Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-10-2015, 22:02   #66
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Karl Hoobs - zapracowany optymista





Karl powiedział swoje na porannym zebraniu. To co powiedziała potem Pam, jego niespodziewana współokatorka która na szczęscie przetrwała cało i podróż do domu i całą noc i chyba doszła jakoś wreszcie do siebie było niezbyt zaskakujące. Spodziewał się właśnie jakiejś zarazy a w brednie o karze boskiej nie wierzył. Bóg miał wystarczająco wiele okazji i powodów by zalać swoje korzystające z wolnej woli dzieci wystarczająco wielkim potopem i raczej nie wysługiwałby się takimi przyziemnymi metodami. Choc oczywiście nie znał się tak na terminologii jaką posługiwała się cudem ocalała lekarka. Z drugiej strony była to w końcu opinia eksperta więc należało się z nią liczyć. No i niejako profesjonalnie potwierdzało to wcześniejsze obserwacje o wrażliwości na światło czy zdumiewająco nienaturalnie szybkich zmianach. Reszta o jakichś błonach komórkowych czy prionach niezbyt do niego przemawiała. Nie był ani lekarzem ani naukowcem. Był biznesmenem, kucharzem i majsterklepką i umiał działać i pracować w bardziej konretnych przypadkach, sytuacjach i okolicznościach a tak wysoka nauka jakoś do niego nie przemawiała.


Ucieszył się jednak gdy okazało się, że ochotników na wyprawę po generator jest całkiem sporo. Łącznie uzbierało się na załogi trzech maszyn. Choć jak zgadywał do zabrania generatora najbardziej nadawał się jego samochód jako najbardziej pakowny. Dobrze, że ten silniczek miał kto wtachać do pojazdu bo sam wątpił by dał radę.


Przed wyjazdem zabrał ze sobą “swoją” strzelbę która wiernie mu służyła całą ostatnia noc. Do tego dobrał kilka większych noży z kuchni oraz pudło z narzędziami. Zapakował też co się dało z zapasów w lodówce. Pam pozostawił głównie to co było już pootwierane wcześniej i coś co można było zagotowac jak ryż czy makaron ale niezbyt dawało się zjeść na bierząco. Mieli szansę uzupełnić prowiant w jego lokalu bo w końcu był to lokal gastronomiczny a po trzech dniach jak prąd nadal był to i lodówki powinny nadal działać a więc i większość produktów nadal powinno nadawać się do spozycia. To mogło znacznie wzbogacić ich zapasy. Sam jednak liczył się z tym, że nie wróci do kamienicy więcpakował się jak na kilkudniowy biwak z zapasem butelkowanej wody z kranu włącznie.



---



- To mi coś wygląda na mało ratunkowe śmigłowce… - mruknął patrząc na przelatujące nad nimi Apache. Nie wyznawał się zbytnio na broni i wojsku ale wąskie, szczupłe kadłuby i te cale uzbrojenie podwieszone na skrzydłach oraz wojskowe barwy zamiast służb ratowniczych dość jasno mu mówiły, że chyba nie są tu by kogoś zabierać czy zrzucać pomoc humanitarną.


Voyager Karl’a jechał pierwszy bo w końcu najlepiej znał drogę którą normalnie pokonywał przynajmniej dwa razy na dobę od paru lat. Pierwszy też dojechał na miejsce i dojrzał scenkę jaka rozgrywała się pomiędzy bandą punków a knajpą jego oszukańczej skośnookiej konkurencji nieuczciwie zaniżającej ceny i kuszących klientów wielką plazmą na ścianie. Zatrzymał swój pojazd co niejako wymusiło zatrzymanie reszty kolumny. Obserwował chwilę całą scenę. Wygladało na to, że te rozwydrzone dupki naprawdę zamierzały nie tylko stać i wrzeszczeć ale jeszcze zacząć rzucać tymi koktajlami w chińszczyznę.

- Nie ma co tak stać. Póki tam są nie wyładujemy w spokoju generatora. Poza tym szkoda trochę tych żółtków. - rzekł biorąc strzelbę i otwierając drzwi. - Dobra, wiara, trzeba ich postraszyć niech spadają stąd! - krzyknął do obsad dwóch pozostałych pojazdów. Zatrzymał sie w takiej odległości, że raczej tamtym ciężko byłoby coś tu dorzucić chyba. Zaś całkiem wyraźnie powinni widzieć broń jaką miał Hobbs i jego towarzysze. Nie patyczkował się zbytnio. Stanął za otwartymi drzwiami swojego Voyager’a i strzelił z dubeltówki z powietrze. Po ulicy przetoczył się charakterystyczny huk wystrzału. Karl spokojnie przełamał broń i załadował kolejny nabój z trzaskiem zamykając dubeltówkę. Tamci mieli kilkadziesiąt metrów do nich. Miał nadzieję, że docierało do nich czym by ryzykowali szarżując ulicą pod ich lufy. Dla zachęty i pomocy w podjęciu prawidłowej decyzji oparł broń o otwarte drzwi wyraźnie dając do zrozumienia, że broń może wypalić w nich w kazdej chwili.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline