Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-10-2015, 22:25   #23
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Rubin przejęła prowadzenie gdy tylko przekroczyli bramę Zaren. To w końcu były jej ziemie, jej lasy i jej góry. Znała tu każdy zakątek, skałę i jezioro. Nie wszystko jednak pozostało takim jakim je zapamiętała. Ludzkie siedziby rozrosły się znacznie, było też mniej drzew, zastąpione przez uprawne pola. Wioski, które znała gdy nie liczyły sobie więcej niż parę chat, teraz były miastami. Ścieżki dzikich zwierząt zamieniły się w drogi. To, co kiedyś było dzikie i wolne, miało teraz właściciela. Napawało ją to smutkiem, gdyż po raz kolejny przypominało o tym, że nie jest to już świat, w którym byłoby miejsce dla kogoś takiego jak ona. Była reliktem, pozostałością po dawnych, pięknych czasach.
Niewesołe myśli sprawiły, że początek podróży minął im w ciszy. Do południa zdołali pokonać znaczny odcinek trasy i zdecydowanie należał się im odpoczynek, podobnie zresztą jak wierzchowcom. Rubin jednakże nalegała by omijać karczmy, zajazdy, gospody, wioski, miasta… Jednym słowem wszystkie siedziby ludzkie jakie się przed nimi znajdowały. Miast tego poprowadziła ich w głąb lasu, z dala od traktu i jakiejkolwiek drogi, na której mogliby spotkać przedstawicieli ludzkiego rodu. Trasa którą obrała nie należała do najłatwiejszych. Gałęzie drzew zwisały nisko czepiając się ubrań. Krzaki były gęste i przeważnie kolczaste. Światło dnia tylko gdzieniegdzie szansę miało na to by przedostać się przez korony drzew i rozjaśnić mrok pod nimi panujący przez co podróżowali w ciągłym półmroku. Było też chłodniej niż na trakcie, z którego zboczyli. Rubin jednak te nieprzyjemności najwyraźniej nie przeszkadzały, a wręcz zdawały się poprawiać jej humor.
- Jeszcze tylko parę kroków - rzekła w pewnym momencie do Gareta by dodać mu nieco otuchy. Parę kroków musiało jednak należeć do olbrzyma, gdyż minąć musiała godzina, nim wreszcie rudowłose dziewczę wstrzymało wykończonego wierzchowca.
Miejsce jednak, w którym się znaleźli, swą urodą aż nadto wynagradzało owe trudy. Tak przynajmniej uważała Rubin.



Kiedyś stał tu zapewne zamek, może nawet gród warowny, sądząc po rozmiarach ruin przed którymi stali. Większość jednak pozostałości po dawnych mieszkańcach pochłonięte zostało przez naturę. Trawa zajęła miejsce posadzki, bluszcz zdobił pozostałości ścian niczym żywy, soczyście zielony arras. Dzikie kwiaty zdominowały ogrody, a głosy ludzkie i śpiew bardów ustąpiły miejsca skrzydlatym śpiewakom. Ten zaś współgrał z szumem strumienia, który wił się wśród ruin, lśniąc w blasku słońca i kusząc swą krystalicznie czystą wodą.

- Tu możemy odpocząć w spokoju - oznajmiła Garetowi, zsiadając z wierzchowca i prowadząc go ku wodzie. - Nikt nam tu nie będzie przeszkadzał. No, chyba że duchy lasu postanowią zawrzeć z tobą bliższą znajomość. Kiedyś także mieszkała tu rusałka, czy jednak nadal rezyduje wśród tych ruin, nie wiem.
- Rusałka? Z tego co wiem, rusałki niebyt lubią zamki czy grody
- odparł Garet, z ciekawością rozglądając się dokoła. - Musiała się tu osiedlić po odejściu mieszkańców warowni. Ale, przyznaję, piękne miejsce i wcale bym się jej nie dziwił, gdyby ten zakątek obrała za swą siedzibę.
Rusałki były ponoć pięknymi istotami, ale mogły się okazać niebezpieczne dla ludzi i Garet zdecydowanie wolałby, by ewentualna mieszkanka tego zakątka trzymała się od niego z daleka.
Rozsiodłał wierzchowca i wytarł, po czym poszedł w ślady Rubin. Sam również z chęcią by się napił, ale koń z pewnością był bardziej zmęczony, niż on. No i trzeba było dopilnować, by wierzchowiec nie pił zbyt szybko.
- Oczywiście, że pojawiła się dopiero po ich odejściu. Krążyła o tym nawet pewna legenda która sprawiła, że nikt nie próbował się osiedlać w tym miejscu na nowo. Podobno jest nawiedzone - wyjaśniła Rubin, gdy Garet wraz z wierzchowcem zbliżyli się do strumienia. - Władca tych ziem miał ponoć zabić swoją córkę, gdy ta w tajemnicy przed nim poślubiła syna jego największego wroga. O poranku kolejny dzień po morderstwie rozpoczynającym znaleziono jego i jego małżonkę w łożu pełnym krwi. Ślady wskazywały na to iż czynu dokonało rozszalałe zwierzę, jednak nikt nie słyszał nawet pojedynczego krzyku. Nie było także znaków świadczących o tym, że się bronili. Ludzie uznali, że byłą to zemsta zmory, jaką stała się dziewczyna po swej śmierci. Jednak kolejnego poranka odkryto kolejne ciała. Ludziom nie zajęło wiele czasu by dojść do wniosku, że na świecie istnieją lepsze miejsca do życia. Po nich paru próbowało przejąć te ziemie, jednak za każdym razem morderstwa zaczynały się od nowa. W końcu zaprzestano prób i zapomniano o tym miejscu. Od pojawienia się ostatniego śmiałka minęły lata. Teraz króluje tu natura i najwyraźniej nikt nie ma nic przeciwko jej panowaniu.
- Rodzice mają czasami dziwne pojęcie o tym, co jest dobre dla ich dzieci - powiedział Garet. - Dzieci z kolei nie chcą słuchać rad starszych i uważają się za mądrzejsze. Ja jednak nie uważam, by mordowanie krewnych stanowiło najlepszy sposób rozwiązywania rodzinnych konfliktów. Na szczęście - dodał - nie zamierzam się tutaj osiedlać. Niech sobie ten zakątek trwa w ciszy i spokoju do końca świata. Rusałka w potoku, zmora grasująca po komnatach... trochę to dużo, jak dla mnie. Lepiej sobie wzajemnie nie przeszkadzać.
Rubin wiedziała doskonale o tym, jak problematyczne mogą być życzenia rodziców i jak zgubne w skutkach. Szczęściem w nieszczęściu byłą teraz panią samej siebie i mogła na chwilę zapomnieć o przestrogach i nakazach, które na jej głowę zostały zrzucone.
- Nie powinny nam problemu sprawiać. Zazwyczaj trzymają się z daleka, gdy tu przebywam. Nigdy jednak nic nie wiadomo, gdyż będzie to pierwszy raz, gdy przybywam w towarzystwie. Szczęściem nie spędzimy tu nocy, jedynie chwil kilka by siły zregenerować.
Co mówiąc puściła wodze wierzchowca by ten sam się sobą zajął, a sama myszkować poczęła w jukach. Jak się wkrótce okazało owe myszkowanie cel miało jeden - jedzenie. Biorąc zaś pod uwagę iż wyjęła niemal całe zapasy jakie Garet zakupił w Zaren, dziewczę musiało być wilczo głodne.
- Apetyt ci dopisuje - uśmiechnął się Garet. - Na szczęście w okolicy nie ma ludzi, więc nie powinno być zbyt wielkich kłopotów z upolowaniem czegoś na kolację. Lub na śniadanie.
- Magia wymaga dużej ilości energii -
wyjaśniła mu ze śmiechem. - Zwierząt zaś faktycznie nie brakuje w tych okolicach. Gdybyś zaś miał ochotę na bardziej wyszukaną kuchnię to wciąż możemy spróbować dotrzeć do kolejnego miasta lub powrócić na trakt i zawitać do jednej z karczm jakie przy nim się znajdują.
- Nie zawsze wszak przy stole, z obsługującą mnie służbą biesiaduję
- uśmiechnął się Garet. - Ojciec dopilnował, bym ładny kawałek życia spędził w lesie, na szlaku, przy ognisku. Wyszukanej kuchni mi nie trzeba - zapewnił.
Sięgnął po chleb i kawałek kiełbasy. Doszedł do wniosku, że lepiej nie czekać, aż swój głód zaspokoi dziewczyna o apetycie dorównującym wilczej sforze.
Decyzję podjął dobrą, gdyż jadło zdawało się samo znikać wraz z chwilą w której w dłonie Rubin trafiło.
- Zatem problemów mieć nie będziemy - zapewniła go między jednym, a drugim kęsem. - Zostajemy tu na noc czy wolisz bardziej ku górom się zbliżyć nim udamy się na spoczynek?
Rudowłosa wolałaby zostać na miejscu jednak jej się nie spieszyło nigdzie. Cieszyła się każdą chwilą jaką spędziła w drodze, przeżywając przygodę. Zdawała sobie jednak sprawę z tego, że Garet może nieco inaczej do sprawy podchodzić. Wszak mieli odnaleźć księżniczkę i odebrać nagrodę za swe liczne trudy, które z owymi poszukiwaniami były związane. Nie chciała dla własnej tylko przyjemności umniejszać jego szans na nagrodę.
- Im dalej dotrzemy, tym lepiej - powiedział. - Parę dni w siodle nikomu nie zaszkodziło. Dopóki wierzchowce wytrzymają, to możemy jechać. Ale nie możemy ich zajeździć, bo w końcu może się okazać, że będzie nam potrzebna ich szybkość.
Konie i szybkość niekoniecznie współgrały ze sobą wedle opinii Rubin, jednak zdawała sobie sprawę, że ludzie nie mając innej alternatywy, musieli uważać je za najlepszy w tej dziedzinie środek komunikacji. Była ciekawa czy Garet nadal uważałby je za szybkie gdyby zakosztował przejażdżki na jej grzbiecie. Myśli takowe sprawiły że na jej usta zawitał złośliwy uśmieszek zdradzający niecne plany, które rodziły się w jej umyśle. Na wprowadzenie ich w życie musiała jednak poczekać na sposobną ku temu okazję.
- Jeżeli będziemy podróżować lasem, to ominiemy tłok na trakcie i ewentualne, ciekawskie spojrzenia. Będziemy również poruszać się szybciej, jeżeli to właśnie na szybkości ci zależy. Miejsc na noclegi nam nie zabraknie, o tym mogę zapewnić. Znam te okolice dość dobrze, a im bliżej gór, tym moja wiedza zyskuje. Jest także szansa na to, że uda się nam zawitać do mojej siedziby. Biorąc pod uwagę ilość chętnych na połowę królestwa, będzie to dla mnie obowiązek, którego odrzucić nie sposób.
- Dość dużo by musiało być tych połówek -
uśmiechnął się Garet. - Skoro znasz drogę, że tak powiem, na skróty - nie wnikał w to, skąd się bierze owa wiedza - w takim razie jedźmy krótszą drogą. Bez tłoku, w miłym otoczeniu.
Sięgnął po kolejny kawałek kiełbasy.
- Zjemy, konie odetchną, i ruszamy dalej - powiedział.
Plan takowy zdecydowanie do gustu przypadł Rubin, która bez zbędnego namawiania powróciła do kończenia tego, co jeszcze się ostało z zapasów.

W dalszą drogę ruszyli gdy tylko wierzchowce oraz ich jeźdźcy odpoczęli. Pogoda dopisywała, las przestał już bronić im przejścia, nawet cieplej się zrobiło. Zapach nagrzanego listowia wdzierał się w ich płuca przy każdym oddechu, uszy chłonęły ciszę. Jedynymi dźwiękami, które zdawały się ją zakłócać był odgłos kopyt i sporadyczne rżenie.
Gdy mrok spowił okolicę, Rubin zboczyła nieco z obranej wcześniej drogi. Podążając za odgłosem płynącej wody, który w końcu i Gared był w stanie usłyszeć, doprowadziła ich do niewielkiej, wyglądającej na opuszczoną, chaty.



- Tam była rusałka. Tutaj też ktoś mieszka? - na wpół żartem spytał Garet.
- Nie, ta chata jest opuszczona. Niekiedy tylko zaglądają do niej łowcy, gdy ich pogoń za zwierzyną zawiedzie w te strony - wyjaśniła Rubin zsiadając z wierzchowca. - Za chatą jest, a przynajmniej powinna wciąż być, otwarta stajnia. Możemy tam zostawić konie.
Faktycznie, za chatą stała konstrukcja, która od biedy i z przymrużeniem oka mogła zostać stajnią nazwana. Rudowłosa przywiązała swego wierzchowca do żerdzi i zabrała się za zdejmowanie z niego siodła.
- Niestety na siano nie ma co liczyć - oznajmiła. - Możliwe jednak, że w chacie zostawiono jakieś ziarno, które byłoby zdatne dla nich na kolację. Zajmij się tym, jak możesz, a ja postaram się zdobyć coś na kolację - dodała.
Garet uniósł brwi.
- Sprawdzę - powiedział. - Pomyślnych łowów - dodał.
Rubin skinęła mu głową, po czym lekkim krokiem ruszyła na polowanie.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline