Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-10-2015, 22:56   #51
no_to_ten
Konto usunięte
 
no_to_ten's Avatar
 
Reputacja: 1 no_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemu
Sytuacja nie przedstawiała się szczególnie dobrze. Wszędzie bajoro, pojawiło się pewnie wiele innych śladów, a teren do sprawdzenia będzie spory. Na szczęście miejscowi mogą pomóc.
- Ślady to jedno. Z chęcią usłyszałbym te barwne opowieści na temat bunkrów.

- Nie ma barwnych opowieści o tym bunkrze. Zaraz po wojnie niektórzy próbowali tam chodzić, bo wiadomo… Bunkier, czyli cuda nie widy… Ale jak ktoś wracał prawie zawsze z jakimś kurewskim syfem a nawet jak wrócił to nic specjalnego nie znalazł. Zwykły bunkier z pustymi ścianami i przegniłymi meblami… Ale parę miesięcy temu wprowadzili się tam jacyś kolesie no i dalej tam żyją. No i tyle z opowieści o tym bunkrze. - zastępca szeryfa wzruszył ramionami streszczając Brennanowi i przy okazji reszcie zamiejscowych gości wiedzę o tym miejscu. - A wy macie jakieś barwne opowieści? Skąd właściwie jesteście? - spytał patrząc po kolei na jadących na pace gości nieco bardziej zaciekawionym tonem.

- Pas przyfrontowy. Najwięcej zleceń jest naturalnie właśnie tam. Gordon był tam już gdy go poznałem parę lat temu, sam przywędrowałem z Federacji. - wzruszył ramionami - A historia rzeczywiście niezbyt barwna. Może to rzeczywiście mutanci, skoro żyją w jakimś syfie? Moje zdolności kłamania grupie gangerów najwyraźniej mogą mieć moc sprawczą.

- Mutanci? - Brian zastanawiał się chwilę nad słowami łowcy. - No jeden to faktycznie mutant, nie da się pomylić. Taki włochaty półniedźwiedź na gadzich łapach… Ale jest miły i pomagał nam w zimie z tymi bandytami… Ale reszta wygląda i zachowuje się jak ludzie… - Saxton zdawał się powątpiewać w teorię Brennana choć nie tryskał całkowitą pewnością siebie w tej materii. - W każdym razie żyją tam już całą zimę i nie wyglądają na chorych. Nie jak ci co kiedyś stamtąd wracali. - wzruszył na koniec ramionami.

- A ten pas przyfrontowy to gdzie właściwie jest? Daleko stąd? - dopytywał się dalej na temat tego egzotycznego dla niego miejsca. Choć to dziwne nie było, im dalej od Frontu tym mniej konkretnych wiadomości na jego temat ludzie posiadali a w zamian zaczynały się różne opowieści mające mniej lub więcej lub w ogóle albo całkowicie zgodne z prawdą.

- Daleko, daleko na zachód. I cały czas przesuwa się w naszą stronę, dzień po dniu. Kilka centymetrów, kilka metrów, prędzej czy później będzie pod Łosiem.

- Na zachód? A jak przejdzie przez jezioro? - Brian zdawał się raczej zaciekawiony niż przestraszony tym co mu opowiadał łowca. Co u ludzi nie mających w życiu nic wspólnego z dziełami Bestii nie było aż tak dziwne. W końcu dla nich nie było to nic namacalnego tak jak gangerzy czy stwory z jakimi się stykali mniej lub bardziej regularnie.

- Moloch to świetny inżynier, niestety. - David poczuł krótkie i bolesne ukłucie smutku. Właśnie takie rzeczy sprawiają, że walka z maszynami jest nierówna, a być może nawet od dawna przegrana. Cheb interesuje się tym w takim samym stopniu w jakim Brennan myśli o dżungli na południu, o Salt Lake, o Stalowej Policji. Trochę o tym wszystkim słyszał, ale tyle jego zaangażowania emocjonalnego. Nie był to jego problem. - Zaleje cementem, zasypie tonami piachu, postawi kładki czy mosty albo po prostu obuduje się naokoło. Ma już wszystko zaplanowane..

Ludzie nie garną się na front. Mają swoje kłopoty już na miejscu. Po co mieliby jeszcze jechać na północ żeby zginąć po jednej serii ze strony rozklekotanego pickupa, do którego Moloch dobudował dwa karabiny maszynowe. Nikogo nie obchodzi, że za trzydzieści lat ich małe zadupie będzie prężnie prosperującym kompleksem fabryk, z których takie samochody będą masowo wyjeżdżać.



Nikogo to nie obchodzi, bo nikt nie przeżyje tak długo.

Gangerzy przyjadą i rozstrzelają wszystkich.
Mutanci postanowią pomieszkać w cieple, którym nie chcą podzielić się obecni mieszkańcy jakiejś mieściny, wobec czego trzeba będzie ich zarżnąć.
Ćpun zadźga drugą osobę, bo ta miała pół butelki wody.
Dzikie zwierzęta, które dzięki mutacji są trzy razy większe, niż były przed wojną, też lubią zapolować.
Rozrastająca się dżungla, o której David wie tylko tyle, że bez miotacza płomieni nawet nie ma co podchodzić.
Choroby i Tornado.
A na końcu tysiące innych rzeczy, które nikogo nie interesują, a które lada dzień mogą zrobić jeszcze większy bajzel.

Wszyscy mają w dupie maszyny. Jest Posterunek, może też Nowy Jork. To za mało. Gdy wszyscy już dostrzegą dziwny metaliczny połysk na horyzoncie, wtedy będzie za późno żeby się organizować. Z siarą w płucach mało kto ma siłę na pomaganie sobie nawzajem.
Ludzie wolą iść na arenę żeby popatrzeć jak dwóch facetów okłada się pięściami. Dwie silne osoby, które przydałyby się na froncie, leją się po mordach żeby zarobić na jakieś popierdolone zastrzyki, dzięki którym będą mogły lać się jeszcze mocniej.

Moloch jest tego świadomy. Gdyby był człowiekiem, pozwoliłby sobie na fuszerkę w robocie, bo i tak by wiedział, że wygra. Niestety nim nie jest.

Ale nie ma co obniżać morale już na starcie.
- Zanim jednak do tego dojdzie, razem z Gordonem postrzelamy trochę w jego kierunku, co by jednak nie było mu aż tak spieszno w naszą stronę. - uśmiechnął się - Do czego zachęcam i tutaj obecnych. Przynajmniej na najbliższy dzień, bo przecież szukamy maszyny, której zamarzyły się wakacje nad jeziorem.
 

Ostatnio edytowane przez no_to_ten : 11-10-2015 o 11:30.
no_to_ten jest offline