Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-10-2015, 17:44   #50
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację

Wystarczyła jedna noc i krótki popas, by zmęczenie opadło z Eddy jak znoszona kapota z ramion wędrowca, co znalazł bezpieczny dach nad głową. Gdy już opatrzyła Irgun, obeszła okolicę, dowiedziała się, czego chciała i powiedziała, co miała do powiedzenia, zajęła się sobą, końmi i obozem. Wyprała kilka sztuk przybrudzonej odzieży, ugotowała wszystkim wieczerzę i odwar z rumianku, którym spłukała rozpuszczone włosy, zanim rozczesała je dokładnie i zaplotła na powrót w misterną koronę z warkoczy, wszystko czyniąc ze swobodą i wprawą kogoś, kto od lat żył w drodze, pod dachem nie goszcząc częściej niż z rzadka. Choć z twarzy nie zeszły jej zdobyte podczas pogoni odznaczenia sińców i zadrapań, swojemu odbiciu w lusterku posłała tym razem zadowolony uśmiech. Jeśli pojadą do Osreda, będzie wyglądać na córkę swego rodu, a nie pospolitego obszarpańca. Rathar prawie się dał namówić, więc pewnie tam zawitają. Była głęboko przekonana o konieczności zatrzymania się w sadybie starego wojownika. Dyktowało jej to doświadczenie, stan Irgun i Rathara, potrzeby plemienia i własna paląca potrzeba zadania kilku pytań Osredowym jeźdzcom.

Teraz siedziała ze skrzyżowanymi nogami po drugiej stronie ogniska, pod krzewem udekorowanym mokrymi sztandarami przepranej przyodziewy – lnianą halką, zdobionym prostym haftem kubraku, dwiema parami czerwonych pończoch i Ratharowym giezłem. Szorowała zawzięcie kociołek, w którym ugotowała towarzyszom zupę z młodych pokrzyw i nuciła pod nosem melodię, która uzupełniona słowami miała stać się pieśnią... gdy tylko Eadwine sprawi sobie nową kobzę lub znajdzie kogoś, kto ją rad takową obdaruje.

Zamierzała ułożyć pieśń o tym, jak Rathar odzyskał Beornowy sierp. I zamierzała ułożyć pieśń o swojej miłości. Nowy instrument był niezbędny. Wielkie czyny wymagają pięknych pieśni, a doskonałe pieśni nie wybrzmią bez idealnego dźwięku. Potrzebują mistrzowskich instrumentów, tak jak klejnoty potrzebują misternej oprawy.

Rathar się patrzył. Swoim zwyczajem, nieruchomo i prawie bez mrugania, szare oczy otoczone przez szare, zmęczone sińce. Przez moment Eddzie przeleciała przez głowę myśl, czy gdyby teraz wstała i zrzuciła suknie, zmieniłby mu się wyraz twarzy. Potem pod tym spojrzeniem zrobiło się jej nieprzyjemnie i nieswojo. Bo z ręką na sercu – nie powiedziała wszystkiego, co powinna. Musieć nie musiała, nigdy nic nie musiała... ale powinna. Góral myślał o Viglundach i ich niewolnikach co myślał i nie miała ochoty dzisiaj z tym walczyć, ale to nie była tylko jej sprawa. Odłożyła wyszorowany kociołek i zawinęła się w pled. Sen uparcie nie nadchodził.

- Paru pieszych przeszło przez bród – odezwała się cicho, własny głos zabrzmiał jej jakoś obco. - Poszli na północ, unosząc ze sobą ciało. Tego, którego zabiłam... To chyba byli ci thralle, których uwolniliście.
Odczekała stosowną chwilę na odpowiedź. Nawet się uniosła na ręku w swoim legowisku.
- Obudźcie mnie na następną wartę – powiedziała, kiedy uznała, że się żadnej odpowiedzi nie doczeka. Ziewnęła jak kot, pokazując różowy język i podniebienie i zawinęła się w koc jak w kokon, zostawiając Ratharowi pilnowanie obozu i własnego bezpieczeństwa. Komfort, którego rzadko doświadczała podczas kurierskiej służby.

- Pewnie tego nie wiesz, bo za rzadko ludzi słuchasz i to niedobrze, że nie słuchasz... - wymruczała jeszcze na krawędzi snu. - O Viglundzie mówią, że jest jak Beorn. Opuszcza swoje domostwo i idzie w Mroczną Puszczę. Znika tam na długo, pod drzewami odmieniając się w dzikie zwierzę.

Tym razem zasnęła prawie od razu. I niemal od razu otworzyła ponownie oczy, tuż nad śladami kilku par stóp. To mogła nie być wyłącznie jej sprawa, ale wina bezspornie była jej. Jej własnego niepohamowanego gniewu i dumy. I tego, że nie potrafiła się zatrzymać, choć samą siebie okłamywała, że jest inaczej. Jak Helm. Nie znała imienia tego człowieka, którego śmiercią splamiła honor, będzie przynajmniej wiedzieć, gdzie jego grób.


 
Asenat jest offline