|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
06-10-2015, 17:15 | #111 |
Reputacja: 1 | - Nie gorączkuj się, waćpan, bo humory na zdrowie dobrze nie działają. - Kapłan ściągnął brwi i otrzepał sutannę z niewidocznego pyłu i zapewne wyimaginowanego pyłu. Zakołysał się na piętach to w przód, to w tył, jakby się chciał wzbić do lotu, ale najwidoczniej zorientował się po chwili, że dziwnie to może wyglądać. Albo po prostu się dostatecznie pokiwał. - O tych bandytach to ja tyle wiem, że wśród nich było dwóch krasnoludów, a wystawcie sobie, tylu też w tej kompanii widzę. Skąd ja mam wiedzieć, że, choćby i ty waszmość, Tobiasem Lehmanem nie jesteś? A żadnego pergaminu od Leitdorfa nie macie, więc pewności i po kres życia miał nie będę, że to on was tu przesyła. Po owocach was poznam, jakie by te owoce nie były. A tych drzwi na siłę nie otworzysz, waszmość. Już ja to wiem. O elemencie zaskoczenia gwarzyć chcesz, bym współpracował z tobą. Dobrze, mogę pomóc. Ale wyłóż mi wpierw ten twój plan. |
11-10-2015, 13:03 | #112 |
Reputacja: 1 |
|
06-11-2015, 18:52 | #113 |
Reputacja: 1 | Czas do wieczora zleciał prędko. Prędko ubywało też aqua vitae, szerzej znanej jako woda życia, to jest okowita. Okowitę w Knöpperdorfie mieli naprawdę niezłą. Awanturnicy zdecydowali więc, że nie można jej uchybić nadmierną powściągliwością. I upewnić się, czy rzeczywiście pobudza członki i umysł. Pobudzała, choć miejscowi raczej pobudzonych w swoim otoczeniu nie chcieli i koso patrzyli na włóczęgów, pomimo poparcia, które w pewnym stopniu uzyskali od kapłana. Ale była gorzałka, więc bratanie się z okoliczną ludnością nie zdawało się takie konieczne. Dobre też we wsi mieli sery i kiszone w dębowych beczkach ogórki. Wpasowywały się one doskonale w posiedzenie nad kubkiem z gorzałką. Więcej, dopełniały obrazu popijawy w sposób dyskretnie wprawny, tak, że zapijanie ogóra zdawało się czymś zgoła naturalnym. I nikt nie mógłby sobie wyobrazić innego gestu po wlaniu w siebie łyku trunku. Ostatnio edytowane przez Fyrskar : 06-11-2015 o 18:56. |
07-11-2015, 09:47 | #114 |
Administrator Reputacja: 1 | Jekil przeciwko trunkom wszelakim nic zwykle nie miał. Wolał co prawda piwo, niż gorzałę, tudzież wolał, by kto inny pokrywał koszty trunków. On sam nieczęsto miewał tak pełną kabzę, by móc pieniędzmi siać na prawo i lewo. Prawdę mówiąc, to jak sięgał pamięcią, nigdy takiej wypchanej sakiewki nie miał. No a tu, Jekil pociągnął z kubka solidny łyk, gdyby się dało złodziei na gorącym uczynku złapać, to pewnikiem i od kapłana by się coś złota skapnęło, tudzież tutejsi zechcieliby sukces uczcić w szerokim gronie, na czym by i on, i kompani skorzystali. Rozmarzył się Jekil i zadumał, przy okazji swój rozsądek podziwiając, któren mu myśl podsunął, by teraz mniej wypić, a później - więcej. I tak w tej zadumie tempo picia łowca nagród zwolnił, w tyle nieco za kompanami zostając. Nocną porą spać należy, o czym każden wie. A gdy człek coś je i wypije, to z pełnym brzuchem jeszcze łatwiej się zasypia. Tej nocy jednak spać nie można było, więc Jekil, ledwo z karczmy wyszli, głowy pół w wiadrze zanurzył, znaczy twarz obmył, po czym za kompanami ruszył. Był gotowy czekać na tych, co to ich miała Arijladjore przysłać. Ba, nawet gdyby trza ich było gonić, to też był na to gotów. Tak mniej więcej... Oby nie w habicie, bo w tym czuł się jakby zbyt dostojnie na bieganie. No i niewygodnie. Ale ojcu Theodosiusowi najwyraźniej nie przeszkadzał. Widać wprawę miał... W smoka w pierwszej chwili Jekil nie uwierzył. Bo skąd niby smok? Co tu miałby robić? Arijladjore go wynajęła? Kpiny jawne. Ale zarośnięty chłop w smoka uwierzył... Być niedaleko smoka i nie zobaczyć smoka? O czym by dzieciom opowiadał? Że nie poleciał oglądać? Co prawda nie chciałby go oglądać od środka, więc i tak zbyt blisko by nie podszedł... Z drugiej strony... smok nie zając, nie ucieknie, a ktoś skarbca pilnować musi. - Ja sobie tu poczekam, aż ci od wiedźmy przyjdą - powiedział, czego pewnie kapłan już nie słyszał. Stanął w kącie, w cieniu, z mieczem pod ręką, gotów ubić każdego obcego, kto by chciał skarbiec otwierać. A może, pomyślał, Arijladjore to nie wiedźma jakaś, a smok? Aż oczami zamrugał na myśl ową. |
07-11-2015, 16:46 | #115 |
Reputacja: 1 | Błagania Elgasta w końcu zostały wysłuchane. Po trudach i znojach związanych z długą podróżą, w końcu udało im się dłużej zabawić w karczmie i napić się porządnie. Gorzałka była całkiem dobra, jak na tę spelunę. Reuter nie poczuł nawet obrzydliwego zapachu, który unosił się pomieszczeniu. Liczyło się tylko jedno, napić się i to najlepiej jak najszybciej. Niestety najpierw podano im coś do jedzenia. Elgast spojrzał na jadło z niesmakiem. Przecież nie o to mu chodziło, nie po to tu przyszedł. Nie można było tak zacząć jeść bez odpowiedniego podkładu. Szybko wypił kilka łyków gorzały i dopiero wtedy był w stanie coś zjeść. Niestety wszystko co dobre, szybko się kończy. Elgast czuł lekki niedosyt. Był w stanie normalnie chodzić, nie czuł się śpiący, ani nie zasnął pod stołem. Widać za mało wypił, ale niestety robota wzywała. Gdy Reuter usłyszał o smoku tylko głośno się zaśmiał. Tak… Na pewno… Smok tutaj… I co jeszcze? Coś musieli dosypywać do tej gorzały, albo może to opary z moczu, których nawdychali się w karczmie. Elgast słyszał w swoim życiu już takie bajki. Kmieciowi na pewno coś się przywidziało i tyle. Łotrzyk postanowił usiąść na ziemi i poczekać na dalszy rozwój wydarzeń. Za stary już jest na takie latanie w jedną i drugą stronę. |
14-11-2015, 22:34 | #116 |
Reputacja: 1 |
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy" Benjamin Franklin |
15-11-2015, 09:21 | #117 |
Administrator Reputacja: 1 | Przez dłuższy czas Jekil wpatrywał się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał Lenz i dumał o tym, co Brahman powiedział. Oglądać smoka? Oglądać smoka... Oglądać smoka. Oglądać... No i po tej chwili sobie uświadomił, iż nie tyle o oglądanie smoka chodzi, jeno o to, by złodziei zwabić do środka. I po to wszak te dziwne szatki włożył. Spojrzał dookoła by sprawdzić, czy ci, co mieli pilnować skarbca stale są na miejscu, po czym wyszedł na zewnątrz, tak jak się z ojcem Theodosiusem umawiali. |
18-11-2015, 21:26 | #118 |
Reputacja: 1 |
|
20-11-2015, 14:21 | #119 |
Reputacja: 1 | Co on tutaj robi? W jego wieku powinno się już tylko leżeć w zamtuzie i spijać miód z młodych i dorodnych piersi kurtyzan, ale nie, jemu zachciało się na stare lata jeszcze troszkę zasmakować awanturniczego życia. Już swoje przeżyłeś, po co ci więcej? Chciałeś komuś coś udowodnić, chyba tylko sobie. Już się niestety do tego nie nadajesz, refleks nie ten, głowa nie ta. Bez sensu to wszystko. Nagle z rozmyślań o kryzysie wieku średniego, wyrwały go odgłosy dochodzące z zewnątrz cerkwi. To musieli być ci bandyci od wiedźmy. Cholera! Kompletnie zapomniał o całym misternym planie. Przecież miał wyjść stąd, jak tylko zacznie się pożar. Trzeba było działać i to szybko. Z pewnością nie zamierzał walczyć z nimi samemu, co to, to nie. Zaczął się rozglądać za miejscem, gdzie można się schować i przeczekać, aż jego pijani towarzysze przypomną sobie o nim i wrócą z pomocą. |
23-11-2015, 12:55 | #120 |
Reputacja: 1 | Albo nie dość jeszcze wytrzeźwiał (choć nocny ziąb i perspektywa spotkania z prastarym gadem w końcu zrobiły swoje przywracając Lenzowi krztynę rozumu), albo smoczycy nie było. No ni chuja. A raczej cipki. Czy co one tam mają... Za to fajczyło się elegancko i to z takim rozmachem, że można było zadrzeć łeb wysoko w górę i z niezbyt mądrym "łoooo" podziwiać buchające w niebo płomienie. Płomienie, które iście miały w sobie coś mistycznego, potężnego i majestatycznego. Lenz na ten widok nawet o smoku zapomniał. Chłopi chyba zresztą też, bo gromadnie dawali upust zarówno pracy zespołowej, jak i charakterystycznemu dla chłopków roztropków, kombinowaniu jakby tu nie musieć dupy ruszyć. I jakkolwiek Lenz podzielał tę drugą filozofię, to wiedział, że nigdy nic dobrego nie dzieje się gdy podziela ją ktoś więcej niż on.
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy" Benjamin Franklin |