Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-10-2015, 14:55   #8
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Pogoda sprawiła podróżnym psikusa. Słońce, które początkowo zalewało swymi promieniami każdy kawałek zapylonego traktu, zapowiadając dzień równie uparty, jak poprzedni, po paru godzinach zaczęło się chować za mniejszymi czy większymi chmurami, zaś skwar, wróg każdego rozsądnego podróżnika, zniknął jak za sprawą czarodziejskiej różdżki.
Do zajścia w Saint-Aubin nie wracali, prócz jednego krótkiego polecenia, które wydał Raul.
- W Sens sprawisz sobie nową suknię - powiedział. - A tamtą później doprowadzi się do porządku.


Na popas tym razem zatrzymali się nie na leśnej polance, a "U Pierre'a", w dość sporych rozmiarów karczmie, samotnie stojącej koło traktu.
Sam Pierre, różniący się zdecydowanie od stereotypowego wizerunku przypisywanego karczmarzom, na sam próg wyszedł, witając dostojnego gościa i zapewniając, że w jego karczmie...
Raul machnięciem ręki stłumił wylewność karczmarza. Odesłał Desire, by zajęła się końmi, po czym wkroczył do karczmy, gdzie służba przygotowywała już dla niego najlepszy stół.

- Podwójna porcja kaczki, butelka burgunda, reszta według uznania - powiedział, zajmując miejsce i krytycznym wzrokiem obrzucając leżący na tym stole obrus.

Nawet nie musiał długo czekać. Już po chwili pojawiła się przed nim butelka wina, wraz z kieliszkiem, do tego przekąska, by gość nie tracił humoru, głodny czekając na danie główne.
A to pojawiło się wreszcie - i smakowicie wyglądając, i smakowicie pachnąc. Wystarczyło wyciągnąć rękę i jeść. I pić. Wszystko, oczywiście, z umiarem.
Podróże sprzyjają rozwojowi apetytu, więc porcja, którą zamówił Raul, wnet zniknęła w jego żołądku.
Raul wytarł ręce i usta, rzucił oberżyście garść srebra, po czym wyszedł na dwór by sprawdzić, co porabia Desire. I czy, zgodnie z poleceniem, zajęła się końmi.

Ta zaś, jak zwykle, stanęła na wysokości zadania. Konie zostały napojone i nakarmione. Juki sprawdzone i wszelkie, ewentualne niedociągnięcia poprawione. Desire siedziała na brzegu koryta, z którego wierzchowce piły wodę i moczyła w nim szmatkę, którą w nocy dostała od Raula. Musiała korzystać z niej parę razy gdyż zarówno włosy jak i czoło dziewczyny były wilgotne. Gdy jednak zauważyła wychodzącego z karczmy Raula, pospiesznie przerwała owe zajęcie.
- Zjesz coś? - spytał cicho Raul, równocześnie ostentacyjnie sprawdzając, czy konie są naprawdę przygotowane do podróży.
- Nie jestem głodna - odparła. - Możemy ruszać w każdej chwili.
Raul skinął głową, po czym, nie patrząc ani na Desire, ani na kłaniającego się w pas karczmarza, dosiadł wierzchowca i ruszył na trakt.

- Musimy trochę przyspieszyć - powiedział Raul, gdy karczma znalazła się już daleko za nimi. - Przed wieczorem powinniśmy dotrzeć do Sens.
- Jak sobie tego życzysz, panie - odparła Desire, która co prawda nie wiedziała jakim cudem miałaby wycisnąć ze swego wierzchowca szybsze tempo, jednak nie zamierzała publicznie sprzeciwiać się wicehrabiemu.

Pesymistyczne przypuszczenia nijak się nie sprawdziły.
Klacz, której dosiadała Desire, lepiej się spisywała, niż dziewczyna się spodziewała. Najwyraźniej wygląd nie do końca odpowiadał rzeczywistym możliwościom klaczy, która - chociaż najlepsze lata miała już za sobą - dotrzymywała kroku lepszemu wierzchowcowi. A ze pogoda stale dopisywała, podróż przebiegała bez większych kłopotów. Wyprzedzali mniejsze i większe grupy pieszych podróżnych, kupieckie wozy i bardziej eleganckie zaprzęgi szlachetnie urodzonych. Trakt, chociaż dzień targowy bynajmniej to nie był, pełen był ludzi w różnych sprawach wędrujących od wioski do wioski czy od miasta do miasta. Wiele towarów spływało leniwie się wijącą Yonne, lecz ubite drogi i tak tętniły życiem.

Gdy dotarli do Sens godzina była jeszcze wczesna.
- Jak dotrzeć pod "Lwa"? - Raul pochylił się ku jakiemuś z miejska ubranemu człekowi.
- Prosto, panie, pojedziecie, potem skręcicie w prawo, w trzecią ulicę. I już będziecie.
Raul skinął głową.
Wskazówki były jasne i proste. I trudno było zabłądzić. Po paru minutach podróżnicy wjechali na ogrodzone wysokim płotem podwórze karczmy, na szyldzie której prężył się gotowy do skoku lew.
 
Kerm jest offline