Półork utknął w miejscu, którego nie rozumiał z ludźmi, których nie rozumiał i z powodu, którego nie rozumiał. Grupka dziwaków wychowanych w klasztorze jednego boga, została przeniesiona przez innego boga, żeby nie dopuścić do wskrzeszenia jeszcze innego boga. I co on w ogóle robił pośrodku tego wszystkiego? Ani o to nie prosił, ani tego nie pragnął. Perspektywa misji go przerażała a los obcego plemienia, prawdę mówiąc, kompletnie nie obchodził. Chciał się jedynie wydostać z tego miejsca, lecz niestety jedyną możliwością o jakiej słyszał, było odnalezienie świątyni zjawy, która podawała się za boginię. Musiał zatem tam wyruszyć... no, przynajmniej aż nie pojawi się jakieś inne rozwiązanie.
„
Umrę tu” - przemknęło chłopakowi przez myśl. Postanowił zatem, że przynajmniej nie umrze z pustym żołądkiem i zabrał się do opróżniania stołu.
Grobowiec wywarł na półorku duże wrażenie. W dużej mierze dlatego, że nigdy nie był w żadnym grobowcu i bliskość wszystkich tych zwłok sprawiała, że czuł się nieswój. Zupełnie inaczej niż na polu walki, wśród koboldów do których śmierci sam przyłożył rękę. Tamte trupy nie wzbudzały w nim żadnych emocji, za to przez te czuł ciarki na plecach.
Drugim, bardziej ekscytującym aspektem, były zbroje i broń, które widział. Na tle starych i zniszczonych rupieci, te które były w dobrym stanie wydawały się niemal lśnić w półorczych, bystrych oczach. A Hulia'syi mówiła na uczcie, że może sobie coś wziąć i pójść w swoją stronę. Perspektywa była bardzo kusząca. Czarny napierśnik był najmisterniej wykonanym pancerzem, jaki Alan widział przez całe życie... co w sumie nie znaczyło wiele, bo widział ich bardzo mało. Podszedł do niego, słuchając jednym uchem słów gospodyni.
-
Lecz jeśli serca wasze są nieczyste i nie użyjecie rzeczy zabranych także w celu pomocy nam, musicie liczyć się z karą – półork zatrzymał się w pół kroku. Hulia'syi mogła kłamać. Wyobraźnia podesłała jednak chłopakowi wizje upiorów, które miałyby wywrzeć na nim zemstę zza grobu. Zainteresowanie zbroją i ekscytacja zniknęły. Pozostały tylko ciarki.
W drodze do jaskini, gdzie mieli spać, Alan zabrał swoją broń, którą zostawił po walce z gnollami. Jego łuk mógł być pośledniej konstrukcji, ale przynajmniej wiedział jak leży w dłoni i jak mocno mógł go naciągnąć, a topór był naturalnym elementem jego wyposażenia. Narzędzie pracy i ostatni sposób obrony. Ze zdziwieniem półork stwierdził, że miał wielką ochotę w coś go wbić.
„
Albo w kogoś” - Alan potrząsnął głową, aby odgonić natrętną myśl, która pojawiła się znikąd.