Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-10-2015, 20:07   #7
Smirrnov
 
Smirrnov's Avatar
 
Reputacja: 1 Smirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znany
Albus i Thokarr
_____Tak jak Albus przewidział. Karawana nie zamierzała gonić jednego zbiega i tracić dodatkowe dni. Nikt nie przeszkodził podróży dziwnej pary ku powierzchni. W zasadzie poza odgłosem kroków i sapaniem krasnoluda nic nie mąciło ciszy tunelu. Wydrążony głównie przez wodę miał w miarę gładkie ściany oraz pochyłą, nierówną powierzchnię chodnika. Oczy krasnoluda rozpoznawały charakterystyczną teksturę piaskowca, która przy braku światłą stanowiła szarą, przygaszoną masę. Tunel prowadził wzdłuż warstwowania zgodnie z kierunkiem przedzierania się strumyków opadowych. Czasem ledwie mieściła się w nim jedna osoba, czasem miał wystarczająco miejsca na niewielki oddział jaszczurzych jeźdźców.

_____Wprawiony w wędrówkach tunelami Albus, nie miał większego kłopotu by wydostać się na nieznany mu świat powierzchni. Pomimo tego każdy krok pokonywał z trudem. Był to nie tyle ciężar połorczego „bagażu” co strach przed nieznanym. Sam Podmrok obfitował w różne niebezpieczeństwa i wizje nagłej śmierci spowodowanej oderwaniem od skały, paszczą potwora czy zazdrosnymi rasami tej krainy. Jednak podziemia, pomimo konfliktów i niebezpieczeństw, były mu znane, urodził się i wychował wśród skał mając za niebo roziskrzone kryształy sufitu. Tam, na powierzchni, wszystko było nowe. Świadomość ta świdrowała mu w głowie. Być może przez to, duergar nie dostrzegł niewielkiej kupki kości skłębionej pod jedną ze ścian jaskini u wylotu tunelu.
Niewielki lasek porastający lekkie zagłębienie tuż przed wejściem, stanowił skromny bastion drzew, ustępującym karłowatym krzewom i roślinom stepowym porastającym stok i rozciągającą się poniżej dolinę. Przystosowane do widzenia w mroku oczy duergara łowiły naokoło zadziwiające i nieznane mu dotychczas gatunki. Co ciekawe, gdy dla próby wrzucił gałąź leżącą nieopodal, zauważył że ta zajęła się płomieniem ognia równie dobrze co zurkowy opał. Dodatkowo miała bardzo specyficzny zapach podczas spalania i dziwnie trzaskała puszczając snop iskier w górę.
Zauważalną różnicą była także zdecydowanie niższa temperatura. Albus czuł, jak nagrzana ziemia pod stopakmi powoli traci swoje ciepło, a chłodne podmuchy, choć delikatne, szybciej wyziębiały ciało niż te w Podmrocznych jaskiniach.
_____Półork spoglądał na swojego dziwnego towarzysza, przez którego niemal nie zginął, z niejednoznacznym wyrazem twarzy. Był zdziwiony z powodu obrotu sytuacji, wkurzony że nie podołał prostemu jak się wydawało zadaniu (ot sklepać kilku konusów), a także zaintrygowany zachowaniem kapłana. Ten bowiem zachowywał się jakby po raz pierwszy widział dzicz. Gapił się jak jakiś popapraniec w płomień tańczący na podmuchach wiatru, pokazywał na gwiazdy szepcząc coś po krasnoludzku. [media]http://thumbs.dreamstime.com/x/bonfire-woods-16178011.jpg [/media] Inną kwestią było rozniecenie ogniska. Thokarr nie miał siły by protestować ale przeczuwał z własnego doświadczenia, że palenie ognia w nocy i do tego na wzniesieniu gdy wokoło same stepy i przedgórze, nie jest najlepszym pomysłem.
Po godzinie jednak się rozluźnił. Dotychczas nic ich nie zaatakowało i barbarzyńca miał nadzieję na dalszy spokój.
Niestety, pech znajduje ludzi gdy go szukają, a nocne odgłosy dziczy, naturalne i zwyczajne, zmąciło nienaturalne stukanie. Jak wtedy, gdy nieuważna stopa potrąci leżący na skalistym podłożu kamień.
Na szczęście Thokarr był bardziej obeznany w dziczy na powierzchni, niż duergarski kapłan. Dlatego jego orczy instynkt zaalarmował go w porę. Wstał i ścisnął w dłoni topór. Miał już kiedyś do czynienia z takim typem chrząknięć i sapnięć jakie zbliżały się do ich obozowiska. Odgłosy ogra…

Tajga i Trypr
_____Nagły swąd spalenizny i rozbłysk światła nie umknął uwadze osobom, które akurat znajdowały się blisko uciekającej pary. Wszystkie oczy skierowały się na źródło owego ewenementu, a ściślej, na Trypra będącego zajętym wyklinaniem na wszelkie tryby Torillu. Jego nowa towarzyszka natomiast wykazała na tyle wysoki rozsądek, by odciągnąć rubakanowego adepta starając się przepchać przez niewielki tłumek.
Niestety. Zmierzchało i rozbłysk, pomimo wiszących na budynkach lamp olejnych, był na tyle widoczny, że nawet leniwie taksujące okolice oczy strażnika nie mogły go przeoczyć. O ile władze miasta nie miały nic przeciwko ulicznym kuglarzom, sztuczkom i akrobatyce, o tyle nieuzasadnione użycie magii, czy skutecznej, czy też nie, nie wliczało się w dziedzinę „praktyk dozwolonych”. W zasadzie było traktowane niemal na równi z zabójstwem w tych regionach, nikt tu bowiem nie przepadał za czarodziejami i ich wynaturzonymi sztuczkami. Oczywiście kradzieże, włamy i inne formy zmian właścicieli towarów były tutaj czymś normalnym, nawet bardziej dostrzegalne niż gdziekolwiek indziej. Miasta tego regionu manipulowane były sznurkami znajomości, przekupstw i zastraszeń zgrupowanie zwane Gildią Cienistych Złodziei. Gdy ktoś był drogi tej organizacji, nie martwił się o swoją głowę. Prędzej czy później został uwolniony z karcelu, a jego twarz znikała z listów kończych.
Inaczej miała się tu sprawa przyjezdnych i tych, którzy Złodziejom podpadli. Szybko działało „ramię prawa” by zachować pozory spokoju i bezpieczeństwa zarówno kupcom jak i najbogatszym osobom żyjącym w mieście.
_____Z westchnięciem oznajmiającym wszelkiej gawiedzi jaki to dlań wysiłek, gwardzista odepchnął się od wygodnej ściany i zbliżył do dwójki „awanturników”. Ktoś mógłby się zastanawiać, dlaczego zignorowane zostało zamieszanie wywołane grupką kobiet. Otóż wiele z tych kobiet gwardzista znał, były to żony jego kolegów z koszar. Sprawcy zamieszania byli obcy, a to oznaczało dodatkowe premie u dowódcy.

-Co tu się dzieje? - odezwał się gwardzista zatrzymując mocnym chwytem Tajgę. - To wy tutaj oddawaliście się niecnym sztukom czarnoksięstwa? To wy zakłócacie porządek i spokój mieszkańcom tego miasta? - już na pierwszy rzut oka, można było usłyszeć, że zgromadzona naokoło gawiedź tylko czekała na przemowę strażnika.
Miejscowi wiedzieli jak traktowana jest tutaj magia dlatego nie zamierzali opuścić miejsca draki, nawet jeśli wiązałoby się to z opuszczeniem kolejki czy dwóch przy szynkwasie. Strażnik najwyraźniej czerpał taką samą radość z besztania innych, jak gapie z oglądania czyichś kłopotów. Dopiero po chwili przyjrzał się niższej postaci, odzianej w zbyt wielkie szaty – aktualnie trzymanych w dłoni.
-A co to za pomiot piekielny!? To na pewno twoja sprawka wiedźmo! – ton głosu straszył, jednak wzrok szybko stracił zainteresowanie Tryprem i błądził po pstrokatym stroju Tajgi, specjalnie dobranym, by podkreślał jej walory. - Odpowiecie za te zamieszanie niezwłocznie. Pójdziecie ze mną na kwaterę – orzekł i wyraźnie był zadowolony ze swego pomysłu.

Sareth i... Vis?
_____Po pozbyciu się nachalnej damy młody Sareth pogrążył się dalej w rozmyślaniach. Sygnet na palcu był bardzo rozpoznawalny. Ledwie kilka ziaren spadło w klepsydrach świata, a do karczmy wszedł ponownie jego informator. Tym razem jednak miał do towarzystwa oddział strażników. Każdy w pół płytowej zbroi która błyszczała w świetle karczemnych lamp. Widać na zewnątrz zaczęło padać. Mały z chytrym uśmieszkiem wskazał na zakapturzonego czarodzieja. Nim jednak piątka uzbrojonych mężczyzn dotarła do jego stolika wybiegł z budynku, a mag zobaczył przez przybrudzoną szybę jak jego były informator otrzymuje coś od grupy zamaskowanych postaci. Cieniści. Najwyraźniej pytania wzbudziły ich uwagę i im się nie spodobały.


-Ty jesteś tym niezdrowo zainteresowanym świątyniami?– zapytał osobnik który wyraźnie dowodził oddziałem. Nie miał hełmu, a jego twarz zdradzała arystokratyczne rysy.
Wszystkie rozmowy naokoło ucichły, a przynajmniej 50 par oczu wgapiało się w tą niezwykła grupkę osób. Karczmarz w pośpiechu zamknął drzwi do zaplecza, a klucz schował w tajne miejsce. Stali bywalcy wiedzieli że coś ukrywa ale barczyste ramiona i tasak pod ladą skutecznie odstraszały ciekawskich. Każdy przeczuwał że gwardziści nie wróżą nic dobrego. Zwłaszcza gdy przewodził nimi Lynneth.
-Z nim była ta dziewczyna prawda? - szepnął ktoś. Niestety na tyle głośno że słyszeli to gwardziści
-Tak, spojrzała na niego i poszła do pokoju. Pewnie coś jej zrobił urokiem i teraz tam na niego czeka – odpowiedział mu szept kobiecy
- Tak, tak. A szła z tym bardem co tutaj dawał koncert I przyszła po wino.
Dowódca z uwagą obserwował maga jednak słysząc narastające szepty i plotki, uniósł rękę i pokazał palcem koło rysując je w powietrzu.
Jeden, najpewniej szeregowy lub jakiś najmłodszy w oddziale, skinął głową i zawrócił. Reszta stanęła wachlarzem zbliżając się do Saretha. Odcięli go od większości osób z karczmy. Młodzik udał się po schodach na poszukiwanie wspólników.
- Pójdziesz za nami gdy tylko przyjdą twoi ziomkowie. - żołnierze otoczyli czarnoksiężnika uniemożliwiając mu ucieczkę. - Do tego czasu bądź grzeczny i nie rób głupot.
 
__________________
Kto lubi czytać, ten dokonuje wymiany godzin nudy, które są nieuchronne w życiu, na godziny rozkoszy.
Smirrnov jest offline