- Ted. Mówiłem, że nie możesz z nami jechać do miasta Disneya… – mówił do telefonu, siedzący na tyłach limuzyny blondyn.
- Barney…
- Miałeś swoją okazję. Niestety ktoś inny zajął twoje miejsce…
-Barney…
- No dobra. Tom Cruise z pewnością znienawidzi Cię za to, ale oddam ci jego…
- Barney! Nie chce jechać z tobą do żadnego miasteczka, przestań do mnie ciągle wydzwaniać z tą sprawą. Mówiłem Ci, że wcale nie zależy mi na przeleceniu księżniczki…
- Tom wybacz, ale musimy Cię odstawić, Ted nalegał. Ranjit! Zawracaj limuzynę! Ted spakuj złotą koronę, monokl i gumowy nos. And suit up! Ted? Ted?!
Barney rzucił telefonem o okno szoferki. W odpowiedzi usłyszał kilka przezabawnych słów w innym języku, które wyleciały z ust Hindusa za kierownicą. Po tonie jego głosu i zaczerwienionej okrągłej twarzy, Stinson mógł bez wątpienia stwierdzić, że Ranjit nie życzył mu właśnie miłej podróży.
Blondyn położył się na kanapie limuzyny, ze znużeniem czekając aż w końcu znajdą się w mieście Disneya. Nikt oczywiście nie miał nic przeciwko jego brakowi manier. W końcu nikogo poza nim tam nie było.
* * *
- Ranjit! Już prawie noc! Mieliśmy tu dojechać najpóźniej w południe.
- To ty chciałeś jechać przez Las Vegas. Gdybyś nie grał w tą dziwną grę z tymi Koreańczykami, to już dawno byśmy tu byli.
- Tak, tak, tak… - zbył go gestem dłoni i wyszedł z Limuzyny.
Kiedy dotarł na miejsce okazało się, że sporo go ominęło. Morderstwa. Mafia. I dwie gorące laski. Dwie gorące rude laski! W tym jedna księżniczka! Barney obiecał sobie, że po rozwiązaniu śledztwa zostanie jej księciem. Długa podróż jednak dała mu się we znaki i postanowił, czym prędzej wynająć pokój w hotelu. Oczywiście, miał zamiar wziąć taki z łożem dwuosobowym.
Dzień 2
Usłyszawszy o morderstwie, Stinson, odziany w elegancki, szyty na miarę garnitur, poszedł zobaczyć miejsce zbrodni. W końcu spodziewała się znaleźć tam również Księżniczkę Fione i Jessice Rabbit. Jednak nie był gotowy na to, co go tam czekało. Dziwny koleś o dziwnej ksywie Obieżyświat okazał się tak naprawdę… gorącą Azjatką! Barney upadł na kolana przed ciałem Mulan i rozdarł się na całe gardło.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=bpDNa6g5u1g[/MEDIA]
- Sprawca pożałuje tej potwornej zbrodni! Dlaczego morderca nie mógł zabrać jego! – Stinson wskazał na odzianego w czarne szaty imperatora zła. Barney widział wszystkie części Gwiezdnych Wojen i nie mógł pozwolić, by ciemna strona wygrała. W dodatku nieprzyjemne ciarki przechodziły po jego plecach, za każdym razem kiedy spoglądał na ohydną twarz Dartha.
Następnie odetchnął i odpowiedział na słowa rudego dzieciaka.
- Barney Stinson – pisarz, przedsiębiorca, filantrop, magik, wizjoner.
Poprawił krawat, a następnie zwrócił się już do wszystkich.
- Nie wiem kim jest ten stary, łysiejący facet, ale on może mieć rację. Ci źli zmówili się pod osłoną nocy przeciwko niewinnej ofierze. W dodatku wybrali sobie najbardziej oczywisty i najłatwiejszy cel ze wszystkich możliwych: Polaka! Wiedzieli, że pod natłokiem słów, ten biedny, stary, zramolały i okaleczony przez naturę człowiek pogubi się w swych własnych słowach. Przecież każdy z was musiał słyszeć te wszystkie kawały o Polakach. Przecież one nie wzięły się znikąd.
- Natomiast Ty! – odwrócił się w stronę brzydkiego mężczyzny odzianego w czarne szaty i wskazał na niego palcem. – Imperatorze! Udajesz, że nie słyszysz oskarżeń rudego i idziesz za głosem większości, powtarzając jedynie ich słowa! Dlatego ja, Barney Stinson, zdrowy na ciele i umyślę, oddaję głos na
Dartha Sidious.