usta zniknęły tak samo szybko, jak się pojawiły.
Łowczyni na moment zdębiała, zaskoczona kolejnym dziwnym wydarzeniem w tym popieprzonym lesie. Niespecjalnie przejmując się słowami nietypowego strażnika, Shalia zmrużyła lekko oczy i cięła bałwana mieczem.
Stojący dwa kroki za nią Darvan nastawił się duchowo na ewentualną reakcję śnieżnego znaku ostrzegawczego.
Atak przeciął śnieg jak masło pozostawiając pół smutnej głowy. Wtem rozległ się z niej atakujący uszy ogłuszający pisk prawdpodobnie słyszalny na całą okolicę i dalej. Tropicielka aż się zatoczyła do tyłu zasłaniając uszy w samą porę, nim mrok zaszedł jej oczy.
Jakby na ten znak z lodu wyłoniły się dwie humanoidalne lodowe bryły pozostawiając za sobą dwie głębokie dziury w mroźnej tafli. Spojrzały w stronę drużyny i rzuciły się do ataku. Obaj obeszły nieprzygotowaną Shalię oddzielając ją od reszty drużyny niczym mur.
- Padnij! - krzyknął do dziewczyny Darvan. Miał pod ręką czar idealny na taką okazję, ale tropicielka stała, można by rzec, na linii ognia.
Dobrze że tropicielka miała pewne głęboko zakorzenione odruchy i zwykle najpierw działała, a potem myślała. Natychmiast rzuciła się za bałwana, który niemal ją właśnie ogłuszył, czy też za to, co z niego zostało. Wszystko było lepsze niż padanie w śnieg przed lodowymi potworami.
- Tangan api! - zawołał Darvan, nakierowując dłonie w stronę potworów, które przed chwilą wylazły z wody. Z jego palców trysnęły strugi ognia, obejmujące swym zasięgiem oba lodowe stwory. Pod wpływem zaklęcia lodowe kreatury zaczęły się topić. Krople wody niczym krew zaczęły wpływać po nich na świeży śnieg.
Aula szybko rozeznała się w sytuacji i weszła na miejsce maga odsuwając go na bok. Wyciągnęła rozczapierzoną dłoń do przodu, a drugą chwyciła symbol zawieszony na jej szyi.
- Elleri yanan! - wykrzyczała słowa zaklęcia, które wywołało identyczny efekt jak czar maga.
Ciała istot wyglądały niczym woskowe figury narażone na zbyt duży kontakt z ogniem.
Anmar dobył łuku i wystrzelił strzałę w jednego z przeciwników… Bez jakiegokolwiek skutku. Wszystkie ataki zdecydowanie rozwścieczyły napastników i rozpoczęli ataki. Pierwszy zamachnął się swoimi rękami na Shalię, jednak jej refleks uchronił ją od ciosu. Drugi zaś zaszarżował i naparł na łowczynię z całą siłą przesuwając ją na lód przy okazji przewracając. Zaledwie metr dzielił ją od strącenia w jedną utworzonych przez atakujących dziurę, na której dnie widać było płynącą głęboką wodę.
Łowczyni poczuła, jak serce podchodzi jej do gardła na widok przerębla znajdującego się tuż za nią. Chwyciła miecz oburącz i cięła na odlew w poprzek z nadzieją, że ostrze dosięgnie potwora.
Dosięgnęło. Zimne żelazo wgryzło się głęboko w lodową bryłę. Stwór zastygł w bezruchu, po czym rozsypał się na kawałki, a jego szczątki po chwili zaczęły znikać.
Pozostał już tylko jeden stwór, ale według Darvana było to i tak za dużo.
- Asid percikan! - zawołał, posyłając w stronę lodowego potwora niewielką kulkę kwasu.
Minęła jednak swój cel zaledwie o kilka centymetrów. Aula widząc nieciekawą sytuację swej towarzyszki podbiegła do łowczyni i wykrzyczała słowa zaklęcia.
- İnanç kalkan! - uformowała w dłoniach kulkę światła przypominającą miniaturowe słońce, rozciągła ją i oblekła nią tropicielkę.
Awanturnik dobył krótkiego miecza i zaszarżował na bestię wbijając mu ostrze w ramię, lecz bez zamierzonego skutku. Było twarde jak kamień i ewidentnie brakowało jej jakiejkolwiek anatomii. Syknął jedynie pod nosem.
- To chyba żywiołak! - wykrzyczał, po czym zaklął pod nosem jeszcze raz widząc działania wchodzącego na lód przeciwnika.
Wyglądało to tak, jakby utworzył on ze swych rąk młot i trafił nim w brzuch leżącej Shalii. Siła uderzenia była tak duża, że na lodzie pod Shalią pojawiła się drobna pajęczyna. Kobieta wypluła krew i straciła przytomność.
Widząc nieskuteczność działań - tak swoich, jak i pozostałych członków drużyny - Darvan wyciągnął z bandoliera flakon ognia alchemicznego i rzucił, celując w nogi lodowego potwora. Efekt był zadowalający. Ogień alchemiczny ochlapał wroga sprawiając, że jego tułów odłączył się od nóg i upadł na lód. Było pewnym, że jest martwy, bo zaczął znikać w identyczny sposób, jak poprzedni z nich.
Pod wpływem gorąca lód przy brzegu zaczął pękać. Darvan i Anmar szybko podbiegli do Shalii i wyciągnęli ją na brzeg, kiedy Aula stanęła na brzegu i zaczęła odmawiać uzdrawiające modlitwy. Po chwili rany wszystkich zostały albo całkowicie, albo częściowo zasklepione.
Łowczyni ocknęła się z dość dotkliwym bólem brzucha, który powoli zanikał.*
- Żyjesz! - ucieszył się Darvan.
Wolał jej nie mówić, że zalana krwią wyglądała jak autentyczny trup.
Shalia zmęłła przekleństwo w ustach i splunęła krwią w śnieg.
- Żyję - potwierdziła, podnosząc się do pozycji siedzącej. - Dziękuję - powiedziała do wszystkich, tracąc na chwilę lodowate opanowanie.
Westchnęła ciężko i zebrała się w sobie, by wstać, korzystając z pomocnej dłoni, którą wyciągnął do niej Darvan. Mimo wszystko zachwiała się lekko i musiała wesprzeć się na chwilę na magu. Takie okazywanie słabości w ogóle jej się nie podobało.
- Musimy iść dalej - powiedziała z determinacją. - Ale nadwerężyliśmy trochę lód, powinniśmy chyba przejść przez rzekę w innym miejscu.
- Wystarczy kawałek - powiedział Darvan, wskazując miejsce odległe o kilka metrów. - Tam lód wygląda solidnie. Na wszelki wypadek pójdę przodem i będę sprawdzać, czy jest dosyć wytrzymały.
Shalia, o dziwo, nie spierała się z tą propozycją i pozwoliła magowi iść przodem.
Aula z zatroskaniem patrzyła na idącą przed nią, lecz nie chciała mówić nic.
Lód w innym miejscu był stabilny - aż za bardzo. Bez problemu przeszli na drugą stronę, po czym wrócili na ścieżkę…
I zobaczyli kogoś w śniegu niedaleko.
Był to stary Dansby - ewidentnie martwy. Widać było mnóstwo śladów odmrożeń i ran obuchowych. Obok niego leżały widły.
Shalia przyjrzała się dokładnie ciału. Była pełna podziwu, jak daleko zaniosła tego starego człowieka determinacja i chęć pomszczenia swych najbliższych.
- Przeżył noc w tych warunkach - powiedziała z niedowierzaniem. - Aulo, mogłabyś wypowiedzieć dla niego kilka słów? Nie mamy ani warunków, ani czasu na odprawienie mu należytego pochówku.
- Jesteś pewna, że zmarł dzisiaj? - spytał Darvan. - Może wczoraj doszedł aż tutaj i tutaj go zaatakowano?
Wyrocznia odmówiła krótką modlitwę.
- Trzeba go pochować - rzekła po chwili - Był to dobry człowiek. Należy poinformować mieszkańców Heldren o jego śmierci.
- Jedyne, co możemy zrobić, to usypać mu kopiec ze śniegu - odparł Darvan. - Nie wykopiemy mu prawdziwego grobu, bo ziemia jest zamarznięta.
Na dowód swych słów spróbował wbić włócznię w ziemię, która o dziwo weszła w nią jak w masło.
- Co to za zima? - zdziwił się Darvan. Lód był bardzo gruby, śnieg nie topniał. Ziemia nie powinna być miękka.
- Błeh. Bobry, chodzący lód, zima w środku lata… Mnie już nic nie zdziwi - stwierdził Anmar - Niech sobie ziemia miękką będzie, a jemu - wskazał krótkim mieczem ciało Dansby’ego - lekką.
- Precyzując - najprawdopodobniej zmarł w nocy - wyjaśniła Shalia Darvanowi. -Nie zmienia to faktu, że mając nad nami tak niewiele przewagi dotarł tak daleko dużo szybciej niż my. Czyli posuwamy się żałośnie powoli… - prychnęła coraz bardziej poirytowana.
Nowinę o miękkiej ziemi przywitała z równym zdziwieniem co pozostali.
- Jak widać ta zima przeczy wszelkim prawom natury, nawet normalną zimą nie jest, bo temperatura nie wpływa na ziemię… Jak chcecie tracić czas na kopanie grobu w tych warunkach, to powodzenia. Modlitwa musi mu wystarczyć. Mam dość tego ślimaczenia się. Idę dalej - jak powiedziała, tak zrobiła i ruszyła dalej, a w jej ślady poszedł również awanturnik.
Darvan, nic więcej nie mówiąc, poszedł za nimi.
Za ich plecami pozostała jedynie Aula. Mag usłyszał słowa modlitwy, która zdecydowanie stanowiła część jakiegoś zaklęcia. Po jakimś czasie dziewczyna zrównała się z resztą drużyny i ruszyli w dalszą drogę.
 
Flamedancer jest offline