Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-10-2015, 02:54   #95
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Islamabad; szpital miejski; śr; 2017.06.05 godz 06:20; 18*C




Costance Morneau



Reporterska parka wspólników w zbrodni wyłudzenia śmigłowca ratunkowego od znajomego jednego z nich opuszczała pośpiesznie szpital. Żółta maszyna w charakterystycznych oznaczeniach lotnictwa ratunkowego pozostała cała ale prawie z pustym bakiem na dachu szpitala. Końcówka lotu była dość nerwowa. Robert wcale nie był taki pewny czy starczy im paliwa i nie będą musieli wylądować gdzieś w polu. Na szczęście jednak jego obawy okazały się płonne i wylądowali trochę z podbiciem które szarpnęło nimi w fotelach ale jednak cało.

Wrócili do zaparkowanego wciąż na szpitalnym parkingu wypożyczonego samochodu Harrington'a. Ten nie zwlekał. Odpalił pozostawionego laptopa i wyciągnął dłoń na siedzącą obok koleżankę po fachu. - Zdjęcia. - najwyraźniej czekał na to by dała mu kartę pamięci z aparatów by mógł sobie zgrać fotki z nocnego wypadu za miasto.

W międzyczasie Conie otrzymała sms'a od Farrid'a. Napisał krótko, że biuro informacyjne policji ma wydać dziś oficjalne oświadczenie w sprawie dochodzenia o zabójstwo amerykańskiego dyplomaty o 09:00. Ale wszystko wskazuje na to, że został zabity z Dragunova który to egzemplarz został zgłoszony jako skradziony z wojskowego transportu parę miesięcy temu. Mornau wiedziała, że mógł faktycznie zostać zgubiony czy skradziony z jakichś baraków. Ale ten eufemizm tez często maskował zwykły nielegalny handel bronią która na pogórzu Himalajów bardzo często zmieniała właścicieli.

Zadzwonił też telefon.Obcy komórkowy numer sądząc po prefiksie ze kontynentalnych Stanów. Nie miała pojęcia kto dzwoni.




Góry; wrak śmigłowca; śr; 2017.06.05 godz 06:20; 18*C




Marek Kwiatkowski i Lance "Styx" Vernon






Kroki podjęte przez Lance'a przyniosły choć częściowe efkty od razu. Dobson był zainteresowany odnalezieniem Newport'a tak samo jak i kontraktorzy. I tak samo był skazany na pomoc miejscowych służb oraz to co udało mu się załatwić za pośrednictwem łącza satelitarnego. W efekcie owszem udało mu się nawiązać łączność i z ambasadą i przez nich z afgańskim kontyngentem no ale efekt był typowo armijny: trzeba było czekać aż puszczona w ruch machina przemieli swoje nim wypluje efekt końcowy.

Z grupy poszukiwawczej z Marines nie było co liczyć. Wszyscy byli ranni, bardzo ranni albo zabici. Na pobojowisku ze sprawnych pozostawali tylko pakistańscy zołnierze i międzynarodowego pochodzenia kontraktorzy, na ogół Amerykanie. Dobson zorganizował przerzut na miejsce zdarzeń jedną z grup Kontyngenciarzy z Islamabadu ale dopiero lecieli na miejsce.

- Panie Vernon proszę mnie nie traktować jak głupiutkiej blondyneczki dobrze? Ja czytałam ten kontrakt i konsultowałam razem z Jeremym. Wiem, że z niego wynika, że jeśli dalej był pan z nim czy ze mną to się liczy jak automatyczne przedłużenie kontraktu. A był pan czyli dalej był pan za niego odpowiedzialny. A w tej chwili jest pan odpowiedzialny za moje bezpieczeństwo. I informuje pana, że przedłużam ten kontrakt oficjalnie dopóki nie odnajdzie się Jeremy. Proszę zrobić co konieczne by go odnaleźć. - rzekła chłodnym tonem blondyneczka o słodkiej i uprzejmej zazwyczaj twarzy tym razem jednak o dość oficjalnym obliczu. Vernon wiedział, ze kontrakt jaki zawarł Newport opiewał na nich oboje i oboje mieli podlegać ochronie z Firmy. I miała uprawnienia takie samo jak on do przedłużania czy nie kontraktu. Zresztą jako reporter wojenny orientowała się w sprawach z nią związanych dużo dokładniej niż jakas pogodynka czy przeciętniak z MacDonalda. Do samej organizacji poszukiwań na razie się chyba nie zamierzała wtracać najwyraźniej zostawiając mu w tym wolną rękę. Rozłozyła się gdzieś w pobliżu ze swoimi aparatami i laptopem i chyba coś majstrowała ze swoją dziennikarską robotą.

Eva obejrzała rany kontraktora tak samo jak i innych poszkodowanych. Odkaziła, przemyła, opatrzyła i uśmiechnęła się przy tym ciepło dodając otuchy swojemu pacjentowi. Obrażenia nie zagrażały jego życiu w tej chwili i nie groziło mu zakazenie w tej chwili skoro się tym zajęła. Stanowczo jednak odradzała mu forsowanie się w jakichś wyprawach po górach. Stan mógł się w każdej chwili zmienić z w miarę stabilnego na zdecydowanie mniej stabilny zalecała więc mu powrót do bazy czy szpitala i odpoczynek. Zwłaszcza, że był już na nogach cała dobę i mógł przemęczenie mogło już wpływac na zdolność oceny własnych sił i możliwości jeśli nie teraz to wkrótce. Wiedział, że coś podobnego usłyszałby w tej chwili od chyba zdecydowanej większości wojskowych lekarzy i paramedyków. Owszem oberwał i był przemęczony więc zalecenia lekarki były jak najbardziej słuszne i poprawne tak samo jak jej diagnoza. Obecnie trzymała go na nogach adenalina ale ona w końcu zejdzie i pozostanie nużące zmęczenie zakłócające poprawne funkcjonowanie ciała i umysłu. Zwłaszcza, że ten był już osłabiony ranami i utratą krwi które nie miały jak się zregenrować w tak krótkim czasie.

Pod tym względem najlepiej poszło mu z miejscowymi żołnierzami. Przyjechała jakas kolejna ciężarówka która przywiozła prowiant i to nawet ciepły. Najwyraźniej ktoś w miejscowych koszarach miał głowe na karku i pamiętał o tym, że głodny żołnierz to słaby żołnierz i kapryśny jeszcze. Mogli więc wsamać razem z Pakistańczykami coś z miejscowej, zdecydowanie pikantnej kuchni choć możliwej do złagodzenia łagodnymi sosami.

Przy okazji dowiedzieli się jak się nazywa te miasto którego światła w nocy widzieli a teraz w dzień stanowiło nie tak odległy, miejski kleks na naturalnym krajobrazie pogórza. Mingora. Któryś nawet pokazał im na GPSowej mapie gdzie są obecnie. Wyglądało na z grubsza połowę drogi pomiędzy stolicą a przygranicznym Chitral. Znaczy jak się patrzyło pod kątem lotu bo drogą to szkoda było czasu tracić bo trasa szła w setki kilometrów i po kilkanaście godzin.




Pakistańczycy którzy nawet szeregowi posługiwali się angielskim albo znośnie albo biegle byli też skłonni załatwić transport a dokładniej dwa Land Rovery w pikup'owej wersji z zamocowanymi rkm'ami na dachu. Każdy spokojnie mógł zabrać po dwóch ludzi w kabinie i sześciu na pace.

Okazało się też, że mieli i wśród swoich szeregach kogoś kto był chowany z kozami w górach czyli generalnie ogarniał teren. Swoje też robiło zwykłe przeszukanie terenu zwłaszcza dalsze. W efekcie w sąsiedniej dolinie, po drugiej stronie zbocza na którym w nocy toczyła się walka znaleziono ślady pojazdów. Duże, wiele i ciężkie. Wygladały nawet gołym okiem na jakieś pociężarówkowe. Ślady peta tam czy porzuconej butelki po wodzie tam mówiły jasno, że zatrzymali się tu na jakiś czas. Wedle kaprala Saleema Zahera który był plutonowym zwiadowcą a prosił by go nazywać po prostu Sal ślady było z tej nocy, może góra z wieczora czy końcówki dnia. Generalnie dość świeże. Problem był taki, że mógł obserwować ślady z ziemi a jadąc samochodem było to właściwie nierealne. Poza tym trop i tak by się urwał gdyby wjechali na jakąkolwiek bardziej uczęszczana czy wyasfaltowaną drogę.




[CENTER]???; śr; 2017.06.05 godz 06:20; 18*C[/center]



Jeremy Newport



Jeremy dalej był niepewny swego losu. Co prawda nie zlikwidowano go od ręki ale to się dało nadrobić w każdej chwili. Usłyszałby wysarpywany z kabury pistolet, szczęk zamka i strzał już chyba niekoniecznie mógł zdążyć usłyszeć. No albo nawet i nie tylko szybki ruch nożem po szyi czy dżgnięcie w serce. Zabicie nieuzbrojonego, skrepowanego człowieka było zdumiewająco łatwe gdy się miało chęć i możliwość. Na razie chyba jednak takiego zestawu nie było bo wciąż oddychał.

Zamieszanie spowodowane jakimiś krzykami szybko ucichło. Strażnik który go trzymał dotąd trzymał go nadal póki nie wepchnął go z powrotem na pakę wozu. Sam został na ziemi. Musiał być w pobliżu bo Jeremy słyszał jego krótkie, nerwowe kroki. Jakiś czas trwało to tak zaiweszone w próżni ale potem sprawy przyśpieszyły.

Usłyszał kogos nadbiegającego. Nie wiedział skąd i dokąd póki odgłos butów i przyśpieszone oddechy nie zatrzymały się przy pace. Chwile potem krzepkie ramiona żołnierzy chwyciły go i ściągnęły z paki na ziemię przyginając go od razu nieco do ziemi. Wkrótce ruszyli truchtem gdzieś ale skrepowanemu i oślepionemu dyplomacie przygiętemu w niewygodnej pozycji ciężko było nadążyć za truchtającą trójką która go otaczała.

Dobiegli do jakiegoś samochodu. Zorientował się gdy schylili mu głowę i wepchnęli chyba na tylne siedzenie. Zaraz dwaj siedli z jego boków więżąc go między sobą. Musiał to być jakiejś średniej wielkości pojazd w stylu większego pikupa czy terenówki z tylnym, poprzecznym rzędem siedzeń. Zaraz gdy chyba wszyscy się usadowli samochód ruszył i to zdecydowanie prędzej i żwawiej niż dotąd cieżarówka która go wiozła.

Miotało nim w rytm jazdy tak samo jak i resztą współpasażerów. Choć chyba jechali po dość równej drodze. Co jakiś czas zatrzymywali lub zwalniali najwyraźniej uczestnicząc w zwyczajowym ruchu drogowym. Słyszał mijające ich pojazdy lub te które oni wyprzedzali. Czasem jednak trafił się chyba korek czy zjazd co musieli zwolnić czy się zatrzymać. Atmosfera też nadal była napięta choć nieco się rozluźniła bowiem kierowca i ten co siedział obok niego czasem coś zamarudzili albo rzucili chyba jakimś przekleństwem manierą wszelkich kierowców na całym świecie. Tylko ci dwaj z tyłu co siedzieli po jego bokach milczeli jak zaklęci. Po zapachu zaś poznał, że ten po lewej to chyba ten sam co mu towarzyszył na pace ciężarówki.

Mieli też włączone radio w samochodzie. Nadawała rozgłośnia z Ismamabadu świergocząc kolejnymi newsami z dnia. Wszyscy czekali na oświadczenie komendy głównej islamabadzkiej policji która o 9 miała podać wyniki analiz balistycznych ze sprawy o zabójstwo amerykańskiego dyplomaty White'a. Usłyszał też krótką wzmiankę o "walkach z terrorystami" w przygranicznym Chitral w którym brały połączone siły pakistańsko - amerykańskie z wczorajszego wieczora. Ale żadnych detali nie było. Tak samo jak żadnej wzmianki o zaginionym czy porwanym albo zabitym amerykańskim dyplomacie. Jeśli sprawa już dotarła do oficjalnych władz to chyba na razie utrzymywali to w tajemnicy. No chyba, że w nocy wszyscy Marines razem z Vernonem zginęli co było możliwe z tego jak widział tych z goglami i słysząc natężenie ognia w dolinie. Wówczas tylko on by przeżył tamte zetrzelenie i późniejsze walki. Rozmyślania przerwał mu komunikat z radia inforumący, że za parę minut będzie 06:30 tego pięknego i pogodnego poranka a pogoda zapowiada się upalnie jak zwykle.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline