Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-10-2015, 15:56   #46
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Było ciepło, mięciutko, przyjemnie… Było za ciepło i mięciutko. Poza tym poduszka, na której Eshte ułożyła zbolałą głowę, zdawała się poruszać w rytm jej oddechu. Nie. W rytm własnego oddechu!
Kuglarka zrozumiała ze zgrozą iż spoczywała głową na nagiej piersi śpiącej kapłanki. Co więcej jej własne piersi i zadek też nie były osłonięte ubraniem! A jedynie koc okrywał ich nagie ciała. Rozejrzenie się dookoła pozwoliło Eshtelëi stwierdzić, że… nie ma pojęcia gdzie się znajduje. Łoże było duże i z baldachimem. Komnata bogato urządzona, z oknami w które wprawiono kolorowe szybki. Więc… czyżby została porwana? I co się stało? Pamiętała popijawę, pamiętała swe przechwałki i popisy. Pamiętała wodzenie za nos kapłanki, która chciała ją “po bratersku” całować… a co było potem?

Nie pamiętała. Zalana w trupa i śpiąca smacznie Arissa nie wydawała się dobrym źródłem informacji. Zresztą obudzona z nagą kobietą w łóżku mogłaby nabrać ochoty na rzeczy… kuglarka nie bardzo miała ochotę sprawdzać jakie to rzeczy robi Arissa w łóżku z inną kobietą. Krótkie rozejrzenie się pozwoliło sztukmistrzyni stwierdzić, iż jej ubrania zniknęły jak kamfora. I tylko białe giezło leżało złożone w kostkę na stoliku obok łóżka. Widać ktoś zadecydował za Eshte w co ma się ubrać. I ten ktoś siedział w komnacie obok sądząc po odgłosie gwizdania.

W pierwszym odruchu kuglarka miała ochotę odepchnąć od siebie gołą kapłankę, nawet jeśli wiązałoby się to ze zrzuceniem tej cnotliwej istotki z łoża. Niezbyt ją interesowało, czy by się poobijała, czy może nawet połamała. A umysł, chociaż mocno przymglony całym wypitym alkoholem, cisnął jej już na usta litanię przekleństw i wyzwisk przeznaczonych dla tej elfiej wywłoki. Nie miała przecież w planach rozbierania się. Nie miała tego w planach przed kimkolwiek i kiedykolwiek! Nie mogła sobie wyobrazić jak do czegoś takiego doszło. Czyżby nagle trunki tego miasta tak bardzo jej namieszały w głowie, że po tylu latach swojego życia nawet spodni nie mogła utrzymać na dupie?

W drugim odruchu.. nie, nie było takiego. Przed jakąkolwiek inną reakcję powstrzymał Eshte nagły ból głowy i równie gwałtownie podchodząca jej do gardła potrzeba zwrócenia całego jedzenia zalegającego w żołądku. I to nie z winy własnego pijaństwa, a wizji tego co mogła jej zrobić Arissa. Wcale nie mając ochoty choćby paluszkiem dotykać nagiej kapłanki, kuglarka z trudem porzuciła zamysł zrzucenia jej z łóżka i sama się od niej odsunęła. Jak najdalej. Na sam kraniec mebla. Właściwie, to nawet jeszcze dalej.
Znów jęknęła, znów z bólu, lecz tym razem przez uderzenie ciałem o podłogę. Chociaż, pomyślała leżąc na plecach i nie do końca będąc pewną czy uda jej się ustać na nogach, to wcale nie było takie źle. Z dwojga złego już wolałaby tutaj spać. Uniosła ostrożnie rękę i pociągnęła za ubranie zostawione na stoliku. Wystarczyło, że spadło na nią. Nie miała sił na więcej. A to i tak był pewien sukces.

I wtedy, kiedy już zdawało się, że wszystko dobrze się ułoży, dotarł do niej ten.. dźwięk. To gwizdanie, wręcz wwiercające się w jej zbolałą głowę. Głośne, jak gdyby cała orkiestra gwizdaczy ukrywała się w komnacie. Tym razem jęknięcie przybrało postać soczystego przekleństwa.
Gwizdanie się urwało i zostało zastąpione krokami. Potem nastąpiło skrzypnięcie klamki i skrzypnięcie drzwi. I Eshte zobaczyła Loczka wraz ze swoim pieszczochem owiniętym niczym kołnierz wokół jego szyi.

- Już wstałaś? Myślałem że dłużej będziesz nieprzytomna, po tym jak się wczoraj schlałyście z Arissą… aż dziw, że możesz się poruszać o tak wczesnej porze.- rzekł cicho Palemonius przyglądając się kuglarce.- Ale tak to jest, gdy się baluje z doświadczoną kurtyzaną.

-No, raczej.. raczej nie mam zamiaru tego powtarzać..
-burknęła Eshte, aż za bardzo wyczuwając teraz w ustach jaki posmak pozostawiły po sobie wszystkie te wczorajsze trunki. Jednak nawet w połowie nie był tak obrzydliwy, jak to wrażenie jakie miała na swym ciele po leżeniu z Arissą na jednym łożu. Teraz Sztukmistrzyni Meryel marzyła o gorącej kąpiel z wyjątkowo szorstką szczotką.
Ziewnęła i lekko poczochrała dłonią swoją czuprynę co.. okazało się nie być najlepszym pomysłem. Zacisnęła zęby z bólu, a po chwili zapytała cicho -Gdzie moje.. ubrania? Nie chcę tu być, gdy ta Twoja kapłaneczka się obudzi. I macie tu może jakąś łaźnię, albo chociaż balię z wodą? Albo jakieś koryto, nie jestem wybredna..

- W zamku mają wszystko na zamówienie. A może jednak powinnaś zostać, po tym jak żeście razem migdaliły na tym łóżku namiętnie…
- zaczął mówić niziołek, a Eshte bladła coraz bardziej (choć w zasadzie to robiła się zielonkawa na obliczu). Loczek na ten widok zaśmiał się cicho i dodał.- Arissa zdołała cię chyba namówić na rozebranie się i może nawet zdołała podstępem wysępić jakieś całusy, ale nic więcej się nie zdarzyło. Obie padłyście bez czucia jakieś pięć minut po wylądowaniu w sypialni. I byłyście cicho… przez większość nocy. Pomijając północ… zaczęłaś wtedy wołać przez sen jakiegoś Thanekrysta, by cię ratował przed porwaniem przez tą przeklętą gnidę. Ten Thanekryst to twój ojciec?
Podrapał pod pyszczkiem liska otulającego jego szyję.- A co do ciuchów, dałem praczkom do wyprania. Śmierdziały strasznie. Aż wstyd… było wąchać. Ty też pewnie powinnaś się umyć, tyle że w pokoju obok co najwyżej. Niestety, jesteś gościem świętobliwej Arissy i masz dostęp tylko do dwóch łóżek, mojego i jej. Co prawda twój wóz sprowadziliśmy do stajni zamkowej, ale nie dadzą ci tam mieszkać. Nie uchodzi po prostu.

-Chyba się porzygam..
-skwitowała Eshte ten natłok wieści, jednej gorszej od kolejnej. Kapłaneczka naprawdę musiała mieć chyba jakąś boską pomoc, skoro jako pierwsza w życiu kuglarki zdołała ją całkowicie pozbawić ubrania. Bo i ta zwykle nie przepadała za przypominaniem sobie, że ma jakieś krągłości pod gorsetem i spodniami. Wiedziała wprawdzie, że tam są, ale wolała utrzymywać ten fakt w tajemnicy.
Nawet słowem nie raczyła skomentować tej nowiny o sobie wzywającej Ruchacza przez sen. Koszmar musiał być, ot co. Choć nie tak straszliwy jak ten na jawie.

-Zabieram swoje rzeczy i wynoszę się stąd. Znajdę sobie jakieś koryto lub kałużę po drodze. Zresztą.. niech sobie te praczki zatrzymają moje ubrania. Mam więcej w wozie.. -mówiła, cały czas zwracając się ku stropom komnaty. Jakoś niezręcznie owijając się białym chałatem postarała się usiąść na zimnej podłodze, co.. znów zakończyło się bólem głowy, jak gdyby o owe stropy nią uderzyła.

- To też będzie problem… -zamyślił się Palemonius drapiąc po podbródku.- [i]Nie można sobie od tak wchodzić i wychodzić z zamku. Straże cię nie wypuszczą, prędzej zaprowadzą do loszku. Zresztą, ubierz się na razie, a ja każę przygotować ci kąpiel. Po umyciu zaś, coś zjemy i postanowisz co dalej. Zupełnie cię nie rozumiem. Najpierw robiłaś wszystko by dostać się do zamku, a teraz nagle ci się odwidziało?

-No, nie było w moich planach znalezienia się nago w łóżku z inną elfką. Ani z kimkolwiek innym -burknęła kuglarka nieco urażona, że niziołek jej zarzuca jakieś bycie zmienną. I tym, że pozwolił doprowadzić do takiej sytuacji.
Powoli, ostrożnie i bardzo chwiejnie zaczęła się podnosić, przy czym dłońmi łapała się wszystkiego, aby tylko nie uderzyć znowu tyłkiem o podłogę. A nie było łatwo, nie pomagały ani boląca głowa, ani wirujący świat. Podtrzymując się dłonią o stoliczek w końcu zdołała stanąć na nogi, choć pochylona poza wskazywała na to, że ciało elfki najchętniej wróciłoby do pozycji leżącej na ziemi.

-Poza tym, to już chyba ranek, nie? Zależało mi na jednej bezpiecznej nocy w zamku, zamiast pośród opustoszałych uliczek. Ciągle muszę znaleźć sposób na wymknięcie się poza mury tego przeklętego miasta. Bez zostania jakimś błaznem w orszaku Twojego rycerzyka -szeptała, nie wiedząc jak głęboki sen miała Arissa i nie chcąc kusić losu głośniejszą rozmową. W międzyczasie pozakładała jakoś na siebie giezło, w dużej mierze improwizując z rękawami i odpowiednim otworem na głowę. Ostatecznie zakrywało to co powinno zakrywać. To było najważniejsze.

-No, ale na kąpiel mogę się zgodzić. Jeśli ona mi nagle w niej nie przeszkodzi -w tym momencie drżący palec Eshte wskazał oskarżycielsko na kapłankę, nic sobie nie robiącą z własnej nagości wystawionej na pokaz wszystkich oczu zebranych w komnacie. W tym biednego Skel'kela -I jeśli macie tutaj te takie fikuśne olejki. Wiesz, te pachnące Zachodem Słońca lub Mokrą od Rosy Łąką o Poranku. Podobno szlachciurki tylko w takich się kąpią.

-Powodzenia życzę, bramy zamknięte. Nikt nie wjeżdża, nikt nie wyjeżdża. Nikt.- odparł sceptycznie Palemonius i zerknął w kierunku zadka śpiącej kapłanki.- Są dużo gorsze rzeczy niż migdalenie się z milutką elfką. Dużo gorsze… więc nie prowokuj bogów, bo ponoć niektórzy mają wredne poczucie humoru. A choć ona jest pozorantką, to… czasami mam wrażenie, że jakieś bóstwo czuwa nad nią. Nikt bowiem nie może mieć tyle szczęścia bez jakiejś nadnaturalnej opieki. No nic… przyszykuję ci balię z olejkami, a ty… nie wiem. Co chcesz robić w tym czasie?

-Poczekam chyba. Przecież przygotowanie kąpieli nie zajmie Ci długo, nie? A potem może sobie pozwiedzam ten wasz zamek
-odparła wzruszając ramionami i nie racząc się podzielić z niziołkiem swoimi przemyśleniami co do sytuacji gorszych niż migdalenie się z elfką. Nie było takich wiele w wyobrażeniach Eshte. Domyślała się jednak, że łączyłyby w sobie demony, cnotliwe kapłanki i Ruchacza. I może jeszcze jakieś macki na dokładkę.

Gwałtownie dłonią przesłoniła swe wargi, gdy znów zazieleniła się na twarzy i wyraźnie poczuła w gardle swe wczorajsze posiłki. Jakoś nie liczyło się dla niej teraz, czy winę ponosiły te myśli, czy może nadmiar wypitych w tawernie trunków. A może wszystko razem. Wymamrotała tylko -Albo najpierw.. znajdę jakiś kawałek podłogi.. aby umrzeć..







* * *









Rozlegały się wszędzie.
Pośród rozległych korytarzy zamku. W komnatach wielmoży przygotowywanych na nadejście kolejnego dnia. A przede wszystkim w izbach przeznaczonych dla zarobionej po łokcie służby.
Wszędzie, a jednak nigdzie. Przechodziły tylko z ust jednej służki do uszu kolejnej, nie zawracały szacownych główek szlachty, dopiero co teraz przewracającej się na drugi bok w swych łożach.

Szepty. Plotki.
Mówiono w nich, że istny demon pojawił się w posiadłości. Nikt nie wiedział skąd przybył, ani gdzie później zniknął, ale podobno wywrócił do góry nogami jedną z łaźni. Istota pochodząca z najgorszych czeluści, to było jedyne wytłumaczenie co poniektórych prostych służek. Bo przecież żadna istota im znana, ani człowiek, elf, krasnolud, ani nawet psotny chochlik nie mógłby zostawić pomieszczenia w tak katastrofalnym stanie. Co dziwaczne, poza zapachem kwiatowych olejków w powietrzu, dawało się też wyczuć smrodek.. jakby.. mokrego futra. To wywoływało jeszcze więcej konsternacji w czasie porannej krzątaniny.

Eshte w swoim życiu nie miała zbyt wielu możliwości do korzystania z eleganckich kąpieli. Nie można przecież było takimi nazwać drewnianych balii w przydrożnych tawernach, a już na pewno nie publiczne łaźnie, od których zresztą starała się trzymać z daleka. Nie tylko nie chciała, aby ktokolwiek oglądał JĄ nago, ale przede wszystkim nie chciała tak oglądać kogokolwiek innego! Najczęściej towarzyszyło temu zbyt wiele włosów w najmniej ku temu odpowiednich miejscach, duża ilość obwisłej skóry i tłuszczu.. uh, mimo wszystko kuglarka bywała wrażliwa. I drażliwa także.

Zatem kiedy tylko doszła do siebie, kiedy świat przestał wirować, a jedzenie podchodzić do gardła, z ciekawością wsunęła się do łaźni przeznaczonej dla Cnotliwej Kapłanki Arissy, niziołka oraz ich gości. Już wystarczyło samo uchylenie drzwi, aby uderzyły ją w nos.. zapachy. O wiele inne niż te wypełniające publiczne przybytki, najczęściej będąc mieszaniną potu, brudu, wilgoci i najtańszych specyfików do mycia ciała. Tutaj powietrze było aż gęste, prawie lepkie od kwiatowej woni. W dziwaczny sposób rozluźniała elfkę swoją słodyczą, przyprawiała ją o niemądry uśmiech i chęć wtulenia się ciepło w te unoszące się wokół niej opary. Jak w miękkie chmurki, które powinny być różowe.
To było.. magiczne miejsce. Większe niż wnętrze jej wozu, o wiele lepiej pachnące i sprawiające, że bała się czegokolwiek dotknąć z obawy o zniszczenie tych wszystkich wymyślnych zdobień, lub pobrudzenie śnieżnobiałych ręczników poskładanych idealnie jeden na drugim.
Oczywiście, głównym elementem tej łaźni była.. ona.








Olbrzymia w oczach Eshte, wszak nienawykłej do takiego przepychu. Ta wanna mogłaby być matką wszystkich innych mniejszych wanienek, a pomieścić mogłaby w sobie przynajmniej kilka osób! Czego, naturalnie, elfka nie miała zamiaru sprawdzać.
Woda była cały czas gorąca, aż z niej przyjemnie parowało. Tworzyła się na niej nieśmiała piana, od której gdzieniegdzie swą czerwienią odznaczały się porozrzucane płatki kwiatów. Było.. prawie idealnie. Jedyne czego brakowało, to świec porozstawianych po całym pomieszczeniu. Zapewne to pomieszczenie musiało poruszyć w kuglarce jakieś ledwo istniejące, zepchnięte gdzieś w ciemny kąt, wyjątkowo niewieście i romantyczne instynkty. I to właśnie one jej podszeptywały do spiczastych uszu, że powinny być zapalone świecie. Pachnące także, bo miłych zapachów nigdy za wiele. Szybko jednak uciszał je jej wrodzony pragmatyzm, który tylko rechotem przypominał, że przecież już jakiś czas temu wzeszło słońce i teraz ono rozświetlało łaźnię. Świece, dobre sobie.

Przezornie przekręciła klucz w drzwiach za sobą. Nie mogła przecież pozwolić na to, aby nagle zbudzona ( i rozbudzona pewnie także ) Arissa wpadła do środka w pragnieniu dołączenia do kąpieli. Kuglarka nie miała zamiaru kusić losu.
Ubranie zdawało się być czymś wręcz niestosownym w takim miejscu. Dlatego szybko zdjęła z siebie podsunięty jej przez niziołka chałat, nie dbając nawet o to, aby gdzieś go zawiesić – po prostu zostawiła go na podłodze, tam gdzie dopiero co stała.
Naga. Z niepozornymi krągłościami odsłoniętymi na widok martwych, kamiennych oczu rzeźbionych stworów zdobiących łaźnię. Z bliznami szpecącymi całą skórę jej lewego boku i ramienia. W każdej innej sytuacji miałaby z tym problem, ale teraz nie tylko była sama, więc nikt nie mógł jej napastować swoim wyuzdanym spojrzeniem, ale także kąpiel zbyt bardzo kusiła, aby miała się teraz przejmować jakimiś przyzwoitościami. Albo poczuciem wstydu i niezręczności.

Niewiele minęło, nim elfka pisnęła uradowana, kiedy jej stopa dotknęła gorącej tafli wody. Przyjemny dreszczyk przebiegł po jej skórze. Nie tylko porządne kąpiele były rzadkością w jej życiu, ale także kąpiele w ciepłej wodzie. Najczęściej musiała jej wystarczyć zimna, wręcz lodowata. Z pewnością dobrze hartowała, ale ona nie miała zamiaru czekać aż ta tutaj całkiem ostygnie.
Woda chlusnęła poza wannę, gdy wręcz wskoczyła do niej, ani trochę się nie licząc z późniejszymi trudami w posprzątaniu tego bałaganu. Zanurzyła się na moment tylko po to, aby zaraz z powrotem odetchnąć głęboko, zaśmiać się głośno i odgarnąć z twarzy mokre kosmyki włosów. Musiała wprawdzie wypluć jakiś niesforny płatek, który wpadł jej do ust, ale poza tym było cudownie.
Skel'kel nie odstępował swej Pani ani na krok, chociaż ani myślał pójść w jej ślady i zatopić się gorącej kąpieli. Wolał kręcić się naokoło wanny, tarzając się wśród wonnych soli do kąpieli i rozsypując je po całej okolicy, przez co podłoga stopniowo sprawiała wrażenie coraz bardziej przyprószonej niby śniegiem.

Ale po chwili cieszenia się kąpielą, Eshte doszła do wniosku, że ta ilość piany z ledwością zakrywająca jej ciało pod wodą, była zdecydowanie niewystarczająca jak na jej gust.








A wyobraźnia podsycona tym miejscem i dostępnymi możliwościami, podsuwała jej kuszące obrazy pełne białej piany, aż wylewającej się z wanny. Tak miękkiej i wszechobecnej, że ona mogłaby się w niej cała schować! Nie wiedziała, kiedy jeszcze nadarzy się taka okazja, więc nie mogła jej tak po prostu przepuścić!

Już wcześniej upatrzyła sobie buteleczki ustawione w rządku tuż przy wannie. Kolorowe, niczym tęcza. Jedne wypełnione czymś.. czymś podobnym do maleńkich kamyczków, a inne zaś gęstymi specyfikami. Po odkręceniu ( a jakże, elfki nigdy nie interesowało, że coś może nie należeć do niej ) wszystkie okazywały się łaskotać ją w nos zniewalającymi, słodkimi zapachami. Właściwie to było nieprawdopodobnym, że cokolwiek jeszcze czuła wśród tej kompozycji już unoszącej się w powietrzu.
Pootwierała wszystkie, po czym niewiele myśląc to wlała, to wsypała te specyfiki do wanny naokoło siebie. Gdyby nie kuglarstwa, zapewne mogłaby odnaleźć się w sztukach alchemicznych - miała zdecydowany talent do mieszania ze sobą składników. I równie beztroskie podejście do ewentualnego, wybuchowego zakończenia swego dzieła.
Zawrzało, jak w kotle czarownicy. Barwne kamyczki osiadły na dnie wanny, drażniąc Eshte w pośladki. Piana zaś zaczęła.. rosnąć. Powoli, niczym żywe stworzenie mające w planach pożarcie tej filigranowej istotki. A ona podsycała ją jeszcze swymi gwałtownymi ruchami rąk, rozchlapując naokoło wodę i zmuszając liska do umykania przed atakami białego puchu.

Oh, ta sztukmistrzyni nie miała w naturze leniwego leżenia w kąpieli i czekania na powolne pomarszczenie się całego jej ciała.

Szorowała mocno skórę, próbując prawie zedrzeć z niej zapach kapłanki oraz wspomnienie jej dotyku na sobie. Może i nie pamiętała go w pełni, na szczęście swego łatwo wywracającego się żołądka, ale wystarczyło samo wspomnienie tej.. pobudki. Brr.
Pokrywała ciało w pianie najróżniejszych mydeł, a na włosy szczodrze wylewała coraz to kolejne specyfiki znalezione na brzegu wanny i w szafkach łaźni. Aż tego mycia mogło starczyć jej barwnym kosmykom na najbliższy miesiąc, albo dwa!

Ale w międzyczasie miała też czas na zabawy i uprzykrzanie życia służkom.
Mydlane bańki unosiły się w powietrzu łaźni. W czasie, kiedy ona próbowała stworzyć między dłońmi jak największą z nich, fajkowy lisek psotnie polował na wszystkie inne. Jeśli któreś były ponad jego zasięgiem, to błyskawicznie wślizgiwał się na pobliskie szafki, zrzucał po drodze wszelkie buteleczki i ozdóbki, aby w końcu poczuć na czarnym nosku krople pękającej bańki. Zapewne mogłaby powstać z tego iluzjonistyczna sztuczka, ale jakoś żadne z nich nie miało teraz do tego głowy.
Szczególnie kuglarka, która co jakiś czas wyskakiwała z wanny, i ślizgając się po podłodze przechodziła przez całą komnatę, zostawiając za sobą mokre ślady. Bo coś tam zobaczyła interesującego, a przecież nie mogła zostawić swej ciekawości niezaspokojonej. Czasami to ona goniła za swym pieszczochem, żartobliwie grożąc mu wrzuceniem „tego smrodliwego, futrzastego tyłka” do wody.

Te proste, dziecięce wręcz radości wypchnęły z jej myśli wszelkie zmartwienia.
Nie było czającego się gdzieś za murami Pierworodnego, nie było pozostawionego przez niego niewolniczego tatuażu. I na pewno nie było nocy spędzonej z Arissą.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem