Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-10-2015, 17:58   #9
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Muszę chwilę odpocząć - powiedziała po godzinie Aula i usiadła na pobliskim kamieniu wcześniej strzepując z niego śnieg. - Przepraszam.
Kolejna godzina marszu i dalej nic. Było południe, lecz temperatura nawet nie raczyła wzrosnąć. Okolica była monotonna... Dalej wszystko to samo. Cisza wręcz piszczała w uszach, przez co Shalia czuła się coraz bardziej nieswojo. Las w tej okolicy wręcz umarł.
Otaczał ich martwy las. Las, który tylko zabierał, lecz nic nie oddawał. Las, w którym wszystko, co powstało poza jego mroźnym obrębem i wejdzie w jego objęcia - umierało. Las, który… patrzył?

- Wy też macie wrażenie, że ktoś nas obserwuje? - zapytał Anmar, przerywając milczenie.
- Nie - odparł Darvan. - Dziwny mi się wydaje ten las - dodał - ale wrażenia, że ktoś we mnie wlepia oczy nie mam.
Istniały jednak, o czym sobie przypomniał, magiczne sposoby prowadzenia obserwacji. A że niektóre dawało się wykryć za pomocą magii, to nie pozostawało nic innego, jak spróbować.
Niestety... rzucenie czaru (zwanego popularnie Wykryciem magii) nie przyniosło pożądanych efektów.
- Może coś obserwuje akurat ciebie - mruknęła Shalia, która z jednej strony miała nieodmienną potrzebę parcia naprzód, z drugiej jednak… wolałaby zawrócić.
- Las wydaje się martwy, a jednak ziemia była miękka i żyje. Nie wiem… Może wkrótce na coś trafimy. Albo na kogoś. I dowiemy się czegoś więcej - wzruszyła lekko ramionami, bacznie obserwując okolicę w czasie, gdy Aula zbierała siły na dalszą drogę.
I w ten sposób w milczeniu spędzili krótką chwilę, aż cisza znów została zakłócona - tym razem przez głośny śmiech. Dochodził on gdzieś z wychodzącej naprzód ścieżki. Ucichł dość szybko.
- Chyba na kogoś trafiliśmy - powiedział cicho Darvan. - Na jakiegoś wesołka, zdaje się.
Shalia nie bardzo mogła zdecydować się, jaką broń trzymać w pogotowiu. Z jednej strony śnieg utrudniał poruszanie i łatwiej było walczyć na dystans. Z drugiej - wiedziała, że z mieczem jest skuteczniejsza. Tak jakby. W końcu zdecydowała się zostać przy mieczu. Jeśli znów trafią na zimotkniętych, wydawał się lepszym wyborem.
- Sprawdźmy. Bądźcie gotowi na walkę - ostrzegła, choć chyba wszyscy o tym wiedzieli.
Ciężko skradać się w głębokim śniegu, ale mimo wszystko próbowała iść najciszej jak tylko mogła, by zobaczyć, gdzie i kim jest owy śmieszek.
Darvan, rozglądając się na wszystkie strony, ruszył za nią, z kuszą gotową do strzału.
- Jasne. Chodźmy w paszczę lwa. Cholera… - rzucił za nimi Anmar, dobył łuku i zaczął się skradać przy łowczyni.
Aula zaś wstała, otrzepała ubranie i w poszła za resztą trzymając odstęp około pięciu metrów.

W miarę podróży w kierunku, z którego dobiegł śmiech (i przy okazji wzdłuż śladów), dało się słyszeć powoli narastający gwar rozmów kilku osób. Po kilku minutach na niewielkiej polance dostrzegli kilka rozstawionych jednoosobowych namiotów i pięciu odzianych w skóry i futra ludzi gaworzących i jedzących coś gotującego się w kotle usadowionym nad ogniskiem na środku obozu. Zapach dobiegał nawet do nosów Darvana i Shalii powodując burczenie w brzuchach.
Wyglądali tak, jakby nie zauważyli skradającej się drużyny.
- Czyżby bandyci? - zadał raczej pytanie retoryczne wnioskując z tonu jego głosu. - No to co robimy?
- Bierzemy ich do niewoli i wypytujemy - z dość wyraźną ironią w głosie powiedział Darvan. - Proponowałbym zaatakować... ale najpierw sprawdzić, czy w okolicy nie czają się pozostali. Coś ich mało, jak na tyle namiotów.
- Ewentualnie
- dodał - obejść ich szerokim łukiem i iść dalej.
Shalia popatrzyła na maga spode łba.
- Właśnie znaleźliśmy tych, których szukaliśmy i mamy teraz iść... dokąd właściwie? - szepnęła. - Z piątką powinniśmy sobie poradzić, ale cholera wie, czego nie widzimy - dodała, wspominając zimowe duszki, na które już się natknęli. - Proponuję ostrzelać na początek. Są przygotowani na zimę, więc to nie są zwykli wędrowcy z przypadku - powiedziała, po czym wbiła miecz w śnieg.
Sięgnęła po łuk, nałożyła strzałę na cięciwę i wycelowała w jednego z mężczyzn, czekając z oddaniem strzału, aż pozostali się przygotują.*
Darvan nie był pewien, czy takie rozwiązanie sprawy jest najlepsze, ale nie zamierzał dyskutować.
- Mój będzie pierwszy z prawej - powiedział, unosząc kuszę.
- To ja zdejmę tego przy jedzeniu. Jestem głodny - rzekł awanturnik i przygotował się do strzału zerkając kątem oka na kręcącą głową Aulę.
Ze świstem poleciały dwie strzały i bełt w stronę przeciwników. Jedynie mag zdołał trafić zbira w ramię tworząc lekko krwawiącą powierzchowną ranę. Wrogowie jak jeden mąż obejrzeli się w kierunku, z którego nadleciały pociski i zaczęli uciekać dalej wzdłuż śladów jakby byli przestraszonymi kurami. Ich krzyki przerażenia niosły się przez las niczym gromy błyskawic ciskanych przez Gozreha.
- Nie do wiary... - mruknął Darvan, spoglądając w ślad za uciekającymi. - Ale jedzenie zostawili. Możesz się posilić - rzucił pod adresem Anmara.
Łowczyni nie bardzo rozumiała. Nieznajomi zachowali się jak stado królików spłoszonych zapachem wilka - pomijając dzikie krzyki przerażenia. Shalia rozejrzała się uważnie, poszukując czegoś, co mogło ich tak wystraszyć. Może właśnie coś okropnego czaiło się za grupą? Na szczęście nic nie dostrzegła.
- Smacznego - zawtórowała Darvanowi. - Możemy zrobić postój. Dobre warunki i darmowe jedzenie.
Rozejrzała się raz jeszcze i skierowała się ostrożnie w stronę obozowiska.
- Przy odrobinie szczęścia któryś tu wróci - dodała z krzywym uśmiechem.
Darvan ruszył w jej ślady. Nim jednak doszli do namiotów rzucił na obozowisko wykrycie magii, jednak bez żadnego efektu. To miejsce całkowicie było pozbawione jej obecności.
- Przynajmniej będzie nam odrobinę cieplej - powiedziała cicho wyrocznia powoli idąc w stronę ogniska.
Gdy podeszli do obozu ujrzeli go w całej swej okazałości. Sześć jednoosobowych namiotów i jeden służący za polowy magazyn dwuosobowy rozłożone były nieregularnie, jednak każdy był zwrócony w stronę liżącego dolną część żeliwnego kotła ognia. Ślady butów ciągnęły się dalej - na południe. W składziku znaleźli trochę skrzynek z zapasami, drewno opałowe, broń oraz wykonane z drewna miski i sztućce.
Anmar tylko się uśmiechnął i zabrał te ostatnie ze sobą, po czym zaczął napełniać je gotującą się nad ogniskiem króliczą potrawką.
- Ktoś głodny? - zapytał wskazując chochlą na Shalię.
- Za dużo namiotów, jak na pięć osób - powiedział Darvan. - Jeden pewnie wybrał się na spacer. Może wróci i uda się nam z nim porozmawiać - dodał z cieniem ironii w głosie. - Mi też możesz nalać - zmienił temat, zwracając się do Anmara.
- Ja też poproszę - powiedziała, podając swoją miskę. - Zjedzmy, ogrzejmy się i będziemy musieli iść dalej. Za wczesna pora na zostawanie tu na dłużej - dodała.
Przez cały czas rozglądała się uważnie i nie traciła czujności.
Awanturnik jedynie skinął głową z uśmiechem i nastroił każdemu jedzenie. W trakcie posiłku nie dostrzegli nikogo, kto mógłby się zbliżać do obozu. Cisza i spokój.
Jednak czasami właśnie ta cisza może być zapowiedzią najgorszego. Jednak nic się nie wydarzyło.
Po zjedzeniu i zebraniu sił ruszyli dalej.
 
Kerm jest offline