Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-10-2015, 15:05   #14
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
MG, Liapola, Krieg i Lothar, czyli docowe wynaturzenia...

Troje domorosłych śledczych ruszyło zamglonymi i zaśnieżonymi ulicami Altdorfu, kierując się do miejsca plugawego mordu. Po drodze minęli miejsce, w którym swoją walkę stoczył Krieg. Niepewnie wejrzał do ciasnej uliczki między domami gdzie dopuścił się krwawej zbrodni, a następnie do drugiej, gdzie pozostawił skradzione ze swego ziemistego domu ciało. W obu jednak zastał tylko ziejącą mrozem pustkę.

Szli tak przez kolejne dwadzieścia minut, aż w końcu Krieg wskazał głową na niewysoki budynek znajdujący się kilkanaście metrów dalej. Przed nim awanturnicy dostrzegli mały tłum. Jednak z każdym krokiem ten zdawał się im bardziej zorganizowany, a w dodatku nie był on nawet skupiony na sklepie. Wyraźnie mogli dostrzec wśród nich dwie wyróżniające się grupki. Jedni przywdziani w czarno-białe stroje, charakterystyczne tylko dla jednej grupy w mieście, stali naprzeciw tych drugich odzianych w zwyczajne, może nieco zabrudzone, zimowe ubrania.

Na czele drugiej grupy, Lothar dostrzegł znajomą mu postać, z brązowymi, ułożonymi w nieładzie włosami i charakterystyczną raną na policzku. Twarz ta niewątpliwie należała do ich wczorajszego przewodnika, Edmunda. Stał on sztywno na nogach, z założonymi na piersi rękoma, naprzeciw straży miejskiej, dyskutując z najprawdopodobniej ich przywódcą.


Mężczyzna nie młody, nie stary, w kwiecie wieku jakby się mogło zdawać. Jego postura rosła, choć raczej zmizerniała i przystojna, gładko ogolona, spowita mocnymi rysami twarz z pewnością zwiodły już niejedną kobietę. Krótkie, ciemnobrązowe włosy na jego głowie wydawały się starannie poukładane. Z bliższa Liapola zdołała dostrzec coś w jego oczach o barwie nieba przed burzą. Coś nieprzyjemnego, złośliwego, wręcz plugawego, sprawiało, że cały obraz przystojnego mężczyzny odpychał ją.

Kiedy awanturnicy dotarli pod sklep, cała sytuacja dobiegała już końca. Edmund wręczył mężczyźnie spory woreczek, który pobrzękiwał kusząco. Ten zaś rzucił kilka zdawkowych słów do reszty swojego małego oddziału i razem ruszyli w stronę, z której nadeszła trójka śledczych.

- Tylko załatw to porządnie, Edmund – rzucił przez ramię. Przechodząc obok awanturników, na kilka sekund jego lubieżne, odpychające spojrzenie padło na Liapole. Zaraz jednak wraz z resztą kompanii zniknął za zakrętem.

W międzyczasie Edmund wydał kilka poleceń oprychom tłoczącym się obok niego. Ci, trójkami rozeszli się w różne strony, zatrzymując się u wylotu ulic.

Na miejscu przy Edmundzie pozostało tylko dwoje nieludzi. Jednego z nich, krasnoluda, Krieg rozpoznał od razu. Był to ten sam tchórz, który zostawił go ostatniej nocy w sklepie razem z umierającym Nomą. W połowie łysy, barczysty, z przebiegłą twarzą, rzucał nerwowe spojrzenia w stronę sklepu znajdującego się za plecami. Krieg z trudem przypomniał sobie, że ten przedstawił się mu jako Bardin.

Drugim towarzyszem Edmunda był niziołek o kasztanowych włosach, odziany w gruby skórzany płaszcz, z dostosowanym do jego rozmiarów rapierem przy boku i pięcioma sztyletami, wystającymi groźnie przy pasie. Z nachmurzoną miną łypał na wszystko i wszystkich nienawistnym wzrokiem.

- Co wy tu do cholery robicie? – rzucił gniewnie Edmund, gdy zobaczył całą trójkę.

Dziewczyna spojrzała na dwóch dryblasów, z którymi tutaj przyszła. Jak zwykle mężczyźni mając przy sobie kobietę, tracili język w gębie. Edmund wydawał się zniecierpliwiony przeciągającą się ciszą więc Liapola zrobiła krok do przodu, by zwrócić na siebie uwagę.

- Wyszliśmy na spacer, taka ładna dziś pogoda... - Mówiąc to wyciągneła rękę łapiąc płatek śniegu na swoją aksamitną rękawiczkę. - Widzę, że Straż wysoko sobie ceni milczenie - Spojrzała przez ramię. - Nasze milczenie będzie ciut tańsze. - Tutaj pokazała swoimi paluszkami o ile mniejsza miałaby być to kwota - Chociaż zamiast milczeć wolę działać, a wy chłopaki? - Spojrzała na towarzyszy z pochmurnymi minami - No, oni chyba też... - Dodała nie widząc u dryblasów reakcji.

Uśmiechnęła się beztrosko do Edmunda. Spoglądała też na krasnoluda. Na niziołka nie zwracała nawet krzty uwagi.

- Co to za gadatliwa suka? – niziołek zwrócił się do Edmunda, wyciągając sztylet zza pasa.
- Zostaw ją Jakob. Nie masz już tu nic do roboty, zbierz resztę swoich ludzi i poszukaj sobie nowej siedziby. Ty też nie jesteś mi tu potrzebny, Bardin – rzekł spokojnie Edmund.
- Ej! To ty! – krzyknął nagle krasnolud, jakby słowa człowieka wyrwały go ze snu. Wskazał na Kriega. – Edmund, to on był tu wczoraj ze mną!
- E! To ty jesteś tym sukinsynem, który wisiał mojemu bratu kasę – rzucił nagle niziołek w stronę Kriega, grożąc mu sztyletem. – Nie myśl, że jak ktoś go zarżnął, to jesteś wolny. Jesteś winien kasę Nakrapianym Sowom, a dopóki ja żyje, nasza gildia wciąż będzie istnieć.

W tej chwili Edmund spiorunował niziołka wzrokiem, co ten przyjął za wyzwanie. Trwali tak w niezwykłym pojedynku, którego przerywać nie chciał żaden najcichszy dźwięk. Kiedy napięcie zdawało się sięgać zenitu, niziołek parsknął. Schował sztylet za pas, po czym spluwając jeszcze pod nogi Kriega odszedł. Krasnolud zaś unikając spojrzenia Edmunda, skierował się w przeciwną stronę.

- Czego tu szukacie? – zapytał Edmund, kiedy nieludzie oddalili się odpowiednio.

Chowając ręce do kieszeni, Liapola odczekała aż niziołek i krasnal sobie odejdą. Oczywiście obelgę puściła mimo uszu. Przynajmniej nic nie dała po sobie poznać.

- Odrobiny szczęścia, które sprawi, że Holst wypłaci nam prowizję. - Poprawiła szal na swojej szyi i ruszyła w kierunku siedziby Nomy. - Nie spodziewałam się tu ciebie Edmundzie. Chcesz nam pomóc w poszukiwaniach?

Lothar nie wtrącał się, kiedy niewyparzony jęzor niziołki znów dał znać o charakterze właścicielki. Kolejny raz szukała guza i robiła sobie wrogów bez powodu. Wsadzanie kija w mrowisko jest fajne do czasu, kiedy mrówki nie zaczną jeszcze kąsać.

- Krieg był tu wczoraj i widział to, co zostało z gangu Nomy. - Powiedział bez ogródek, nie widząc powodu, dla którego miałby ukrywać cokolwiek z tego przed Edmundem. - Słyszeliśmy, że ludzie Nomy też znikali. - Wyjaśnił zainteresowanie Nakrapianymi Sowami. - Chcemy… - spojrzał krzywo na Liapolę - Chcę rozejrzeć się tutaj i poszukać śladów. Nie wiem, czy ma to jakiś związek z zaginięciami, bo dotąd ludzie znikali, a tych tutaj zarżnięto, ale sądzę, że warto sprawdzić. - Obserwował reakcję Edmunda. - Mamy wspólnego szefa i jesteśmy po tej samej stronie. - Przypomniał mu na wszelki wypadek.

- Ja też się was tu nie spodziewałem. Następnym razem zastanów się dwa razy, co mówisz, kurduplu. – Edmund zwrócił się cierpko do niziołki, a następnie przerzucił swoje spojrzenie na Lothara. – Oficjalnie, to nic nas nie łączy. Zważajcie na słowa, kiedy następnym razem będziecie zwracać się do mnie przy innych.

Westchnął i spojrzał na budynek.

- Też wątpię, że to ma związek z zaginionymi, ale chyba warto sprawdzić – mówił nieco spokojniej. – Poza wejściem do środka i przykryciem tego, co zostało z ciała Nomy płachtą, nie ruszaliśmy tam niczego. Do południa wszystko musi zostać uprzątnięte, inaczej Straż zajmie cały
budynek. Pod ścianą są wiadra i starta szmat… Albo wy uprzątniecie ten bałagan, przy okazji przeszukując całe miejsce, albo od razu zwołuje chłopaków, by się tym zajęli, a wy idziecie szukać śladów gdzie indziej. I tak myślę, że bez zmycia tej krwi, ciężko będzie wam cokolwiek znaleźć… To jak?


Liapola zaglądała już przez drzwi kiedy do rozmowy wtrącił się Lothar. Była bardzo ciekawa jak bardzo były zmasakrowane trupy. Zalane krwią pomieszczenie pobudziło jej wyobraźnie. Już miała zrobić krok do środka lecz słowa Edmunda ją zatrzymały.

- Oczywiście Panie Edmundzie. - Rzekła poważnie, lecz po chwili zaśmiała się do siebie, cichutko drwiąc z jego autorytetu. Drugą już drwinę tego poranka znowu zdusiła w swoim malutkim wnętrzu. Wiedziała, że nadejdzie czas zemsty. Wróciła z powrotem do rozmówców. - Znam kogoś kto mógłby obejrzeć ciała. Jeśli możesz powiedzieć swoim ludziom, żeby zanieśli je na Cmentarz Utrapionych Dusz, byłabym ci dozgonnie wdzięczna - kolejny sztuczny uśmiech wypełzł na twarz Liapoli, oczywiście schludnie przyozdobiony szczerością - Pracuje tam pewien grabarz, który się nimi zajmie.

- Ciało zabieramy w nocy za miasto i tam zakopujemy - odparł sucho Edmund. - Jakby ktoś je zobaczył w takim stanie, to z pewnością zacząłby zadawać pytania. Na Ranalda, gdyby to wszystko wyszło na jaw, mielibyśmy tu najazd tych pieprzonych łowców czarownic i wtedy ginący ludzie, byliby naszym ostatnim zmartwieniem.

- Twoi ludzi potrafią zamaskować ciała skoro wywozisz je aż za miasto, lecz jedna myśl nie daję mi spokoju. - Podrapała się po zakapturzonej głowie i spojrzała za siebie, w stronę w którą odeszli kasnolud i niziołek - Do diabła, w tym budynku nie zginęła jakaś płotka tylko sam Noma, szef Nakrapianych Sów, a Ty zakopiesz jego ciało w jakiejś zapomnianej dziurze? Jego brat chyba nie będzie z tego zadowolony... Pomyśl, kolejny trup na cemntarzu chyba nie rzuca się w oczy. Edmundzie, doskonale sam wiesz gdzie jest najciemniej... - Spojrzała mu głęboko w oczy by sprawdzić czy zrozumieli się bez słów.

- Ciało zostaje tam, gdzie jest - przynajmniej do czasu, aż skończymy oględziny tego miejsca. - Zaoponował Kuhn. - Poza tym grabarz zajmuje się grzebaniem zmarłych, a nie studiowaniem ich anatomii, prawda? Nie będąc biegłym w swym fachu konowałem dowie się tyle, ile my oglądając zwłoki. - Wyjaśnił swój punkt widzenia. - Nie interesuje mnie, co stanie się z ciałem później - teraz jest potrzebne tutaj i przenoszenie go dokądkolwiek tylko utrudni sprawę.

- Co do sprzątania… - potarł brodę w zamyśleniu, gdyż sprzątanie tego bałaganu nie bardzo mu się uśmiechało - Daj nam czas do połowy trzeciej straży. Do tego czasu obejrzymy co trzeba i twoi ludzie będą mogli wkroczyć do środka - zabiorą Nomę i zaczną sprzątać. My im pomożemy i do trzeciej straży będzie po sprawie. Pasuje? - Zaproponował.

Odwzajemniła krzywe spojrzenie osiłkowi. Ale szybko się zmitygowała. W sumie to nie miała nic do niego... no może poza tym, że był człowiekiem. - Nie wiem do czego potrzebne jest Ci to ciało tutaj? Będziesz się z nim zabawiać na zapleczu? - Skierowała swój pewny wzrok na Edmunda - Ludo przetrzyma dla mnie ciało tam gdzie jego miejsce czyli na cmentarzu. Ja w tym czasie odnajdę zaufanego "konowała"- zaakcentowała to słowo, patrząc ukradkiem na Kuhna - biegłego w swym fachu. Znając przyczynę tej makabrycznej śmierci będzie nam łatwiej odnaleźć mordercę. Mordercę, na którym na pewno ktoś chciałby się zemścić. - Dodała z chciwym uśmiechem.

- Ciało to też ślad. Wysokość, na jakiej zostało przybite do ściany, ślady na kołkach, ślady krwi lub ich brak oraz tysiąc innych rzeczy, które można będzie dostrzec jedynie wtedy, kiedy ciało będzie tam, gdzie je znaleziono. - Brodacz trzymał nerwy na wodzy, chociaż musiał przyznać, że w irytowaniu rozmówców niziołka była świetna. Cedząc powoli słowa wyjaśniał, jakby tłumaczył coś dziecku. Takie podejście z pewnością ułatwiał mikry wzrost Liapoli.

- Po oględzinach możecie zrobić z ciałem, na co tylko macie ochotę. - Powtórzył to co wcześniej, zupełnie ignorując insynuacje dziewki co do jego upodobań. - I skończmy wreszcie jałowe dysputy, na których tylko czas mitrężymy. Jaka decyzja Edmundzie? - Zapytał.

- Ciało zostaje tutaj, aż do zmierzchu, a potem zabierają go ludzie pana Holsta. - odpowiedział sucho Edmund, wyraźnie podkreślając ostatnie słowa. - Tutaj możecie badać go do woli, o ile oczywiście wystarczy wam odwagi. Nieważne kim był za życia. Teraz to tylko zimne, makabryczne truchło, którego musimy się pozbyć nim ktoś wyczuje jego smród. Koniec tematu.

Następnie zwrócił się do Lothara.

- Albo sprzątacie i przeszukujecie sami, albo ktoś inny zajmie się tym pierwszym. Przez wasze najście zapowiadają się już dosyć spore kłopoty z Bardinem i Jakobem. Nie mam zamiaru głowić się nad wymyślaniem wyjaśnień, kim wy jesteście i dlaczego ktoś spoza gildii pomaga im w sprzątaniu tego bałaganu…

- Paprać się w tym dziadostwie? - Popatrzyła na swoją sukienkę i delikatnie ją poprawiła. Ciekawość ją zżerała i chciała zobaczyć co się tam stało, jednak warunek jaki postawił Edmund wydawał się zbyt wygórowany. - Nie ma mowy. Jeśli macie taką ochotę ja was nie zatrzymuję lecz na mnie czekają dzisiaj ciekawsze rzeczy do zrobienia. Miło mi było... - Odwróciła się na pięcie i zostawiła mężczyzn z tym całym bajzlem. Po kilku krok nagle zmieniła zdanie. - A w sumie to wcale nie było miło. Do zobaczenia!

Edmund przewrócił oczami, pozostawiając bez komentarza uwagę niziołki. Zwrócił się za to do dwójki mężczyzn.

- Przynajmniej nikt nie będzie ględził podczas roboty - westchnął. - We trzech powinniśmy dać radę to posprzątać do trzeciej warty i przy okazji przeszukać to pomieszczenie. Więc jak? Mam zwoływać chłopaków, czy jednak może nie macie jednak problemów z brudem?

- Zostaję. - Zdecydował Kuhn. Wolał konkretną robotę, od uganiania się za duchami. Tutaj można było coś zrobić i nie strzępić przy tym języka niepotrzebnie. Zaletą tej sytuacji było to, że nad wyraz gadatliwy kurdupel poszedł w cholerę. Wadą - Edmund zostaje z nimi i będzie im patrzył na ręce. - Co ty na to, Krieg? - zapytał.

- Im szybciej ogarniemy ten burdel, tym szybciej się stąd zabierzemy. - Odparł mężczyzna patrząc spode łba na cichy budynek.

Cała trójka wzięła po kawałku szmaty i wiaderku napełnionym topniejącym śniegiem, po czym przekroczyli drzwi sklepu. Od razu ich nozdrza zostały zaatakowane przez potworny, stęchły odór. Krieg wzdrygnął się, widząc szkarłat zalewający możliwie każdy cal pomieszczenia. Oczyma wspomnień przypomniał sobie nocną eskapadę i spływającą wszędzie krew, oświetloną jedynie płomieniami pochodni. Niestety, światło dzienne wcale nie łagodziło makabrycznego wyglądu pomieszczenia. Po podłodze walały się fragmenty połamanych mebli, trochę trefnego towaru i bronie porzucone przez ich właścicieli. Wszystko zlane było krwią.

Na zapleczu awanturników czekał nieco mniej przerażający widok. Krew znajdowała się tylko na i pod ścianą, gdzie w nocy Krieg odnalazł przybitego Nomę. Jego ciało leżało teraz na podłodze, przykryte starym kocem. Lothar niepewnie odsłonił całun spoczywający na pozostałościach byłego przywódcy Nakrapianych Sów. Zaraz jednak cofnął się zlękniony, przerażony makabrycznym widokiem, który miał go od dziś nawiedzać w najstraszniejszych koszmarach sennych. Żaden z obecnych, nie mógł sobie nawet wyobrazić, jaka znana im istota mogłoby dokonać podobnych ran.

Mała klatka piersiowa niziołka, została otworzona szeroko, tak że awanturnicy mogli dostrzec porozrywane organy wewnętrzne, które tonęły w płytkim jeziorze krwi. Żebra zostały wygięte i teraz przypominały rozwartą bramę prowadzącą do wnętrza Nomy. Jego ręce i nogi były jedyną wielką raną, obdarte ze skóry, z poszarpanymi mięśniami. Jednak najbardziej przerażająca była jego twarz. Wolna od krwi, czy jakiejkolwiek rany, zastygła w najpotworniejszym grymasie, jaki kiedykolwiek wiedzieli. Wyraz niewysłowionego bólu, lęku i cierpienia mówił dosadnie, że wszystkie pozostawione na jego ciele rany, zostały dokonane jeszcze za życia ofiary.

Przyglądając się pozostałościom niziołka, Lothar doszedł do wniosku, że pomimo tak okropnych obrażeń na całym ciele, zabójca nie działał do końca bezmyślnie. Rany zaprawdę wydawały się zostać dokonane za pomocą pazurów, jednak były niezwykle precyzyjne. Wszystkie najważniejsze fragmenty ciała, łącznie z organami wewnętrznymi zostały nietknięte. Mężczyzna z przerażeniem doszedł do wniosku, że morderca celowo je ominął, by pozostawić biednego niziołka jak najdłużej przy życiu. Nie mogąc znaleźć, żadnych innych poszlak, Lothar zasłonił zmasakrowane ciało.

Pozostawiając Nomę samemu sobie, dwójka awanturników wraz z Edmundem wzięła się za sprzątanie. Podczas swej żmudnej pracy przywracania pomieszczenia do poprzedniego stanu, Krieg i Lothar zdołali odnaleźć jeszcze jedną, zdawać by się mogło, cenną poszlakę. Skrupulatnie szorując podłogę, dostrzegli, że w centralnym punkcie sklepu, miejscami krew przybierała inną, bardziej jaskrawą barwę. Zaintrygowani znaleziskiem mężczyźni, obmyli starannie ów fragment podłogi.


Gdy skończyli, ich oczom ukazał się dziwny krąg, namalowany jakąś dziwną, połyskującą delikatnie, czerwoną substancją. Żaden z nich nie miał bladego pojęcia, czym było owe znalezisko i co oznaczały dziwne napisy i symbole, jednak ich widok w dziwny sposób napawał awanturników lękiem.

[i]- Plugawa magia… [/I- Lothar splunął z obrzydzeniem. - Czy to znak sprawcy, czy może za jego pomocą demona jakiegoś sprowadzono na zgubę Nakrapianym Sowom? - Zastanawiał się na głos.

- Edmundzie... - Kuhn intensywnie nad czymś myślał. - Ludzie powiadają, że jakiś czas temu do portu zwinął statek cały wysmarowany krwią… - przerwał na chwilę - Krwawy Statek. - Przypomniał sobie nazwę, jaką nadała temu nieszczęsnemu okrętowi gawiedź. - Nie wiesz może, czy na jego pokładzie też takie znaki znaleziono? - Zapytał. - A może znasz kogoś, kto na ten statek wszedł i mógł widzieć? - Dodał.

- Nie mam pojęcia - odrzekł Edmund i otarł umorusane z krwi ręce o spodnie. - Ale jak teraz o tym wspominasz, to rzeczywiście obie zbrodnie wydają się mieć ze sobą coś wspólnego. O tym statku nie wiem zbyt wiele. Podobno straż miejska zadokowała go w swoim prywatnym, zamkniętym dla pospólstwa porcie. Wątpię by chcieli się podzielić swoimi odkryciami dobrowolnie, choć to pazerni na pieniądze ludzie… Miejscowi z portu też mogą coś wiedzieć.

- Nie zaszkodzi zapytać… - odparł Kuhn i wrócił do sprzątania.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline