Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-10-2015, 13:48   #18
Hazard
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Liapola



Kroczyła naprzód. W ciemnościach nocy pośród mrocznych ruin, które niegdyś stanowiły oblicze stolicy państwa. Śnieg zaścielił grubą kołdrą ulice Altdorfu. Z wysiłkiem stawiała kroki naprzód, gdyż chodniki od dawna nie były odśnieżane. Brak jakichkolwiek śladów dowodził, że nikt tędy nie chadzał od tygodni. Ona zaś parła naprzód. Nie widziała gdzie zmierza, ani dlaczego. Jednak nie mogła się zatrzymać. Nie, póki czuła na swoich plecach spojrzenie tego czegoś. Istoty, czyhającej gdzieś na granicy widoczności, gdzie kończy się świat realny, a zaczyna świat kreowany jedynie przez domysły i wyobraźnie.

Jednak to nie strach wiódł ją do przodu. Z jakiegoś powodu on, jak i wszelkie inne uczucia zniknęły z jej umysłu. Wydarte przez jakąś dziwną, pradawną i nieziemską siłę. To co motywowało ją do ucieczki, stanowiło bardziej jej pierwotny instynkt. Wolę przetrwania. Dlatego nie oglądała się za siebie. Nie obchodziły ją nawet wszelkie sypiące się zabudowania wokoło. Mrok łypiący na nią z zimnych okien opustoszałych kamienic zdawał się równie niebezpieczny.

Nie wiedziała jak długo podróżowała. Czas nie miał dla niej znaczenia, tak jak ona nie miała znaczenia dla Czasu. Mogły minąć lata odkąd postawiła pierwsze kroki, tak samo jak mogły minąć sekundy. Nie zauważyła nawet, kiedy opuściła mroczne zabudowania i znalazła się na cmentarzu. Dobrze go znała. Kilka kroków dalej znajdowała się chata Luda. Jednak teraz, na jej miejscu stały spalone zgliszcza.

Kruk zasiadający na jednym z grobowych pomników, wpatrywał się w nią, przeszywającym spojrzeniem. Nie odleciał, nawet gdy niziołka zbliżyła się doń na odległość wyciągniętej ręki. Oboje stali tak, w milczeniu. W oczach ptaszyska, Liapola dostrzegła dziwną, a zarazem pochłaniającą jej uwagę melancholię. To niezwykłe wrażenie, uświadomiło ją, iż oczy te nie mogą należeć do zwierzęcia.

Usłyszawszy cichy zgrzyt śniegu po prawej stronie. Zwróciła swój wzrok w tamtą stronę. Równocześnie Kruk z głośnym skrzekiem wzbił się w powietrze i uleciał w mrok.


Odziana w czarne szaty kobieta pojawiła się jakby znikąd. Spod czarnej, zdobnej maski spoglądała przychylnym wzrokiem na Liapole. Ciemne pasemka włosów niesfornie wymykały się z pod kaptura, dodając jej kobiecego uroku. W ręku trzymała krótki łańcuch, na którego końcu wisiała latarnia. A przynajmniej tak wydawało się niziołce. Kobieta uniosła wargi, z których popłynęły delikatne słowa. Brzmiała dostojnie, jednak Liapola wyczuła smutek w jej głosie.

- Odejdź, moja droga. To nie miejsce dla ciebie. Bądź jednak ostrożna. Zło czai się na granicy tego co realne, a nierealne.

Nagle Liapola zjeżyła się cała na odgłosy za swoimi plecami. Odwracając się powoli, poczuła, że strach wraca do niej w swej niewyobrażalnej potędze. Zaczęła panicznie krzyczeć, gdy w oddali, w ciemności zobaczyła sześć szkarłatnych ślepi, łapczywie wpatrujących się w nią. Wyczuwała w nich żądze krwi.


* * *



Kiedy się ocknęła, gwałtownie szarpnęła się w przód, chcąc usiąść. Zaraz pożałowała jednak tej decyzji, gdy ból emanujący z prawego ramienia, sprawił, że jęknęła donośnie. Ponownie położyła się na swym posłaniu. Dopiero potem zaczęła przypominać sobie wczorajsze wydarzenia. Nóż w jej ramieniu, ból, tajemnicza kobieta, urywkowe fragmenty wspomnień i… dziwna postać na końcu.

Następnie zaś zaczęła rozglądać się i analizować sytuacje, w jakiej się właśnie znalazła. Pomieszczenie, w którym się obecnie znajdowała, było niewielkie. Kamienne, nieregularne bloku tworzyły ściany. Zatęchłe posłanie z słomy, na którym leżała, zroszone było krwią – najpewniej jej własną. Grube koce przykrywające ją, dobrze chroniły od chłodu jaki tam panował. Obok niej, na niewielkim stoliku znajdowały się jej rzeczy i jarząca się delikatnie latarnia.

Zdziwiła się, kiedy zrozumiała iż jej prawe ramię zostało starannie zabandażowane. Spod niego wydobywał się jakiś dziwny odór. Dopiero po chwili zrozumiała, że nadal jest w swym strojnym ubraniu, od którego prawy rękaw został oderwany. Nie miała jednak czasu by się porządnie zezłościć, gdyż spróchniałe drzwi do pomieszczenia rozwarły się. Liapola zamarła, kiedy dostrzegła w nich, tą samą, przerażającą postać. Dziwna maska całkiem zasłaniała mu twarz, pozostawiając jedynie otwory na oczy. Czarny cylinder na jego głowie, dosyć nieźle komponował się z szarą tuniką, zasłaniającą resztę jego ciała. W odzianych w szare rękawiczki rękach trzymał on gliniany kubek, z którego unosiła się para.

Spoglądał na nią niemo.

 
Hazard jest offline