Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-10-2015, 18:11   #45
GreK
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Cytat:
Napisał Mag
Origa nie lubiła, gdy była stawiana przed trudnym wyborem. Ale od czasu awansu "trudne" było dużo bardziej częste niż w czasach, gdy była zwykłym strażnikiem. Takiego to jedynym zmartwieniem było to jak nie wkurwić swojego anoterosa, czy jak nie przechlać pensji szeregowego tagmatos w jeden wieczór. Ani jedno ani drugie wcale nie okazywało się takie trudne.

Miała opory przed tym co rozkazał jej Biały. Całą drogę się z tym zmagała. Ale nie mogła pozostać niezdecydowana. "Lepsza zła decyzja niż żadna" jak to mawiał jeden z instruktorów na szkoleniu wstępnym nim na dobre pochłonęła ją Tagmata.

Dotarli do karczmy "Pod Kocim Łbem", więc Torukia zmusiła się do podjęcia ostatecznej decyzji w sprawie Cyrica. Skoro miała wybierać między bezpieczeństwem swoich podwładnych, a życiem złodziejaszka to wybór był prosty. Nie mniej moralnie wciąż problematyczny.
Ale moralność można później zapić w karczmie całkiem skutecznie. A ewentualnych wyrzutów sumienia, gdy oberwie jakiś tagmatos, bo się nie chciała dostosować się przez ową “moralność” nie pozbędzie się nigdy.

- Amber, Wshem zostańcie. Logan, Bates ze mną!

Wydała rozkazy swoim ludziom. Dawanie im dokładnym poleceń nie było już konieczne. Miała dość czasu by wrobić w nich nawyki. Można było powiedzieć, że duże już z nich dzieci.
Tak więc Amber wiedziała, że teraz ma pilnować by nikt nie przemknął się od frontu, Wshem będzie tak długo walił w drzwi karczmy aż ktoś otworzy. Natomiast Torukia z Desydesem i Shinnym obeszli budynek by zajść od tylnego wejścia. Origa tylko gestem ręki dała Loganowi sygnał by zatrzymał się na czatach w wąskiej uliczce. Chłopak skinął głową i położył dłoń na rękojeści miecza. Bates szedł za nią w odległości zapewniającej swobodę ruchu.
Nawet tu dało się słyszeć jak Flavi uparcie dobija się do karczmy.

Bez wielkich nadziei na znalezienie Cyrica w tym miejscu zbliżyła się do sterty drewnianych skrzyń. Za nimi powinny znajdować się drzwi.

Kuszniczka rozglądała się uważnie co chwilę zerkając nerwowo w kierunku uliczki, w której zniknęła anoterissa. Jeszcze idąc korytarzami strażnicy Torukia poinstruowała ją by nie wahała się użyć kuszy jeśli będzie to konieczne. Akurat z tym nie miała nigdy problemów. Dla niej było to po prostu oczywiste.

Torukia jeszcze na chwilę skierowała wzrok na Shynniego instynktownie chcąc upewnić się, że ma kryte plecy i zaraz spojrzała przed siebie.

Zatrzymała się w półkroku widząc przed sobą Cyrica we własnej osobie.

- Kurwa mać! - ładunek emocji zawarty w tych słowach dawał sprzeczne sygnały. Nie szło określić czy zawiodła się czy ucieszyła, ale powiedziała to na tyle głośno, że Logan nie miał problemu by to usłyszeć.
Za to jej ręka zaciśnięta w okutą w metal pięść bez ostrzeżenia wystrzeliła od dołu w klatkę piersiową Cyrica.
Wydawałoby się, że Kwadrat powinien odetchnąć. Poranna łapanka nie przyniosła efektu. Diatrysi odchodzili z niczym. Nie znaleziono rodzicielki potworka. Wydawałoby się, że wszystko wróci do normy... Lecz zakonnicy nigdy nie odchodzili z pustymi rękami. Węszyli dotąd aż znaleźli trop, aż dopadli ofiarę. Wszystko było kwestią czasu. Polowanie trwało.

***

Ścierwnik, który z grupą tagmatos i kołodziejem dojechał za Grabową zastał wóz w tym samym miejscu, w którym go zostawiono. Powitały ich czarne ptaszyska, które z krzykiem wzbiły się chmarą w powietrze, kołując nisko nad ich głowami i pokrzykując. Tłuste, czarne gomygi obsiadły ścierwa wołów i ich flaki rozwleczone wokół wozu. Ruszały się niczym jeden wielki, wijący się połyskujący na czarno organizm. Cuchnęło zepsutym mięsem. Cała żywizna, którą pozostawiono na wozie zniknęła. Pozostały tylko worki z ziarnem. Zniknęły też trupy tagmatos...

Ismael Garrosh
Wiss zaatakował z furią lecz jego cięcia spotkały się z blokami zakrzywionego ko-pai, po którym nastąpił wypad czarnoskórego wojownika. Dwa bloki Degana i znowu atak. Szczęk broni odbijał się echem w wąskim przejściu. Przypadkowe otarcia o ścianę budynku krzesały snopy iskier. Tagmatos atakował zawzięcie wkładając w każdy cios dużą siłę. Pierwsze krople potu wystąpiły mu na czoło. Każdy cios jednak napotykał blok, po którym następowała kontra wojownika. Garrosh zdawało się nie wkładał w walkę dużo wysiłku. Ruchy miał precyzyjne i oszczędne a ostrze tańczyło w jego dłoniach. Przeciwnik ustępował powoli pod jego kontrami i zaczął cofać się w kierunku szerszej alejki oddychając coraz ciężej i z coraz większym wysiłkiem przechodząc do ataku.

Odgłosy walki przyciągnęły już uwagę kilku mieszczan, którzy z bezpiecznej odległości przyglądali się ich poczynaniom. W końcu walczący wyszli z wąskiej uliczki na alejkę. Arogancja anoterissa już dawno gdzieś znikła pod maską przerażenia. Zdał już sobie sprawę, że trafił na kogoś mocniejszego. Kunszt przeciwnika najwidoczniej go zaskoczyły. Coraz wyraźniej oddawał pola i teraz już tylko bronił się przed nadchodzącą śmiercią. Język ognia zalśnił w promieniach słońca. Zatańczył raz jeszcze wzniesiony ręką wojownika, ellos ominął zastawę strażnika zmieniając nagle kierunek.

Wszystko wydarzyło się tak szybko, że gapie nie zdążyli zauważyć co tak na prawdę się stało. Degan stał z podniesionym mieczem, przygotowanym do zastawy, którą minął ko-pai. Stał z szeroko otwartymi oczami. Zdziwiony. Zrobił krok do przodu, potknął się. Upadł na kolana. Puszczona broń upadła z łoskotem na bruk. Spod rozciętych szat zaczęła przesączać się krew.


Shar Srebrzysta.
Bełt wbił się w czoło chłopca z chrupnięciem rozłupywanej czaszki. Ten dźwięk jeszcze długo miały ją budzić w nocy. Ciało osunęło się na zapylone deski. Brunatna substancja wyciekła z głowy, brudząc podłogę. Odwróciła się.

Na schodach usłyszała tupot ciężkich butów. Kilku tagmatos weszło na poddasze rozeznając się w sytuacji. Ktoś do niej podszedł. Coś tłumaczył. Przytaknęła głową, chociaż sens słów do niej nie docierał. Poprowadzili ją na dół, po drewnianych, skrzypiących ze starości schodach.

Światło dnia poraziło ja w oczy gdy wyszła na ulicę. Bezkształtne, czarne ciało morfa leżało pod budynkiem. Tłum gapiów oglądał go z daleka, bojąc się podejść. Jakby ścierwo mogło ugryźć jeszcze, przelać swoje skrzywienie nim zostanie spalone.

Jedynie Pempto Beznosy leżąc na zdrowym boku, nie zważając na połamanego kulasa, przysunął się do trupa przyglądając mu się z ciekawością. Już anoteross, zwalisty mężczyzna o szerokich nozdrzach wydał dyspozycje. Już posłał po wóz i ścierwnika, który miał zawieźć ścierwo do skrzydła zajmowanego przez Zakon. Już posłał po cyrulika, który miał Diatrysowi nastawić kości.

Gapie przyglądali się tej scenie i Kanii, całej białej z wapiennego pyłu, z kuszą w dłoni. Spośród zwykłych mieszczan wyłowiła z tłumu mężczyznę. Wysokiego, szczupłego. Ze swoją orientalną urodą, wąskim nosem i bladą cerą odróżniał się na tle spalonych słońcem Skilthryjczyków. Podchwycił jej wzrok, skinął lekko głową. Z uznaniem? W jego ruchach była pewność siebie. Odwrócił się i zauważyła na jego plecach dwa krótkie miecze. Zniknął w tłumie.


Origa Torukia.
- Żesz kurwa - zaklęła gdy pięść chybiła celu, gdy kłykcie otarły się o materiał a złodziejaszek wywinął się znikając wewnątrz budynku.

- Bates łap go! Logan pilnuj wejścia!

Shinny rzucił się w pogoń za Cyriciem. Origa była tuż za nim. Gdy młody pokonywał schody, ona dopadła drzwi wejściowych i odsunęła rygle wpuszczając Amber i Wshem'a.

Zostawiła kuszniczkę na zewnątrz, żeby razem z Loganem pilnowali budynku z zewnątrz a sami rzucili się za Batesem.

***

- Jak to kurwa nie ma?

Cyric wydawało się rozpłynął się w powietrzu. Bates bezładnie rozłożył ręce. Gdy wbiegł na piętro już go nie było. I mimo że przetrząsnęli pomieszczenia mieszkalne, poza wściekłymi lokatorami nie znaleźli go. Do tego wszystkiego przyplątał się Gormug, który zaczynał działać jej na nerwy swoim marudzeniem jak to psują mu interes wpadając do karczmy.


Cyric.
Biegnąc schylonym po dachu dziękował w duchu przezorności Browna, który kazał wyposażyć karczmę w wyjście pozwalające opuścić interes Gormuga niezauważonym. Nigdy wcześniej nie był zmuszony z niego korzystać. Teraz uratował mu dupę, choć nie wiedział jak bardzo. Ciągle zagadką było dla niego skąd tam się wzięła Torukia i dlaczego go zaatakowała. Czyżby też wierzyła w to, że zabił Baldarysa? Nie... Przeklął swoją głupotę. Przecież widziała! Przecież wszystko widziała.

Przeskoczył wąską uliczkę, pokonał jeszcze dwa budynki nim się zatrzymał. Nikt go nie gonił. Nikt go nie śledził. Łapał oddech na rozgrzewającym się dachu. Było coraz bardziej gorąco. Za chwilę będzie musiał zejść na dół, bo z gorąca nie da się wytrzymać. Miał jeszcze trochę czasu do zlecenia. Nim słońce osiągnie najwyższy punkt. Musiał się zastanowić co robić. Musiał działać.


Parwiz Yehuda
Gaios podzielił tagmatoi. Piątkę tylko wziął ze sobą, reszcie kazał czekać w pewnym oddaleniu za wzgórzem. Wskutek tego gdy wjechali i ukazali się górnikom, ci zobaczyli ich tylko garstkę. Zaraz też popłoch w obozie się zrobił. Parwiz zobaczył ze wzgórza rozgardiasz. Ludzie zbili się w gromadę i zaczęli kłócić wskazując na wzgórze. Najwidoczniej nikt nie był chętny do wystąpienia przed szereg i podjęcia rozmów.

Nim Gaios wydał jakiekolwiek dalsze dyspozycje, z miejsca gdzie zostawili odwód podniosła się wrzawa. Tagmatos zmarszczył krzaczaste brwi i odwrócił się w siodle. Tak też uczynił Yehuda.

Trochę niżej, tam gdzie zostawili straże, szamotał się ze strażnikami barczysty drab. Zdawał się wyzywać ich a gestykulował przy tym zamaszyście wskazując na wzgórze, na którym stali.

Gaios zwęził oczy w szparki po czym zwrócił się do stojącego przy nim tagmatos.

- Niech go puszczą.

Człek, który ku nim szedł był wysoki i barczysty. Z twarzą szeroką i prostą. Z włosem prostym i suchym. Z daleka już zaczął wymachiwać ku nim rękoma.

- Jestem, kurwa jego pierdolona mać, tego... Jestem przecie! - krzyczał z daleka tubalnym głosem.

Gaios skinął na strażnika każąc zatrzymać draba pięć kroków przed archigosem.

- Czego ty w mordę chędożony przybłędo jeden? - zaczął szarpać się gdy tagmatos próbował go wstrzymać.

Gaios zajechał go bokiem i zdzielił szpicrutą przez twarz.

- Uspokój się - powiedział cicho, spokojnie - bo spętać każę.

- O ty ścierwie! Ty łachudro! - wrzeszczał szczerząc spróchniałe zęby i trąc krwawą pręgę na twarzy, lecz stał już spokojnie w miejscu, wymachując tylko rękoma. - Ty nie wiesz z kim zadarłeś! Jam jest Filon! Radny!

Wypiął dumnie pierś.

- A mnie zwą Gaios - odparł mu flegmatycznie tagmatos - i jestem tutaj odpowiedzialny za bezpieczeństwo archigosa, więc jeśli nie zdecyduje inaczej, będziesz stamtąd odpowiadał.

Filon wywrócił oczami, jakby taki porządek rzeczy mu się nie mieścił w głowie.

- Pozwolisz na to? - zwrócił się do archigosa wskazując ręką na tagmatę.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)

Ostatnio edytowane przez GreK : 12-01-2016 o 18:16. Powód: Mag
GreK jest offline