Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-10-2015, 20:06   #20
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Gdy objuczony dość sporym ciężarem Garet znalazł się przed wejściem do jaskini, dziewczyny właśnie toczyły dysputę na temat tego, która z nich ma iść szukać koni. I natychmiast, jakby tknięte jedną myślą, spojrzały na Gareta, jakby i to zadanie zamierzały zwalić na niego.
- Każdy koń, jakiego nie znajdziecie - powiedział Garet - to dla was strata kilkunastu sztuk złota. Więc zamiast prowadzić jałowe dyskusje, zacznijcie ich szukać. Nikt tego za was nie zrobi. Tam pobiegły. - Wskazał przypuszczalny kierunek, sugerowany również przez ślady pozostawione na polance.
Dyskusja skończyła się jak nożem uciął. Dziewczyny prześcigając się rzuciły się w stronę lasu. Najwyraźniej wspomniana kwota przemówiła im do rozsądku.

Pozbywszy się chwilowo kłopotu (baba z wozu... wszyscy to wiedzieli) Garet rozłożył koc i w świetle dnia raz jeszcze się przyjrzał wszystkie zdobycze.
- Szkoda że nie wiemy, ile w końcu tego srebra wioska zapłaciła - powiedział, odsuwając na bok te rzeczy, które z pewnością nie były okupem - garść sztucznej biżuterii, sztylet, w oczy klujący bogatymi zdobieniami i dwa miecze z rzeźbionymi rękojeściami, w ozdobnych pochwach - najwyraźniej łup zdobyty na jakimś kupcu. Tego wszak dziewczynom dać nie mogli, w przeciwieństwie do fałszywych klejnotów, w fałszywym złocie i srebrze umieszczonych. Te i tak nie wyglądała na takie, co by pół wsi kosztowały. Najwyżej pół owcy.
- Czy to ma jakieś znaczenie? - zapytała Rubin. - Jeżeli dostaną więcej niż dali to zwróci im się za ewentualne szkody. Jeżeli mniej to i tak lepiej niż nic. Z której strony by na to nie spojrzeć, wyjdą z zyskiem.
Smoczyca nie uważała by sprawa ta była ważna w jakimkolwiek stopniu. Miast więc stać przy Garecie i rozprawiać na temat okupów i co komu się należało, zaczęła spacerować powoli od jednego do drugiego trupa się przemieszczając. Dziewczyny wioskowe dobrze sobie poradziły z ogołoceniem ich z wszystkiego co mogłoby okazać się cenne. Dość sporych rozmiarów kopiec utworzył się przy tym, przed wejściem do jaskini. Najwyraźniej nie były one zbytnio wybredne. Nagie ciała pozostawiono tam gdzie leżały, a sądząc po stanie jednego z nich, wieśniaczki musiały dorwać go wciąż ducha w sobie mającego. Mężczyzna ów bardziej bowiem przypominał poszatkowane na gulasz mięso niż istotę ludzką. Wrażenie to wielkiego na Rubin nie zrobiło, co najwyżej napełniło ją niesmakiem. Pożreć, spalić, torturować… to mogła zrozumieć. Tu jednakże miejsce miało szaleństwo zemstą podszyte, a jego efekt psuł jedynie piękno owego zakątka. Nie zastanawiając się wiele spaliła owe pozostałości, a następnie, uznawszy zapewne iż tak będzie lepiej, zajęła się niszczeniem pozostałych trupów.

Po dobrych trzech pacierzach dziewczyny wróciły, prowadząc za wodze pięć wierzchowców. Najwyraźniej umiały postępować z końmi, bowiem dawały sobie całkiem nieźle radę. I nawet pomyślały o tym, by je przywiązać, a nie pozostawiać samopas.
- Obie jesteście z Podgórki? - spytał Garet, któremu wcześniej nie przyszło do głowy, by o to spytać. O znikających dzieciach była mowa, te dwie zaś były dość wyrośnięte.
Albuna skinęła głową.
- Razem nas wzięli - powiedziała Dunka. - Gdy srebra nie dostali, to pod samą wieś podeszli i wieczorem porwali. We czterech.
- Dziewice dla bestii - dorzuciła ze wściekłym błyskiem w oku Albuna.
- Cóż za wybredna bestia - parsknęła Rubin, niezbyt uprzejmie. - Ciekawe skąd wiedzieli, że z takowymi mają do czynienia…
Widać było gołym okiem, że rudowłosa czarodziejka nie przepada zbytnio za dodatkowym, damskim towarzystwem.
Albuna spłonęła rumieńcem, ale Dunka najwyraźniej nie zamierzała w milczeniu słuchać docinków.
- Im to akurat było obojętne, kogo wyobracają, a że na takie trafili, to dodatkowy smaczek był dla nich - odpaliła. - Losy rzucali, sucza ich mać, któren którą pierwszy weźmie.
- Suczesyny. Niech ich piekło pochłonie - dodała szczerze Albuna.
- Ile wioska zapłaciła bandytom? - spytał Garet, zmieniając temat.
- Początkowo pięć sztuk srebra od chaty - powiedziała Dunka.
- A mamy trzydzieści dwie chaty - dodała Albuna.
- Po trzech miesiącach do chat dodali stodoły - kontynuowała Dunka. - Dziesięć stodół. Dwa razy Jarro, znaczy się wójt, zapłacił, a potem przestał.
- Niedawno mówili, bandyci, że palić zaczną, skoro bestia nie starczy - ponownie głos zabrała Albuna.
Łatwo to było policzyć. Dziewięć setek w srebrze. Ale, na pierwszy rzut oka, w skrzyni srebra było więcej.
- Ubierzcie się i szykujcie do drogi - powiedział. - Musimy wrócić do wioski przed nocą.

Po krótkiej dyskusji dziewczyny zdecydowały, że jednak lepiej przyodziać się w ubrania po bandytach, niż wrócić do wioski w kusych, zbyt dużo odsłaniających halkach.
- Nie będzie mi byle kiep cycków oglądać - rzuciła Dunka, wyciągając ze stosu rzeczy w miarę czystą koszulę. Potem włożyła spodnie.
Albuna początkowo się wahała, później jednak poszła w ślady Dunki. Najwyraźniej i ona doszła do wniosku, że mniejsze zgorszenie wywołają spodnie, niż kuse giezło. A potem obie zaczęły przeglądać znalezione w obozowisku i przy bandytach rzeczy, decydując, co ze sobą zabrać, a co wyrzucić.

W tym czasie Garet wydzielił srebro, które miał zamiar oddać wójtowi, zaś pozostałe srebro podzielił na dwie równe kupki. Jego skromnym zdaniem za to srebro dziewczyny mogły sobie kupić całkiem dobrego męża.
Jeśli, oczywiście, przeżycia ostatnich dni nie zniechęciły ich do mężczyzn.

- Już, możemy jechać. - U boku Gareta pojawiła się Dunka.
Albuna stała obok osiodłanych koni, przy niej leżały trzy pokaźnych rozmiarów toboły. Z jednego wystawały rękojeści mieczy.
- To dla ciebie. - Garet wręczył Dunce dość ciężką sakiewkę. Drugą, taką samą, dał Albunie. - Wpakujcie to na konie. - Machnął ręką w stronę tobołów. - My ruszymy za wami.
O jeńcu wolał chwilowo nie wspominać. Nie wierzył, by dziewczyny zdołały opanować chęć zemsty.

Co się odwlecze...
Nim mała kawalkada dotarła do wioski, koń, wiozący związanego bandytę, potknął się, a więzień zleciał na łeb na szyję. Garet, który wnet znalazł się przy leżącym, mógł tylko stwierdzić jego zgon.
- Wywinąłeś się od gorszego losu - mruknął Garet, w najmniejszym nawet stopniu nie przejęty losem bandyty.
 
Kerm jest offline