Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-04-2007, 18:07   #4
Markus
 
Markus's Avatar
 
Reputacja: 1 Markus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znany
Astaroth

Podróż do Cienistej Doliny była długa i monotonna. Gdyby nie krótkie kłótnie wybuchające pomiędzy członkami drużyny, a które swoją drogą stały się już częścią tradycji, Astaroth już dawno umarłby z nudów. Całkowicie obojętne spojrzenie czarodzieja przyglądało się okolicy, w próbie znalezienie czegokolwiek interesującego. Niestety jego starania były skazane na porażkę. Zapewne niektórzy byli zafascynowani pięknem krajobrazu, ale Astaroth w swoim bardzo długim życiu widział już wspanialsze widoki. Do tej pory, podróż nie przyniosła nic nowego, ani nic interesującego, zresztą niewiele było rzeczy, które mogłyby zaskoczyć czarodzieja. Nawet gdy grupa mijała ruiny, niegdyś wspaniałego miasta, spojrzenie Astarotha zachowało swój obojętny wyraz. W końcu historia widziała już całą masę wielkich imperiów i ich jeszcze większych upadków, wiec cóż w jej oczach mogło znaczyć zniszczenie jednego miasto? Raczej niewiele.

Mirtul był jednym z najbardziej znienawidzonych przez Astarotha miesięcy. Czas kiedy żar lał się z nieba i niemiłosiernie smażył ciało, był prawie najgorszym okresem do podróży. Każdy krok wzbijał tumany kurzu, które drażniły nozdrza niebianina i doprowadzały go do ciągłych napadów kaszlu. Nawet panujący wszędzie upał, nie był aż tak wielką przeszkodą jak kurz i pył. Pierzaste skrzydła powoli wachlowały zmęczone ciało, tworząc przyjemny, zimny wiaterek. Oczywiście z każdym kolejnym uderzeniem prowizorycznych wachlarzy, kolejna porcja pyłu wznosiła się w powietrze, tworząc duszący obłok wokoło wędrowców, jednak Astaroth miał to w głębokim poważaniu. Lekko zwilżona chusta przytknięta do twarzy skutecznie chroniła przed piaskiem i kurzem.

Astaroth z największą chęcią wzbiłby się w powietrze, ale słońce wciąż było wysoko na niebie. Co prawda południe już minęło, ale pora i tak była fatalna na latanie. Oznaczało, to że czarodziej będzie musiał się wlec przez jeszcze parę kolejnych godzin na własnych nogach. W zasadzie nie był zmęczony, ale tu na ziemi, jedynym jego zajęciem było wysłuchiwanie, nieprzerwanego potoku słów, płynącego od świetlistej kulki. Astaroth miał szczerą nadzieje, że Acheont zagada się i nie zauważy jakiejś przeszkody na drodze. Prawdopodobnie nie uciszyłoby go to, ale zawsze byłaby jakaś rozrywka. Niestety wyglądało na to, że mała świecąca kulka, nie ma zamiaru dostarczyć rozrywki swoim kosztem.

Tak wÅ‚aÅ›nie, w tumanach kurzu i bardzo gadatliwym towarzystwie, Astaroth doszedÅ‚ do miejsca z którego już można byÅ‚o dostrzec most i... rzekÄ™. Refleksy Å›wiatÅ‚a odbijajÄ…ce siÄ™ od krystalicznej tafli wody, docieraÅ‚y do oczu niebianina, roszczÄ…c nikÅ‚Ä… nadzieje na kÄ…piel i krótki odpoczynek w przyjemnie chÅ‚odnej wodzie. Niestety miaÅ‚o siÄ™ okazać, że ta cudowna perspektywa pozostanie tylko w sferze marzeÅ„. Echo kobiecego gÅ‚osu dotarÅ‚o do niebianina. Krzyk i woÅ‚anie o pomoc, nie wywarÅ‚y na nim najmniejszego wrażenia, ale pomimo to, wiedziony czystÄ… ciekawoÅ›ciÄ…, skoncentrowaÅ‚ spojrzenie na moÅ›cie. Cztery postacie... nie pięć... trzech jeźdźców, uciekajÄ…ca przed nimi kobieta i dziecko, które niosÅ‚a na rÄ™kach. W sumie widok dość niecodzienny i bardzo ciekawy. Astaroth spokojnie przyglÄ…daÅ‚ siÄ™ rozgrywajÄ…cej siÄ™ scenie. Gdy pierwszego z jeźdźców zmiotÅ‚a bÅ‚yskawica, w spojrzeniu niebianina ukazaÅ‚o siÄ™ zdziwienie. Gdy kolejny padÅ‚ na wysuszonÄ…, upaÅ‚ami drogÄ™, Astaroth nie byÅ‚ już wstanie ukryć swojego zaskoczenia. WiedziaÅ‚, że matka w obronie swojego dziecka staje siÄ™ prawdziwÄ… machinÄ… do zabijania, a gdy w dodatku byÅ‚a czarodziejkÄ…, to minimalny, bezpieczny dystans od niej wynosiÅ‚ jakieÅ› pół kilometra. PoÅ›cig musiaÅ‚ skÅ‚adać siÄ™ z „inteligentnych inaczej”, skoro nie zdoÅ‚ali konno siÄ™ do niej zbliżyć. No, ale w koÅ„cu nawet ona nie byÅ‚a wstanie przeżyć celnego trafienia z kuszy. Gdy kobieta padÅ‚a na ziemie, wydajÄ…c ostatni dech, Astaroth nawet nie drgnÄ…Å‚. Åšmierć nie byÅ‚a dla niego niczym niezwykÅ‚ym i nie widziaÅ‚ powodu dla którego miaÅ‚by siÄ™ tym zjawiskiem szczególnie zajmować. Dopiero, gdy konny ruszyÅ‚ w ich kierunku, a „szlachetny” krasnolud wyszedÅ‚ mu naprzeciw, wydzierajÄ…c siÄ™ przy tym na caÅ‚e gardÅ‚o, Astaroth zaczÄ…Å‚ chichotać. Ciekaw byÅ‚ jak krasnal ma zamiar pokonać dwie mile i jeszcze zatrzymać tego konnego, który swojÄ… drogÄ… ani chybi zaraz ich dojrzy, albo prÄ™dzej usÅ‚yszy i prawdopodobnie, bardzo pospiesznie zawróci.

Wciąż nie przestając chichotać Astaroth leniwie oparł się o drzewo i przyglądał się dalszemu rozwojowi sytuacji. Cień rzucany przez rozłożyste gałęzie wydawał się być wystarczająco osłoną, zarówno przed upałem jak i przed wzrokiem nieznajomego, tym bardziej, że jeździec prawdopodobnie skupi całą swoją uwagę na krasnoludzie.
 

Ostatnio edytowane przez Markus : 15-04-2007 o 20:22.
Markus jest offline