Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-10-2015, 19:41   #56
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
W końcu ranek! Widoczność! Ukontentowana Tina jak zwykle bawiła się w małą skautkę i rozglądała po okolicy przez swoje cacuszko, czyli lornetkę. Ooo, jak ona ją kochała. Ten kto wymyślił przybliżające patrzałki był geniuszem!
Ruiny wsi, wydawały się rangerce kuszącą alternatywą dla starego magazynu, niemniej gdzieś pośród tych budynków musieli czaić się przeklęci gangerzy, którzy za nic w świecie nie mogli sobie odpuścić i zostawić bliźniaczek w spokoju. Obrała więc za cel, młodniak. Tak. Zagajnik młodych drzewek, wydawał się jak na razie jedynym rozwiązaniem tej patowej sytuacji, w jakiej się aktualnie znajdowały siostry. Gorzej z dotarciem do niego ale… jesli się zaprą.
- Whitney… ej… nie leń się, wstawaj. Wymyśliłaś jak przeniesiemy nasze rzeczy? Może zrobisz nosze? - Tina pogłaskała siostrę po policzku, po czym zajęła się Hildą, która od pewnego czasu uskuteczniała tajemnicza pantomimę. Wprawdzie nie oswobodziła, nóżek ptaka ale przynajmniej wysadziła ją z plecaka i sypnęła jej trochę okruszków. A niech zna łaskę pana.
- Jeśli bardzo chcesz mogę spróbować przynieść ci rzeczy z Baracka i pobawisz się trochę przy spycharce… niemniej, wolałabym byśmy czym prędzej stąd wyruszyły… - Tina wyjrzała z kanciapy i chwilę, pokręciła się bez pomysłu - Przejde się, popatrzę czy coś nam się przyda… na coś… - nie wiedząc do końca po co, na co i gdzie, ruszyła do wraku swojego samochodu. A może coś ją natchnie.

Whitney nie mogła się nadziwić, że żadne z chrumkających wesoło stworzonek nie wbiło im nocą do kanciapy i nie pogryzło po kostkach. Opròcz oczywiście Hildy. Ta musiała z samego rana wyjechać dziewczynie z dzióbka w głowę, kiedy monterka nierozważnie ułożyła się obok plecaka siostry. Diabeł pierzasty, siarczysty, ognisty!
Ale nic to! Dotrwały do rana! Żyły! Przynajmniej na razie.
- To nie ma sensu - odparła na słowa Tiny o częściach do spycharki. Mówiła to jednak z dobrze wyczuwalnym żalem w głosie.
- Spycharka jest za ciężka na bagno, a na drodze już mniej rzucałaby się w oczy Matka Boska z dzieciątkiem jadąca na osiołku niż to bydle - dokończyła myśl drapiąc się po głowie. Nie wiedząc samej co robić pozwoliła Tinie się poszwędać kiedy sama ogarniała po nocy ich rzeczy odganiając się co chwilę od kurczaka, który niestrudzenie polował na jej dłonie.

Tina szabrowała własny samochód w najlepsze gdy zoczyła jakiś ruch na drodze a przy pomocy swojego optycznego cudeńka mogła rozpoznać w nim nadjeżdżający pojazd. Jechał dokładnie tą samą trasą co one i ci z Panewek wczoraj. Po chwili rozpoznała charakterystyczną, szerszą niż wyższą sylwetkę humvee. Nadal całkiem popularny i lubiany choć jednak nie na co dzień je się spotykało. Barwy też miał jakby wojskowe ale czy to teraz tak ktos go pomalował czy ostał się z jakiegoś nieplanowanego przez budżet demobilu lub zwykłego szabru nie można było stąd ocenić.

Uznawszy, że strzeżonego Pustkowia strzegą wolała skitrać się na poboczu drogi. Samochód widoczny prawie idealnie od frontu zbliżał się niepokojąco lub irytująco powoli z tej perspektywy. Ale w końcu sie zbliżył na tyle, że dostrzeżono ze środka rozwalonego prawie na środku szosy Baraka. Pojazd wyraźnie zwolnił aż w końcu zatrzymał się z kilkadziesiąt metrów od ich wraku i ukrytej rangerki. Tamci byli albo podejrzliwi albo ostrożni. Bo po chwili w dachu pojawiła się góra postaci. Przez szkła lornetki widziała jakiegoś murzyna w wojskowym mundurze, który zasiadł za zamontowanym na dachu karabinem maszynowym i wodził czujnym wzrokiem po poboczu i samej drodze. Chyba nie dostrzegł ani on ani reszta nic podejrzanego bo w końcu ruszyli dalej choć znacznie szybciej. Z kilka długości osobówek przez rozkraczonym Barakiem nagle zjechali w pełnym pędzie na pobocze chcąc go najwyraźniej wyminąć jak najdalej można było. Wówczas byli już na tyle blisko i ustawieni byli burtą, że dostrzegła na bocznych drzwiach wymalowana białą, pięcioramienną gwiazdę i wielkie litery NYA.

Whitney nie bardzo mając pomysł co dalej robić obserowała poczynania siostry przy ich wraku. Widziała, że nagle zerwała się i skitrała gdzieś na poboczu najwyraźniej dostrzegając coś podejrzanego. Co to się wyjasniło gdy nerwową minutę czy dwie potem dostrzegła wyjeżdżajacego z lasku który dotąd skrywał fragmenst szosy hummera. Zasuwał całkiem sprawnie, potem zahamował, postał chwilę, jakiś chyba koleś wystawił łeb przez szyberdach czy coś podobnego i chyba obsadził rkm zamontowany na dachu. Widziała wyraźnie białą, piecioramienną gwiazdę na bocznych drzwiach i napis NYA na nich. Tiny chyba ni zauważyli i jej chyba też bo wygladało na to, że raczej minął Baraka i pojadą dalej.

Rangerka siedziała przyczajona w zaroślach, podziwiając przejeżdżającą maszynę. Czymś takim to mogłaby się przejechać, siostra nie musiałaby jej nawet dwa razy prosic o akumulator Baracka, gdyby tylko taki hummer czekał w magazynie zamiast jakiejś cholernej spycharki.
Tina przez chwilę zastanawiała sie czy nie ujawnić swojej obecności, kto wie może nieznajomi okazaliby sie pomocni i podrzuciliby ją do ruin? Gdyby była sama, gdyby była z minimalnym bagażem, gdyby…
- Weź sie w garść dziewczyno… - mruknęła pod nosem, odprowadzając wzrokiem odjeżdzające auto. Nie miała zamiaru sprowadzać na Whitney jeszcze większych kłopotów, w końcu miała sie nią opiekować a nie narażać. Gdy tylo nieproszeni goście odjadą, wróci do kanciapy i wyniesie się w cholerę z tego miejsca.

Terenówka w wojskowym kamuflażu przejechała obok rozbitego pikupa rozpryskując falę błota przemieszanego z pomarańczowym pyłem i po odległości, którą najwyraźniej załoga uznała za rozsądnie bezpieczną wróciła z powrotem na śliski od wody, błota i pyłu asfalt. Nie na długo jednak. Hummer dał nagle po heblach, aż nim szarpnęło do przodu a wraz z samą maszyną także operatorem broni maszynowej bo aż rzuciło go na nią. Do uszu rangerki doszedł znajomy odgłos zaciskanych hamulców i pisk opon na mokrym asfalcie. Od strony miasta dostrzegła pewnie to samo co załoga terenówki. Dwa wyjeżdżające z miasta pojazdy. Furgonetrka i osobówka. Panewki.

No to kurwa pozamiatane. Dziękuję, do widzenia, miło było. Gdyby te ciule były tak samo pilne do roboty, jak do poszukiwań bliźniaczek, to by odbudowali pół ameryki! Dobra… trzeba coś zrobić. Spierdalać… to chyba logiczne ale... to oznacza, że nie zabiorą ze sobą wszystkich rzeczy. Trudno, jeśli zdążą zwiać wrócą po nie, a jak nie, to będą spać na gołym betonie, jeść patykiem i nakrywać się mchem.
Tina chciała zerwać sie na równe nogi i pogalopować do magazynu, niczym młoda sarenka ale uzmysłowiła sobie, że może zostać dostrzeżona przez ekipę wojskowego samochodu. Wprawdzie wątpiła, by murzyn wypalił w nią serię z karabinu, ale jeśli Panewki jakimś cudem postanowią spytać się przejezdnych czy nie widzieli takiej a takiej, to czy ci grzecznie nie pokażą paluszkiem: “A tam panie pognała, miłego dnia życzymy!”? Mogą? No mogą. Że przyszło jej żyć w świecie pełnym bezmózgich spizgańców…
Rangerka, ostrożnie rozejrzała się wokoło i wybierając drogę jak najbardziej zasłaniającą jej osobę ale także jak najbardziej konfortową, zaczęła się skradać w kucki, czasem czołgać, w kierunku magazynu.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline