Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-10-2015, 21:16   #13
Eleishar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
Pożegnań czas...


-No to wstęp mamy za sobą. Chodźmy zająć się pożegnaniem. - mruknął Ss’aris opuszczając karczmę za swoim rodakiem.
-Obaj wiemy, że położyłem więcej przeciwników niż Ty! - rzucił z udawanym oburzeniem do Nui. Chłopak musiał się otrząsnąć, nie powinni żegnać Yandii z płaczem.
Nui S’in Yllandarik niechętnie przeniósł wzrok na Ss’aris’a. Już chciał coś powiedzieć, lecz w ostatnim momencie jakby zmienił zdanie. Zamiast tamtych słów, wypowiedział inne, zmuszając się do bladego wprawdzie, ale jednak uśmiechu.
-Poszedłeś w... Phr! ...ilość, ja jakość. - Nui rzucił w ciemność kamieniem, który obracał w dłoniach i skoczył na nogi. Zerknął na drzwi od karczmy
-Idą już tutaj? - zapytał.
-Tak se tłumacz. - odburknął mu tylko Ss’aris - Powinni się zaraz zjawić, chyba że chleją jeszcze.

***

Północ, Wodospad Siedmiu Łez, niedaleko Kratas


Woda smutno pluskała delikatnie obmywając gładkie otoczaki. Wedle legendy, to właśnie tutaj skończyli swój żywot bohaterowie opowieści o Brissie Kolczastym, cierniowym elfie który zdradził Alachię, oraz Nalii Niebieskookiej, później zwanej Pobliźnioną, nieskalanej elfce która oddała mu serce. Gdy ona umarła, on sam, mimo że cierniowa klątwa chroniła go przed bólem duszy cierpiał tak mocno, że uronił siedem łez, co nigdy żadnemu przeklętemu z elfów się nie przydarzyło.

Teraz, w tej niewielkiej kotlince wyrytej w płaskiej barsawiańskiej sawannie miała odejść Yandi. Odejść symbolicznie, gdyż zamiast jej ciała były tu drogie jej przedmioty. Na płaskim kamieniu, za życia tak lubianym przez nią i Lauriel miescu pikników i romantycznych spotkań dziś leżały drobiazgi, które lubiła i ceniła.
To nawet lepiej, pomyślał Kitaan, łatwiej jest mówić, gdy nie ma ciała. Pochował wielu swoich jeszcze pod ziemią, gdzie elfia długowieczność często zawodziła. Zbyt dobrze poznał ten rytuał.
Lauriel na szczęście znała go także. W ciemności nasycone magią Imienia, które odchodziło przedmioty lśniły mocno, oświetlając twarze siedzących wokół w równym kole towarzyszy.
Trubadurka jako najbliższa zmarłej rozpoczęła. Śpiewny, elficki język poniósł się w mrok, zwykle kaleczony przez tych, którzy nie mówili nim od urodzenia w ustach śpiewaczki nabrał wspaniałego, dźwięcznego tonu, tak że nawet Kitaan nie odróżniłby jej od rodowitej elfickiej śpiewaczki. Trzeba było zaiste wprawnego ucha, by z prastarych, obrzędowych wersetów wychwycić pełne znaczenie, lecz niemal każdy rozpoznał ozidan imri, czyli pamiątkę, thelem, prawo natury czy w końcu najbardziej ponure - medaron, śmierć.
Gdy ceremonialna przemowa dobiegła końca, Lauriel odczekała kilka dłuższych chwil. W końcu rzekła krótkie słowo, w elfickim oznaczające "światło".
- Mellakabal!
Od podświetlonych pamiątek oderwała się smużka światła i rozpaliła trzymaną przez trubadurkę świecę.
- Pewnego dnia wielki Łupieżca zdenerwował się, gdy śpiewałam pieśń o wietrzniackim spryciarzu przechytrzającym trolla. Łupieżca zdenerwował się i rozbił mi lutnię, którą bardzo kochałam. Gdy Yandii dowiedziała się o tym, zamówiła mi nową lutnię u wyśmienitego rzemieślnika. Wręczając mi ją powiedziała cicho, że zdobienia i wykończenie są z trollowego rogu. Uznałam to za niesmaczne, dopóki nie spotkałam później tego samego brutala z jednym rogiem uciętym. Kochana Yandi dała mu lekcję pokory, jednocześnie pozwalając zachować godność, gdyż jeden róg został. A ja miałam wspaniałą nową lutnię. Nadal ją mam - tu kobieta delikatnie popieściła swój instrument, dar kochanki, której już nie zobaczy.
- Taką Cię zapamiętam - zakończyła wspomnienie ceremonialnym zwrotem.
Znów zapadła cisza.
Kolejny w kręgu był Kitaan Mieczowładny, gdyż po Lauriel on był poprzez krew związany ze zmarłą. - Mellakabal - rzekł cicho i smużka jasności oderwała się znów od stosu by zapalić drugą, kitaanową świecę.
- Pamiętam dobrze ten dzień, gdy skończyłem wykuwać moją zbroję. Długie lata zajęło mi doskonalenie mojego kunsztu, by w końcu zrobić to dobrze, zaś zwinna Yandii naśmiewała się ze mnie, twierdząc że żółwie będą zwinniejsze ode mnie. Kłóciliśmy się o to, ja udowadniając zalety mojego pancerza, ona wskazując mi jego wady i sposoby w jaki można go obejść. Gdy już oboje ledwie dyszeliśmy z wściekłości i zmęczenia, ona podeszła i śmiejąc się wręczyła mi piękne, złote ozdoby do mojej zbroi, tej samej którą przed chwilą wyśmiewała. A że doskonale pracowała w kruszcach, widać było że włożyła w nie serce i wiele dni pracy.
Kitaan uśmiechnął się do swojego wspomnienia, czując jak smutek spala się w płomieniu trzymanej przez niego świecy. Zakończył tym samym zdaniem.
- Taką Cię zapamiętam.
Znów zapadła cisza i dwie świece płonęły w kręgu przyjaciół zmarłej.
-Mellakabal! - rzekł doniosłym głosem Ss’aris, nie był związany z Yandii krwią, ani namiętnym uczuciem, więc ustąpił Kitaanowi i Lauriel, ale był najbliższym przyjacielem złodziejki i uznał że to właśnie był jego moment. Zapłonęła świeczka którą trzymał.
-Pamiętam jak dziś naszą pierwszą przygodę. - zaczął, a na jego usta wpełzł lekki uśmiech - Mieliśmy wtedy zdobyć amulet ze skarbca, którego nazwy nie wymienię, bo uszy są wszędzie. - zachichotał - Yandii chciała to zrobić to dyskretnie, ja oczywiście uznałem wejście cichaczem za niegodne wielkiego awanturnika, czyli mnie i wparowałem od frontu, przebijając się zaciekle przez tabuny strażników. Gdy dotarłem w końcu do właściwej komnaty, w środku czekała ona, trzymając skarb w ręku i śmiejąc się wesoło, z lekką szyderą. Jednakże gdy świętowaliśmy nasz sukces, ona chwaliła moją odwagę i umiejętności głośniej ode mnie samego, choć nie sądziłem że to możliwe. Ta noc była piękna i pełna radości, bawiliśmy się jakby jutro miało nigdy nie nadejść. - w tonie szermierza nie dało się już wyczuć nawet odrobiny smutku.
-Taką Cię zapamiętam. - zakończył. Czekał aż część oficjalna dobiegnie końca, żeby prawidłowo ją pożegnać musiał zrobić coś jeszcze.
- Mellakabal- powiedział Grimo i odpalił swoją świecę - Pamiętam jak drwiłaś z mojego wzrostu i niezdarności, ale były to żartobliwe drwiny bez cienia złośliwości. Taką cię zapamiętam. - krasnolud zapalił czwartą świecę.
- Mellakabal… – jako ostatni zabrał głos Yllandarik. Nieco zaschło mu w gardle, toteż musiał odchrząknąć nim kontynuował.
- Mellakabal! – rozpoczął na nowo i znów coś go zatrzymało. Coś ścisnęło za gardło. Z całych sił próbował wziąć się w garść, lecz widać było, że udawana w późniejszych słowach pogoda ducha, była obłudą. Jakże dziwną i niepotrzebną jego zdaniem, nie potrafił bowiem odnaleźć sensu w tłumieniu tych emocji.
– Lubiła patrzeć jak wykonuję magiczne sztuczki.- spróbował po chwili - Wielokrotnie zastanawiałem się dlaczego tak to ją interesuje. Wielokrotnie... – Nui uśmiechnął się blado - wielokrotnie prosiła bym powtarzał te same ruchy. Pewnego dnia zobaczyłem jak sama je wykonuje, perfekcyjnie odwracając uwagę. Później, stosowała je w różnych sytuacjach, w jej złodziejskim fachu. Zawsze doskonaliła swoje umiejętności, profesjonalna w każdej chwili, a jednocześnie pogodna i otwarta na nasze pomysły... Taką... - Nui S’in znów urwał w pół zdania – Miało nie być... Powiem tylko, że jeśli to co czuje teraz każdy z nas, Lauriel... jeżeli to ma być ceną za znajomość Yandii przez te wszystkie wspaniałe lata, to... to ja sięgam po to w ciemno i wiecie... Nie zamieniłbym tego smutku na nic innego. Bo czym jest ten smutek jak nie odbiciem ogromu radości jakiego nam wszystkim dała? Tak myślę... Taką właśnie Cię zapamiętam, Yandii.*.

Gdy zapłonęła ostatnia świeca, ogień rozjaśniał pięknym błękitem, a blask wszystkich knotów splótł się na ołtarzu pamięci. Tam, z zawirowań światła wyłaniał się kształt, a Grimo poczuł duchową obecność przyjaciółki. Po chwili zaś zobaczyli ją wszyscy, astralne odbicie elfki, niczym esensja wyzwolona z formy ciała. Obejrzała się wokół i każdemu spojrzała w oczy uśmiechając się przekornie. Smutek uciekł, zaś w serca przyjaciół wstąpiła ulga. Unisono, niczym chór wypowiedzieli jej Imię nawet nie myśląc o tym, dokładnie tak jak przepowiedział im Kitaan, opowiadając o elfiej magii pogrzebowej. Yandii zaś ukłoniła się wszystkim i smuga po smudze zaczęła odpływać z materialnego świata, rozpoczynając eteryczną podróż przez zaświaty. Gdy widać było już tylko jej głowę, wydmuchnęła kilka jasnych iskier, a każda poszybowała do dłoni obrzędników. A z dłoni popłynęła do serc.
Yandi odeszła, jednak jej cząstka została w każdym ze zgromadzonych.
Powodzenia na tamtym świecie, złodziejko!
 
Eleishar jest offline