Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-09-2015, 08:18   #53
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Szynk pod Martwym Żeglarzem.

Arcon wszedł do lokalu o mało zachęcającej nazwie. Po wydarzeniach ostatnich kilku dni zatęsknił za cywilizacją nawet w wydaniu Antigui. Przez drogę myślał o tym, co powie Delegatowi. Z jednej strony szczere wyznanie mogło zacieśnić więzi zaufania, z drugiej jednak dzielenie się wiedzą było niebezpieczne, nie wiedział jak zareaguje La Croix na wieść, że jego lurker przebywał wśród zarażonych… Najrozsądniej było nie wyznawać całej prawdy, zwłaszcza szczegółowych okoliczności swojego ocalenia.
Richard siedział sam przy stoliku w zaciemnionej części sali. Celowo wybrał to miejsce, żeby mieć widok na wchodzących do lokalu. W pierwszej chwili jednak był tak pogrążony w myślach, że nie zauważył lurkera. Dopiero gdy ten podszedł do baru szlachcic zwrócił na niego uwagę. Tysiące myśli przebiegło w jego głowie, ale nie zastanawiając się wstał od stolika i podszedł do zaginionego towarzysza.
- Dobrze cię widzieć - ukłonił się lekko ukrywając przejawy radości, ot takie dyplomatyczne przyzwyczajenie. Arcon szczerze uśmiechnął się na widok Sir Richarda, ale blask w jego oczach był wyraźnie przytłumiony.
- Gdzie wuj? Gdzie podziewaliście się przez te kilka dni? Jadłeś coś?
Młodzian westchnął tylko ciężko pod naporem pytań, a Delegat udowodnił, że bezbłędnie potrafi odczytać uczucia innych.
Szlachcic odruchowo, nie czekając na odpowiedź Denisa, pstryknął palcami na mężczyznę obsługującego lokal.
- Zupę rybną i suszonego węgorza dla mojego towarzysza - objął ramię niższego od siebie chłopaka i delikatnie pociągnął w strone stolika, który wcześniej zajmował. Denis rad był z ojcowskiego gestu pana La Croix”a. Niósł on pociechę w obecnym stanie emocjonalnym młodego lurkera.
- Sytuacja nieco się zmieniła, więc mamy sporo do omówienia. Usiądź proszę i opowiadaj gdzie sie podziewaliście - Szlachcic usiadł pierwszy jak nakazywały maniery i wskazał miejsce na przeciw siebie.
Poławiacz zasiadł za stołem. Poczęstunek, który wnet pojawił się przed jego nosem, pozwolił na chwilę zapomnieć o troskach.



Podziękował patronowi i posilony strawą zaczął mówić.
- Po wypłynięciu z Rigel złapał nas piekielny sztorm, cudem ocalałem, nie pamiętam nawet jak – przypomniał sobie surrealistyczne wizje – Ocknąłem się na nieznanej wysepce na północnych granicach Serpens.. tam … znalazłem tylko szczątki łodzi… - było trudno mu o tym mówić i Richard musiał pogodzić się z dłuższą pauzą.
- Kiedy już odzyskałem nieco sił, przeprowadziłem rekonesans miejsca w którym się znalazłem. Odkryłem ruiny zapomnianej świątyni...– wysupłał z sakiewki bilon, pokazując Richardowi – Ta moneta pochodzi właśnie stamtąd…


- Później natknąłem się na obóz… - Denis zdecydował się jednak opowiedzieć o spotkaniu obcych, zwierzanie się Richardowi, pozwalało zrzucić chociaż część ciążącego balastu ostatnich dni - … prawdopodobnie przemytników, bo maskowali swoje twarze. Widziałem tam broń, wyraźnie dobrej jakości, musiała pochodzić z kontrabandy. - dodał ciszej.
- Przez moją nieostrożność schwytali mnie, ale kiedy się przedstawiłem i opowiedziałem czym się zajmuję ich herszt zdecydował puścić mnie wolno. Tłumaczył to mętnie, miał jakoby znać mojego przyjaciela. Sam zaś nie zdradził swojego miana. Podarowali mi łódź w zamian za obietnicę odebrania przysługi w przyszłości. – spojrzał poważnie na Delegata. - Pytałem ich o wuja Louisa, lecz nie stwierdzili jego obecności na wyspie…
- Silnik łódki pozwolił mi, choć z opóźnieniem, dotrzeć na Antiguę - dodał po długiej pauzie Denis

- Przykro mi z powodu twej straty.
Mina delegata była pochmurna. Poławiacz, który miał być inwestycją nie miał swojej łodzi, ani swojego ekwipunku. Do tego stracił najbliższą osobę, więc i jego kondycja psychiczna pozostawiała wiele do życzenia. Moneta zdobyta przez Arcona nie niosła dla Richarda żadnej wartości. Może Ferrat dojży w niej coś “historycznego” ale dla szlachcica była tylko stratą czasu. W obliczu przedstawionych rewelacji pojawienie sie Denisa nie było już wybawieniem na jakie liczył. Nie mógł sobie pozwolić na zasponsorowanie nowego wyposażenia dla poławiacza. Jednak nie chciał, żeby jego troski w jakikolwiek sposób obciążyły lurkera.

- Dziś wylatujemy. Nieco zmienił nam się profil podróży. Skontaktowała sie z nami dość wpływowa rodzina, której interesy zostały naruszone przez działania naszego historyka i twoje. To oni pośrednio odpowiadali za kartki z czarnym krzyżem. Zostaliśmy poproszeni o wyeliminowanie zagrożenia w formie pojedynczego zarażonego człowieka, który miesza w ich interesach. Nasz aktualny cel to wytropić go i… - szlachcic się zawahał - cóż, to omówimy gdy będziemy już na pokładzie sterowca.
- Nie wiem jaka to rodzina sir Richardzie, ale zapewne zdolna do wszystkiego… Ośmielę się zalecić wyjątkową czujność... Co do zarażonych... - Arcon przełknął ślinę.- Sposób zachowania przemytników z serpensowskiiej wyspy wskazywał, że tacy mogli znajdować się w ich grupie...
Richard rozejrzał się po lokalu, który był praktycznie opuszczony, po czym pochylił się nad stolikiem i niemal szeptem powiedział
- Nie chcę tutaj omawiać ważnych spraw. Wszak historie wielu rządów pokazały, że kelnerzy mają duże uszy i w ich interesie jest nie tylko handel zupą, ale i informacjami. A Wolne Miasto Antigua istnieje tylko teoretycznie. Tak na prawdę rządzi tu korupcja. Niestety mnie nie stać, żeby wszystkich kupić.
Szlachcic odsunął się i wyprostował na krześle.
- Mówisz łódź napędzana silnikiem spalinowym. Droga zabawka. Raczej nasz inżynier nie upcha jej na sterowiec. Trzeba będzie się zastanowić co z nią zrobić. Może na części? A może sprzedać? Chyba, że mój krępy przyjaciel znajdzie jakiś sposób.
- Sprzedaż wydaje się najlepszym pomysłem, w mieście takim jak Antigua łódź nie będzie czekała długo na nabywcę… A dodatkowe fundusze przydadzą się nam w najbliższym czasie. Być może udałoby się nabyć tutaj jakiś akwalung - rozmarzył się lurkek - korzystając z możliwości tutejszych… handlowców…. - dokończył i mrugnął znacząco do Delegata. - Chciałbym też poznać pańskiego inżyniera i skonsultować się z nim w pewnej kwestii.
- To nie ulega wątpliwości. Oczywiście poznasz całą załogę. Z Malfloyem szybko znajdziesz wspólny język, choć nie specjalizuje się w badaniu głębin. Wie za to dużo o systemach napędowych i aeronautyce. Zresztą nasza załoga to coś nieco innego niż spotyka się na statkach. To raczej zlepek indywiduów.
Będę do nich pasował - pomyślał Denis, zajadając się białym mięsem ryby.
Richard przyglądał się jak posiłek szybko znikał ze stołu.
- W zasadzie mieliśmy wylatywać jutro, ale myślę, że zdążymy jeszcze dziś. Zobaczymy jak pójdzie. Chciałbym, żeby Malfloy zerknął na tę łódź przed sprzedażą. Może będzie miał na nią lepszy pomysł niż wymiana na monety.
Wzrok szlachcica powędrował na leżącą na stole monetę.
- To, oceni Ferrat. Poki co średnio przydatny członek załogi.
- Każdy z nas w odpowiednim czasie potwierdzi swoją wartość, tego jestem pewien. - lurker nie podzielał obaw szlachetnie urodzonego, poza tym zdążył polubić Lucjusza. Schował monetę do kieszeni. - Ruszajmy, sir Richardzie! - w głosie dało się wyczuć ekscytację młodzieńca związaną z wizytą na sterowcu i planowanym lotem. Wydawało się, że chwilowo zapomniał o zmartwieniach.

************************************************** ******
Podziękowania dla Deszatie'ego za współudział w popełnieniu postu
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline