Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-10-2015, 23:41   #35
Jaracz
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
Szamanka pozwoliła im mówić dopóki na chwilę nie zapadła cisza po pytaniu Valeriusa.
- Proroctwo… dotyczy mojego ludu. Nie mogę wam go zdradzić - rzekła cicho. - Jest w nim wzmianka o dwóch siłach. Pierwsza zalęgła się tu niedawno, druga to wy jak sądzę. Słyszę, że nie wierzycie w swoje dziedzictwo. Powinniście. Boska krew i boski dotyk, każdy kto otarł się o takie sprawy, czuje to od was bezbłędnie. Wierzę, że jesteście tymi, za których się uważacie. I jednocześnie czymś więcej. Słowa nie są tylko słowami, kiedy dotykają prawdy.
Zamilkła na moment, ale jeszcze nie pozwoliła się nikomu odezwać, unosząc wzrok. Wyglądała przez kilka sekund tak, jak gdyby pogrążyła się w transie.
- Wierzę, że wasz wróg jest naszym wrogiem. Kult ten próbuje nas zniszczyć i dostać święte relikwie. Schwytani przez nas jeńcy nic nie wiedzą, lecz podejrzewamy, że wszystkie podejmowane przez nich działania służą wskrzeszeniu upadłego bóstwa. Gnolle to jedynie marionetki. Wyczuwam w was dotyk bogini piękna, lecz nie jej krew. To was wybrała za swoich czempionów? - pytanie zabrzmiało jak skierowane do nich i do nikogo jednocześnie. - Pomóżcie mojemu ludowi i sobie jednocześnie. Ja nie mogę opuszczać tego miejsca, beze mnie upadnie. Wy jednak możecie uderzyć w samo epicentrum tutejszego odłamu tego kultu.

Valerius potarł czoło w zamyśleniu. “Wybrała” było za dużym słowem. Nie miała za bardzo wyboru.
- Z tą pomocą… cóż.. bez przygotowań, wsparcia i… przewodników i zasobów… Raczej niewiele zdziałamy. Co najwyżej efektownie zginiemy zbierając kilka marionetek ze sobą.- rzekł w końcu. Owszem, może i Maarin mogła namierzyć relikwię z pomocą medalionu. Ale przewodnicy znający dżunglę i ukryte w niej szlaki, mogliby ich przeprowadzić obok czujek wroga. Owszem, może i Maarin potrafiła leczyć, ale parę eliksirów nie zaszkodziłoby zabrać. I lepszą broń. I jakichś sojuszników. Jeśli mają ratować świat, to powinni być do tego przygotowani.

Boska krew, przepowiednie, boskie plany. To wszystko było daleko ponad głową półorka. Całe swoje życie spędził w lasach i górach na pograniczu Amn i Wybrzeża Mieczy. Jeszcze do niedawna kapłanów widział tylko z daleka, ich cuda wciąż wzbudzały w nim nieufność, a teraz miał być jakimś... czempionem? Nawet nie wiedział kto to jest czempion. Alan był prostym myśliwym i drwalem, najwyraźniej zupełnie nieudanym ochroniarzem, skoro wylądował niewiadomo jak daleko od karawany której miał bronić. Nie miał ani ochoty, ani powodu pomagać jakiemuś obcemu plemieniu. Chciał jedynie opuścić to miejsce i znaleźć się gdzie indziej. W efekcie im dłużej słuchał pozostałych, tym bardziej robił się pochmurny.

Bitaan kraknął i wyprostował dziób przestając się dziwić czemukolwiek. Mistycyzm całej wyprawy osiągnął poziom, którego nie mógł nigdy przełożyć na język przyziemnych spraw. Nie znaczyło to jednak że zamierzał ze wszystkiego zrezygnować. Co to to nie. Przygoda ciągnęła go do siebie niczym hipnotyczny taniec węża wabiącego swą ofiarę. Tengu miał jednak nadzieję, że to tylko odległe porównanie, a nie trafna analogia.
- Oczywiście, że jesteśmy jej czempionami! - kraknął. - I oczywiście że pomożemy tobie i twemu plemieniu. Prawda Alanie?
Bitaan szturchnął półorka łokciem w bok i nie czekając aż Alan odpowie, kontynuował. Bardzo słusznie, bo tym samym zagłuszył zbolały jęk, jaki wydał z siebie jego towarszysz.
- Jednak Valerius ma rację, piękna, egzotyczna kapłanko. Radzi byśmy byli, gdybyś podzieliła się jakimikolwiek wskazówkami oraz radami jak przeżyć w tym miejscu. Może i jesteśmy wybrani przez boginię piękna, lecz z pewnością nie chciałaby, abyśmy przez głupi przypadek trafili do dziury pełnej węży, albo utopili się w bagnie - Bitaan nie przestawał mówić, ale każde słowo było wyraźne. - Zakładając oczywiście że mowa o tym samym kulcie i tych samych wyznawcach krnąbrnego zła, ogólną drogę Maarin już zna, prawda Maarin? Swoją drogą będziecie musieli mi opowiedzieć nieco o tej krwi bogów, wielcem zainteresowany - bard pozwolił sobie na krótką dygresję ale zaraz wrócił do sedna sprawy. - Jednak bardziej szczegółowe wskazówki byłyby na miejscu… dla przykładu “nie stąpajcie tam gdzie rosną czerwone kwiaty” albo “nie wchodźcie na most oznaczony czaszkami, gdyż przyniesie wam zgubę”. Swoją drogą wspaniałe te owoce. Prawdziwe niebo w dziobie.
Tengu zakończył swoją przemowę wrzucając do wspomnianego dzioba odkrojony kawałek czerwonego, zapewne nienazwanego przez cywilizowane ludy owocu.
 
Jaracz jest offline