Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-10-2015, 21:59   #13
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Podziękowania dla MG i Blackera

- To raczej my prosimy o wybaczenie - odpowiedział Wróbel skłaniając głowę - Nie było naszym zamiarem utrudnić pracę straży a w tej mgle nie było też winą strażnika że przeszliśmy niezauważenie. Jestem sługą Vereny i skoro pani sprawiedliwości zdecydowała się sprowadzić nas tutaj chciałbym zaoferować swoją pomoc.

Sierżant z zainteresowaniem spojrzał na Wróbla.
- Zaprawdę cieszy mnie spotkanie sługi Vereny, bowiem sam darze ją wielkim szacunkiem i czcią. Niestety sprawa, która tutaj mamy jest dosyć delikatna i nie mogę sobie pozwolić na narażanie cywilów. A cóż takiego właściwie sprowadza sługę pani sprawiedliwości w to zapomniane miejsce?

Eckhart odetchnął kiedy sierżant odwołał młokosa z kuszą. Taki bełt w bebechach nie rokował najlepszego zdrowia. W zasadzie rokował tylko śmierć i to śmierć w męczarniach, zalaną krwią, treścią jelit i uryną. Nie takiego końca żywota by oczekiwał. Kiedy Wróbel przedstawił się, dodał od siebie: - Eckhart Lang, weteran z Hochlandzkich regimentów strzelców. Ja również oferują swoją pomoc, podobnie jak mój świątobliwy towarzysz. - Uznał, że na pytanie co tu robią, lepiej niech odpowie Wróbel.

- Przybyłem do Altdorfu na prośbę swojego znajomka, na miejscu usłyszałem pogłoski o zaginięciach. Zdaję sobie sprawę, że śmierć wśród biedoty nie jest niczym niezwykłym a ukryte przez śnieg ciała pojawią się dopiero wiosną jednak moja pani zobowiązuje mnie bym sprawie dokładniej się przyjrzał. Jeśli zaś chodzi o narażanie się to gotów jestem tego podjąć się na własne ryzyko. Pomoc straży jest obowiązkiem każdego szanującego prawo mieszkańca.

Na wzmiankę o zaginionych twarz sierżanta stężała. Przyłapawszy się na tym, odchrząknął i natychmiast przywrócił jej poprzedni wyraz powagi.

- Ach tak. Sprawa zaginionych. Może później będę jakoś w stanie wam w tej sprawie pomóc – rzekł, po czym odwrócił się w stronę magazynu. – Na razie mamy tu jednak większy problem. Dziś rano dostaliśmy zgłoszenie, że widziano w tym miejscu jakiegoś dziwnego stwora. Oczywiście, musieliśmy to zbadać, a to co znaleźliśmy… mogę powiedzieć, że nieco zbiło moich chłopców z nóg… - sierżant odchrząknął. – Osobiście go jeszcze nie widziałem, a moi ludzie nie potrafią nawet ubrać w słowa tego, co zobaczyli. Mówią jedynie, że widzieli jakąś ohydną kreaturę, a na sam jej widok żołądki wywracały się im do góry nogami. Jednak ci idioci, zamiast zabić to od razu, dali jej czas by wspiął się po drabinie na piętro i wciągnął ją na górę. W dodatku przystawiła jakąś skrzynką otwór wejściowy, tak, że nie możemy się teraz do niego dostać… Jedyne wejście, jakie nam zostało, to okno, przez które wciągano na piętro towary. Jednemu z moich ludzi udało się przerzucić linę nad belką wystającą nad nim, jednak wszyscy obawiają się, że to coś wyskoczy na nich, kiedy się będą wspinać… Upadek z takiej wysokości może zabić…

Eckhart, będąc w Armii, nie jeden szturm widział, przy niektórych inżynierowie budowali przedziwne konstrukcje, czy kombinacje drabin: - Sierżancie - powiedział podkreślając range strażnika - macie możliwość sprowadzenia tutaj dwóch, może trzech tak długich drabin? Wtedy przystawiając po jednej, z każdej strony otworu, strażnicy mogliby się wzajemnie osłaniać? A jeśli to nie dałoby rady, to proponowałbym budowę szybkiego rusztowania? Wszak mówicie, że ta szkarada nigdzie nie wybiera. Lepiej stracić trochę czasu, niż ludzi. Jednak oficerowi takiej szarży, nie śmiałbym tego nawet przypominać - dodał usłużnie. Wiedział jak dowódcy są przeczuleni na tle swojego autorytetu i pozycji. Znał to aż za dobrze.

- Wysłałem po drabinę jednego z moich ludzi jakieś dwadzieścia minut temu, z tego, co wiem jest gdzieś w pobliżu jeszcze jeden magazyn, gdzie powinien taką znaleźć. Wątpię jednak by było ich więcej – odparł. – Jednak obawiam się, że nie mamy zbyt wiele czasu, ponieważ…
- Sierżancie! – dobiegł krzyk z wnętrza magazynu. – Tu, obok skrzyni znalazłem złotą koronę! Myśli Pan, że należy do tego potwora?!
- Weź się nią udław! Nie mamy na to czasu, kretynie – warknął Siegeler. – Co ja to? A właśnie. Dla dobra tej dzielnicy, musimy zająć się tą sprawą jak najszybciej… Zaraz po tym jak moi ludzie zobaczyli to coś, wysłałem swojego człowieka by złożył raport sytuacyjny Kapitanowi. Teraz uważam to za wielki błąd, albowiem mój przełożony zgłosił fakt pojawienia się tego mutanta łowcom czarownic. Miałem już kiedyś do czynienia z jednym z nich i wiem jak działają… Jeżeli szybko nie dostaniemy tego dziwoląga, to mogą oni nawet podpalić to miejsce. W środku jest dość suchego siana i skrzynek, by im się to udało. A wszystkich żyjących na tej ulicy może czekać dosyć nieprzyjemna kontrola, o ile nie pozabijają wszystkich od razu. W ich filozofii lepiej zabić setkę niewinnych, niż pozostawić jednego sługę chaosu na wolności…

Z łowcami czarownic nie miał zbyt dużo do czynienia, ale jeśli podpaliliby ten magazyn, to wszystkie dowody spłoną wraz z nim. Lang już trochę bardziej stanowczym głosem rzekł: - Sierżancie, ile macie ludzi? Z naszą pomocą i przy użyciu jakiejś dźwigni, albo lewara może dostaniemy się do środka przeważając obciążenie, którym przywalił wejście? Zostawisz na zewnątrz tylko dwóch ludzi z kuszami, by nie uciekł tędy?

- Dwóch pilnuje ulic, jedne narwaniec, którego już poznaliście, dwóch w środku, i dwóch na tyłach, jeden szuka drabiny, plus oczywiście ja i wy – wyliczył sierżant. Podważyć może byśmy dali radę, wątpię by na górze były jakieś nazbyt ciężkie rzeczy, ale musielibyśmy się najpierw dostać do tej piekielnej dziury na piętro… Ale może lepiej sami chodźcie zobaczyć, jak wygląda wnętrze.

Sierżant poprowadził Wróbla i Langa do środka, przez spore, dwuskrzydłowe drzwi. Wnętrze urządzone było w popularnym (dla opuszczonych i zaniedbanych miejsc) stylu. Tu i ówdzie walały się zbutwiałe skrzynie i beczki. Większą część podłogi zajmowała cienka warstwa stęchłego siana, oprószonego delikatnie śniegiem w miejscach, gdzie ten mógł wedrzeć się przez rozbite szyby. Grube, drewniane filary, resztkami sił stały w dwóch rzędach po bokach, utrzymując nad sobą piętro. W prawym rogu pomieszczenia, awanturnicy dostrzegli otwór w suficie, przywalony jakąś skrzynią, bądź czymś podobnym.
Nim, ktokolwiek zdołał wznowić rozmowę, do pomieszczenie wbiegł zlany potem rekrut. Zrzucił z ramienia ciężką i długą na czterdzieści stóp drabinę, po czym padł zdyszany na stos siana pod ścianą. Sierżant po chwili wahania oszczędził strażnikowi nagany za brak dyscypliny.

Lang obejrzał wnętrze opuszczonego magazynu, spoglądając porozumiewawczo na Wróbla. Miał nadzieję, że jego towarzysz rozejrzy się po wnętrzu magazynu, gdzie miało dojść do transakcji Holsta i Nakrapianych Sów i może znajdzie jakieś ślady. On jednak rozmyślał nad sposobem dostania się na piętro. Nawet jeśli udałoby się im odsunąć skrzynię, to stwór mógł łatwo zaatakować ich, wchodzących, przez wąski otwór na górę. Słupy podtrzymujące strop nie wyglądały na solidne: - A może zrobimy sobie inne wejście na górę? - uderzył ręką w spróchniałe bale. - Zawalimy mały kawałek stropu, będzie drugi otwór, stwór nie zdoła odstawić obu? Co wy na to sierżancie?

Seigeler niepewnie przeniósł wzrok na zmurszałe filary. Wyraz zwątpienia na jego twarzy zaraz przyćmił zawadiacki uśmiech skierowany do Langa. Odwrócił się do jednego ze strażników przeszukującego pomieszczenie, po czym donośnym głosem wydał rozkaz:
- Schürer, masz wyśmienitą okazję do zrobienia użytku tego twojego toporka! – Sierżant wskazał na filar stojący po lewej stronie magazynu. – Zajmij się tym.
Strażnik z niemałym entuzjazmem sięgnął po lśniący, ciężki topór jednoręczny zaczepiony u pasa i z zażartością zaczął rąbać bal. Wióry rozpryskiwały się po całym magazynie, kiedy Schürer biorąc szerokie zamachy, ciął spróchniałe drewno.
- Talabeklandczyk – szepnął dwójce awanturników jeden ze strażników.

Nie upłynęło nawet dziesięć uderzeń ciężkiego topora, by filar w końcu ugiął się. Wszyscy w pomieszczeniu szybko odskoczyli, kiedy długi pal uderzył o ziemie, a wraz z nim kawałek wspornika i część drewnianego sufitu. W powietrze uniosła się smuga kurzu, która wywołał u sierżanta atak suchego kaszlu. Mimo to ten z zadowoleniem klepnął Eckharda w plecy i spojrzał na sporą dziurę w suficie. Dwoje strażników szybko przyłożyło doń drabinę.
- Dobra, to którzy chce zostać bohaterem dnia? – zawołał sierżant do zebranych w magazynie mężczyzn.

- Ja pójdę - powiedział wyciągając szeroki kord z pochwy i ściągając tarczę z pleców - ale nie sam, zaraz za mną musi się wedrzeć ktoś drugi - spojrzał po zebranych mężczyznach. - I ktoś musi próbować drągami - wskazał na żerdzie leżące pod ścianą magazynu - odsuwać skrzynię nad pierwszym wejściem, tak by stwór nie mógł skupić swojej uwagi na jednym tylko wejściem? - odparł poważnym tonem. - Kto idzie ze mną?

Na rozkaz sierżanta dwoje strażników sięgnęło po długie drągi i zaczęli odsuwać nimi blokującą wyjście skrzynie. Natomiast Seigeler zwrócił się do reszty.

- Ktoś może też spróbować wspiąć się po linie na zewnątrz.

Po zebranych mężczyznach przetoczył się cichy połmrók. Najwyraźniej nikt nie miał najmniejszych ochoty na spotkanie z dziwną istotą na górze. Po chwili konsternacji Schürer postąpił krok na przód.

- Ja mogę iść za tobą - zwrócił się do Langa.

- Rozsądniejsze będzie jeśli to ja pójdę z Eckhartem - odezwał się cichy do tej pory Wróbel - Być może mniej jestem zaprawiony w walce jednakże włócznia może być użyteczniejsza gdy przyjdzie atakować z drugiej linii.

Sierżant skinieniem głowy zaaprobował decyzje Wróbla, zaś Schürer dostał rozkaz wdarcia się na górę za pomocą liny na zewnątrz. Siegler jeszcze raz pouczył dwójkę śmiałków, by w razie jakichkolwiek problemów wycofali się i nie narażali niepotrzebnie swojego życia.

Ruszyli, ostrożnie i z namysłem stawiając kroki. Lang mocno zaciskał swoje dłonie na uchwycie tarczy i szczeblach drabiny, a za nim w skupieniu podążał Wróbel, dzierżąc w dłoni krótką włócznie. W każdej chwili gotowi na atak nieznanego.

Skupiony na mroku bijącym z dziury w suficie Lang był już niemalże u szczytu drabiny, gdy ta z głośnym trzaskiem poleciała do przodu, niszcząc spróchniałą deskę, na której się trzymała. Awanturnicy zachwiali się, łapiąc mocniej szczebli drabiny i wydając z siebie okrzyk zaskoczenia. Na całe szczęście, lot nie był długi. Drabina zatrzymała się na kolejnej, zdawać by się mogło, pewniejszej podporze w postaci grubej belki, stanowiącej podporę sufitu. Oboje odetchnęli z ulgą.

Jednak przedwcześnie.

Plugawe, powleczone tryskającymi ropą wrzodami ręce wyłoniły nad nimi. W mocnym uścisku dzierżyły długi, drewniany drąg, który ze świstem przeciął powietrze, zaczął opadać na głowę Langa. Dźwięk drewna uderzającego o drewno. Tarcza w ostatniej chwili uchroniła żołnierza przed atakiem abominacji.
Wtedy w półmroku panującym na górze, dostrzegli prawdzie obliczę maszkary. Smukłe ciało pokryte ropiejącymi wrzodami wisiało nad nimi niczym piekielny kat. Istota odziana w potargane łachmany spoglądała na nich swymi wyłupiastymi, nasuwającymi na myśl obraz żaby oczami. A szpiczasta głowa podkreślała jedynie jej nienaturalność. Owrzodzone usta rozchyliły się, a z nich wyleciały gwałtowne słowa:
- Odejdźcie! Zostawcie mnie w spokoju!

Lang spiął się w sobie i wykorzystując cała swoją zwinność i energię skoczył do przodu, chcąc dostać się na piętro. Zastawił się tarczą, a w drugiej ręce trzymając kord, wydał okrzyk bojowy i zaatakował. Wiedział, że musi zejść z drabiny i dostać się na górę.

Wróbel natomiast zgodnie ze wcześniejszym planem wykorzystał przewagę zasięgu jaką dawała mu włócznia. Nie mógł co prawda dosięgnąć maszkary jednak gdyby spróbowała ona dosięgnąć żołnierza miałby okazję do kontry

Niezlęknieni śmiałkowie ruszyli z całym impetem na straszliwą poczwarę. Okrzyki Hochlandczyka i istoty zjednoczyły się pod postacią bitewnej symfonii. Zaraz jednak zew żołnierza przekształcił się w jęk przerażenia, kiedy dębowa tarcza werżnęła się w nastawione do obrony owrzodzone ramię. Zabrakło mu jednak siły. A może to poczwara była niezwykle silna? Lang nie miał czasu na zastanowienia. Atak nie powiódł się, a on z lękiem spojrzał w odległą przestrzeń pod sobą. Drabina zachwiała się, gdy żołnierz w rozpaczliwym odruchu pochwycił za jej szczebel, wracając do punktu wyjścia.

Usłyszał nad swoją głową świst, kiedy uderzenie kija przeszło o cal nad jego głową. Miał szczęście. Tylko na jak długo?

Bliskość śmierci jednak nie zachwiała woli walki Hochlandczyka. Ponownie ruszył na poczwarę z wystawioną przed siebie tarczą, wkładając w ten jeden manewr całą swą siłę. Tym razem to on triumfował. Zaskoczony determinacją żołnierza przeciwnik nie zdołał tym razem powstrzymać natarcia. Odrzucony uderzeniem mutant zachwiał się i cofnął o kilka kroków w tył, zostawiając dwójce śmiałków drogę wolną.

Korzystając z tego że jego towarzysz odepchnął przeciwnika Wróbel dostał się na górę. Mając wreszcie pewniejszy grunt pod nogami sługa Vereny mógł przypuścić atak na mutanta, nie zaniedbywał jednak ostrożności wiedząc że nawet zwierzęta zapędzone w pułapkę zdolne są do desperackich akcji. Kto wie czego mogli spodziewać się po tworze chaosu?

Eckhart odsunął się od otworu i poprawił uchwyt tarczy. Zamierzał zajść poczwarę z drugiej flanki, wspomagając Wróbla, który zamierzał się na nią swoją włócznią.

Śmiałkowie rzucili się naprzód. Seria szybkich ciosów zalała mutanta, który rozpaczliwie starał się unikać jak i kontrować nieustanne ataki. Jego żebie lica zalśniły w półmroku pomieszczenia. W odpowiedzi na otrzymany cios w żebra, Wróbel wyprowadził potężne pchnięcie, które przeszyło dotkliwie plugastwo. Istota jęknęła z bólu i odruchowo upuściła kij.
Uchylając się przed kordem żołnierza, mutant chwytając się za krwawiącą ranę, rzucił się w stronę okna. Jednak światełko w tunelu rozpaczy, przysłoniła rosła sylwetka Talabaklandczyka, któremu w końcu udało się wspiąć na po linię. Lang z Wróblem mogli dostrzec jeszcze błysk topora, nim mutant krzyknął ochryple i padł na kolana.
- Ranaldzie, zlituj się – usłyszeli jeszcze, nim mutant osunął się nieprzytomny na ziemię.

Nie zdążyło upłynąć wiele czasu nim reszta strażników pojawiła się na piętrze. Wszyscy zebrali się wokół powalonej kreatury. Wszyscy zaczęli szeptać coś między sobą. Pomruki zafascynowania wymieszały się z stłumionymi odgłosami lęku. Ci, co bardziej pobożni drżącymi rękoma wykonali znak młota.
- To musiał być kiedyś człowiek, bez dwóch zdań – stwierdził, jak dotąd milczący sierżant. Następnie zwrócił się do śmiałków. - Dobra robota. Wielce się nam przysłużyliście. Jeżeli będziecie potrzebować pomocy, to chętnie się wam odwdzięczę.

W międzyczasie dwoje strażników, odnalazła w kącie pomieszczenia kilka grubych koców i kawałek czerstwego chleba. Szybko doszli do wniosków, że poczwara musiała tu od jakiegoś czasu mieszkać. Jednak szczególną uwagę strażników przykuło dziwna szkatułka, wykonana z czarnego kamienia, która leżała nieopodal legowiska mutanta. Pudełko było mocno poobijane, a misternie wykonany zamek, kompletnie roztrzaskany.
- Na Sigmara!

Okrzyk podekscytowania wydarł się z gardła strażnika, który otworzył skrzynkę. Nieprzytomny mutant niemal natychmiast stracił na zainteresowaniu, kiedy wszyscy zebrali się wokół czarnej szkatułki, z której wnętrze wybrzmiewało najpiękniejszą melodię na świecie. Brzdęk monet.
- Tu musi być przynajmniej pięćdziesiąt koron!

Awanturnicy ze zdumieniem stwierdzili, że strażnik nie kłamał, a skrzynka naprawdę wypełniona została bogactwem, o którym przeciętny mieszczanin mógł sobie tylko pomarzyć. W nikłych promieniach słońca, przedostających się przez wielkie okno, monety wydawały się jednak w dziwny sposób wyblakłe i kompletnie pozbawione swego zwykłego lśnienia.

Lang obchodził truchło nieprzytomnego mutanta. Sięgnął po kawałek linki, którym dostał się przez okno Schurer i odciął kawałek wstarczający do skrępowania powalonego monstrum. Wyciągnał zaa pasa rękawiczki i założył je na dłonie zanim zaczął całą operację. Nie zamierzał dotykać tego ścierwa. Kiedy skończył, splunął siarczyście. Cuchnęło i wyglądało to to obrzydliwie, kiedy jednak usłyszał brzęk monet, odwrócił się w tamtym kierunku. Zza pleców strażników miejskich przyglądał się znalezisku. To była mała fortuna, jednak czerń szkatułki i podejrzany wygląd monet powstrzymał go od bliższego zaznajomienia się z zawartością: - Myślicie, że to rozsądnie zabierać te pieniądze? - zapytał głośniej strażników. - To leże tej poczwary, to mutant, nie tknę niczego co należało do tego czegoś. Wam też nie radzę, kapłani jacy albo i magycy powinni obejrzeć to znalezisko - wyraził swoje zdanie.

Strażnicy spojrzeli na Langa z powątpiewaniem. Najwyraźniej wcale nie chcieli przepuścić okazji na zarobienie kilku dodatkowych koron. Jednak nie dane było im nacieszyć się bogactwem zbyt długo. Sierżant prędko podszedł do podwładnego, który był w posiadaniu skrzynki i z trzaskiem zamknął ją.
- On ma rację. Trzeba będzie zanieść to do specjalistów. A teraz do roboty. Trzeba posprzątać ten bałagan!

Następnie zwrócił się do Wróbla i Langa.
- To chyba na tyle, jeśli chodzi o was. Resztą zajmiemy się my i łowcy czarownic – rzekł oficjalnym tonem. Następnie zaś ściszył nieco głos i rzekł. - Odwiedźcie mnie jutro w kwaterze straży. Postaram się jakoś pomóc w waszej sprawie. A może nawet uda mi się wyłudzić od szefostwa jakąś nagrodę za pomoc dla was.

- Dziękujemy bardzo, na pewno jutro przyjdziemy, chętnie się dowiemy czegoś więcej o tej poczwarze, sierżancie. Co do nagrody, to z góry dziękujemy, pokładając wiarę w szczodrość Imperium. Chcielibyśy się trochę rozejrzeć po magazynie, jeśli nie masz nic przeciwko? - Hochlandczyk miał nadzieję, że znajdą jakieś ślady, które powiedzą im co się stało z wysłannikami Holsta.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline