Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-10-2015, 17:15   #111
 
Fyrskar's Avatar
 
Reputacja: 1 Fyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputację
- Nie gorączkuj się, waćpan, bo humory na zdrowie dobrze nie działają. - Kapłan ściągnął brwi i otrzepał sutannę z niewidocznego pyłu i zapewne wyimaginowanego pyłu. Zakołysał się na piętach to w przód, to w tył, jakby się chciał wzbić do lotu, ale najwidoczniej zorientował się po chwili, że dziwnie to może wyglądać. Albo po prostu się dostatecznie pokiwał. - O tych bandytach to ja tyle wiem, że wśród nich było dwóch krasnoludów, a wystawcie sobie, tylu też w tej kompanii widzę. Skąd ja mam wiedzieć, że, choćby i ty waszmość, Tobiasem Lehmanem nie jesteś? A żadnego pergaminu od Leitdorfa nie macie, więc pewności i po kres życia miał nie będę, że to on was tu przesyła. Po owocach was poznam, jakie by te owoce nie były. A tych drzwi na siłę nie otworzysz, waszmość. Już ja to wiem. O elemencie zaskoczenia gwarzyć chcesz, bym współpracował z tobą. Dobrze, mogę pomóc. Ale wyłóż mi wpierw ten twój plan.
 
Fyrskar jest offline  
Stary 11-10-2015, 13:03   #112
 
Fyrskar's Avatar
 
Reputacja: 1 Fyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputację
- A zatem... - Lenz uśmiechnął się serdecznie. A uśmiech ten wykwitł na jego zarośniętej buzi w momencie ozwania go Tobiasem Lehmanem i z ust mu od tej pory nie znikał - Rozważcie ojcze... W piśmie ni słowa nie ma o Waszych mocnych drzwiach. A wiedźma jednak zdaje się dobrze poinformowana o świątyni. Musi być zbójcy mają sposób na te drzwi. Albo ten Wasz August już im klucz dał. Tak czy inaczej nie liczcie na drzwi. Co zatem trzeba zrobić? Ano wpuścić kurwie syny. Niech myślą, że wszystko im idzie jak po maśle. Podczas gdy w środku będzie na nich czekać pułapka. Zrobimy tak: Wieczorem nie czekając na wiedźmę jeden z nas sam podpali jedną ze stodół. Tak jeno, żeby zgasić łatwo było. Zadzwonicie we wsi na alarm, a wtedy ja, Elgast i Jekill wybiegniemy ze świątyni przebrani za mnichów. Znaczy za Was. Zbójcy będą się czuć pewnie. Wejdą do środka. A tu już czekać będziecie na nich przygotowani ze swoją kmiecką strażą. Drogę ucieczki będą musieli im odciąć Wasi braciszkowie skoro nam nie ufacie i nie chcecie powiedzieć gdzie one, mimo iż zbójcy już wiedzą. Choć skoro drzwi tam takie mocne to moglibyście się już tak nie utrudniać. No ale to Wasza sprawa skoro chcecie swoich narażać. Rozważcie to jeszcze tylko, że mus nam ich żywcem wziąć co by się zwiedzieć, jak się potem z wiedźmą umówili. To warunek naszej współpracy. Martwy Lehman nam na nic. I to tyle. Proste i pewne. Nawet na chwilę nie będziecie musieli się obawiać o swoje skarby, bo cały czas będziecie je mieć na oku.

Jekilowi ów plan zdał się szalonym zgoła. Nic jednak nie rzekł, jeno w milczeniu oczekiwał na to, co kapłan powie... i jakie dziury w owym planie misternym wyszuka.

No i czy się nań zgodzić zechce ostatecznie, tego był ciekaw.

- Plan sensownie brzmi w moich uszach - poparł awanturników kapłan. - Czy też raczej, brzmiałby, gdyby nie pewne istotne dziury w nim i niedomówienia. Konkretnie, podpalenie stodoły. Teraz to korzystnym jako wybieg zdać się może, ale weź pod uwagę, że podpalić stodołę i nie wyjść na tym stratnym łatwe nie jest. To znaczy, dałoby się to uczynić, ale całą wieś musiałbym zagonić do tego, a to przyznacie, podejrzane wielce i bandyci mogą się nie nabrać. Pozostała część planu twojego jest dobra, nie powiem. Ale na podpalenie takie, by zbiry od razu się wywiedziały co i jak, to się nie zgodzę. Tę dziurę, jeśli mamy plan w życie wcielić, trzeba załatać.

- I jeszcze - dodał. - Powiedzcie mi, jakimi imionami was matula obdarzyła.

Lenz obejrzał się po tych słowach na towarzyszy. Lubił kłamać. Taka słabostka. Jedni śpiewają, inni rżną w karcięta. Albo nie w karcięta, ale też rżną, jeszcze inni po prostu chleją. Nie żeby Lenz nie lubił któregoś z powyższych, ale z największego zamiłowania był łgarzem i leniem. Tym razem jednak musiał wziąc pod uwagę kompanów. I to ich zdanie potrzebował uwzględnić jeśli miał łgać dalej.

Durak. Durakowe spojrzenie podczas całej rozmowy ani razu nie zlustrowało starodawnych krasnoludzkich murów. Zezowało non stop w stronę porzuconego Kazula. I nie czaiło się w nim więcej przebiegłości niż w kazulowym. Elgast na oko już oczami wyobraźni obalał antal lokalnej siwuchy we wspomnianym przez wieśniaków domu kowala. Skali podobnym wzrokiem doprowadzał go do tego przybytku. Choć zważywszy na napięcie w spojrzeniu, albo bardziej niż na wódzie zależało mu na wdziękach kowalówny, albo po prostu znów go gazy męczyły. Najbardziej obecnym w całej dyskusji zdawał się Jekill. On jednak z kolei, albo nie dowierzał temu co słyszy, albo jako i Theodosius miał wątpliwości. Pewnie słusznie, ale bydłokrad jak na przyzwoitego nałogowca przystało właśnie wpadł w ciąg.
Ostateczna analiza zachęciła więc Lenza do kontynuowania powziętej drogi.

- To Jekill Hoffert - przedstawił towarzysza - Nasz tropiciel i duch. Skali ”Petarda” to inżynier. Umie nawet z jabłek bombę stworzyć. Elgast “Wisielec” to niegdysiejszy morryta. Ale nie pytajcie go o powód utraty powołania. To smutna i osobista historia. Durak zaś… Eeee… Durak to po prostu Durak. A ja jestem Brahman. Lenz Brahman. - tu zrobił wymowną pauzę - Co zaś się tyczy Waszej stodoły to pożar nie musi być przecie duży. A słomiane dachy wokoło można przecie wodą wcześniej namoczyć, co by się nie zajęła. Wystarczy, że ktoś głośno zagra na alarm. Do pożaru i tak zbójcy się zbliżać nie będą by zobaczyć jak srogi. Dobrze mówię, Jekill?

- Dobrze mówisz, i niedobrze - powiedział Jekil. - Pożar to dobry pomysł, ale z gaszeniem trudności mogą być. Bo łatwo się podpala, a trudniej gasi. Chyba że o ognisko chodzi, bo to nigdy zapalić się nie chce. No chyba...

Na moment zamilkł.

- Można by fałszywy pożar zrobić - powiedział po chwili. - Słomy nieco, metrów kilka od stodoły, tudzież smoła... Dym będzie widoczny na mile dokoła. Każdy uwierzy, że się pali.

- Dobry zamysł, panie Jekil. - Kapłan nareszcie wydał się ukontentowany. - Tak, tego popróbować możem. Tak więc poczynimy, że węglarzom, co sprawnie się z ogniem uwinąć potrafią, karzę ów pożar na niby poczynić, kurzacy radę sobie z tym dadzą. Wy wtedy, jak mówicie, w habitach uciekniecie, zaraz wam je dam - zawahał się i zerknął na krasnoludów. - Krasnoludy zostaną wraz ze strażą, bo za mnichów raczej się podać nie mogą. Do wieczora czas mamy, wy się po okolicy przejdźcie, rozeznajcie w czym trzeba. To na tyle. W karczmie się na mnie podać możecie, stary Gerhard z mniejszym zapałem wam będzie kołki na głowie ciosać, że pył wnosicie.
 
Fyrskar jest offline  
Stary 06-11-2015, 18:52   #113
 
Fyrskar's Avatar
 
Reputacja: 1 Fyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputację
Czas do wieczora zleciał prędko. Prędko ubywało też aqua vitae, szerzej znanej jako woda życia, to jest okowita. Okowitę w Knöpperdorfie mieli naprawdę niezłą. Awanturnicy zdecydowali więc, że nie można jej uchybić nadmierną powściągliwością. I upewnić się, czy rzeczywiście pobudza członki i umysł. Pobudzała, choć miejscowi raczej pobudzonych w swoim otoczeniu nie chcieli i koso patrzyli na włóczęgów, pomimo poparcia, które w pewnym stopniu uzyskali od kapłana. Ale była gorzałka, więc bratanie się z okoliczną ludnością nie zdawało się takie konieczne. Dobre też we wsi mieli sery i kiszone w dębowych beczkach ogórki. Wpasowywały się one doskonale w posiedzenie nad kubkiem z gorzałką. Więcej, dopełniały obrazu popijawy w sposób dyskretnie wprawny, tak, że zapijanie ogóra zdawało się czymś zgoła naturalnym. I nikt nie mógłby sobie wyobrazić innego gestu po wlaniu w siebie łyku trunku.

Karczma, zajazd, czy jak by przybytku nie nazwać, była bez wątpienia niegdyś jeszcze stodołą. Może nawet niedawno. Bez wątpienia zmęczeni dźwiganiem siana rolnicy odlewali się pod ścianą. Ku temu nie mogło być wątpliwości. Za to pewnym niemal można było być tego, że szczanie po kątach było onegdaj konkurencją i zajęciem lubianym wśród najemnych robotników, bo zapach utrzymywał się w powietrzu po dziś dzień. Chyba, że go przykryć soczystym ogórem, serem i gorzałą. Wtedy szczyn nie było czuć.
Czy więc dziwnym było, że Buhaje Averlandu nie żałowali sobie napoju? Nie, to było coś bez wątpienia normalnego.

A więc awanturnicy postanowili sobie popić. Jak latać w habicie, to na pewno nie na trzeźwo.

Tak więc, nim się Buhaje obejrzeli, ściemniło się. To jest, wychodziło na to, że koniecznie musieli, z prędkością równą konnemu posłańcowi, w dyrdy zapierniczać do świątyni. I tak zrobili. A płoty, w które powpadali, były jedynymi świadkami, że po popijawie winno się zdrzemnąć na chwilę, a dopiero w następstwie tego, po ciemku po wsi się szlajać.

Księżyc, raźno posrebrzający wioskowe strzechy, na cerkwię nie świecił, bo ta za porośniętą hojnie świerkami górą się skryła. Ciemno więc było jako w rzyci. No, może nie w rzyci węglarza czy innego gwarka, ale na pewno nie jaśniej niż w przeciętnej, zmarszczonej od siedzenia nań, dupie. Theodosius już czekał i spojrzeniem Buhajów skarcił. Ale tylko trochę. Machnął głową i wskazał na leżące już na małym stoliku habity. Dla Elgasta, Jekila i Lenza.

Trzej ludzie zdążyli wcisnąć na głowy workowate lekko i zalatujące znajomą okowitą szaty. I tylko tyle, bo potem z impetem kuli z bombardy wpadł z nich zarośnięty po czubek nosa więsniak. Wieśniak bez wątpienia również spotkał dziś pannę okowitkę. Z kolei nożyc, przy pomocy których ogarnąłby czuprynę, bez wątpienia nigdy na oczy nie widział.

- Pali się! - Kmieć zakaszlał, jakby conajmniej z płomieni i dymu wybiegł, choć tymi akurat od niego nie waliło. Za to niezawodnie można było określić, że nazbyt wykwintnych posiłków on ostatnio w gębie nie miał.

- Ślepyś Franz? - zapytał niepewnie Theodosius. Zerknął na czuprynę rozmówcy i poprawił się. - Ogłuchłeś? Elgast przecież ci chyba mówił. A kurzaków widziałeś… tfu, słyszałeś? No jak nie, jak tak, klną, że ogr by się spłonił. Choć prawda, mieli zacząć dopiero za chwilę…

- Smok!

Kapłan zawahał się. Tylko na chwilę.

- Do reszty żeś zgłupiał od tej gorzały? Dobra, koniec tego dobrego. Nie będziesz mi do świętego miejsca wpadał najebany… wybacz, panie, rozgniewany jestem i plotę… napity, napity wpadał nie będziesz. - Tu zerknął wymownie na awanturników. - W ramach pokuty naprawisz płot przyświątynny.

- Smok najprawdziwszy! - Franz kapłana nawet przez grzeczność nie słuchał. - Rozkładaliśmy scenę pod niby-podpalenie, waszmość ojcze i wtedy… cieniem wszystko się okryło. A ogień jak buchnął… stodoła płonie, gaszą ludzie… ojcze Theodosiusie, smok!

- Dobra. - Kapłan zadecydował. - Biegnę. Jeśli ktoś chce niech idzie ze mną. - Zerknął na awanturników, podkasał habit i pobiegł z prędkością, jakiej nikt się po nim nie spodziewał.

I wtedy awanturnicy pomyśleli, że ten cień to mogła nie być góra. Uznali też, że nie będą już pili w tym tygodniu. Bo przegapić smoka lecącego nad głową to wyczyn był tęgi.
Bardzo tęgi.
 

Ostatnio edytowane przez Fyrskar : 06-11-2015 o 18:56.
Fyrskar jest offline  
Stary 07-11-2015, 09:47   #114
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jekil przeciwko trunkom wszelakim nic zwykle nie miał. Wolał co prawda piwo, niż gorzałę, tudzież wolał, by kto inny pokrywał koszty trunków. On sam nieczęsto miewał tak pełną kabzę, by móc pieniędzmi siać na prawo i lewo.
Prawdę mówiąc, to jak sięgał pamięcią, nigdy takiej wypchanej sakiewki nie miał.
No a tu, Jekil pociągnął z kubka solidny łyk, gdyby się dało złodziei na gorącym uczynku złapać, to pewnikiem i od kapłana by się coś złota skapnęło, tudzież tutejsi zechcieliby sukces uczcić w szerokim gronie, na czym by i on, i kompani skorzystali.
Rozmarzył się Jekil i zadumał, przy okazji swój rozsądek podziwiając, któren mu myśl podsunął, by teraz mniej wypić, a później - więcej. I tak w tej zadumie tempo picia łowca nagród zwolnił, w tyle nieco za kompanami zostając.


Nocną porą spać należy, o czym każden wie. A gdy człek coś je i wypije, to z pełnym brzuchem jeszcze łatwiej się zasypia.
Tej nocy jednak spać nie można było, więc Jekil, ledwo z karczmy wyszli, głowy pół w wiadrze zanurzył, znaczy twarz obmył, po czym za kompanami ruszył.
Był gotowy czekać na tych, co to ich miała Arijladjore przysłać.
Ba, nawet gdyby trza ich było gonić, to też był na to gotów. Tak mniej więcej...
Oby nie w habicie, bo w tym czuł się jakby zbyt dostojnie na bieganie. No i niewygodnie. Ale ojcu Theodosiusowi najwyraźniej nie przeszkadzał. Widać wprawę miał...

W smoka w pierwszej chwili Jekil nie uwierzył. Bo skąd niby smok? Co tu miałby robić? Arijladjore go wynajęła? Kpiny jawne. Ale zarośnięty chłop w smoka uwierzył...
Być niedaleko smoka i nie zobaczyć smoka? O czym by dzieciom opowiadał? Że nie poleciał oglądać?
Co prawda nie chciałby go oglądać od środka, więc i tak zbyt blisko by nie podszedł... Z drugiej strony... smok nie zając, nie ucieknie, a ktoś skarbca pilnować musi.

- Ja sobie tu poczekam, aż ci od wiedźmy przyjdą - powiedział, czego pewnie kapłan już nie słyszał.

Stanął w kącie, w cieniu, z mieczem pod ręką, gotów ubić każdego obcego, kto by chciał skarbiec otwierać.

A może, pomyślał, Arijladjore to nie wiedźma jakaś, a smok?
Aż oczami zamrugał na myśl ową.
 
Kerm jest offline  
Stary 07-11-2015, 16:46   #115
 
Morfik's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputację
Błagania Elgasta w końcu zostały wysłuchane. Po trudach i znojach związanych z długą podróżą, w końcu udało im się dłużej zabawić w karczmie i napić się porządnie. Gorzałka była całkiem dobra, jak na tę spelunę. Reuter nie poczuł nawet obrzydliwego zapachu, który unosił się pomieszczeniu. Liczyło się tylko jedno, napić się i to najlepiej jak najszybciej. Niestety najpierw podano im coś do jedzenia. Elgast spojrzał na jadło z niesmakiem. Przecież nie o to mu chodziło, nie po to tu przyszedł. Nie można było tak zacząć jeść bez odpowiedniego podkładu. Szybko wypił kilka łyków gorzały i dopiero wtedy był w stanie coś zjeść.

Niestety wszystko co dobre, szybko się kończy. Elgast czuł lekki niedosyt. Był w stanie normalnie chodzić, nie czuł się śpiący, ani nie zasnął pod stołem. Widać za mało wypił, ale niestety robota wzywała.

Gdy Reuter usłyszał o smoku tylko głośno się zaśmiał. Tak… Na pewno… Smok tutaj… I co jeszcze? Coś musieli dosypywać do tej gorzały, albo może to opary z moczu, których nawdychali się w karczmie. Elgast słyszał w swoim życiu już takie bajki. Kmieciowi na pewno coś się przywidziało i tyle. Łotrzyk postanowił usiąść na ziemi i poczekać na dalszy rozwój wydarzeń. Za stary już jest na takie latanie w jedną i drugą stronę.
 
Morfik jest offline  
Stary 14-11-2015, 22:34   #116
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Lenz walczył. Walczył dzielnie i mężnie z siłą, którą pewien albioński uczony miał w przyszłości nazwać grawitacją, a która teraz jawiła się niczym jakiś złośliwy bóg chaosu zwodzący sprawiedliwie wypoczywających na manowce upadku. Nie dawał się też na froncie swojej łepetyny, w której chaos toczył tak zażartą batalię ze zdrowym rozsądkiem, że przez moment Lenz nie mógł dojść do żadnego sensownego wytłumaczenia czemu ma na sobie wyjątkowo brzydką czarną kieckę. Krótko mówiąc bydłokrad był napruty jak cesarski czołg parowy i kolebało go na wszystkie możliwe strony gdy stał z towarzyszami słuchając odprawy jaką zgotował im ojciec Thodosius. W podobnej kondycji też zastała go wieść o smoku. Tak niedorzeczna jednak, w stanie upojenia zdała mu się w jakiś dziwny sposób logiczna.

No tak. Smoczyca. To w zasadzie w pełni wyjaśnia zamiłowanie do krasnoludzkich skarbów i palenia wsi.

Myśl ta jednak trwała na tyle długo, że jeszcze się nie skończyła gdy wszyscy dookoła coś już postanowili. Ci co mieli wyjść dawno wyszli, a reszta siedziała i najwyraźniej wychodzić nie zamierzała.

- No co jjest, panofie?? - obejrzał się mętnym spojrzeniem na towarzyszy - Tyle już smoków widzieliśsie, żżeżżadna to atttraksja?

Ruszył do wyjścia ze świątyni.
- Jakby Tobias przylassł to powieccie mu, żeby kszynkę poczekał na mnie z tym włamem. Ja ino se tą gadzinę sssobacze. Może i mnie się jawi jaką ruchałką???

Po czym chichocząc opuścił budynek świątynny.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 15-11-2015, 09:21   #117
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Przez dłuższy czas Jekil wpatrywał się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał Lenz i dumał o tym, co Brahman powiedział.
Oglądać smoka?
Oglądać smoka...
Oglądać smoka.
Oglądać...

No i po tej chwili sobie uświadomił, iż nie tyle o oglądanie smoka chodzi, jeno o to, by złodziei zwabić do środka. I po to wszak te dziwne szatki włożył.

Spojrzał dookoła by sprawdzić, czy ci, co mieli pilnować skarbca stale są na miejscu, po czym wyszedł na zewnątrz, tak jak się z ojcem Theodosiusem umawiali.
 
Kerm jest offline  
Stary 18-11-2015, 21:26   #118
 
Fyrskar's Avatar
 
Reputacja: 1 Fyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputację

Świadkowie dzisiejszych wydarzeń, moi mili, wynieśli z nich wiele cennych spostrzeżeń anegdotek i skleconych naprędce aforyzmów. Jedną z ich obserwacji była prędkość, jaką na prostej osiągał wcale już sędziwy ojciec Theodosius. Wytrzeźwiali już niemal awanturnicy stracili kapłana z oczu, zanim na dobre kilkanaście kroków oddalili się od cerkwi. Święty mąż odleciał, jakby skrzydeł dostał.

Im bardziej oddalali się od szarej, ciemniejszej od nocy bryły świątyni, tym głośniej się robiło. Cykanie świerszczy i bezchmurne niebo pełne gwiazd gdzieś się schowały, słychać był pokrzykiwania ludzi biegających z wiadrami pełnymi wody.

Łuna zasłoniła gwiazdy. Samotna, wielka stodoła płonęła jak wielkie ognisko, pełgał po niej żywy ogień. Strawił on już słomę z dachu, a teraz łapczywie pożerał deski, kawałek po kawałku. Kmiecie lali wodę, a prócz burych kłębów dymu niewiele dawały te próby. Lenz i Jekil poczuli na plecach kropelki ciurkiem spływającego potu. Zaskakująco zimnego jak na taki gorąc. Jednak... smoka nigdzie nie dało się uświadczyć, jeśli nawet jakiś jego zarys miałby się pojawić na nocnym niebie, to zwidy i zniekształcone, pełgające po firmamencie światła zwodziły oczy nazbyt skutecznie by go zobaczyć.

- Łapcie wiadra - Krępy, rumiany kurzak, na twarzy przykryty cienką warstewką pyłu, wcisnął Lenzowi do rąk jedno z walających się po ziemi wiader. - Do studni lećcie...

- Ciekawe, kurwa, po jakie licho? - Buhaje zoczyli sporą całkiem grupkę luda, która stała z boku i tylko zerkała na stodołę. Mówiącym był pasterz z kartoflowatym nochalem. - Na nic innego nie przejdzie, a ta stodoła się spali, to pewne jak Sigmar. Prędzej szczając bym to ugasił...

- To dawaj Arnold! - zawołał jakiś parobczak z chlupoczącym wiadrem.

- W każdym razie strata sił, nic więcej - dokończył niezrażony pastuszek z łapami jak szynki nulneńskie. Nagle zwrócił się do włóczykijów, zafrasowany jakby z lekka. - Widzieliście ojca Theodosiusa? Franz mu powiedzieć miał o wszystkim.

Zerknęliście po sobie. Faktycznie, kapłana nigdzie nie było. Takie to dziwy się w okolicy działy.



Tymczasem, przesiadujący przy wejściu do cerkwi Elgast zasłyszał na zewnątrz jakieś gadki, jakieś szelesty. Zerknął na boki. Krasnoludy, bez krzty wątpliwości napite bardziej niż ludzie, bo więcej gorzały wyduldały, zniknęły bez śladu, parobczacy zapadli we wnętrze świątyni. Braciszka żadnego też nie było. Tylko głosy z zewnątrz. Wstał ostrożnie.

- ... pali się, trzeba działać teraz. Łuk ostaw przy jukach, ostrze bierz.

- Thobias?

- Czego? - To Reuter zasłyszał głośno i wyraźnie.

- Nie krzycz, cicho musimy być. Z tego samego powodu, ostaw w jukach rusznicę. Człowieka, tak to już z nim jest, starczy solidnie porąbać.

- Dobra. Ostawiamy i lecimy nazad. Szybko i sprawnie, wpadnijmy do skarbczyka, zanim ktoś się zorientuje.

- Myślisz, że ci nagród łowcy tam są?

- Chuja mnie to obchodzi. Ruchy, konie są za cerkwią.
 
Fyrskar jest offline  
Stary 20-11-2015, 14:21   #119
 
Morfik's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputację
Co on tutaj robi? W jego wieku powinno się już tylko leżeć w zamtuzie i spijać miód z młodych i dorodnych piersi kurtyzan, ale nie, jemu zachciało się na stare lata jeszcze troszkę zasmakować awanturniczego życia. Już swoje przeżyłeś, po co ci więcej? Chciałeś komuś coś udowodnić, chyba tylko sobie. Już się niestety do tego nie nadajesz, refleks nie ten, głowa nie ta. Bez sensu to wszystko.

Nagle z rozmyślań o kryzysie wieku średniego, wyrwały go odgłosy dochodzące z zewnątrz cerkwi. To musieli być ci bandyci od wiedźmy. Cholera! Kompletnie zapomniał o całym misternym planie. Przecież miał wyjść stąd, jak tylko zacznie się pożar.

Trzeba było działać i to szybko. Z pewnością nie zamierzał walczyć z nimi samemu, co to, to nie. Zaczął się rozglądać za miejscem, gdzie można się schować i przeczekać, aż jego pijani towarzysze przypomną sobie o nim i wrócą z pomocą.
 
Morfik jest offline  
Stary 23-11-2015, 12:55   #120
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Albo nie dość jeszcze wytrzeźwiał (choć nocny ziąb i perspektywa spotkania z prastarym gadem w końcu zrobiły swoje przywracając Lenzowi krztynę rozumu), albo smoczycy nie było. No ni chuja. A raczej cipki. Czy co one tam mają... Za to fajczyło się elegancko i to z takim rozmachem, że można było zadrzeć łeb wysoko w górę i z niezbyt mądrym "łoooo" podziwiać buchające w niebo płomienie. Płomienie, które iście miały w sobie coś mistycznego, potężnego i majestatycznego. Lenz na ten widok nawet o smoku zapomniał. Chłopi chyba zresztą też, bo gromadnie dawali upust zarówno pracy zespołowej, jak i charakterystycznemu dla chłopków roztropków, kombinowaniu jakby tu nie musieć dupy ruszyć. I jakkolwiek Lenz podzielał tę drugą filozofię, to wiedział, że nigdy nic dobrego nie dzieje się gdy podziela ją ktoś więcej niż on.
Otrzymane wiadro wcisnął pyskatemu pastuszkowi w jego bochnowate łapska.
Gdy jednak ten ślepił w niego nie rozumiejąc gestu, Lenz jakby zdawszy sobie w końcu sprawę po co mu ta czarna kiecka zawołał do niego i za nim stojących opornych.
- Nonasso czekacie wwwy bezbożne smrole!? Wiadra! miechy! Tam ojciec Theodosiussam jeden w stodole dobydek i młodych sosiewsianie gzili ratuje! Nuże gasić! Allejuż!
Co rzekłszy zasadził kopniaka w dupsko chłopka.
- Srom na was wwyy leniwwe wieprze! - zagrzmiał czując w sobie niekłamane powołanie - Bracie Dżekilu... szybko... przynieśśśmy wiessej wiader ze świą... - czknięcie przerwało na chwilę wywód - ze świątynii... A wy do roboty! Gasiić!
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:44.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172