Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-10-2015, 23:42   #49
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację

Zbyt długo, przyjacielu samotnie latasz nad tymi krainami. Zbyt długo twoimi towarzyszami są drobne widziane z nieboskłonu miniatury orków i wilków. Współczuję ci dnia, w którym zdasz sobie z tego sprawę.

Mikkel, wygrzebawszy się z wody, od razu skoczył po swój oręż, który szczęśliwie nie minął wyspy, a miast tego unosił się lekko na płyciźnie. I to właściwie wyczerpywało w obecnej sytuacji pulę szczęścia jaką dysponował rycerz. Orzeł, nie dość, że wywiódł go w przeciwnym do zamierzonego kierunku, to jeszcze porzucił w pułapce. I to pułapce, która kołatała się w głowie Mikkela jakąś nieprzyjemną nazwą geograficzną, która przy studiowaniu mapy szczególnie przypadła Łotrzycy do gustu, a która jemu jednak z pamięci uleciała. Ołgał go w sposób małostkowy i podły. W sposób do jakiego nie byłby zdolny nawet Czyrak, który wyrzekł się swojego honoru i nie dbał jak inni jego czyny widzą. A to w oczach rycerza stawiało go poniżej poziomu większości ludzi jakich poznał. Nawet tych pokroju Valtera. Stawiało go w jednym rzędzie z istotami, których miejsce obojętności zajęła złośliwość i przebiegłość. I to było równie smutne co znamienne.
Wielki dumny Orzeł z Gór Mglistych.
Lord Zimorodków.
Nie ma serc, do których Cień nie znalazłby sobie drogi.
Oby jednak ich drogi nie przecięły się już więcej.

Z rezerwą przyjrzał się porastającym wyspę wierzbom. Naprawdę wolałby tu nie spędzać nocy. Zaczął więc od rzeczy najoczywistszych. Sprawdzenia, czy na obrzeżach wyspy nie znalazłoby się coś co pozwoliłoby mu dostać się z powrotem na zachodni brzeg Anduiny. Cały czas przy tym nie zaniechując baczenia na to co mogłoby się czaić pośród drzew.
Z żadnej strony nie znalazł niczego poza licznymi płaczącymi wierzbami. Za to skonstatował, że przeprawa wpław to szaleństwo. Nawet dla kogoś komu woda obca nie była. Wyspę od strony obydwu brzegów otoczały bowiem łachy zielonych wodorostów unoszących się niezmordowanie w wartkich wodach Anduiny.
I przypomniał sobie miano wyspy. Wyspa Duszących Drzew. Dałby jednak głowę, że nazwa ta zobowiązywała do conajmniej kilku starych skorup statków uwięzionych w wierzbowych witkach. Chyba, że zwyczajnie błędnie ocenił orła i to nie była ta wyspa…

Zadnych ustaleń jednak w tym zakresie czynić nie zamierzał. Najważniejszym było opuścić to miejsce czym prędzej i dołączyć do przyjaciół, którzy mogli być już przy Północnym Brodzie. Albo przy dowolnym innym miejscu równie dobrze. Kto to raczył wiedzieć... Tak czy inaczej w tym celu potrzebny był mu możliwie największy pień jaki by zostawiły po sobie wierzby. Zamierzał spłynąć z nim siłą rzecznego prądu poza zasięg wodorostów uprzednio zzuwszy większość ubrań i obwiązawszy je w tobołek, który ciągnąłby się za nim uwiązany na wierzbowej witce niczym na linie.


 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline