Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-10-2015, 23:33   #16
Hazard
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
30 Urliczeit 2511 KI
Mglisty wieczór

Krótki, zimowy dzień chylił się ku końcowi. Bladożółty okrąg wiszący nad Imperialną stolicą, zmierzał prędko ku widnokręgowi. Coraz mniej przechodniów spacerowało ulicami, zaś karczmy szybko przeludniały się, a okrzyki, świętujących koniec kolejnego dnia ciężkiej pracy, biesiadników zaczęły rozbrzmiewać po całym mieście. Nie inaczej było, rzecz jasna, z „Trzema Koronami”, gdzie na naradę i spoczynek udali się awanturnicy.

Wróblowi i Eckhartowi nie było dane przeszukać dokładnie magazynu. Sierżant odmawiając im tego najwyraźniej uczynił im tym samym przysługę, co uświadomili sobie dopiero na ulicy, kilka kroków od budynku. Minęły ich bowiem dwie mroczne postacie. Uzbrojeni po zęby w pozbawione zdobień miecze i pistolety, odziani w długie płacze i kapelusze z rondem mężczyźni, łypnęli na nich groźnie, kiedy przechodzili tuż obok. Ubiór oraz uczucie strachu jakie wywoływali oni u awanturników, niemalże natychmiast pozwolił na zidentyfikowanie jegomości. Oboje zrozumieli, że tłumaczenie się ze swych poczynań Łowcą Czarownic z pewnością nie należałoby do przyjemnych zajęć, zaś Wróbel dobrze wiedział, że sam sierżant mógłby mieć z tego powodu kłopoty.

Umorusani we krwi Krieg i Lothar, z ochotą opuścili sklep. Sprzątanie przeciągnęło się trochę, jednak straży najwyraźniej nie spieszyło się do spełnienia swych obietnic najścia. A może to Edmund kłamał, by zmobilizować ich do szybkiego pucowania? Ciężko było odgadnąć. Śnieg zmył jedynie część szkarłatu z ich ciała. Mieszkańcy miasta oglądali się na nich z przestrachem i za każdym razem ustępowali im drogi. Nikt nie miał ochoty na bliższe spotkanie z pokrwawionymi od stóp do głów włóczęgami. Na całe szczęście, nie spotkali po drodze żadnego kapłana czy strażnika miejskiego, którzy mogliby zainteresować się ich podejrzany wyglądem.

Ludwig parsknął rozzłoszczony. Nie dość, że jego umiłowany kult Ranalda, w Altdorfie okazał się jedynie niewielką iskierką, w porównaniu do wielkiego płomienia wiary jakim cieszył się on w Księstwach Granicznych, to w dodatku jego przyjaciel nie pojawił się z oczekiwaną wiadomością. Czyżby Sven go oszukał? A może z woli przywódcy ich zgromadzenia list został odwołany? Czy jego przyjaciel był bezpieczny? Nie mogąc odnaleźć zadowalającej odpowiedzi, Ludwig westchnął.

Wszyscy rozsiedli się przy dużym, okrągłym stole po prawej stronie sali, tuż pod oknem. Po dłuższej chwili podeszła do nich córka karczmarza, przynosząc zamówione przez nich posiłki i piwo. Jak się okazało, grupa Kisveldczyków wykupiła chwilę wcześniej cały zapas wódki. Owi mieszkańcy północy zasiedli w centralnym miejscu sali, skąd ich donośne okrzyki w obcym języku, dochodziły zapewne aż pod sam pałac imperialny.

Przy takim akompaniamencie, grupa śledczych mogłaby zapewne wykrzykiwać swoje teorie i odkryte tajemnicę, a i tak mogliby być pewni, że nikt nie zdołałby ich podsłuchać. Mimo wszystko woleli nie ryzykować. Plugawe dziwa i tajemnice, na których ślady tego dnia natrafili, były tematami, o których nie wypadało mówić głośno w żadnej okoliczności. Wszyscy złożyli relację ze swych dziennych poczynań i odkryć, których dokonali. Nadszedł czas na wnioski i dalsze postanowienia.

* * *

Dzień spędzony w świątyni Morra nie należał zazwyczaj do przyjemnych przeżyć. Jednak Liapola nie była przeciętną przedstawicielką swojego gatunku. Nie przeszkadzała jej ponura atmosfera panująca na cmentarzu. Od czasu, kiedy trafiła do Altdorfu zdążyła już się przyzwyczaić do kamiennych płyt nagrobnych i dziwnego mroku, który zalegał w takich miejscach zaraz pod widzialną dla oka powierzchnią świata. Nikt nie mógł go dostrzec, jednak wszyscy w tajemniczy sposób wyczuwali jego istnienie.

Niestety, spacery i krótkie rozmowy z zajętymi swą praca kapłanami nie przyniosły niziołce nowych wiadomości. Skryci w sobie słudzy Władcy Świata Umarłych niechętnie i zdawkowo odpowiadali na jej pytania, zaś mijając ich, niemalże za każdym razem wyczuwała na swych plecach podejrzliwe spojrzenia. Najwyraźniej widok przedstawicielki jej rasy był rzadkim widokiem w ich placówkach. Stereotypy o lepkich rękach i drygu do kradzieży, pewnie również odegrały w ich reakcji jakąś rolę.

Gdy nastał wieczór, Liapola znów przekroczyła zawsze otwartą bramę świątyni i ruszyła w kierunku niewielkiego cmentarza w dzielnicy biedoty. Słońce zniknęło już za horyzontem, kiedy dotarła na miejsce i zapukała do drzwi niewielkiej chaty grabarza. Ludo otworzył drzwi i przeszył niziołke apatycznym spojrzeniem. Po chwili wahania wpuścił ja do środka, nie odzywając się nawet słowem.

W wewnątrz panował jeszcze mniejszy porządek niż zwykle. Ślady świeżo naniesionego błota widniały na podłodze, zaś sterta brudnych, glinianych naczyń leżała nieumyta od wczoraj na segmencie. Liapola z entuzjazmem ale i ze zdziwieniem zareagowała na widok dwóch, naszykowanych na stole misek, wypełnionych jakąś warzywną potrawą.

- I jak tam poszukiwania odpowiedzi? – zapytał ni stąd ni zowąd Ludo.
 
Hazard jest offline