Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-10-2015, 20:12   #46
Hazard
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Dzień 1

- Ted. Mówiłem, że nie możesz z nami jechać do miasta Disneya… – mówił do telefonu, siedzący na tyłach limuzyny blondyn.
- Barney…
- Miałeś swoją okazję. Niestety ktoś inny zajął twoje miejsce…
-Barney…
- No dobra. Tom Cruise z pewnością znienawidzi Cię za to, ale oddam ci jego…
- Barney! Nie chce jechać z tobą do żadnego miasteczka, przestań do mnie ciągle wydzwaniać z tą sprawą. Mówiłem Ci, że wcale nie zależy mi na przeleceniu księżniczki…
- Tom wybacz, ale musimy Cię odstawić, Ted nalegał. Ranjit! Zawracaj limuzynę! Ted spakuj złotą koronę, monokl i gumowy nos. And suit up! Ted? Ted?!
Barney rzucił telefonem o okno szoferki. W odpowiedzi usłyszał kilka przezabawnych słów w innym języku, które wyleciały z ust Hindusa za kierownicą. Po tonie jego głosu i zaczerwienionej okrągłej twarzy, Stinson mógł bez wątpienia stwierdzić, że Ranjit nie życzył mu właśnie miłej podróży.
Blondyn położył się na kanapie limuzyny, ze znużeniem czekając aż w końcu znajdą się w mieście Disneya. Nikt oczywiście nie miał nic przeciwko jego brakowi manier. W końcu nikogo poza nim tam nie było.

* * *

- Ranjit! Już prawie noc! Mieliśmy tu dojechać najpóźniej w południe.
- To ty chciałeś jechać przez Las Vegas. Gdybyś nie grał w tą dziwną grę z tymi Koreańczykami, to już dawno byśmy tu byli.
- Tak, tak, tak… - zbył go gestem dłoni i wyszedł z Limuzyny.
Kiedy dotarł na miejsce okazało się, że sporo go ominęło. Morderstwa. Mafia. I dwie gorące laski. Dwie gorące rude laski! W tym jedna księżniczka! Barney obiecał sobie, że po rozwiązaniu śledztwa zostanie jej księciem. Długa podróż jednak dała mu się we znaki i postanowił, czym prędzej wynająć pokój w hotelu. Oczywiście, miał zamiar wziąć taki z łożem dwuosobowym.

Dzień 2

Usłyszawszy o morderstwie, Stinson, odziany w elegancki, szyty na miarę garnitur, poszedł zobaczyć miejsce zbrodni. W końcu spodziewała się znaleźć tam również Księżniczkę Fione i Jessice Rabbit. Jednak nie był gotowy na to, co go tam czekało. Dziwny koleś o dziwnej ksywie Obieżyświat okazał się tak naprawdę… gorącą Azjatką! Barney upadł na kolana przed ciałem Mulan i rozdarł się na całe gardło.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=bpDNa6g5u1g[/MEDIA]

- Sprawca pożałuje tej potwornej zbrodni! Dlaczego morderca nie mógł zabrać jego! – Stinson wskazał na odzianego w czarne szaty imperatora zła. Barney widział wszystkie części Gwiezdnych Wojen i nie mógł pozwolić, by ciemna strona wygrała. W dodatku nieprzyjemne ciarki przechodziły po jego plecach, za każdym razem kiedy spoglądał na ohydną twarz Dartha.

Następnie odetchnął i odpowiedział na słowa rudego dzieciaka.
- Barney Stinson – pisarz, przedsiębiorca, filantrop, magik, wizjoner.

Poprawił krawat, a następnie zwrócił się już do wszystkich.

- Nie wiem kim jest ten stary, łysiejący facet, ale on może mieć rację. Ci źli zmówili się pod osłoną nocy przeciwko niewinnej ofierze. W dodatku wybrali sobie najbardziej oczywisty i najłatwiejszy cel ze wszystkich możliwych: Polaka! Wiedzieli, że pod natłokiem słów, ten biedny, stary, zramolały i okaleczony przez naturę człowiek pogubi się w swych własnych słowach. Przecież każdy z was musiał słyszeć te wszystkie kawały o Polakach. Przecież one nie wzięły się znikąd.

- Natomiast Ty! – odwrócił się w stronę brzydkiego mężczyzny odzianego w czarne szaty i wskazał na niego palcem. – Imperatorze! Udajesz, że nie słyszysz oskarżeń rudego i idziesz za głosem większości, powtarzając jedynie ich słowa! Dlatego ja, Barney Stinson, zdrowy na ciele i umyślę, oddaję głos na Dartha Sidious.
 
Hazard jest offline