Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-10-2015, 16:28   #15
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Antonio rozglądał się zaciekawiony po sali balowej pełnej śmiertelników i nieśmiertelnych. Niewątpliwie w tym miejscu była zgromadzona cała menażeria szarych eminencji i wpływowych osobników z całego miasta.
Intrygujący widok… Della Scala trzymając delikatnie dłoń Daniki zwrócił się do Salvadore.
- Jakieś porady względem tego przyjęcia? Domyślam się wpierw musimy zostać przedstawieni księciu miasta, co dalej? Z kim warto się zapoznać i porozmawiać w następnej kolejności?
- Messer di Pietro, Twoja porada i przewodnictwo będą nieocenione.
- Danika powiedziała cicho. - Szczególnie pośród panującego nastroju. - Słowa te wypowiedziała z uśmiechem na ustach, pozdrawiając mijane osoby leciutkimi kiwnięciami głowy. Maska pozwalała na dyskretne przyjrzenie się obecnym gościom. W wyczuwalnej atmosferze strachu czuła się niekomfortowo, jak w zbyt ciasnym gorsecie, zaś duch dziecka wprawił ją w zaskoczenie. Poczuła lekkie rozczarowanie - nie tego spodziewała się po sławetnym balu. Uniosła lekko brodę i uśmiechnęła się nieco szerzej na rzecz obserwujących ich wampirów.
Ukryty za maską Salvadore równie dyskretnie rozglądał się po sali. Jakby mimochodem, bez zwracania na siebie uwagi odpowiadał cicho towarzyszącym mu spokrewnionym.
- Wiem o czym mówicie Pani…. Giovanni uwielbiają pławić się właśnie w takiej atmosferze. Ból i strach to dla nich pożywka. - di Pietro sam zdawał się rozkoszować atmosferą domu, mimo tego powiedział dalej - Cóż, ten bal odbiega nieco od wcześniejszych i obawiam się, że może to mieć coś wspólnego z wydarzeniami, w które zamieszany jest signore Borgia... Hmmm… Widzę także dwie... trzy obce persone. Zaczyna się robić interesująco… Podejdźmy przedstawić się Doży. Potem powiem Signori z kim warto porozmawiać.
Mówiąc to skierował się zwinnie jak na Nosferatu, ku tronowi Doży, omijając część taneczną salonu oraz poruszających się w wielu kierunkach gości.
Teraz dopiero można się było przyjrzeć całej zgromadzonej śmietance weneckiej, jak i świcie czy obsłudze balu.
Wszystkie zaproszone wampiry nosiły na twarzach maski. Towarzyszący im ludzie i ghule mieli zazwyczaj zasłonięte jedynie oczy. Kilku Giovanni towarzyszyły duchy.
Obecność nowych wampirów zbudzała spore zainteresowanie. Antonio i Danika czuli na sobie wiele ciekawskich spojrzeń.
Słudzy, krążyli po sali oferując vitae gościom oraz świadcząc przeróżne usługi. Ich ciała były zniekształcone w odpowiedni dla ich roli sposób. Część miała dłonie uformowane na kształt tacy, czy przedmiotów służących do dawania rozkoszy fizycznych, albo zadawania bólu, część z nich plecy i kończyny uformowane na kształt podnóżków. Również przygrywająca orkiestra miała odpowiednio zniekształcone kończyny, aby móc dłużej i piękniej używać instrumentów.
Było o tyle zaskakujące, że Salvadore nigdy nie wspominał o tym, aby na dworze zamieszkiwał Tzimisce.
On sam zdawał się nie zauważać niczego zaskakującego. Od czasu do czasu skłaniał głowę w geście pozdrowienia.
Kiedy w końcu zbliżyli się do władcy domeny, Carmelo Giovanni odprawił jednym ruchem dwóch spokrewnionych z którymi rozmawiał i skinął na di Pietro aby się zbliżył.
Maska Doży zakrywała całą jego twarz oprócz pełnych ust i brody. Była cała biała, wykrzywiona w szerokim uśmiechu.

- Salvadore di Pietro… - głos Giovanni był ochrypły i niski - kogóż to sprowadzasz do mojego domu? Podejdźcie Signori bliżej, chętnie poznam gości mojego drogiego przyjaciela. - w ostatnich słowach słychać było nutę ironii.
- To zaszczyt poznać władcę tak znamienitego miasta, nazywam się Antonio magister z paryskiego uniwersytetu… który postanowił wrócić w rodzinne strony. Francja jest piękna, ale tęskno mi do śpiewnego włoskiego języka.- rzekł Ravnos po czym przedstawił towarzyszącą mu kobietę.- A ten piękny kwiat to Danika, którą sprowadziła do tego miasta żądza wiedzy teologicznej. No i oczywiście piękno karnawału.
Danika wykonała stosowny ukłon, wspierając się nieznacznie na ramieniu Antonia.
- Witaj, znamienity książę. Racz w swej łaskawości przyjąć skromne podziękowania za Twą szczodrą gościnę w zachwycającym mieście w tak świetnym czasie. Obyś, messere, doznawał faworu Fortuny.- dygnęła raz jeszcze z uśmiechem pod spojrzeniem Giovanniego.
- Och z pewnością będziemy mieli jeszcze okazję aby poznać się bliżej signorina i oczywiście signore. Rzadko miewamy w mieście gości innego rodu, a jeszcze rzadziej aż w takiej ilości. Fascynujące jak karnawał przyciąga… Nieprawdaż? - Doża zapytał raczej retorycznie - Powiadacie panie Antonio, żeście rodem z Italii. A z której części dokładnie?
- Z Verony i… właśnie przybyłem rozeznać się w sytuacji. Myślałem o powrocie w rodzinne strony na stałe.- wyjaśnił della Scala zerkając na ambasadorów tego miasta bawiących się na balu.
- Och w takim razie na pewno ucieszy signore towarzystwo naszych ambasadorów. - Carmelo wskazał bez ceregieli na dwójkę już znanych Antonio z widzenia wampirów. - Możecie sobie pogwarzyć w takim razie. Ja chętnie porozmawiam z pana towarzyszką. Proszę się czuć jak u siebie w domu - chrapliwy głos Giovanni był mocnym kontrastem do jego roześmianej maski. - Di Pietro, może przedstawisz signore Antonio naszemu duetowi?
Danika odsunęła się od Antonia, umożliwiając mu swobodne przejście i zbliżyła się do doży.
Uśmiechając się do księcia powiedziała:
- Czuję się zaszczycona messere, że znajdujesz zainteresowanie w mej skromnej osobie. Zaiste wielu gości będzie mi zazdrościć Twej uwagi. - powiedziała dwornie, poprawiając, opadający pasek torebeczki i dyskretnie tocząc wzrokiem za Antonio. Ten tylko lekkim półuśmiechem potwierdził iż zauważył jej spojrzenie.
- Zawsze interesują mnie kobiety żądne wiedzy, zwłaszcza z zakresu teologii. Co dokładnie interesuje was Pani? - w tonie Doży wyczuła nutkę autentycznego zainteresowania.
Danika wykonała lekki skłon na znak, że przyjmuje komplement władcy:
- Chciałabym prosić Waszą Miłość o dostęp do biblioteki Marciana, aby zapoznać się z mało znanym kodeksem o nazwie Cumanicus. Jestem szczególnie zainteresowana częścią, o której w swym wywodzie wspomniał św. Idzi, na temat Pisma Świętego. Nie będzie również łgarstwem, jeśli powiem - powiedziała z lekkimi śmiechem słyszalnym w głosie - żem niezwykle ciekawa zagadek, jakie pono ten kodeks w sobie skrywa. Szczególnie mając na uwadze, że kodeks sporządzany był jednako przez kupców i mnichów. - popatrzyła na Giovanniego pochylając lekko głowę.
- Biblioteki weneckie stoją dla Pani otworem oczywiście. Doceniam praktyczne podejście do wiedzy. Sama w sobie jest jedynie narzędziem, który należy umiejętnie wykorzystać. Zagadek u nas w mieście jest mnóstwo. Na pewno nie będziesz się Pani nudzić. - Carmelo podniósł się z tronu i podał Danice ramię
Danika nieco zaskoczona aż takim zainteresowaniem władcy, lekko oparła swą dłoń o podane jej ramię.
- Dziękuję, messere. Zgadzam się z Waszą Wysokością co do użycia wiedzy. Jednakże pozwolę sobie dodać, że sama wiedza, bez wyobraźni nie zda się na wiele. Narzędzie w rękach prostego czeladnika poddaje się jego woli, jednakoż rezultat nie może równać się rezultatom użycia tegoż samego narzędzia przez natchnionego mistrza, tworzącego pełne wizji i przesłania dzieła. - niemal niezauważalnie skierowała wzrok na krążące po sali użytecznie pozmieniane ludzkie cuda.
Na chwilę zamilkła pozwalając Giovanniemu prowadzić się przez bawiący się kolorowy tłum. Po krótkiej przerwie, nienachalnie podjęła:
- Jeśli wybaczysz mi messere śmiałość, jaka dziedzina wiedzy interesuje Ciebie, Panie? I co w myśl doktryn klasyków, pozwala zachować Ci równowagę - dodała ze słyszalną autoironią - umysłu, ciała i duszy? - zaczęła zastanawiać się nad pobudkami aż takiego zainteresowania Giovanniego. Czyżby nuda czy może Borgia wyjawił już zbyt wiele? Widząc przechodzącą żywą tacę, pochwyciła kielich z krwią i umoczyła usta, przy okazji tocząc wzrokiem po gościach.
- Czy zastanawiałaś się Pani kiedyś nad zagadnieniem Śmierci? - Carmelo nie poświęcił serwowanej krwi ani krztyny uwagi - Żadne inne istoty nie rozumieją tak dobrze Śmierci jak my, istoty nieśmiertelne. To nie tajemnica, że nic nie wpływa z taką siłą na każdą chwilę egzystencji jak fakt, że zawsze się ona skończy. Pełne zrozumienie tej prawdy jest kluczem do wszechwiedzy. - przerwał na moment jakby czekając na reakcję Daniki, ale za chwilę kontynuował - My Giovanni, ze specjalną dociekliwością zgłębiamy jej sekrety.
Danika zauważyła, że Giovanni wyprowadza ją z sali, kierując się w głąb pałacu. Odstawiła trzymany kielich nie patrząc dokładnie gdzie go stawia. Słowa Giovanniego zastanowiły ją, przysłuchiwała się mu z uwagą.
- Nieśmiertelne, Signore, czy nieumarłe? - spytała z namysłem. - Jednako brakuje mi pewności Waszej Wysokości, że istoty takie jakie my, za wyjątkiem wybrańców, - skłoniła głową w kierunku towarzysza - rozumiemy naturę Śmierci lepiej niż śmiertelnicy. Owszem nasza bestyja sprawia, że mordujemy, ale czy pozwala nam to lepiej zrozumieć Śmierć? - zawiesiła głos w pytaniu retorycznym - W większości kojarzy się z końcem i wywołuje strach a przeto powstrzymuje przed akceptacją prawdy o jakiej mówisz, Messere. Tuszę, że w swej krotochwilności to te uczucia wykorzystujesz, Wasza Miłość.- Danika ugryzła się w język:
Czy kiedyś nauczę się powstrzymywać swój długi jęzor?
- Znudziły Ci się, Messere, tłum i gwar karnawału? - dodała, próbując zmienić temat i dowiedzieć się dokąd zmierzają. Rozejrzała się wkoło z zaciekawieniem.
- Śmierć nigdy nie jest końcem Signorina Danika, więc tuszę, że określenie nieśmiertelne jest właściwym. - Doża spojrzał na wampirzycę - A strach? Jeśli chodzi o ludzi to dodaje końcowi jedynie większego smaku, szczególnie nam, myśliwym. Ale z pewnością zanudzam Panią…. Cóż… chciałbym zaprosić Signorina w bardziej spokojne miejsce, w sali jest zbyt wielu ludzi, a bydło… no cóż, po prostu śmierdzi.
- Ależ skądże, Signore, dysputy tego typu nigdy nie są przyczynkiem do nudy. - stwierdziła z całą powagą. - Prowadź, Signore, to czysta przyjemność móc poznać weneckie pałace mając za przewodnika samego władcę. Ciekawam, czy opowieści oddają w pełni ich majestat oraz … czy tenże równać się może zamkom i pałacom w mym ukochanym mieście. - dodała żartobliwie i uśmiechnęła się do Giovanniego. Kątem oka przy sposobności obserwowała okolicę, by sprawdzić liczebność ich obstawy.
- Mam więc nadzieję, że miejsce, które chcę Pani pokazać, nie zawiedzie jej nadziei. - odparł Carmelo. Parze wampirów towarzyszyło dwóch ghuli, dyskretnie trzymających się w pewnym oddaleniu.
Doża podążył najpierw długim korytarzem zakończonym dwuskrzydłowymi drzwiami. Sługa przy nich stojący, bez rozkazu rozwarł je i wpuścił idący orszak.
Danika zauważyła, że znajdują się już w starej części pałacu. Długi hall stanowił teraz pomost wiodący nad znajdującymi się o dziesięć metrów niżej zimnymi, cichymi pokojami czy raczej celami, a grube, kamienne ściany zamiast tynku pokrywały gobeliny lub cienkie boazerie z egzotycznego drewna. Wisiały tam sztandary i broń używana w dawniejszych wojnach, zardzewiała i poplamiona krwią oraz stare portrety rodzinne Giovannich, poczerniałe od nawarstwiającego się przez lata kurzu. Od głównego korytarza odgałęziały się inne, prowadzące do jeszcze starszych części kompleksu pałacowego, albo tworzące dziwaczne ślepe zakończenia. Muzyka i gwar sali balowej stawały się coraz bardziej odległe.
Skręcili dopiero w trzecie schody, prowadzące na dół. Towarzyszący Danice mężczyzna opowiadał o przodkach, którzy ozdabiali zimne ściany. Nie były to jednak opowieści barwne, brzmiały raczej jak formuły, których każdy z Giovannich uczył się na pamięć.
Od schodów prowadził dalej długi tunel. Lampki oliwne pobłyskiwały w chłodnym, wilgotnym powietrzu, stanowiąc jedyne oświetlenie oblicowanego cegłą tunelu. Mimo wilgoci i braku świeżego powietrza, tunel nie cuchnął. Mogło to tylko oznaczać, że prowadził w miejsce, w którym istniała jakaś wentylacja. Danika podejrzewała, ze znajdowali się w jednej ze słynnych weneckich katakumb. Podążając wraz z Dożą tunelem miała także nieodparte wrażenie, że opuścili sam pałac.
W końcu, po kilkudziesięciu metrach Carmelo odezwał się ponownie.
- Winien jestem wam wyjaśnienie Pani, ale zanim wyjawię swoje zamiary pozwólcie, że poproszę Signorina o jeszcze trochę cierpliwości. Zaraz będziemy na miejscu.

I rzeczywiście kilka pacierzy później Giovanni zatrzymał się przed grubymi, drewnianymi i okutymi stalowymi ornamentami, drzwiami. Powiedział cicho kilka słów w niezrozumiałym dla Daniki języku, po czym sięgnął dłonią do kołatki.
Drzwi otworzyły się i Carmelo poprowadził Danikę do środka.
 
corax jest offline