Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-10-2015, 23:42   #41
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Post zbiorowy

Cała ta kolacja… cóż... Nie trudno było zauważyć, że dość szybko dobry nastrój zgasł niczym zdmuchnięta świeca. Niby Valerius i reszta drużyny byli zwycięzcami, którzy pomogli uratować tubylców przed wrogiem, ale radości podczas tej uczty… chyba nikt nie odczuwał tego uczucia. Szybko dogoniła ich powód dla którego wylądowali w tym miejscu. I nastrój się skwasił mocno.
A potem zrobiło się upiorniej… choć nie strasznie. Wędrówka do grobowców, przekazywanie przedmiotów od zmarłych z jakąś klątwą. Trzeba było przyznać Hulia’syi, umiała wytworzyć wokół siebie aurę niesamowitości. Z przedmiotów znajdujących się w jaskini zaklinacz wziął tylko kuszę. Wszak przede wszystkim korzystał z tej broni, gdy magiczna amunicja była na wyczerpaniu. A co do mikstur.
-Ty zadecyduj Maarin… z pewnością będziesz wiedziała jakie należy przygotować.- stwierdził z uśmiechem zaklinacz zwracając się do undine.
- Tak… na pewno wszelkie mikstury zwiększające odporność lub wytrzymałość. Mikstury przeciw chorobom, antidotum na trucizny, no i oczywiście leczące… - kapłanka zaczęła wymieniać. - Z chęcią pomogła bym przy ich robieniu, lub chociaż poprzyglądała się. W klasztorze szkoliłam się odrobinę w tym kierunku. Mam jednak pytanie inne… czy nie jesteście może w posiadaniu symbolu mojej bogini Sharess?
- Niestety nie. Możemy jednak taki stworzyć - odpowiedziała szamanka. - Jak zostaną nam jakieś antidota lub mikstury leczące to je dołączę, lecz wielu jest ciężko rannych. Przygotować możemy cztery jakie chcecie.
- Dziękujemy. Gdybyście mogli stworzyć też symbol była bym bardzo wdzięczna - odpowiedziała Kapłanka kłaniając się delikatnie.
Valerius nie przyglądał się zbytnio obojgu przewodnikom. Sprawiali wrażenie nieprzystępnych. I ona i on. Westchnął wzruszając ramionami potakując tylko, gdy słyszał ich słowa. Chatka nie robiła wielkiego wrażenia, “spanie osobno”… zabrzmiało oschłością ze strony dziewczyny, ale Valerius miał to w nosie. Nie był jeszcze śpiący i miał w planach zbadanie dawno znalezionych skarbów i… nie zamierzał spać w chacie. Ta kraina swą barwą, swymi zapachami i pięknem kusiła do drzemki w plenerze. Póki co spytał Dię z uśmiechem.
- No i ? Jak ci się podoba ta nowa wyprawa? I przewodnicy?
- Dopóki nas nic nie zeżre… - odpowiedziała rudowłosa po krótkim zastanowieniu. - Tubylcy są całkiem ciekawi i tacy zabawnie prymitywni w tym wszystkim. Nam czasami też by się przydała pewna swoboda, a nie tylko te sztywniackie zachowania Harpa - mrugnęła, bo mówiła wystarczająco głośno, aby i strażnik ją usłyszał. Elin, która właśnie przymierzała skórzany strój, który zabrała z grobowca, wtrąciła:
- Spróbuj kiedyś się przejść po ulicy bez górnej części ubrania. Albo zrób to w klasztorze - parsknęła rozbawiona wizją. - I jak? - spytała pokazując się w doskonale przylegającym do szczupłego ciała stroju.
- Powinnaś zdjąć spodnie, byłoby bardziej po tutejszemu - zauważyła Dia, pukając się palcem po brodzie w udawanym zamyśleniu.
- Cóż… jest tu bardzo gorąco. To zrozumiałe, że noszą mniej na sobie… to bardziej praktyczne, choć…- zaczął Valerius rozważając na głos i wędrując spojrzeniem po ubraniu Dii.- Strój może pełnić różne role. Także przydawać tajemniczości, skrywać ukryte żądło… i kusić. Odpowiedni strój nawet bardziej niż nagie ciało… czego jesteś w tej chwili dowodem Dio.
Harp zaś rzucił w Elin jedną ze swoich skarpet, zwiniętą w gustowną "pachnącą" kulkę.
- Ja? - spytała zdziwiona rudowłosa, patrząc na swoją skórznię. Zamrugała i uniosła brwi. - Coś ty pił u tej kapłanki? - spytała podejrzliwie.
Elin nie udało się uniknąć skarpety, która trafiła ją w brzuch.
- Hej! Nie tak się zdobywa atencję u płci pięknej! - skarciła go półelfka, wywołując śmiech u Kass, leżącej już na jednym z łóżek.
- Mogę zdjąć koszulę, nie gorszym od miejscowych! - uniósł się dumą chłopak i zrobił jak mówił, po czym rzucił nią w Kass. Co prawda daleko mu było do muskułów kowalskiego terminatora lub wielkich bicepsów półorka, ale miał wysportowane ciało atlety i z pewnością nie miał się czego wstydzić.
Jeśli chciał przyciągnąć uwagę, to mu się udało. Elin zaplotła ramiona na piersi, Kass usiadła, a Dia przygryzła wargę. Odezwała się ta pierwsza.
- No to zaczynaj. Najlepiej powoli. Bitaan, może coś zagrasz do tego? - zapytała tengu, ledwo powstrzymując swój śmiech.
- Lubieżnice! - Harp, któremu nastrój wyraźnie się poprawił - czy ja wyglądam na hurysę? Jak ćwiczyliśmy półnago na dziedzińcu też podglądałyście? - mało zalotnie zdjął drugą skarpetę. Wszyscy wiedzieli, że przed snem i tak pozbiera wszystko i zgrabnie ułoży. Zabawa zabawą, ale porządek być musiał...
Bitaan nie siadał i nie kładł się na łóżku. Gdy tylko usłyszał wzmiankę o graniu kraknął i pokiwał dziobem. W mgnieniu oka w jego łapach pojawiła się lutnia.
- Zamiast tego, zaproponowałbym by każdy uniósł swój zad - zasugerował. - Mniej lub bardziej zacny - po kolei spojrzał na Alana i Kaas. - Puścił nogi w pląs, poczuł muzykę i oddał się chwili.
Uderzył w struny i podskoczył w rytm dźwięków. Zwinnie zawirował na środek pomieszczenia i zaczął wybijać pazurzastą stopą rytm.
Valerius wzruszył ramionami, równie dobrze mógł pohasać. I dołączył do skaczącego krukowatego. Z zamkniętymi oczami i oddając się melodii, tak odmiennej od wiejskich melodii… dźwięków odległych od karczemnych skrzypków, dud i piszczałek.
Nie każdy był chętny na tego typu zabawę, szczególnie, że w klasztorze Ilmaterytów tańczyć nie uczyli. Kass jednak wstała ze śmiechem, wywijając biodrami i zalotnie tańcząc wokół tengu. Jej strój pobrzękiwał w rytm tych ruchów. Dia wzięła w obroty Valeriusa, jak robiła to już kilka razy w prostych karczmach. Elin machnęła ręką, ciągle zajęta swoim strojem, a paladyn potupywał z uśmiechem, zajęty czyszczeniem swojego oręża i zbroi, którą planował najwyraźniej także załatać.
Valerius zaś pochwycił mocniej Dię i ruszył z nią w tan jak za dawnych dobrych czasów, gdy największym problemem na ich głowie, było umknięcie spojrzeniom strażników na murach podczas wymykania się do pobliskich wsi. Jakże odległe wydawały się teraz te czasy.
Harp tańczyć coś tam potrafił, nie jakoś wybitnie, ale przynajmniej wiedział jak to się robi. W końcu bywanie w karczmach jest ważną częścią wojskowego życia i jego nauczyciele i tej wiedzy nie skąpili, a nawet praktyką doprawiali. Tak więc półnagi (wciąż nie ubrał koszuli) żołnierz przytupał, figurę cudaczną zrobił, po czym ukłonił się z przesadą obecnym, uśmiał się i poklepał Pierzastego po ptasim łbie. Zanim się zorientował, pochwyciła go Elin i pokazała, że ona także zdążyła się gdzieś nauczyć wesołej zabawy.
Półork, co było dla niego naturalne, nie uległ ani trochę rozluźniającej się atmosferze jaka zapanowała w ich tymczasowej noclegowni. Z kwaśną miną przeglądał resztki swojego ekwipunku, jakie zostały mu po przeniesieniu do dżungli. Parę złotych monet było w tym miejscu zupełnie bezużyteczne, ale nie zajmowało wiele miejsca w sakiewce, więc je zostawił. Topór, sztylet, łuk, kołczan i strzały składały się na cały dostępny mu arsenał i musiały wystarczyć. Skórznia... to było problematyczne. Na północy Amnu skóry zapewniały ciepło i ochronę, na dalekim południu spełniały tę samą funkcję, ale nagle ta pierwsza właściwość stała się wadą. Alan zastanawiał się co też ze zbroją zrobić. W końcu wrzucił ją do worka, wychodząc z przekonania, że wolałby już natknąć się na dzikie zwierzę nago, ale w pełni sił, niż w zbroi słaniając się na nogach od upału. I to już było wszystko. Nie posiadał niczego innego, oprócz przysłowiowej koszuli na grzbiecie. Półork pociągnął nosem. Nawet on czuł na swoim ubraniu krew, więc co dopiero jakiś drapieżnik. Warto byłoby ją zatem uprać. No i dawało to chłopakowi wymówkę, by nie słuchać brzdękania tengu.
Bard nie był zrażony faktem, że nie każdy był poruszony jego muzyką. Oddawał się zabawie obserwując tańczącą Kass. Co chwila jednak jego wzrok skakał do innych biesiadników, a dziób jego radował się widząc unoszącego się ducha zabawy. Gest Harpagona przywitał wesołym kraknięciem.
- Hyaaaa! - krzyknął podskakując.
Nie zamierzał jednak pozwolić, by towarzystwo parowało się zbyt ściśle. Mrugnął do Kass i zatańczył wokół niej, wsuwając się pomiędzy Dię i Valeriusa. Potem pomiędzy Harpagona i Elin. Pobudzał drużynę do wspólnej, gromadnej zabawy. Zahaczył o Maarin, która jeszcze nie dołączyła do przytupów, aż w końcu znowu wrócił uwagą do Kass. Przez ten cały czas, poruszając się po sali, mieszał i zacieśniał ich małą grupkę.
Kapłanka z początku swoim starym zwyczajem zamierzała obserwować tylko zabawę towarzyszy. Jednak wieczór był czasem Sharess. Momentem uniesień i zabawy. Nie mogła go poświęcić na obserwację tylko na… zapomnieniu się w zabawie i pozwoleniu aby łaska boginni spłynęła z powrotem do jej ciała.
 
Asderuki jest offline