Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-10-2015, 11:28   #81
Viviaen
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
...i część 2. :)

Podróż do Downtown trwała już krócej, niż szukanie siedziby nowej pracodawczyni, a co więcej… Suki nadal miała szczęście. Bowiem natknęła się na Urei w jej domu. W dodatku “Słowik” właśnie szykowała się do posiłku.
- Ach... wybacz moja droga, że nie było mnie rano. - rzekła na powitanie mentorka i wpuściła do domu Yozukę. - Obowiązki są nieczułe na tragedie.
- Przysłałaś do mnie Yumei-chan… bardzo mi pomogła. Obie mi bardzo pomogłyście. - Suki przytuliła się do Urei, szukając u niej matczynego pocieszenia i przymknęła oczy - Muszę jej też podziękować. Nie wiem, co bym bez was zrobiła… - mruknęła, walcząc z łzami.
- Nie martw się tym... nie musisz dziękować. Yoh był nie tylko twym mistrzem, ale też i moim przyjacielem. - odparła Shirako tuląc czule “Opal” do siebie. - Nie jesteś przypadkiem głodna? Dziś zaszalałam i przygotowałam ramen. Raz sobie mogę pozwolić na tuczący posiłek. Yoh… bardzo lubił ramen.
- Wiem… - jęknęła Suki, drżąc lekko w ramionach mentorki - ...zdarzało mi się… z nim jeść… - dla nikogo, a już na pewno dla Urei nie było tajemnicą, że jej uczennica podkochiwała się w swym mistrzu. On też o tym wiedział, choć pilnował, by ich relacje pozostały na odpowiednim poziomie, nie pozwalając ani sobie ani jej przekroczyć tej granicy.
Opanowała się jednak i odetchnęła głęboko, a potem oderwała się od mentorki i uśmiechnęła lekko - Chętnie zjem z Tobą, zanim pójdę dalej. Dziś wieczorem mam już spotkanie i nie byłoby dobrze, gdybym się spóźniła… a nie jestem pewna, czy zdążę coś zjeść po drodze.
- Spotkanie? - zapytała zaskoczona tym “Słowik” i uśmiechnęła się ciepło. - Może to i lepiej. Nie możesz się zamknąć w sobie przez żal.
Wstała, ruszyła do kuchni i po chwili wróciła przynosząc porcję dla Suki i mówiąc. - Z kim masz się spotkać?
- Z pewnym gnomem o bardzo znanym nazwisku… - westchnęła tajemniczo Opal, zajmując miejsce przy stole i spoglądając smętnie na posiłek. Głód kłócił się w niej z pragnieniem postu i wzbierającym w gardle żalem. Ale głodna i wyczerpana nikomu się nie przyda… więc uśmiechnęła się z wysiłkiem i zabrała za jedzenie, póki miała na nie ochotę.
- Z gnomem? - Shirako nie była w stanie ukryć swego zaskoczenia. - Z gnomem o znanym mi nazwisku?
- To nazwisko znają chyba wszyscy… - reakcja Urei zdziwiła blondynkę, która przestała jeść i wpatrzyła się w mentorkę - Skąd to zaskoczenie, Urei-chan?
- No… bo… to… gnom. - odparła Urei i dodała. - Owszem, wielokrotnie urozmaicałam im kolację swą grą i czasem flirtowałam, ale… spotkanie oko w oko. To jest… gnom. Jakoś nigdy… nie odważyłam się. Na taką randkę… bo jak inaczej to można nazwać?
- Nie wiem. Spotkaniem w interesach? - Suki zakłopotała się wyraźnie - Klientela salonu jest mocno urozmaicona, są gnomy, niziołki, krasnoludy, nawet półorki podobno… a ten konkretny klient jest ważny. - wyjaśniła.
- Jeśli to to nazwisko co myślę, to… rzeczywiście ważny. A więc salon pani Bowary jest neutralnym gruntem na negocjacje między nami, a mafią Cycione? To musisz być bardzo ostrożna, żeby niczego nie zepsuć. - mruknęła cicho Urei. - I być bardzo dyplomatyczna, gdyby przypadkiem się rozochocił.
- Nie wiem jeszcze, czy mi będzie to przeszkadzało, czy nie. - tym razem Opal się zaczerwieniła a jej oczy zamigotały łobuzersko - To byłby mój pierwszy gnom…
- Ja niestety nie mogę dać ci porad w tej materii. Elfy, półelfy... tak… ale nie gnomy. - zaśmiała się Shirako i dodała cicho żartobliwym tonem. - Ponoć to jednak dość ciekawska rasa, więc przygotuj się pewnie na dużo macania.
- Też słyszałam, że są ciekawskie. I że ten konkretny to uwodziciel. Cóż… zobaczymy… - rozpogodziła się już zupełnie Suki, wracając do posiłku. Przez chwilę zapomniała o problemach i żałobie, choć z każdym kęsem zupy smutniała wyraźnie. Może to nie było najlepsze danie na teraz? A może właśnie najbardziej odpowiednie? Sprzeczne uczucia odbijały się w jej oczach, od ciepła po ból, od tęsknoty po żądzę zemsty. Jednak milczała, zatrzymując je w sobie.
- Yensei-sama pytał się o ciebie… zrobiłaś chyba na nim niezatarte wrażenie. - wtrąciła niby to półgębkiem “Słowik”, bacznie jednak przyglądając się dziewczynie i jej reakcji na nie.
Zobaczyła wpierw lekkie zaskoczenie, potem uśmiech satysfakcji, aż wreszcie ciekawość.
- O mnie… znaczy o co konkretnie? - zapytała wreszcie niewinnie.
- O to jak się czujesz po stracie mistrza i gdzie ostatnio zniknęłaś. Biedny naiwniaczek, wierzy że cię uwiódł i zdobył… - rzekła ironicznie Shirako i wzruszyła ramionami. - Choć obie dobrze wiemy, że to ty owinęłaś go sobie wokół małego paluszka.
Suki westchnęła cicho i pokręciła głową z uśmiechem - No tak, on nadal nic nie wie… nie było okazji się spotkać. - wzruszyła ramionami, ale uśmiechnęła się przy tym cieplej - Naprawdę się zadurzył aż tak bardzo? Z jego doświadczeniem? - zakończyła, autentycznie zdziwiona.
- Na tyle na ile taki egocentryczny duży chłopiec potrafi. - odparła ze śmiechem Urei, nalewając sobie rozcieńczonego wina do kielicha. - To nie jest mężczyzna, któremu potrafi wystarczyć jedna kobieta, niemniej… mile cię wspomina i niewątpliwie zawsze chętnie się z tobą spotka. Może to nawet byłby dobry pomysł… na pewno odciągnąłby twoją uwagę od mrocznych myśli.
- Sama nie wiem… może masz i rację… ale dziś już nie zdążę go odwiedzić. Może jutro... - zamyślona spojrzała na Słowik - Umówisz mnie z nim na jutro? Masz większą szansę go spotkać nawet przypadkiem, niż ja. - Yozuka zarumieniła się lekko. Chyba cieszyła się już na to spotkanie… a przynajmniej na to wyglądało.
- Zgoda… może nawet pokuszę się o podrażnienie jego apetytu wspominając, jak uroczo wyglądasz w tej sukni. - odparła z dwuznaczynym uśmieszkiem Słowik, po czym dodała troskliwym tonem głosu. - A jak mogę ci pomóc teraz?
- Już pomagasz. - Opal uśmiechnęła się czule z wdzięcznością i odłożyła pałeczki - I choć chciałabym móc u Ciebie zostać… nie mogę. Zanim dotrę do Yumei-chan, a potem do świątyni… muszę to zrobić dziś bo inaczej nigdy się nie wybiorę. - zakończyła smutno.
- To zrozumiałe… tyle się wydarzyło na raz. Ale powiedz jedno. Podoba ci się to nowe miejsce, w którym będziesz pracowała? - zapytała z troską w głosie Słowik.
- Póki co wygląda zachęcająco. - uśmiechnęła się lekko Opal - Zostałam przyjęta bardzo… ciepło. A Lily-sama jest bardzo wyrozumiała. No i wiele się tam nauczę… a przy odrobinie szczęścia także czegoś dowiem. Same plusy.
- To dobrze… trochę ci zazdroszczę. Uptown to całkiem inny świat, niż nasza dzielnica. - zamyśliła się Urei, po czym nachyliła ku Suki i przyjacielsko cmoknęła kącik ust swej wychowanki. Ważny gest w tak pilnującym dystansu społeczeństwie. - Powodzenia, Suki-chan i pamiętaj, że możesz na mnie liczyć.
- Dziękuję… - dziewczyna zamrugała gwałtownie oczami, przeganiając łzy i uśmiechnęła się z wysiłkiem, wstając - Zajrzę jutro koło południa… będziesz u siebie?
- Powinnam być. - odparła z ciepłym uśmiechem Urei.
- W takim razie do zobaczenia, Urei-chan. - Suki pochyliła się, by odwzajemnić lekki pocałunek i umknęła bojąc się, że zostanie tu na dobre. Odetchnęła głęboko, cicho zamykając za sobą drzwi i delikatnie zdjęła z rzęs pojedyńczą łzę. A potem wygładziła suknię i ruszyła dalej, ku domostwu rodzeństwa Yamato.

***

Byli oboje… i “Cicha” uśmiechając się smutno i czule i stanowczy Kansei, okazujący swój żal i współczucie słowami. Oboje też byli ubrani w srebrzystobiałe pogrzebowe kimona. Żal za Yoh nie był więc tylko udziałem Yozuki.
- Już wybrałam świątynię, w której oddamy ciało mistrza ogniu, a ducha jego Kami. - rzekła cichym szeptem Yumei. - Spodoba ci się… na górze pokrytej niedużym parkiem. Niezbyt wysoko.
- Chodźmy więc… nie ma co przedłużać. - Suki odwzajemniła smutny uśmiech Yumei i skinęła głową jej bratu, przyjmując wyrazy współczucia.
Ruszyli we trójkę, a przed nimi rozstępowały się tłumy i zamierały rozmowy mieszkańcow Azjatown. Kod barwny który nosili, był łatwy do odczytania. A ceremonie pogrzebowe i przygotowania do nich... budziły respekt.
Sama świątynia stała na uboczu, wzniesiona na szczycie sztucznego wzgórza i otoczona małym parkiem naśladującym naturę w sposób uporządkowany. Pomiędzy drzewami i krzewami stały nieduże kamienne postumenty z wypisanymi imionami. Pamiątki po zmarłych, u podstawy których zakopane były doczesne szczątki… a raczej to, co z nich pozostało po spopieleniu. U podstawy stawiano też zapalone drewienka nasączona pachnidłami oraz drobne czarki z pożywieniem. Dowód na to, że bliscy nie zapomnieli o swych zmarłych.
Podróż na szczyt wzgórza trwała rzeczywiście krótko. Stojący już przed wejściem kapłan z pewnością na nich czekał. Był to już sędziwy staruszek, który z czułym uśmiechem przyglądał się zbliżającej się trójce. Z pewnością już ich oczekiwał.
Na widok kapłana Suki zorientowała się, że kompletnie nie wie, co ma robić i mówić… a nie chciała wyjść na nieobytą przed Kansei, więc dyskretnie zbliżyła się do Yumei i szepnęła kącikiem ust - Co teraz? - wyraźnie było widać, że chce stanąć na wysokości zadania… tylko brak jej wiedzy. Gdyby była sama, jakoś by z tego wybrnęła… ale sama nie była.
- Przedstaw się i powiedz, z czym przychodzisz. - odparła równie dyskretnie Yumei. - O jaką posługę świątynną chodzi. On to już w sumie wie, ale... taka jest procedura.
Opal skinęła głową i gdy podeszli dość blisko, by złożyć formalny ukłon, odezwała się pierwsza.
- Witaj, shugenja-sama. Nazywam się Yozuka Suki i przyszłam prosić o poprowadzenie ceremonii pożegnalnej dla mego shifu, Asakury Yoha. - powiedziała spokojnie, choć ów spokój kosztował ją wiele wysiłku.
- Słyszałem, że zginął. Przyjmij moje najszczersze kondolencje z powodu twej straty. - rzekł starzec zaskoczony tym, że Suki właśnie się odezwała… widać nie sądził, że wychowanica Yoh jest gaijinką.
- Nazywam się Onsumaru i jestem naczelnym kapłanem tej świątyni. - rzekł starzec i ruszył w kierunku bocznego budynku omijając plac, na którym dwóch robotników układało stos. - Yamato Kansei-san już mnie uprzedził, że właśnie tutaj planujesz pożegnać swego mistrza.
Yumei zaś niemo powiedziała “przepraszam”, wyraźnie to był jej pomysł.
Zaskoczenie tylko przez chwilę zagościło na twarzy Opal, zastąpione przez delikatną czułość. “Nie masz za co”, mówiło jej spojrzenie. To był przecież doskonały wybór.
- Tak, Onsumaru-sama. To… odpowiednie miejsce. - przygryzła drżącą wargę, by nie dać się ponieść nabrzmiałym w głosie emocjom i ruszyła za kapłanem.
Cała czwórka przeszła do pokoju zamykanego papierowymi przesuwanymi drzwiami. Tam właśnie młody mnich przygotowywał czarki herbaty dla całej czwórki.
Starzec usiadł po jednej stronie a Yozuka, Yumei i jej brat po drugiej stronie dymiących czarek. Onsumaru podziękował mnichowi i gestem odesłał sługę.
- Wpłacono już pieniądze na pogrzeb i pochówek. Tajemniczy anonimowy darczyńca oczywiście. - potwierdził Onsumaru używając eufemizmum ukrywającego fakt, że to organizacja zapłaciła. - Za ile dni i o której chcesz urządzić ceremonię?
- Za trzy dni o zachodzie słońca. - bez zastanowienia odpowiedziała Opal. Tyle czasu wystarczy, by powiadomić wszystkich zainteresowanych, a moment gaśnięcia dnia wydał jej się najodpowiedniejszy na pożegnanie.
- Zakładam, że to ty zamierzasz zapalić stos? - zapytał ostrożnie Onsumaru. - Jest wszak ten drugi.
- Ten… drugi? - Suki nie kryła zaskoczenia, spoglądając na kapłana.
- Drugi wychowanek. - potwierdził Onsumaru, drapiąc się po brodzie. - Zjawił się kilka godzin wcześniej i… nie przedstawił się. Wspomniał jednak, że jest wychowankiem Asakury-sama i że jest zainteresowany szczegółami pogrzebu. Nie powiedziałem mu zbyt wiele, bo i wtedy niewiele wiedziałem.
- Wybacz shugenja-sama, ale nie wiem nic o drugim wychowanku mego mistrza. - widać było, że jego istnienie mocno ją zszokowało - Więc nie potrafię odpowiedzieć na Twe pytanie… choć tak, chciałabym zapalić stos. - potwierdziła cicho.
- To zrozumiałe. - potwierdził czule Onsumaru i uśmiechnął się ciepło. - Czy planujecie czymś okrasić całą uroczystość? Jakąś pieśnią czy też haiku?
- Pieśnią. - bez wahania potwierdziła Suki. Była pewna, że Słowik zgodzi się zaśpiewać pożegnalną pieśń dla swego przyjaciela.
- Jak jeszcze wspomóc cię w żałobie? Oczywistym jest modlitwa do przodków. - kontynuował kapłan.
- Tyle wystarczy, Onsumaru-sama. Dziękuję. - uśmiechnęła się blado Yozuka - Dziękuję za wszystko.
Starzec skinął głową ze zrozumieniem. I wstał, by odprowadzić gości do bram świątyni.


Kilkanaście minut od opuszczenia wzgórza, Suki przemierzała uliczki w towarzystwie milczącego rodzeństwa Yamato. Kansei jak zawsze był czujny i zasępiony. “Cicha” wydawała się jakby chciała coś powiedzieć, ale obecność brata sprawiała, że milczała, zerkając tylko na Suki.
Opal przez dłuższą chwilę szła zamyślona obok nich, spoglądając to na jedno, to na drugie i niepostrzeżenie zbliżając się do Kansei… aż wreszcie ni stąd ni zowąd zaczęła szlochać, pozwalając łzom płynąć po twarzy i rujnować doskonały makijaż. Wąż nagle zorientował się, że zrozpaczona i zupełnie roztrzęsiona dziewczyna wyraźnie zamierza szukać ukojenia w jego ramionach.
Mężczyzna nie bardzo wiedział jak się zachować, więc pochwycił Suki sztywnymi ramionami i spoglądał na “Cichą”, która... z początku również nie wiedziała co się dzieje. W innej sytuacji pewnie rozpoznałaby od razu oszustwo, ale śmierć mistrza czyniła sytuację bardzo wiarygodną. Wreszcie objęła także przyjaciółkę i rzekła do brata. - Ja się nią zajmę.
Co on przyjął z ulgą.
Mimo zaplanowanego działania, uspokojenie się zajęło Opal nieco więcej czasu, niż przypuszczała. Żal i ból były jeszcze zbyt świeże… żałowała teraz, że zagrała tą kartą. Jeszcze nie raz będzie zmuszona jej użyć, tego była pewna. A dzięki kojącym objęciom Yumei ta chwila stała się chwilą prawdziwej żałoby.
Wreszcie potok łez zatrzymał się, a na twarzy Suki zagościł krzywy uśmiech.
- Wystraszyłam go, co? - mruknęła, walcząc jeszcze ze ściśniętym gardłem.
- Zaskoczyłaś go… z pewnością. - odparł cicho przyjaciółka tuląc Suki i spytała. - Co teraz?
- Chciałaś mi coś powiedzieć… - Opal wyciągnęła chusteczkę i zaczęła na oślep delikatnie ścierać rozmazane kosmetyki z policzków - ...a ja nie mam już za dużo czasu więc spławiłam Twojego nadopiekuńczego brata jak tylko mogłam… - westchnęła.
- To nic ważnego… Byłam… ciekawa… - westchnęła Yumei, potrząsając głową. - Bo… nie wspomniałaś nic o tym, jak się urządziłaś. I co sądzisz... o swoim… no wiesz... Byłam ciekawa, jakie jest twoje nowe życie.
Zdziwione spojrzenie Opal wywołało na twarzy Cichej rumieniec zakłopotania. Wzruszyła ramionami.
- Za wcześnie, żeby wydawać jakiekolwiek osądy. Zwłaszcza, że wszystko dzieje się strasznie szybko i nie pozostawia specjalnego miejsca na przemyślenia. - Suki uśmiechnęła się psotnie - A skoro Kansei dał nogę to powiedz mi… Twój zalotnik ujawnił się jakoś w ostatnim czasie? Nie miałam okazji spytać Cię o to wcześniej… jakieś decyzje zostały już podjęte?
- Mój zalotnik? ...Och… aaa... on… - przez moment Cicha była zaskoczona, po czym zorientowawszy się o kogo chodzi. - Nie… Nie odezwał się. Zdajesz sobie sprawę, jak skomplikowana jest sytuacja między naszymi gangami. Śmierć twego sensei, a naszego opiekuna tylko ją skomplikowała. Więc mój zalotnik najwyraźniej uznał, że nie czas na… oficjalne zaloty. Dobrze wiesz, że to bardziej kwestia dawnych przysiąg i umów między rodzinami niż owoc płomiennej miłości. Z pewnością będzie dobrym mężem, ale niekoniecznie we mnie zakochanym. Nie jestem tak… piękna i zmysłowa jak ty, Suki-chan. Nie przyciągam męskich spojrzeń po wejściu do karczmy.
- Może nie ostentacyjnych, ale tęskne na pewno. - Opal cmoknęła przyjaciółkę w policzek - Uwierz w siebie, kochana. Mamy inny styl… ale moim zdaniem masz zdecydowanie więcej uroku niż ja. Dlatego nadrabiam bezczelnością. - wyszczerzyła się radośnie. A potem westchnęła.
- Ale masz rację, czas nie jest najodpowiedniejszy a przez tego Twojego brata nie ma szans na spotkanie incognito… chociaż może i są… - puściła oko do Cichej - Niczym się nie martw. Powiedz mi tylko… chciałabyś go poznać?
- Więc to ty byłaś tą rozpustną naiwną gaijinką, która odwiedziła niedawno lokal Smoków? - zachichotała Cicha i dodała z uśmiechem. - Tak… chętnie przyjrzę mu się z boku pozostając w cieniu. Lubię być w cieniu Suki-chan. Czułabym się nieswojo przyciągając wzrok mężczyzn, no i on… mógłby być sztywny w mojej obecności.
- Chyba inaczej rozumiemy “poznanie”. - Suki przyjrzała się Yumei z rezygnacją - Jeśli będziesz obserwować go z boku, nie dowiesz się, jaki jest naprawdę. Bo w towarzystwie zawsze będzie grał na potrzeby otoczenia a w mniej zatłoczonym miejscu nie będziesz się miała gdzie ukryć… a jeśli ja zostanę z nim sam na sam… cóż… - wesołe błyski w oczach i prowokacyjny uśmiech dobitnie powiedziały Cichej, jak się to skończy.
- Nie czuję się gotowa, by tak go “poznać”. - rzekła cicho dziewczyna, czerwieniąc się na obliczu. - Nerwy by mnie zjadły i... Może później, jak już się oswoję. Wiesz dobrze, że nie jestem doświadczona, nawet ze sobą. Poza tym… może to dobry pomysł, bym zobaczyła… was razem… - przygryzła wargę nerwowo i pokiwała głową. - Przepraszam to głupie. Nie powinnam myśleć o wtrącaniu się w twoje łóżkowe… sytuacje. Choćby w cieniu nawet.
Twarz Suki wyraziła najpierw niebotyczne zdziwienie, a potem dziewczyna wybuchnęła niepowstrzymanym śmiechem.
- Yumei-chan… a kto tu mówi o poznawaniu przez łóżko? Skąd Ci to w ogóle przyszło do głowy? - pokręciła głową w udawanej dezaprobacie - To, że ja tak miewam nie znaczy, że uważam to za normę… w Twoim przypadku myślałam po prostu o rozmowie i to w towarzystwie mnie jako przyzwoitki. Żebyście się oboli poczuli nieco pewniej. - mrugnęła wesoło - Ale jeśli wolisz popatrzeć… z tym też nie ma problemu. Tylko musisz wiedzieć, że będzie się zachowywał inaczej ze mną a inaczej z Tobą. Mój temperament już zna, więc się nie będzie hamował… ale potrafi być też delikatny. I Tobie właśnie z pewnością okaże delikatność… jeśli do czegoś dojdzie.
- Bo ja… wiesz… trochę się boję pierwszego razu. A jestem ciekawa jak to w ogóle wygląda. - mruknęła cicho Yumei kuląc się, jakby chciała zapaść się pod ziemię. - A z Yaosharu-san już rozmawiałam, gdy mieliśmy siedemnaście lat. Był sztywny i uprzejmy… jak mój brat. W zasadzie zawsze przy mnie… jest sztywny i uprzejmy.
- Przy Tobie i kimś, kto was pilnuje. On też musi zachowywać pozory… wojna Smoków z Tygrysami nie jest tym, co chciałby rozpętać niewłaściwym zachowaniem. - pokiwała głową Opal - Zastanów się nad tym, jak wymknąć się spod skrzydeł Kansei. Chyba, że on też będzie chciał popatrzeć i wybierze się z Tobą… - zachichotała.
- Z pewnością by chciał… popatrzeć na ciebie. Może i udaje zimnego i nieprzystępnego. - zachichotała cicho Yumei tuląc się do Suki i szepcząc jej cichutko do ucha. - Ale jest tylko mężczyzną i czasem… słyszę jak walczy w ogrodzie ze swymi wewnętrznymi demonami. Tylko nikomu o tym nie mów. Zwłaszcza jemu.
- Obiecuję… - Yozuka przekornie skrzyżowała palce za plecami ale udało jej się utrzymać poważny wyraz twarzy - ...więc Ty myśl jak się wyrwać z domu, a ja zorganizuję spotkanie. Tyle, że nieprędko to będzie. Jak się uda, jeszcze w tym tygodniu… ale nie obiecuję. - spojrzała w niebo, westchnęła i przytuliła mocno przyjaciółkę - A teraz wybacz, ale muszę iść… obowiązki wzywają. Ale spodziewaj się mnie jutro. Postaram się wpaść chociaż na chwilę. - uśmiechnęła się pocieszająco - I trochę więcej optymizmu… jeszcze zrobimy z Ciebie kolekcjonerkę męskich serc. - puściła jej oko.
- Będę... czekała. - uśmiechnęła się ciepło Yumei w odpowiedzi na to spojrzenie.
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein
Viviaen jest offline