Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-10-2015, 22:53   #2
Zaalaos
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Gigantyczny, ponad dwumeterowy nacatl klęczał na podwyższeniu. Wyraźnie górował nad wszystkimi zebranymi. Po jego lewej i prawej stronie stali doradcy, najstarsi mieszkańcy osady. Za nim stał szaman w wyciągniętych w górę dłoniach trzymając niezwykłą koronę w kolorze grzywy giganta. To jest kolorze słońca. Dalej klęczeli wszyscy nacatlowie, wszyscy mieszkańcy Unini Imiva, ich pierwszego miasta, kolebki cywilizacji w środku dżungli. Wszyscy którzy mogli samodzielnie przybyć. Korona opadła na skronie lidera, ten podniósł się, rozciągając aurę potęgi na zebranych. Był tym który znalazł sposób na pokonanie Bestii. Był tym pod którego przewodnictwem powstrzymano straszną chorobę. Był w końcu tym z którym nieraz polowali, którego znali i szanowali. Tłum wydał z siebie rozrywający bębenki ryk i zaczął skandować. - PIERWSZY, PIERWSZY, PIERWSZY! - Wódz uniósł ręce i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zapadła cisza.
[media]http://media-dominaria.cursecdn.com/attachments/116/300/635267298904434713.jpg[/media]
- Duchy poddały nas próbie... - zaczął swe przemówienie, zapadając się we wspomnienia.

***

- Duchy poddają nas próbie… - zaczął szaman. Znowu miał zamiar mówić o Bestii która była solą w oku ich ludu. Niemal nie było tygodnia by ktoś nie zaginął, nie odkryto by zarżniętych bez powodu zwierząt, czy nie znaleziono gigantycznych śladów. Młodzież nie miała jak przechodzić Prób. Sytuacja była ciężka, w dodatu jak na złość szalała wśród nich plaga, plaga wysysająca z mięśni siłę i rozum z głowy.
- I próbę tę przejdziemy pomyślnie. - uciął Brimaz, wódz Nacatli wybrany w powszechnym głosowaniu. - Zabierz się za budowę kaplicy w której można by oddawać cześć naszym przodkom. Z pewnością spojrzą przychylnie na nasze działania. - szaman natychmiast poderwał się ze swojego siedzenia i ruszył by wykonać rozkaz. - Ofas… Ty dowiedz się co jest przyczyną tej choroby. Nie pochodzi z naturalnego źródła jestem tego absolutnie pewien. Nie interesuje mnie w jaki sposób dojdziesz do odpowiedzi, masz ją znaleźć. Nawet jeśli miałbyś poświęcić się Va Tamu. Chorych masz znosić do kaplicy jak tylko zakończy się jej budowa. Chcę mieć wszystkich na wyciągniecie ręki.. Gdy tylko się czegoś dowiesz masz natychmiast mnie powiadomić. Mirra ci pomoże. - dodał i odprawił doradców machnięciem dłoni. Ci zerwali się by wykonać przydzielone zadania. Zostało jeszcze jedno zadanie, ale tego miał zamiar dopilnować osobiście. Polowanie na Bestię. Z ściany zdjął włócznię, równie wielką jak właściciel. Znalazł ją za młodu w odległych ruinach i nigdy się z nią nie rozstawał. Miał tylko nadzieję że go nie zawiedzie. Wyszedł z chaty która służyła za miejsce zebrań rady. W kilku mniejszych i większych grupkach czekało blisko dwustu Nacatli, w tym kocięta. Nadeszła pora na łowy.

***

Drużyna wróciła po tygodniu w marnych nastrojach. Bestią była zbyt potężna, udało się ją tylko zranić, co prawda poważnie, ale nie śmiertelnie. Tak naprawdę dowiedzieli się tylko gdzie monstrum ma swe leże w tajemniczych ruinach. Okupili to stratą kilku najmłodszych. Wzięcie ich nie było błędem, potrzebowali każdej pary pazurów, każdej dłoni i każdego bystrego oka. Ale strata wciąż bolała. Wódz osobiście zaniósł ciało jednego z kociąt rodzinie. Padł na kolana i pochylił kark przed ojcem młodzieńca, to dziecko poświęciło się by on mógł żyć. - Wasz syn zginął jako pełen Nacatl. Akanama to jego imię. Tarcza.

***

- Wiem już co jest przyczyną choroby! - krzyknął Ofas wbiegając do sali narad. W dłoniach trzymał drewniane naczynie wypełnione dziwnym proszkiem. - Znaczy się to nie jest choroba, to efekt zatrucia. Tym. - dodał stawiając naczynie na stole. - Pojmałem też kupca który tym handlował. Twierdzi że to przyprawa i nie że nie ma pojęcia że to ona powoduje chorobę. Sprawdziłem jej działanie na zwierzętach, efekty takie same jak na nas. - wódz przyjrzał się uważnie czerwonemu proszkowi. W jego umyśle zaczął kiełkować plan. - Mirra, natrzyjcie płaty mięsa tą trucizną i porozrzucajcie po ruinach w których skryła się Bestia. Pozwólmy naszym problemom rozwiązać się nawzajem.

***

Już po tygodniu zauważono wyraźny spadek aktywności Bestii, a po miesiącu zwiadowcy potwierdzili jej śmierć. Myśliwi i robotnicy zabrali się za ekskawację ruin, wyciągając z nich wszystko co mogło być użyteczne, cenne, czy też zwyczajnie interesujące. Vamini badali zwierzęta. W tym czasie wódz nie próżnował. Każdą wolną chwilę poświęcał polując na osoby odpowiedzialne za rozprowadzenie trucizny wśród nacatli. Raz był naprawdę blisko, ale przez własne niezdecydowanie pozwolił jednemu z podejrzanych prześlizgnąć się przez palce. Trudno, jeszcze się z nimi policzy. Wysłał też małe grupki w cztery strony świata by uzupełnić wiedzę Nacatli o ich ziemiach. - Panie odkryliśmy coś… Co duchy przeznaczyły dla Ciebie. - usłyszał głos który wyrwał go z zamyślenia. Stał przed nim szaman, trzymający w dłoniach niezwykłą koronę, prawdziwe dzieło sztuki stworzone z nieznanego metalu w nieznany sposób. - Nadeszła pora byś zajął przynależne Ci miejsce.

***

- … I tak ruszymy w przyszłość. Jako jeden lud, jedna rodzina i jedna dusza! - skończył swe przemówienie a tłum zaczął szaleć. Znowu zaczęto skandować jego imię. Pierwszy… Pod jego przewodnictwem wszystko musiało się udać. Lud Nacatli patrzył w przyszłość z nadzieją.
 

Ostatnio edytowane przez Zaalaos : 11-10-2015 o 21:22.
Zaalaos jest offline