- Nie krępuj się Ragnarze - Powiedział elf na słowa krasnoluda. W jego głosie nie było gniewu. Patrzył z litością na bogobojnego człowieka. Pokiwał głową z dezaprobatą i ruszył do wioski za pozostałymi towarzyszami. W sumie to nie miał nic za złe Ulliemu, człowieczeństwo raczej nigdy nie słynęło z dobroduszności. Jednak z drugiej strony to nie ma co się unosić dumą jeśli ma się na sobie łachmany, pusty brzuch i śmierdzi się tak, że aż paznokcie u nóg wywija na drugą stronę.
Wkroczył do wioski podparty o swój kij. Mimo że dopiero co się wyspał, to nie miał za bardzo sił aby dalej iść. Nathaniel cieszył się też, że Franz zabrał głos. W sumie słychać było, że to też chłop ze wsi. Potakiwał za jego plecami potwierdzając słuszność słów kompana. Jednak na słowa o zwinnych palcach i wiklinowych koszach, elf zaśmiał się bezwarunkowo. "Franz, pleciesz to Ty głupoty..." pomyślał żeglarz ale zaraz się zmitygował. Zrobił nawet krok do przodu i pozwolił sobie dopowiedzieć swoje dwa słowa.
- Tak jak rzecze mój przyjaciel, za miskę strawy mogę wam nawet pałac z wikliny upleść! Bowiem wyglądamy jak ścierwa a nasze brzuchy trawi spustoszenie. Zatem psia mać, jesteśmy do waszej dyspozycji. - Rzekł to dosyć rozbawionym głosem. Chciał rozładować to niepotrzebne napięcie.
W ten dobry humor wprawił go Frazn mówiąc o zwinnych palcach. Nie da się ukryć, że nie jedna portowa dziewka mogłaby potwierdzić jego słowa. Wzrok Nathaniela bezwiednie skakał po miejscowych kobietach. Kto wie, może któraś akuratnie chciałaby upleść z nim jakiś koszyczek.