Wincenty Kadłubek miał rację.
Przodkowie Polaków stoczyli walkę z armią Aleksandra Macedońskiego to znaczy - z armią, która byłaby armią Aleksandra Macedońskiego, gdyby ten w dość durny sposób nie zmarłby przed podbiciem Arabii i powstrzymaniem podejrzanych kupców przed związaniem spisku, z którym do tej pory borykamy się. No, ale mniejsza o tych kupców. W każdym razie jak wam wiadomo (lub nie) po tym jak Aleksander padochł to po nim przejęli władzę różne bardziej i mniej podejrzane typki (w większości jego bliscy znajomi, jeden to nawet ukradł zwłoku Aleksandra) - jednym z nich był Lizymach. Jak dzielili się tortem to Lizymachowi przypadły dzisiejsze tereny Bułgarii, cupelek europejskiej części Turcji i dalej na północ wybrzeża Morza Czarnego (aczkolwiek tam różnie - miasteczka były bardziej lub mniej niepodległe). Grecy z wybrzeża Morza Czarnego (chodzi tutaj głównie o dzisiejsze wybrzeża Rumunii i Ukrainy) były najeżdżane przez tak zwanych Scytów. "Scytowie" to taki grecki odpowiednik rzymskiego "Germanie" - czyli akcja pod tytułem "zapytajmy kogoś miejscowego jak nazywa się jego lud, a potem nazwijmy tak wszystkich za tamtą naszą granicą". W każdym razie Grecy to też trochę najeżdżali Scytów, ale nigdy nie zdołali dojść do żadnego miasta (choć typowo od schwytanych i torturowanych Scytów wiedzieli, że takie miasta istnieją). Pewnego razu Lizymach zebrał ekipę ("armię Aleksandra Macedońskiego" - no bo wszystkie armie diadochów były armiami Aleksandra Macedońskiego) i w całkiem sporej operacji najechał ziemie Scytów. I tak szedł na północ i północ. Tworzył linie zaopatrzeniowe, ale im dalej był tym mniej wiedzieli o terenie. Po prostu włazili głębiej i głębiej w las. I w sumie to byli całkiem blisko swojego celu - to znaczy jakiegokolwiek większego miasta, które mogliby podbić (a pewnie by podbili, bo byli twardzi). Niestety byli już tak głęboko za "liniami frontu", że zupełnie stracili orientację, a ich zwiadowcy i zaopatrzeniowcy byli mordowani. Słowianie/Scytowie nie wydali żadnej walnej bitwy co mocno poirytowało Lizymacha. W końcu jednak dotarli do miejsca gdzie była całkiem sporej wielkości polana i stała armia. Morale armii hellenistycznej skoczyło w górę i przystąpili do ataku tylko, żeby dość szybko zorientować się, że zaatakowali kukły, a ich tyły z resztkami zaopatrzenia zostały splądowane przez Słowian/ Scytów. Lizymach nakazał się ufortyfikować, ale niewiele to zmieniło, bo nawet wtedy nie wydano żadnej bitwy. Lizymach i jego ludzie byli otoczeni głęboko w lesie, o którym nie mieli żadnego pojęcia. Po kilku dniach wódz słowiański Lech zaproponował rozejm, żeby inwazja zabrała co mieli do zabrania w troki i wycofała się na południe. No i żeby już nie atakowali. Oczywiście grekojęzycznym barbarzyńcom nie można było ufać i sam Lizymach nie miał nic przeciwko temu, żeby najeżdżano i palono w dalszym ciągu przygraniczne posiadłości scytyjskie. Nie było już jednak więcej inwazji. Wincenty Kadłubek miał również rację i w innych kwestiach.
Rasistowscy niemieccy fanatycy nazywający siebie historykami nie mają racji.
Wincenty Kadłubek korzystał z różnych źródeł, które zaginęły w między czasie - w szczególności niemieccy barbarzyńcy lubowali się w niszczeniu i dewastowaniu obcych kultur i przypisywaniu sobie cudzych zasług dlatego teraz jest jak jest. |