Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-10-2015, 13:03   #112
Fyrskar
 
Fyrskar's Avatar
 
Reputacja: 1 Fyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputację
- A zatem... - Lenz uśmiechnął się serdecznie. A uśmiech ten wykwitł na jego zarośniętej buzi w momencie ozwania go Tobiasem Lehmanem i z ust mu od tej pory nie znikał - Rozważcie ojcze... W piśmie ni słowa nie ma o Waszych mocnych drzwiach. A wiedźma jednak zdaje się dobrze poinformowana o świątyni. Musi być zbójcy mają sposób na te drzwi. Albo ten Wasz August już im klucz dał. Tak czy inaczej nie liczcie na drzwi. Co zatem trzeba zrobić? Ano wpuścić kurwie syny. Niech myślą, że wszystko im idzie jak po maśle. Podczas gdy w środku będzie na nich czekać pułapka. Zrobimy tak: Wieczorem nie czekając na wiedźmę jeden z nas sam podpali jedną ze stodół. Tak jeno, żeby zgasić łatwo było. Zadzwonicie we wsi na alarm, a wtedy ja, Elgast i Jekill wybiegniemy ze świątyni przebrani za mnichów. Znaczy za Was. Zbójcy będą się czuć pewnie. Wejdą do środka. A tu już czekać będziecie na nich przygotowani ze swoją kmiecką strażą. Drogę ucieczki będą musieli im odciąć Wasi braciszkowie skoro nam nie ufacie i nie chcecie powiedzieć gdzie one, mimo iż zbójcy już wiedzą. Choć skoro drzwi tam takie mocne to moglibyście się już tak nie utrudniać. No ale to Wasza sprawa skoro chcecie swoich narażać. Rozważcie to jeszcze tylko, że mus nam ich żywcem wziąć co by się zwiedzieć, jak się potem z wiedźmą umówili. To warunek naszej współpracy. Martwy Lehman nam na nic. I to tyle. Proste i pewne. Nawet na chwilę nie będziecie musieli się obawiać o swoje skarby, bo cały czas będziecie je mieć na oku.

Jekilowi ów plan zdał się szalonym zgoła. Nic jednak nie rzekł, jeno w milczeniu oczekiwał na to, co kapłan powie... i jakie dziury w owym planie misternym wyszuka.

No i czy się nań zgodzić zechce ostatecznie, tego był ciekaw.

- Plan sensownie brzmi w moich uszach - poparł awanturników kapłan. - Czy też raczej, brzmiałby, gdyby nie pewne istotne dziury w nim i niedomówienia. Konkretnie, podpalenie stodoły. Teraz to korzystnym jako wybieg zdać się może, ale weź pod uwagę, że podpalić stodołę i nie wyjść na tym stratnym łatwe nie jest. To znaczy, dałoby się to uczynić, ale całą wieś musiałbym zagonić do tego, a to przyznacie, podejrzane wielce i bandyci mogą się nie nabrać. Pozostała część planu twojego jest dobra, nie powiem. Ale na podpalenie takie, by zbiry od razu się wywiedziały co i jak, to się nie zgodzę. Tę dziurę, jeśli mamy plan w życie wcielić, trzeba załatać.

- I jeszcze - dodał. - Powiedzcie mi, jakimi imionami was matula obdarzyła.

Lenz obejrzał się po tych słowach na towarzyszy. Lubił kłamać. Taka słabostka. Jedni śpiewają, inni rżną w karcięta. Albo nie w karcięta, ale też rżną, jeszcze inni po prostu chleją. Nie żeby Lenz nie lubił któregoś z powyższych, ale z największego zamiłowania był łgarzem i leniem. Tym razem jednak musiał wziąc pod uwagę kompanów. I to ich zdanie potrzebował uwzględnić jeśli miał łgać dalej.

Durak. Durakowe spojrzenie podczas całej rozmowy ani razu nie zlustrowało starodawnych krasnoludzkich murów. Zezowało non stop w stronę porzuconego Kazula. I nie czaiło się w nim więcej przebiegłości niż w kazulowym. Elgast na oko już oczami wyobraźni obalał antal lokalnej siwuchy we wspomnianym przez wieśniaków domu kowala. Skali podobnym wzrokiem doprowadzał go do tego przybytku. Choć zważywszy na napięcie w spojrzeniu, albo bardziej niż na wódzie zależało mu na wdziękach kowalówny, albo po prostu znów go gazy męczyły. Najbardziej obecnym w całej dyskusji zdawał się Jekill. On jednak z kolei, albo nie dowierzał temu co słyszy, albo jako i Theodosius miał wątpliwości. Pewnie słusznie, ale bydłokrad jak na przyzwoitego nałogowca przystało właśnie wpadł w ciąg.
Ostateczna analiza zachęciła więc Lenza do kontynuowania powziętej drogi.

- To Jekill Hoffert - przedstawił towarzysza - Nasz tropiciel i duch. Skali ”Petarda” to inżynier. Umie nawet z jabłek bombę stworzyć. Elgast “Wisielec” to niegdysiejszy morryta. Ale nie pytajcie go o powód utraty powołania. To smutna i osobista historia. Durak zaś… Eeee… Durak to po prostu Durak. A ja jestem Brahman. Lenz Brahman. - tu zrobił wymowną pauzę - Co zaś się tyczy Waszej stodoły to pożar nie musi być przecie duży. A słomiane dachy wokoło można przecie wodą wcześniej namoczyć, co by się nie zajęła. Wystarczy, że ktoś głośno zagra na alarm. Do pożaru i tak zbójcy się zbliżać nie będą by zobaczyć jak srogi. Dobrze mówię, Jekill?

- Dobrze mówisz, i niedobrze - powiedział Jekil. - Pożar to dobry pomysł, ale z gaszeniem trudności mogą być. Bo łatwo się podpala, a trudniej gasi. Chyba że o ognisko chodzi, bo to nigdy zapalić się nie chce. No chyba...

Na moment zamilkł.

- Można by fałszywy pożar zrobić - powiedział po chwili. - Słomy nieco, metrów kilka od stodoły, tudzież smoła... Dym będzie widoczny na mile dokoła. Każdy uwierzy, że się pali.

- Dobry zamysł, panie Jekil. - Kapłan nareszcie wydał się ukontentowany. - Tak, tego popróbować możem. Tak więc poczynimy, że węglarzom, co sprawnie się z ogniem uwinąć potrafią, karzę ów pożar na niby poczynić, kurzacy radę sobie z tym dadzą. Wy wtedy, jak mówicie, w habitach uciekniecie, zaraz wam je dam - zawahał się i zerknął na krasnoludów. - Krasnoludy zostaną wraz ze strażą, bo za mnichów raczej się podać nie mogą. Do wieczora czas mamy, wy się po okolicy przejdźcie, rozeznajcie w czym trzeba. To na tyle. W karczmie się na mnie podać możecie, stary Gerhard z mniejszym zapałem wam będzie kołki na głowie ciosać, że pył wnosicie.
 
Fyrskar jest offline