Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-10-2015, 18:43   #41
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację


Atmosfera ponownie zrobiła się miła i przyjazna. Powróciły żarty i docinki, a wszelkie przeszłe nieporozumienia zdawały topić się powoli w wysokoprocentowych napojach. Koniec końców Viper rozsiadła się bardziej pewnie, Taylor przestał patrzeć na nią z szyderczym uśmieszkiem przyklejonym do zaopatrzonych w skręta warg. Dużo zasługi leżało po stronie parki cerberów, nawijających brednie tak niestworzone, że gdyby połowa z przedstawianych przez nich dokonań okazała się prawdziwa, już dawno pokonaliby wszystkie konkurencyjne gangi i to jedna ręką. Savage słuchała tych przechwałek, parskając co jakiś czas i popijając skromnie ze swojej butelki. Szczęście rozsadzało drobne ciało od środka i tylko przez wzgląd na zachowanie pozorów nie zaczęła skakać i krzyczeć z radości. Siedziała grzecznie i szczerzyła się wesoło, mimo kłębiącej się wewnątrz rudej głowy burzy. Dom...wracała do domu! Nie dlatego, że ktoś ją do tego zmuszał. Pojedzie tam z własnej woli, otoczona ludźmi na których mogła polegać. Odzyska wszystko co sukcesywnie traciła przez długie miesiące tułaczki po parszywej, ogarniętej wojennym szaleństwem wypalonej skorupie potocznie nazywanej teraz Ziemią. Nikt nie będzie jej patrzył na ręce, strofował ani zakazywał grzebania w niedostępnych do tej pory sektorach. Dobierze się do głównego komputera i ściągnie wszelkie możliwe dane. Każdą brudną, chowaną przez jej matkę latami, niewygodną tajemnicę. Dodatkowo zgarnie laboratorium, strategiczne zasoby i z ich pomocą zrobi z odziedziczonej kliniki porządny szpital. Uruchomi produkcję leków, zacznie szukać ludzi do obsługi specjalistycznego sprzętu. Przestanie bazować na półśrodkach, wykorzysta pełnię możliwości nie tylko aparatury, ale i swoich. Zacznie się rozwijać, ruszy z miejsca w jakim permanentnie utknęła, pozbawiona dostępu do podstawowych źródeł informacji. Wciąż jeszcze pozostawało tylko do zbadania, odkrycia... udokumentowania i skatalogowania. Z rozmyślań wyrwał ją głos Paula, bełkoczącego coś i wskazującego na nią palcem.
- Wybacz, możesz powtórzyć? Zamyśliłam się- uśmiechnęła się przepraszająco.

- Brzytewka, pijesz czy dumasz? Nie dumaj tyle, myślenie jest niezdrowe...a ty za dużo myślisz. I za mało pijesz.- Białas powtórzył nieskoordynowany ruch ręką, wskazując mniej więcej na trzymaną przez nią flaszkę. Pozostała czwórka gangerów jak na zawołanie obróciła głowę w kierunku lekarki, wyraźnie licząc na kolejne widowisko.

Dziewczyna wzruszyła ramionami i przekręciła szkło w dłoni, przyglądając mu się z nagłą uwagą.
- Piję, nie widać? - burknęła - Smakuję, degustuję... nie wlewam w siebie, byle tylko upić się najszybciej jak to możliwe.

- No właśnie nie! - dołączył Hektor, wspierając kumpla w dyskusji - Przetrzymujesz szkło.

- Nooo...no jak tak można! Przecież to się ulatnia i wyparowywuje. - drugi cerber pokiwał głową, jakby potwierdzając oczywistą oczywistość, po czym dorzucił z wyraźną pretensją - Nie dość że prowadzić nie umie, to jeszcze wódę marnuje...no wredna, no.

- To przez to, że jest ruda... - zauważył jego kompan - I marudna.

-No dokładnie! - zgodził się brunet, patrząc na Alice z wyraźnym wyrzutem - Ruda maruda.

- I się znęcać lubi nad nami... jak z tym frajerem cośmy go nosili po tym zadupiu przez śnieg - na samo wspomnienie tego koszmarnie traumatycznego przeżycia facet aż się wzdrygnął, co wywołało wesoły rechot pozostałych - No lubi patrzeć jak się porządny obywatel męczy.

- Paskuda. - dorzucił bełkotliwie rozbawiony łysol, dopijając zawartość swojej butelki.

- Buda, chuda, cuda, etiuda, gruda, nuda, obłuda, uda, ułuda, barrakuda, tancbuda, Gertruda, amplituda - lekarka wypaliła z uprzejmą miną, wodząc wzrokiem od jednego delikwenta do drugiego - A skoro wyczerpaliśmy już wszelkie dostępne rymy, może przejdziemy do konkretów? - poprosiła na koniec, trącając bliższego bliźniaka stopą.

Ten na chwilę stracił rezon, zalany określeniami z których połowy nie kojarzył.
- Eeee, ale że o czym ty nawijasz? - zdziwił się wyraźnie, posyłając bratu niepewne spojrzenie - Ty se na poczekaniu nie wymyślaj, dobra? No niby co to jest ta barakuda, co?

Paul wyszczerzył się radośnie, znajdując najwyraźniej sposób na obejście problemu.
- A jebać to. - usadowił się wygodniej i tonem nauczyciela, wręcz z namaszczeniem podzielił się swoją teorią - Nieważne co to jest, ważne że rude. Znaczy wredne i paskudne.

- I też pewnie kurwa trzeba to ciągle karmić - Latynos zgodził się z opinią przedmówcy - No bo jak szamie to przynajmniej nie gada.

- Albo jak śpi...- kolejny argument dołączył do ogólnej puli.

- Albo jak przeprowadza lobektomię płuca, lub sekcję zwłok celem ustalenia przyczyn zgonu. - Savage dodała swoje spostrzeżenia, posyłając Hektorowi niewinny, prawie pozbawiony złośliwości uśmieszek. Prawie. Wciąż pamiętała jego reakcję przy przeprowadzanym na człowieku nazwiskiem Doe zabiegu, a także późniejszą panikę w kościele kiedy z Daltonem przerzucali się wyciętym organem wewnętrznym, należącym do operowanego.

-Wtedy też gadałaś - humor skwasił mu się momentalnie. Wyciągnął rękę i burknął - No to pijesz czy nie?

-Proszę skarbie. - Alice ze śmiechem podała mu flaszkę, jedyną do połowy pełną. -Na zdrowie.

Pozostali Runnerzy dawno już opróżnili swoje i rozwaleni w kręgu przysłuchiwali się krótkiej wymianie zdań między Aniołem i bliźniakami. Guido wrócił do pozycji w miarę siedzącej, wychylając się do przodu i złapawszy za wystające z lampki kable, rozłączył je pogrążając zebranych w mroku wiosennej nocy.
-Puśćcie po kole i kończymy na dziś - wskazał na pozostały alkohol zazdrośnie ściskany przez hektorowe łapy. Decyzję o podziale przyjęli bez szemrania.

Igła przyglądała się jak po kolei przystawiają usta do szklanej szyjki, obserwowała ruchy krtani podczas picia i grę mięśni przy przekazywaniu obiektu dalej. Nagle w jednym, krótkim przebłysku ujrzała ich zupełnie inaczej: owrzodzonych, spuchniętych i połamanych; Krwawiących z ran postrzałowych, szarpanych i ciętych; z poodrywanymi kończynami, nieruchomych. Martwe, poskręcane ciała o twarzach oznaczonych zastygłym na wieczność bólem i strachem. Rozwalonego po pańsku czarnowłosego gangera zobaczyła takim, jakim przynieśli go do niej zaraz po wyciągnięciu z gruzowiska: w stanie głębokiej hipotermii, zakrwawionego, nieprzytomnego. Z Kostuchą siedzącą na ramieniu. Gdyby nie jedna naiwna idiotka, umarłby wtedy w Cheb nie odzyskawszy przytomności. Wielu z pewnością ucieszyłaby ta śmierć... lecz nie Taylora, nie bliźniaków. I nie Alice.

Wizja trwała ułamek sekundy, wystarczyła jednak aby piegowata twarz zrobiła się upiornie blada, na skronie wystąpiły drobne kropelki potu. Cała nagromadzona do tej pory euforia zastąpiona została goryczą i przerażeniem, pomieszanymi w równych proporcjach z poczuciem winy, oraz wstydem.
-Ty cholerna egoistko...- głos uwiązł jej w gardle. Poruszyła raptem wargami nie wydając z siebie najcichszego dźwięku. Jak mogła jechać w kompletnie drugą stronę wiedząc, że reszta pakuje się w sam środek konfliktu w którym ofiary padną po obu stronach? Kto im pomoże w razie potrzeby, przecież nie Chris. Nie z jego bardzo podstawową wiedzą i brakiem doświadczenia. Potrzebowali lekarza, nie praktykanta. Pokładanie zaufania w teoretycznym zastępcy też odpadało. Jeśli ktokolwiek z piątki zgromadzonych na dachu gangerów zginąłby przed błąd medyczny, Savage nigdy by sobie tego nie wybaczyła. Dbanie o ich zdrowie i życie należało do zakresu jej kompetencji i obowiązków. Pobudki prywatne i chęć odzyskania części przeszłości musiały spaść na dalszy plan. Dobro drugiego człowieka zawsze winno stać ponad korzyściami materialnymi...zawsze. Bez wyjątków, nieważne jak kuszące by one nie były. Kolejne minuty przelatywały niezauważone, umysł zawiesił się na obserwacji wygaszonej żarówki.

Pierwsza podniosła się Viper. Wciąż lekko spięta pożegnała się i bez zwłoki ruszyła drogą na dół, tym razem bezpieczną. Za nią podążyła para cerberów, zataczając się i ubliżając sobie nawzajem, gdy jeden obijał się o drugiego. W końcu oparli się o siebie, niwelując ryzyko przegrania z grawitacją w najmniej dogodnym momencie.

-Chodź Brzytewka, odstawię cię do szpitala. - ktoś klepnął ją w ramię, po głosie rozpoznała Taylora. Uniosła głowę i ujrzała jego roześmianą gębę tuż nad sobą. Trzymał się na nogach dość chwiejnie, mimo to przekonała się juz dawno, że Runnerzy o wiele lepiej jeżdżą "pod wpływem" niż na trzeźwo. Choćby nie byli w stanie ustać samodzielnie i tak bezproblemowo wracali do domów, wystarczyło ich wpakować do auta.

- Nie trzeba, ale następnym razem się przypomnę. - widząc jak łysol się krzywi uścisnęła ciążącą na jej barku dłoń i dodała łagodnym tonem - Dziękuję ci serdecznie, nie kłopocz się mną. Jest w porządku.

- No jak jest w porządku, jak nie jest w porządku? Sama się tam do rana nie zawleczesz. Zgubisz się po drodze i jeszcze po ciemaku se coś złamiesz. Albo wpadniesz do jakiejś dziury... albo komuś pod koła. - wyłożył wszystkie znane sobie minusy planu rudej lekarki, najwyraźniej nie mając zbyt wysokiego mniemania o jej zdolnościach samotnego poruszania się nawet po znanym terenie.

Kątem oka dostrzegła że kąciki ust Guido skrzywiły się odrobinę ku górze jakby miał zamiar się uśmiechnąć, ale zmienił plan. Zamiast tego w wilczych ślepiach pojawiło się rozbawienie i ciekawość.
- Leć stary - powiedział leniwie do swojego zastępcy -Widzimy się jutro na meczu.

- Taaa... trzymta się.- łysol parsknął i ruszył w ślad za pozostałą trójką składu, słyszaną teraz z dołu jako źródło ciężko rozpoznawalnych, oddalających się wrzasków.

- Dobranoc Taylor. - dziewczyna rzuciła do jego pleców, a on odmachnął ręką na pożegnanie. Trzasnęły drzwi, chwilę później ucichły odgłosy kroków. Guido w tym czasie niespiesznie sięgnął do kieszeni po paczkę fajek. Wyłuskał jedną i wreszcie się wyszczerzył, spoglądając na Anioła spode łba.

- I jak to się niby ma do tego twojego "zachowania dystansu"? - spytał parodiując niższy, kobiecy głos.

Savage wstała i pokonawszy chwiejnie parę kroków podeszła do miejsca w którym stała podczas rozróby z Viper.
- Przemyślałam sprawę... nie szukaj dla mnie zastępstwa. Hope nigdzie nie ucieknie, sprawdzimy je po powrocie od redneck'ów.- wypaliła nim zdążyła ugryźć się w język. Tkwiła z twarzą zwróconą ku czarnym ruinom, zapatrzona gdzieś przed siebie - Nie ma co dzielić sił, każdy człowiek ci się przyda. Każda maszyna i sztuka broni. Zresztą gdzie znajdziesz kogoś znającego się na wirusach, komu możesz zaufać? Od biedy jeśli rozpuścisz ludzi po mieście w poszukiwaniu kilku drobiazgów, będę w stanie pracować i tutaj. Bez szału i rewelacji, jednak parę toksycznych niespodzianek uwarzę i w prowizorycznie wyposażonym laboratorium.

Ganger zmrużył czujnie oczy, a z jego twarzy zniknęła cała beztroska nonszalancja Przestał się też uśmiechać, poruszając nozdrzami w geście węszenia podstępu. Spojrzał na nią uważniej, oceniając na chłodno w próbie dostrzeżenia ukrytych intencji.
- A tak chciałaś tam wrócić... - prychnął zirytowany, wykonując ruch którego lekarka nie dostrzegła. Wyczuła raptem drobne poruszenie gdzieś z tyłu.

- Nadal chcę, lecz osobiste zachcianki nie są przedmiotem owej dyskusji. Nie mogą też wpływać na zdrowy rozsądek i właściwy osąd sytuacji. Prawda jest taka: moje miejsce jest przy was. - warknęła głucho, zaciskając dłonie w pięści. - Moje... nie jakiegoś medyka mogącego się okazać partaczem. Nie pozwolę żeby przez najętego lesera któregokolwiek z chłopaków spotkała trwała krzywda.... albo śmierć. To nie wchodzi w grę, nie zgadzam się i nie przyjmuję do wiadomości podobnej ewentualności. Nie... po prostu, kurwa, nie oddam nikogo w ręce obcego rzeźnika o którego doświadczeniu i kompetencji nic nie wiadomo.

- Przekleństwo? - usłyszała zaraz za swoimi plecami i nim zdążyła zareagować świat zwirował, a ona znalazła się twarzą w twarz z wyszczerzonym po wilczemu rozmówcą. Jedną ręką ścisnął jej ramię, drugą wyciągnął w kierunku piegowatego policzka. Przejechał po nim końcami palców kierując się ku brodzie, by podnieść ją do góry i zmusić do spojrzenia w oczy.
- Jak ty się ładnie psujesz...to tak na stałe? Zaczniesz wreszcie cisnąć tej dwójce błaznów i frajerom których zwykle głaszczesz po głowach zamiast porządnie przyjebać? Nieee, chyba jednak nie, ale to i tak ciekawe. - mruknął w zadumie. Bez problemu złapał drobne nadgarstki zmuszając ją do wygięcia ich za plecy i unieruchomił je w jednej dłoni. Drugą zjechał od brody po szyi aż zatrzymał się na zapięciu bluzy.

Alice w jednej chwili zrobiło się gorąco, puls i oddech przyspieszyły. Myśli dla odmiany zwolniły, płynąc w jedynym słusznym kierunku. Wspięła się palce chcąc choć odrobinę zmniejszyć dzielącą ich różnicę wzrostu. W odpowiedzi ganger wyszczerzył się tryumfalnie i szarpnął zasuwakiem, posyłając go na dół przy akompaniamencie niecierpliwego warknięcia.
-Więc...będziesz tak miły i się nachylisz?- wychrypiała i były to ostatnie artykułowane dźwięki jakie z siebie wydobyła przez długi czas.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 01-10-2015 o 21:43. Powód: Poprawa literówek
Zombianna jest offline