Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-10-2015, 23:00   #16
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Rubin szła jak po sznurku. Całkiem jakby znała okolice jak własną kieszeń. Nic dziwnego, że zrezygnowała z przewodnika - ten (w przeciwieństwie do dobrze wychowanego Gareta) zadawałby mnóstwo pytań. Co z pewnością nieźle by wkurzyło Rubin. O ile takim plebejskim słowem można by określić odczucia wielkiej pani.
Nadmiar wiedzy dziewczyny skłaniał Gareta ku ostrożności - zarówno w stosunku do otoczenia, jak i samej Rubin. Jeśli to nie było jasnowidzenie, to co? Samotna nocna wyprawa przez las? Bez broni? W kusej tunice? I nic nie zżarło takiego smakowitego kąska?
Dziwne.

Droga, którą wybrała Rubin, nie należała do najłatwiejszych, ale nie da się ukryć - prawdziwą trudność sprawiłaby najwyżej jakiemuś mieszczuchowi, a do tych Garet nie należał. Bez problemów więc zszedł po dość stromym brzegu nad strumień, jak i przedostał się suchą nogą na drugą stronę płynącej dość szerokim korytem wody, nad powierzchnię której w paru miejscach wystawały pojedyncze kamienie.

I znów, niedługo po tym, gdy w krzakach zapadli, ujawniły się dziwne nad podziw zdolności, które towarzyszka Gareta posiadała. On sam, chociaż do przygłuchych nie należał, Nic nie słyszał. Dopiero po paru sekundach i do jego uszu doszły niepokojące odgłosy.
Tak się nie zachowywały wierzchowce, które po prostu nie lubiły stajennego. Te konie były przestraszone, i to nieźle przestraszone.
Czyżby naprawdę istniał smok? Pojawił się właśnie tutaj?
Z tymi myślami nie miał zamiaru dzielić się z nikim. Znaczy z Rubin. Dziewczyna miała co prawda smoczy apetyt, ale temat "smoki" najwyraźniej był dla niej tematem drażliwym.
- Trzeba to wykorzystać - szepnął, po czym cicho, niczym na polowaniu, chowając się za krzakami, ruszył w stronę koni. Ci, co się końmi zajmowali, mieli teraz pewne problemy na głowie, a walcząc z opornymi wierzchowcami z pewnością mniejszą uwag zwracali na otoczenie.

Koni było pięć.
Dwaj ludzie, którzy (zapewne) mieli zaprowadzić je do wodopoju, niezbyt sobie z nimi radzili. A konie szarpały się, stawały dęba i rżały. Tłum tupiących, objuczonych tragarzy mógłby przedefilować parę metrów od tego zbiegowiska i nikt nic by nie zauważył.

Rubin z ochotą dołączyła do skradającego się Gareta. Co prawda oznaczało to, że zwierzęta bynajmniej spokojniejsze się nie staną, ale przecież to nie na tym im zależało. Uznała jednak że inicjatywę w pełni odda Garetowi. W końcu ona już się chyba dość napracowała.

Im bliżej koni się znajdowali, tym większe zamieszanie wśród zwierząt się robiło - całkiem jakby sama obecność tych, co na bestię polowali, takie złe wrażenie na nich wywierało.
Garet raz jeszcze rozejrzał się dokoła, usiłując potwora, który je płoszył wypatrzyć, zaraz jednak dał sobie spokój.
Jeden z koni, dobrze zbudowany gniadosz, szarpnął się z całych sił, niemal nie powalając na ziemię człowieka, który trzymał go za uzdę. A potem "omal" zamieniło się w rzeczywistość, gdy uderzenie rękojeścią miecza pozbawiło go przytomności.
Gniadosz obrócił się i uciekł.
Drugi koniuch, oszołomiony całym zajściem, stał i przez moment wpatrywał się w Gareta. A gdy sięgnął po broń było już za późno.
Smoczyca uznawszy iż nieco zbyt długo stała z boku wybrała ów moment by popisać się swą umiejętnością władaniem ogniem. Szczęściem, biedak spłonął na tyle szybko by swym wrzaskiem nie ściągnąć im na głowę pozostałych rabusiów, jednak nie było co liczyć na to by pozostałe konie stały sobie i spokojnie przyglądały płomieniom. Nie tracąc chwili pogalopowały za gniadoszem.
- Powinniśmy chyba wycofać się nieco i znaleźć spokojne miejsce żeby go przesłuchać. Czy też wolisz zabrać się za to od razu? - zapytała Garetta, wskazując przy tym dłonią na nieprzytomnego mężczyznę. Gdyby była sama nie byłoby problemu z wybieraniem miejsca na przesłuchanie. Wątpiła jednak by Garet przyjął ze spokojem to co chciałaby uczynić swej ofierze. Lepszym wyborem zdawało się zawierzyć ludzkim metodom.
- Zobaczymy, ilu przybiegnie by sprawdzić, co się stało - powiedział Garet, po czym wziął nieprzytomnego mężczyznę na plecy, by wraz z nim ponownie zanurkować w krzakach.
- Jeżeli chciałeś ich zwabić mogłeś coś rzec wcześniej, pobawiłabym się trochę - Rubin zdawała się nieco nadąsa słowami Gareta, jednak bez zbytniego zwlekania ruszyła w jego ślady. Oczywiście o propozycji pomocy w noszeniu nieprzytomnego rabusia nie mogło być mowy.
- Z pewnością paru straci czas, by połapać konie - odparł Garet - a pozostali pewnie przyjdą tu. Może uda się ich pozbyć bez większych problemów. A potem zobaczymy, co dalej. Nie spodziewałem się, że konie zareagują w taki dziwny sposób - dodał.
Położył jeńca na ziemi, po czym wepchnął mu do ust oderwany od koszuli tamtego rękaw, a skórzanym pasem starannie związał ręce więźnia.
- Widać źle się z nimi obchodzili, kto wie - Rubin nie zamierzała długo się rozwodzić nad przypadłością owych koni. - Zatem czekamy?

Czekać długo nie musieli.
Trzej ludzie, w ubraniach, które miały najlepsze czasy za sobą, i prostych, skórzanych kurtach, nadbiegło, trzymając w dłoniach obnażone miecze. Nawoływali swoich kompanów, ale zamilkli, gdy znaleźli się na miejscu, gdzie przed chwilą stoczona została krótka walka.
Dwóch zatrzymało się parę metrów od miejsca, gdzie podmuchy wiatru rozwiewały popioły, jakie pozostały po radosnej działalności Rubin. Trzeci zrobił jeszcze krok, po czym również się zatrzymał.
- Co to, kurwa, jest? - zwrócił się do kompanów, wskazując na niezbyt wielki kopczyk popiołów.
Były to ostatnie słowa, jakie wypowiedział w swym życiu. Wystrzelona przez Gareta strzała wbiła mu się w czerep, zwalając mówiącego na ziemię.
Jego kompani przez moment wahali się, nie do końca wiedząc, co robić - czy szukać strzelca, czy biec po pomoc, zatem Garet postanowił ułatwić im podjęcie decyzji wychodząc im na przeciw.
Dwóch na jednego zdało się bandytom dość dobrym układem, więc nie zawrócili, tylko ruszyli do przodu, usiłując zajść przeciwnika z dwóch stron.
Najrozsądniejszym wyjście zdało się teraz cofnąć, uniemożliwiając przeciwnikom obejście i skupić się na obronie, czekając na błąd któregoś z przeciwników. Garet najwyraźniej o tym nie wiedział, bowiem miast się cofnąć i ściągnąć napastników bliżej Rubin zaatakował w szybkim wypadzie. Ostrze minęło niezdarną zasłonę i rozcięło głęboko bark przeciwnika, który zalany krwią padł na ziemię.
Garet błyskawicznie obrócił się w stronę drugiego bandyty.
Ten nie miał zamiaru unikać walki, wnet się jednak okazało, że jego umiejętności wystarczały do napadania na wieśniaków czy bezbronnych podróżników. Sam miecz nie wystarczał, by zrobić z kogoś wojownika, a przeciwnik Gareta machał swym orężem jak cepem, żywiąc najwyraźniej przekonanie, że siła i dobra wola zastąpię solidny trening. A na ten nie stało już czasu, bowiem Garet w drugim już złożeniu wbił mu w pierś pół stopy hartowanej stali.
Drugi cios był zbędny.
Garet rozejrzał się na wszystkie strony sprawdzając, czy nikt nie nadbiega, po czym przeciągnął wszystkie ofiary w krzaki, by nie rzucały się od razu w oczy
- Idziemy dalej? - spytał podchodząc do Rubin - czy poczekamy na następnych ciekawskich? A może chcesz przesłuchać jeńca?
 
Kerm jest offline