Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-10-2015, 22:28   #14
Felidae
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Prywatna gondola Salvadore di Pietro sunęła bezgłośnie po czarnych wodach weneckich kanałów. Miasto było przepięknie oświetlone licznymi pochodniami i latarniami umiejscowionymi wzdłuż nich.



Ruch na wodzie był niemały, pomimo późnej pory, jednak gondola bez trudności utrzymywała szybkie tempo.
Gospodarz wydawał się być zamyślony, dlatego drogę umilały spokrewnionym jedynie hałaśliwe tony niesionej wodą muzyki, którą słychać było z każdego zakątka miasta. Jej dźwięki mieszały się ze sobą tworząc przedziwna drażniącą wrażliwe uszy kakofonię.
W końcu gondolier przybił do głównej przystani.

Na brzegu czekał na Salvadore posłaniec z listem. Wampir otworzył pismo i studiował je przez chwilę marszcząc czoło. Potem powiedział do towarzyszy.

- Cóż… bal inaugurujący odbędzie się jednak w reprezentacyjnym pałacu Giovannich. Nie zwlekajmy więc...

Di Pietro ożywił się nagle i poprowadził swych gości, opisując mijane miejsca i sypiąc zabawnymi anegdotkami, próbując w ten sposób ratować nastrój przed balem.
A rzeczywiście było co oglądać.

Ulice Wenecji nie spały, pełne gwaru, świateł i pielgrzymów, tłoczących się przy zapalonych w zaułkach ogniskach. Znaleźć tu można było także otwarte bazary, lokale, zamtuzy i kuglarzy, których nawoływania mieszały się z głosami sprzedawców relikwii i modlitwami biedaków unoszących gliniane miski w żebraczych gestach.

Upojeni przednimi, bądź mniej przednimi trunkami przechodnie hojnie sypali monetami w poszukiwaniu dobrej zabawy i ulotnego szczęścia.
Takiej okazji nie mogły przegapić również tłumy kramarzy, sprzedawców relikwii i wędrownych kaznodziei, których głosy mieszające się z tupotem licznych stóp, zachwalały wszystko, od owoców i wina, po drzazgi z chrystusowego krzyża i obietnic zbawienia.

Nie wspominając już o samej architekturze, która zapierała dech w piersiach niezależnie od pory roku czy dnia.

Kilka pacierzy później….


Fasada Casa di Angelo majaczyła w bladym świetle księżyca, usiana w górze lśniącymi oknami. Wysoko umieszczony fronton przedstawiał walczące ze sobą zastępy Nieba i Piekła. Całuny upadłych i welony zwycięskich aniołów, powiewały niczym sztandary, albo zwisały z wdziękiem na markizy nad oknami na piętrach. Przez otwarte drzwi któregoś balkonu dobiegała muzyka kwartetu, grającego na powitanie przybyłych gości. Brama do pałacu stała otworem. Przez otwarte na oścież drzwi na wytarte kamienie chodnika wylewało się światło i ciepło. Po obu stronach wejścia stali służący w wymyślnych kostiumach.
Ghul, któremu okazywano zaproszenia miał na sobie odzienie w kolorze głębokiej czerni.
Migotanie i barwa światła świec w olbrzymich, szklanych amforach sprawiały, iż wejście wyglądem przypominało bramę do piekieł....

Wprowadzono ich do westybulu, gdzie służący odebrali od Daniki i Antonio okrycia wierzchnie. U stóp Daniki nagle pojawiła się pokojówka, która oczyściła ze śladów błota rąbek jej sukni, używając do tego celu srebrnej szczoteczki i łopatki. Danika ujęła Antonia pod rękę i ramię w ramię z kroczącym obok di Pietro odzianym nieodmiennie w biskupie szaty, wkroczyli w gwar dochodzący z głównej sali balowej.
Wraz ze sporą liczbą innych gości, Danika i Antonio weszli rozgałęziającymi się schodami na górę i znaleźli się w rzeczonej sali.

Chociaż grube dywany przykryto i usunięto co delikatniejsze meble, sala wyglądała bardzo dostatnio. Złocone cherubiny spoglądały na tłum gości z bogato rzeźbionych gzymsów, a sufity zdobiły przedstawienia statków, żeglujących wzdłuż zachodniego wybrzeża.

- Salvadore di Pietro… i goście… signorina Danika i signore Antonio della Scala!

Wejście Nosferatu i jego towarzyszy zostało zaanonsowane przez ducha kilkuletniej dziewczynki, towarzyszącemu młodemu Giovanni, który oczekiwał na spokrewnionych przy schodach.



Wosk, pomyślała Danika. Musieli cały dzień pracować nad tą posadzką . Zapachy wosku, drzewa sandałowego i paczuli unosiły się w powietrzu. Oprócz tych zapachów wyraźnie wyczuwało się zapach strachu...
Kto się bał i czego?

Pierwszy taniec zaczął się już i na parkiecie pląsały w układach liczne pary. Sala balowa była stosunkowo duża, nawet jak na dom tych rozmiarów. Po prawej stronie udekorowane draperiami okna prowadziły na balkony, zaś po lewej znajdowały się drzwi prowadzące do pomieszczeń, w których grano w gry towarzyskie, a także garderób.

W głębi znajdowała się dekoracja z wazonów z kwitnącymi pomimo zimy różami, zasłaniająca czterech muzyków, którzy pracowicie dobywali dźwięki z lutni, violi da braccio, harfy i klawesynu. Salę oświetlały liczne kandelabry, w których płonęły woskowe świece.

W jednym z rogów, z głębi komnaty ustawiony był złoty tron, na którym siedział rosły, bogato odziany mężczyzna z uśmiechniętą maską słońca na twarzy. Otoczony innymi nieumarłymi i dwoma duchami przyjmował hołdy należne władcy.

- To Carmelo, nasz Doża - powiedział cicho Salvadore. - Ta para obok, która właśnie się wita to Scarano i Orsini. Po drugiej stronie sali, z kielichem w dłoniach stoi Don Ludovico ze swoją świtą….
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!

Ostatnio edytowane przez Felidae : 14-10-2015 o 08:29.
Felidae jest offline