Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-10-2015, 22:00   #175
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ani Kerovan, ani nawet Ethan, nie mieli zamiaru zawierać bliższej znajomości z"tubylcami". Na wielkim, uroczystym festynie wypadało być (chociażby dlatego, że dzielna drużyna przyczyniła się do szczęścia przyszłej młodej pary), ale niekoniecznie należało się rzucać komukolwiek w oczy. Pójście w tany, gdy nie zna się czegoś takiego, jak kroki, mogłoby spowodować niezłe widowisko. Zapewne nie miałoby to wielkiego znaczenia... gdyby wszyscy uczestnicy festynu byli już po kilkunastu piwach i nie zwracaliby uwagi na zachowanie innych.
Drugim problemem mogłyby być owe wolne panny. Kerovan zbyt wielkiego doświadczenia w tej materii nie miał, ale Ethan nie raz widział, jakie zamieszanie może się narobić, gdy "obcy" zaczynają podrywać miejscowe panienki. Roar mógł sobie mówić co chce, ale nieraz i tak bywało, że taka dziewczyna, chociaż warkocz nosiła tyłka sięgający, miała kogoś, kto smalił do niej cholewki lub, co gorsza, uważał taką za swoją własność. Co, rzecz oczywista, prowadziło natychmiast do rozróby, szczególnie jeśli taki absztyfikant miał nieźle w czubie, lub miał zapalczywy charakter.
A bijatyka potrzebna była Kerovanowi jak dziura w moście. Nie mówiąc już o tym, że gdyby do takiej doszło, on sam od razu po oręż by sięgnął, miast do gołych pięści się ograniczać. Lepiej więc było wykorzystać festyn jako okazję do najedzenia się.
- Wasze zdrowie! - Kerovan chwycił za kufel z piwem i wzniósł go do góry.

- Wasze zdrowie! - zawtórował Galwen, wznosząc swój kufel piwem ku górze.
Choć normalnie pozwoliłby sobie na tańce i zabawę, tym razem potrzeby ducha przesłoniły mu potrzeby kapłańskiego żołądka. Po ostatniej wyprawie stół pełen jedzenia oraz napitku wydawał się jedynym czego było potrzeba człowiekowi, czy może raczej półelfowi, do szczęścia. Rozmowa w dobrym towarzystwie mogła jedynie dodać smaku wszystkiemu co już pożarły jego śliczne oczy. Choć nie tak śliczne jak włosy, o czym zdążył się już przekonać.
Biorąc pierwszy łyk piwa pomyślał, że lepiej dla niego jeśli nie będzie się rzucał w oczy, o ile kapłan półelf może się nie rzucać w oczy w tym towarzystwie. Miał szczerą, nieodpartą wręcz nadzieję, iż dane mu będzie szybko się ulotnić i odpocząć, a na to mógł mieć nadzieję dopiero po wielu kuflach piwa wypitych przez biesiadników.

Maeve, a może Abigail?, była rozdarta. Z jednej strony zazdrościła Eir tak wielkiej miłości rodem z bajki; z drugiej - żałowała, że Rasmussen nie jest już smokiem. Była to jednak jego świadoma decyzja pokierowana tym gorącym uczuciem, kim więc była, by twierdzić, że postąpił głupio. Tak czy inaczej z powierzchni świata zniknęła majestatyczna bestia i to było smutne.
Nie twojego świata, westchnęła w duchu. To było jeszcze smutniejsze.
Tutejsze panny jakoś niespecjalnie interesowały złodziejkę. Miała nadzieję, że któryś z chłopaków zacznie wkrótce podryw i będzie miała na co popatrzeć. Ku jej żalowi żaden się nie kwapił.
Westchnąwszy ciężko, zabrała się za jedzenie. Kosztowała wszystkie po trochu, popijając sporymi ilościami alkoholu. Toast oczywiście spełniła wraz z chłopakami.
Tutejsi mężczyźni niespecjalnie palili się, by do niej podejść. Być może egzotyczne pochodzenie ich onieśmielało albo - co bardziej prawdopodobne - jej kose spojrzenia.
- Może powinnam sobie zapleść warkocz, by móc z kimś zatańczyć? - parsknęła, przeczesując dłonią długie, czarne włosy.
- Masz ochotę na tańce? - spytał Kerovan. - W takim razie chętnie cię poproszę... chociaż nie wiem, jak mi pójdzie wpasowanie się w tutejsze rytmy. Jeśli więc nie boisz się zaryzykować...
- Czy też może lepiej będzie, jeśli pomogę ci zapleść warkocz...? - dodał.
Pytanie Kerovana nieco ją zaskoczyło. Nie spodziewała się, by ktokolwiek z ich ziemskiej ekipy chciał tańczyć z nimi, jeśli nie tańczył z tutejszymi dziewczynami.
- Jest ryzyko, jest zabawa - mruknęła Maeve, uśmiechając się pod nosem.
Dopiła piwo i wstała.
- To chodź! - powiedziała z entuzjazmem.

Amy zerknęła na nich z zazdrością. Lubiła tańczyć; no i capo to przecież też taniec. Prawie… Ale za taki pewnie by ich stąd przegonili. Wolała nie robić drużynie problemów, zwłaszcza prawie na końcu drogi. Nie zależało jej… aż tak.
 
Kerm jest offline