Wszystko musi mieć swój początek…
Stał na dziobie i wypatrywał brzegów wyspy będącej ich ostatnim przystankiem przed Grand Line. Pod nogami leżał worek z płótna marynarskiego z jego bagażem. Setsuno opierał na barku. Za jego plecami ekipa takich samych jak on… desperatów? Szaleńców? Pozbawionych wyobraźni idiotów? A może właśnie o zbyt wybujałej fantazji głupoli? Przecież świat, który chcą odkryć i w pewnym sensie sobie podporządkować jest olbrzymi! Król Piratów był jeden! A i tak go ścięto!
Tymczasem Yonko walczyli pomiędzy sobą o wpływy. Shichibukai jawnie nadużywali swoich uprawnień, nadal będąc postrachem uczciwych ludzi, tylko tym razem z wsparciem Światowego Rządu. Najodważniejsi z pozostałych piratów podskubywali resztki nie interesując się skalą ofiar i zniszczeń. Jakby tego było mało, nad nimi wszystkimi wisiała jeszcze Marynarka z swoją absurdalną ideologią Absolutnej Sprawiedliwości, która pozwalała im bez mrugnięcia okiem niszczyć całe wyspy za pomocą buster call.
Odwrócił się i spojrzał na swoją załogę. Był ich kapitanem i czuł odpowiedzialność z tym związaną. Powierzyli swoje losy w jego ręce. Pytanie brzmiało, czy będzie chciał ich w to światowe bagno zaprowadzić? Czego oni tam wszyscy tak w ogóle szukali?
Uśmiechnął się lekko. Oczywiście, że tak. Wejdą tam z butami rozpychając się łokciami i niech tylko ktoś spróbuje się im postawić. Będą walczyć do ostatniego tchu bo żadna siła na świecie nie jest w stanie zniszczyć tego co ich połączyło, co ich nakręca, co jest powodem ich obecności tutaj i uporu na twarzach – ich marzeń. Choć różne, pozornie nie pasujące, istnieją w każdym z nich.
Bo One Piece istnieje.
----------------------------------------------------------------------------------------------
Westchnął i usiadł opierając się plecami o burtę. Wyciągnął z worka tubę z mapą i rozłożył ją sobie na kolanach. Jeśli wiatr się utrzyma, to mają dwa dni rejsu przed sobą. Tylko wypadałoby w pełni wykorzystać siły natury.
Poprawił krawat i powiedział oficjalnym tonem do Solvie.
- Pani bosman, wydaje mi się, że żagiel nie jest odpowiednio postawiony, proszę pogonić załogę by się tym zajęła – ledwo powstrzymał uśmiech wdzierający się na twarz. Zdawał sobie sprawę, jak dziewczyna będzie podchodzić do swoich nowych obowiązków, ale mimo wszystko był pewien swojej decyzji.
- Atamisu trzymaj ster tak jak do tej pory – rzekł w kierunku mechanika.
Jeszcze raz spojrzał na mapę. Wyspa Sandpit. Jej położenie były w tym momencie jedynymi informacjami jakie o niej miał. Porządny statek, który przetrwa podróż po Grand Line jest ich priorytetem. Cóż, już nie musiał działać solo i polegać tylko na swojej wiedzy.
- Słuchajcie – zwrócił się do ekipy
– Zmierzamy na wyspę Sandpit. Jeśli ktoś ma jakieś informacje na temat tego skrawka lądu, niech się podzieli. Przed nami około dwa dni podróży.