Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-10-2015, 11:48   #46
Leminkainen
 
Leminkainen's Avatar
 
Reputacja: 1 Leminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputację
- No można. Właściwie trzeba. Mam nadzieję, że to nie Runnerzy… - mruknął Brian również obserwując parkujące samochody i hałaśliwie się zachowujących gości. Ruszyli we dwójkę w stronę postrzelanego i z trudem odremontowanego budynku. Nie doszli do niej gdy z bocznej uliczki dostrzegli biegnącą postać. Biegła prędko z wyraźnie pustymi dłońmi odziana w czerwono - niebieską kurtkę ale gdy ich chyba spostrzegła spostrzegła skierowała się prosto w ich stronę. - O! Brian! - wysapał jakiś zdyszany młodzik. - Szybko, chodź do nas! Wpadli jacyś gangerzy i kazali szefowi wyjebać wszystkich z pokoju! Mówię ci, dym będzie! I jest ich pełno! - młodzik zdawał się być szczerze przestraszony tą sytuacją ale i chyba odczuwał ulgę, że może komuś przekazać tą informację.

- Dobra, Martin, leć na komisariat, szef jeszcze powinien tam być i powiedz mu co się stało. - zastepca szeryfa klepnął chłopaka w ramię i ten kiwnął głową i pobiegł dalej. Szczęściem komisariat nie był tak daleko od knajpy a nie na drugim końcu osady.

- Dobra, Nico, trzeba się tam rozejrzeć. Chodź ze mną. - mruknął Brian i na wszelki wypadek odpiął kaburę ruszając w stronę lokalu.

-No rest for the wicked… mruknęła Nico


Chłopak już im niknął w oddali biegnąc dalej wzdłuż głównej ulicy. Byli już blisko knajpy połączonej z hotelem na piętrze i zaparkowanych przed nią samochodów gości gdy ze środka prawie zaczęli w pośpiechu wybiegać ludzie którzy wyglądali na miejscowych. Pierwszy prawie wpadł na Brian’a który szedł pierwszy.

- Brian! Zrób coś! Tam są jacyś bandyci, kazali wszystkim się wynosić! - facet mówił jakby nie mógł się zdecydować czy krzyczeć czy mówić szeptem do tego rozglądał się gorączkowo to zerkając na drzwi przez dopiero co wybiegł to na ulice jakby chciał nią zwiać jak najdalej stąd.

Zastępca szeryfa wobec takiego obrotu sytuacji położył dłoń na swojej broni w kaburze. Niestety miał tylko broń boczną bo też wyglądał jakby wracał z pogrzebu lub nie zdążył zajść na posterunek potem. Stanęli przy framudze z obu stron. Słyszeli z wnętrza jakieś wrzaski, ktoś coś darł się, że teraz Detroit tu rządzi czy coś w ten deseń. W głosie pobrzmiewała groźna, agresywna nuta pasująca do zachowania gości którzy w panice przed chwilą opuścili to miejsce.

Drzwi były jednolite. Poprzednie z elegancką ładną szybą zostały w zimie tak zdewastowane, że Jack zastąpił je tańszymi i brzydszymi bo szyby i szkło było obecnie dość poszukiwanym towarem i Drzazga nieźle zarabiał na wskazywaniu czy dostarczaniu względnie całych szyb klientom którzy swoje stracili w zimie.

- Słuchaj Nico, jesteśmy gliniarzami. Nie możemy tam wejść i zacząć strzelać. Musimy powiedzieć kim jesteśmy i dopiero jak będą się stawiać możemy użyć siły. Rozumiesz? - szepnął do niej zastępca kładąc dłoń na zamkniętych drzwiach. - Ale jakby co to mnie osłaniaj. - mruknął i delikatnie popchnął drzwi do przodu tworząc szczelinę. Dzięki temu Nico która stała od zawiasów zobaczyła półmrok wnętrza, w większości nienaturalnie puste o tej porze stoliki. Plecami do nich siedział przy jedynym jakiś facet. Na ziemi leżała obok niego jakaś wielgachna wyrzutnia. Był to jedyny koleś jakiego widziała przez tą szczelinę który siedział. Ale czasem mignął jej przechodząc w tę czy tamtą jakiś facet w skórzanej, wyćwiekowanej kurtce. Broni w rekach nie widziała ale widziała jak dłonie wokół niej błądziły. Sytuacja nawet po tak krótkim rzucie oka wyglądała na krytyczną gdzie od wybuchu walki może dzielić jedynie włos, złe słowo czy spojrzenie.

Nico odbezpieczyła broń i kiwnęła głową
-ty przodem, i ty gadasz.

Brian kiwnął głową. W międzyczasie facet który siedział do nich plecami zabrał się i poszedł gdzieś w głąb budynku czy sali bo nie wyszedł przez drzwi przy których byli. Weszli do środka gdy młody zastępca szeryfa pchnął drzwi pewnym ale nie gwałtownym ruchem wchodząc krok do środka. Dzięki temu Nico miała miejsce by prześlizgnąć się za jego plecami i stanąć obok.

Wcześniej dobiegające śmiechy, wyzwiska, krzyki nagle ucichły gdy obcy ludzie spojrzeli na stronę nowo przybyłych. Wszyscy których zastali w środku byli z grubsza ubrani podobnie w jakieś wyćwiekowane skórzane kurtki z nabitymi kolcami i łańcuchami, przyozdobione naszywkami wszelakiego sortu. U każdego z nich dostrzegli jakąś sztukę broni palnej choć nie mieli jej w dobytej w dłoniach. Łącznie było ich chyba z tuzin. Największa grupka siedziała przy barze bokiem czy plecami do nich. Choć gdy weszli odwrócili się w ich stronę. Paru było po skosie po prawej stało przy dwóch panienkach najwyraźniej z nimi nawijając. Dwóch ustawiało jakąś dziwaczną kompozycję ze stołów i krzeseł po lewej stronie. Tylko w rogu przy ścianie od ulicy siedziało dwóch inaczej ubranych facetów najwyraźniej zalanych nieźle i zajętych jakąś barową gadką ze sobą nawzajem. Poza tymi dwoma, dziwkami Jack’a i samym Jack’iem który wyglądał jakby śmierć mu stała za plecami nie było nikogo.

- Zastępca szeryfa Brian Saxton. Co tu się dzieje? - spytał przerywając sekundę ciszy jaka nastała po ich wejściu Brian. Mówił pewnym siebie głosem choć z bliska Kanadyjka widziała kroplę potu jaka ścieka mu po skroni. Lokal faktycznie zdawał się być opanowany przez gang a ich była tylko dwójka.

- Zastępca szeryfa? Pan władza? O jak miło! - wychrypiał jakiś grubas przy barze wywołując tym falę śmiechu swoich pobratymców. Z taką przewagą liczebną zdawał się czuć pewny siebie nawet jeśli pojawienie się stróża prawa jakoś go zaskoczyło to teraz zdawał się jednak nieźle bawić dalej. - Nic się tu nie dzieje panie władzo. Ot, strudzeni wędrowcy przybyli do tego uroczego lokalu by nabrać sił po drodze. To chyba nie jest tutaj zabronione? - bezczelnie i szyderczo grubas szczerzył się dalej.

- Nie jest. Ale dostaliśmy zgłoszenie na naruszanie spokoju. Jest pan proszony o złożenie wyjaśnienie. U nas w biurze. Proszę podejść tutaj bez gwałtownych ruchów. Z rękami na górze. - Saxton niezbyt się bawił w ceregiele. Mówił w napięciu ale nadal panował nad głosem. By wzmocnić argument swoich słów położył dłoń na kolbie pistoletu który wciąż był w kaburze.

- Mam gdzieś iść? Z rękami na górze? Może skorzystałbym z zaproszenia na nocną wizytę takiego przystojniaka ale chyba tu mi się podoba bardziej. - wychrypiał grubas wciąż się uśmiechając wrednie ale już nie szczerząc. Jakby na dany znak przez grupkę słuchającą dotąd uważnie choć z bezczelnymi uśmiechami facetów przeszła fala poruszenia. Dłonie zaczęły wędrować w stronę bioder przy których zazwyczaj mieli broń. Nogi zaczęły leniwie kroczyć ot kroczek tu czy tam. Nie trzeba było geniusza taktycznego by wiedzieć, że tuzin luf to cholernie większa przewaga niż para luf.

-Może pan pójść teraz albo wrócimy tu z dodatkowymi zastępcami, tak czy inaczej pójdzie pan z nami. Oczywiście jeśli wykaże pan dobrą wolę najpewniej skończy się na wyjaśnieniu sprawy

Skuty grubas okazał się zdumiewająco skory do współpracy zwłaszcza jak się okazało, że tych gości z bronią w reku przybywa i przybywa a jego chłopcy najpierw rozstawieni pod barem potem rozbrojeni też pokornieli prawie z każdą chwilą. Kiwnął więc tylko głową mrucząc coś niezbyt zrozumiałego i wyglądało na to, że nie ma więcej za wiele do powiedzenia.
 
__________________
A Goddamn Rat Pack!
Leminkainen jest offline