Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-10-2015, 11:43   #21
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Śmierć ostatniego rabusia nie wpłynęła znacząco na przebieg wydarzeń. Jego ciało zostało przerzucone przez koński grzbiet i droga powrotna mogła zostać kontynuowana.
Gdy dotarli do wioski, zostali powitani ludzką masę, składającą się z rozwrzeszczanych dzieciaków, rozgadanych niewiast i mężczyzn, którzy próbowali ukryć swą ciekawość, jednak z marnym skutkiem. Pytania padały jedno przez drugie. Porwane dziewczęta otoczone zostały wianuszkiem zaciekawionych i współczujących (mniej lub bardziej szczerze) dziewczyn. Wkrótce jednak zaczęto je od nich odciągać. W końcu kontakt z porwanymi mógł niekorzystnie wpłynąć na młode, wciąż niewinne panny. Mężczyźni natomiast dość łakomymi i bezwstydnymi spojrzeniami wodziły za dwiema brankami. Dobrze przeto się stało, że zarówno Albuna jak i Dunka zbytnio swego powrotnego pobytu w wiosce nie zamierzały przedłużać. Ich rodziny najwyraźniej również były z tego powodu zadowolone. Wszak posiadanie pod strzechą takich dziewcząt nie było czymś czym bogobojne matrony chciałby się chwalić. Trzeba było jednak rzec iż łez nieco uroniono na ich pożegnanie.
Podobnie rzecz się miała gdy Rubin i Garet opuszczali Podgórkę. Po rozmowie z wójtem i załatwieniu sprawy srebra oraz bestii, niewiele ich trzymało w owym zabitym dechami miejscu. Szczególnie rudowłosa nie miała ochoty na kolejną noc w sianie i zaduchu. Ruszyli zatem w drogę, mając nadzieję na dostanie się w pobliże porządnej karczmy nim mrok zapadnie. Nadzieja ta co prawda była tylko Gareta udziałem, jednak Rubin nie zamierzała się tym razem sprzeciwiać. Wynajęcie oddzielnych pokoi na noc dawało jej przynajmniej większe szanse na swobodne wymknięcie się w nocy, niż ciasnota stajennego strychu.

Pokonanie bandytów zajęło tyle czasu, że wieczorem para poszukiwaczy przygód zdążyła jedynie wrócić do karczmy, z której wyruszyli, by zmierzyć się z bestią nawiedzającą Podgórkę.
- Zatrzymujemy się, czy jedziemy dalej? - spytał Garet.
Konie nie były zmęczone, trakt był dobrze utrzymany, mieszkańcy Podgórki zaopatrzyli ich w zapasy na drogę.
- Wolałabym jechać dalej, jeżeli jednak jesteś zbyt zmęczony…
Garet nie był, dzięki czemu ominęli przybytek i ruszyli dalej. Nocne wędrówki zwykle do najmądrzejszych nie należały. Wiele było historii o tych, którzy w noc ruszając nigdy świtu nie ujrzeli. Rubin musiała przyznać, że niektóre z nich były jej winą. Nie było bowiem łatwiejszego łupu nad zmęczonego człowieka, na zmęczonym koniu, ledwo na oczy widzącego i samotnego na trakcie. Nawet wysilać się zbytnio nie trzeba było by takową przekąskę złapać. Oni jednakże nie dość że wypoczęci w miarę byli to i wierzchowce rześkie i do drogi chętne mieli. Księżyc świecił nad ich głowami, niebo było bezchmurne, przygoda czekała. Rudowłosa nie omieszkała poinformować swego towarzysza, iż taki właśnie sposób podróży bardziej jej odpowiadał. Dzień wszak był ku temu by wylegiwać się w promieniach słonecznych, podziwiać blask klejnotów i od czasu do czasu pożreć jakąś owcę lub pasterza. Tego jednakże już mu nie powiedziała.
Na krótki postój zatrzymali się tuż po północy. Rubin ponownie odpowiedzialna była za wybór miejsca. Tym razem jednak obyło się bez jej zdobnych kielichów, wycieczek do domu i grupki rabusiów. Dali odpocząć koniom, zjedli lekki posiłek, zregenerowali siły, po czym ruszyli dalej. Dzięki tym zabiegom udało się im dotrzeć do bram Zaren wraz z pierwszymi promieniami słońca. Kolejka do bramy miała dopiero się utworzyć, dzięki czemu bez przeszkód i zbytniego czekania znaleźli się za murami miasta.
Zaren było trzecim co do wielkości miastem Aden. Z początku na jego miejscu stał zamek warowny hrabiego Beron. Z czasem jednak i z napływem kupców, wioski otaczające siedzibę rodu rozrosły się w małe miasteczka by w końcu połączyć się ze sobą tworząc Perłę Północy, jak niektórzy zwali Zaren. Rubin osobiście wolała poprzedni wygląd tego miejsca, gdy nie było tu tylu budynków, nie było tylu ludzi i nie śmierdziało tak strasznie. Niestety, człowiek miał to do siebie, że rozmnażał się zadziwiająco szybko i ponad miarę. Piękno dzikiej natury musiało więc ustąpić pod naporem potrzeb egzystencji tak licznego gatunku. Dawne ścieżki, przez lata wydeptywane przez zwierzęta, zastąpiono drogami. Zielone łąki, mieniące się wspaniałymi barwami dzikich kwiatów, ustąpiły miejsca tworom ludzkich rąk. Orzeźwiający zapach letniej bryzy nie niósł już ze sobą słodyczy, a odór ciał i ich wydzielin. Mimo iż była w stanie dostrzec urodę Zaren, nie mogła jej w pełni docenić. Było to bowiem sprzeczne z jej naturą.

Wymęczone konie znalazły wytchnienie w stajni karczmy “Smocza Przekąska” się zwiącej. Rubin znała to miejsce z poprzednich wypraw, było ono bowiem najstarszym, wciąż działającym przybytkiem oferującym schronienie i jadło, jakie zachowało się w obrębie murów Zaren. Ceny nie były niskie, jednak warte sięgnięcia głębiej do sakiewki. Obsługa była przyjazna, klientela wysoko urodzona, a w razie problemów do dyspozycji karczmarza znajdowało się czterech wojaków.
Zamówiwszy śniadanie w osobnej sali i dwa pokoje na czas nieokreślony, która to opcja była kaprysem Rubin, udali się do łaźni, by zmyć z siebie trud i pył drogi.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 19-10-2015, 23:18   #22
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Zaren żyło jednym - porwaniem księżniczki Marii. I - co dla wielu było jeszcze ważniejsze - nagrodą za jej odnalezienie i uwolnienie. Wielkość nagrody stale oscylowała w okolicach "ręka księżniczki i pół królestwa".
Do zamążpójścia księżniczka w zasadzie się nadawała, bowiem do lat odpowiednich dochodziła, ale każdy rozsądny człek powinien wiedzieć, że rękę księżniczki dostaje się jedynie w bajce, lub gdy jest się księciem z sąsiedniego królestwa, a nie zwykłym śmiertelnikiem. Nawet wysoko urodzony miałby pewne kłopoty z wyegzekwowaniem takiej nagrody. No a połowa królestwa... Nikt, kto miał choćby nieco rozumu w głowie, nie dzielił swego majątku. Młodszy syn musiał sam zadbać o swą dolę, a co dopiero jakiś przybłęda. Tak kazała tradycja, a królestwo swoje prawa miało, które wyraźnie podziału zabraniały. Co Gareta nie dziwiło w najmniejszym nawet stopniu.
Plotki na temat porywaczy były różnorakie. Najbardziej oczywistym i najczęściej wymienianym kandydatem był oczywiście Zhanes III, władający od dziesięciu lat Darren, ale wymieniano i inne osobistości - w tym Hahltara Urwyna, byłego hrabiego Uhrsu, wygnanego z Aden parę lat temu. Na liście podejrzanych nie znalazła się jedynie władczyni jednego z północnych sąsiadów, bowiem królowa Airah miała jedynie córki na wydaniu. Coś w sam raz dla wysoko urodzonych młodszych synów.
Bardzo wysoko urodzonych.
Poszła również plotka, iż wielka miłość za tym stała, i że księżniczka Maria z ukochanym uciekła, co to za niego wyjść z woli rodziców nie mogła.
Coś w sam raz dla bajarzy i bardów wszelakich.

- Tu jest Rune. - Garet szkicował prowizoryczną mapę. - Do Srebrnych Gór są dwa tygodnie drogi. Dla kuriera. Jeśli się wiezie porwaną dziewczynę, to podróż zajmie więcej czasu. Powóz, nawet jeśli to kolasa, jest wolniejszy od gońca, zmieniającego co rusz konie.
- My jesteśmy mniej więcej tu. - Na mapie pojawił się punkcik. - Jeśli porywacze nie wspomagali się magią, to nie powinni być bliżej gór, niż my. No a przez góry trudno im będzie się przedostać, chyba że mają swoją, nikomu nie znaną trasą. Na dodatek taką, której nie znają Strażnicy Górscy.
- Szlaków przez góry jest wiele, znane są jednak tylko nieliczne. Mogli odkryć jeden z nich planując porwanie. Mogli też dostać w swoje ręce jedną ze starych ksiąg należących do łowców smoków. W niektórych z nich istniały opisy tuneli i przejść używanych przez ten pradawny ród - Rubin postanowiła podzielić się niewielką ilością swej wiedzy. - Co prawda nie wiem, czy któreś z owych tomów przetrwało, jednak możliwości takiej nie możemy wykluczyć.
Pradawny ród? To pewnie większość z nich wymarła. Zapewne w niezbyt przyjemny sposób, pomyślał Garet.
- To nie brzmi dobrze - powiedział na głos. - Niestety nie mam znajomości w tamtych kręgach i wiedza o tunelach pod górami jest mi obca.
- Możemy spróbować sprawdzić wejścia do tych oczywistych, a później, jeżeli nie natrafimy na ślady porywaczy, możemy sprawdzić pozostałe, które wiodą w stronę Darren. Tych jednak są setki. Dobrze by było trafić od razu - Rubin nie uśmiechało się sprawdzać każdego korytarza i każdej jaskini jaka w Srebrnych Górach się znajdowała. Wątpiła jednak by ludzie posiedli wiedzę o każdym przejściu. Najpewniej, i to tylko jeżeli udało się im zdobyć stare zapiski, wiedzieli jedynie o paru. Jeżeli zaś tych zapisków nie posiadali to istniały cztery, które porywacze mogli wykorzystać, by przemknąć na drugą stronę gór bez zostania zauważonym.
- Dużo wiesz. - Garet z uznaniem skinął głową. - Uzupełniamy zatem zapasy i ruszamy w drogę?
- Zwlekanie z pewnością nie sprawi, że księżniczka sama nam w ręce wpadnie, a jej porywacze się powybijają. Droga nas czeka długa, a najgorsze wciąż przed nami.
Rubin zdecydowanie nie zamierzała się sprzeczać z Garetem. Szczególnie gdy rzecz się tyczyła zapasów. Dobry posiłek zawsze wprawiał ją w lepszy nastrój, a bogowie wiedzieli że takowego będzie jej potrzeba w ilościach znacznych.
- W takim razie zajmę się zapasami na kilka dni. - Garet podniósł się z krzesła. - Dla ciebie coś specjalnego na drogę?
- Sama się tym zajmę - zapewniła go Rubin.

Byli w znanej gospodzie, w centrum wielkiego miasta. Jeśli się miało złoto, to w mgnieniu oka można było zdobyć wszystko, co tylko się chciało. Nic więc dziwnego, że niespełna godzinę później opuszczali Zaren, ruszając w stronę najbliższego przejścia, prowadzącego na tamtą stronę gór.
 
Kerm jest teraz online  
Stary 20-10-2015, 22:25   #23
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Rubin przejęła prowadzenie gdy tylko przekroczyli bramę Zaren. To w końcu były jej ziemie, jej lasy i jej góry. Znała tu każdy zakątek, skałę i jezioro. Nie wszystko jednak pozostało takim jakim je zapamiętała. Ludzkie siedziby rozrosły się znacznie, było też mniej drzew, zastąpione przez uprawne pola. Wioski, które znała gdy nie liczyły sobie więcej niż parę chat, teraz były miastami. Ścieżki dzikich zwierząt zamieniły się w drogi. To, co kiedyś było dzikie i wolne, miało teraz właściciela. Napawało ją to smutkiem, gdyż po raz kolejny przypominało o tym, że nie jest to już świat, w którym byłoby miejsce dla kogoś takiego jak ona. Była reliktem, pozostałością po dawnych, pięknych czasach.
Niewesołe myśli sprawiły, że początek podróży minął im w ciszy. Do południa zdołali pokonać znaczny odcinek trasy i zdecydowanie należał się im odpoczynek, podobnie zresztą jak wierzchowcom. Rubin jednakże nalegała by omijać karczmy, zajazdy, gospody, wioski, miasta… Jednym słowem wszystkie siedziby ludzkie jakie się przed nimi znajdowały. Miast tego poprowadziła ich w głąb lasu, z dala od traktu i jakiejkolwiek drogi, na której mogliby spotkać przedstawicieli ludzkiego rodu. Trasa którą obrała nie należała do najłatwiejszych. Gałęzie drzew zwisały nisko czepiając się ubrań. Krzaki były gęste i przeważnie kolczaste. Światło dnia tylko gdzieniegdzie szansę miało na to by przedostać się przez korony drzew i rozjaśnić mrok pod nimi panujący przez co podróżowali w ciągłym półmroku. Było też chłodniej niż na trakcie, z którego zboczyli. Rubin jednak te nieprzyjemności najwyraźniej nie przeszkadzały, a wręcz zdawały się poprawiać jej humor.
- Jeszcze tylko parę kroków - rzekła w pewnym momencie do Gareta by dodać mu nieco otuchy. Parę kroków musiało jednak należeć do olbrzyma, gdyż minąć musiała godzina, nim wreszcie rudowłose dziewczę wstrzymało wykończonego wierzchowca.
Miejsce jednak, w którym się znaleźli, swą urodą aż nadto wynagradzało owe trudy. Tak przynajmniej uważała Rubin.



Kiedyś stał tu zapewne zamek, może nawet gród warowny, sądząc po rozmiarach ruin przed którymi stali. Większość jednak pozostałości po dawnych mieszkańcach pochłonięte zostało przez naturę. Trawa zajęła miejsce posadzki, bluszcz zdobił pozostałości ścian niczym żywy, soczyście zielony arras. Dzikie kwiaty zdominowały ogrody, a głosy ludzkie i śpiew bardów ustąpiły miejsca skrzydlatym śpiewakom. Ten zaś współgrał z szumem strumienia, który wił się wśród ruin, lśniąc w blasku słońca i kusząc swą krystalicznie czystą wodą.

- Tu możemy odpocząć w spokoju - oznajmiła Garetowi, zsiadając z wierzchowca i prowadząc go ku wodzie. - Nikt nam tu nie będzie przeszkadzał. No, chyba że duchy lasu postanowią zawrzeć z tobą bliższą znajomość. Kiedyś także mieszkała tu rusałka, czy jednak nadal rezyduje wśród tych ruin, nie wiem.
- Rusałka? Z tego co wiem, rusałki niebyt lubią zamki czy grody
- odparł Garet, z ciekawością rozglądając się dokoła. - Musiała się tu osiedlić po odejściu mieszkańców warowni. Ale, przyznaję, piękne miejsce i wcale bym się jej nie dziwił, gdyby ten zakątek obrała za swą siedzibę.
Rusałki były ponoć pięknymi istotami, ale mogły się okazać niebezpieczne dla ludzi i Garet zdecydowanie wolałby, by ewentualna mieszkanka tego zakątka trzymała się od niego z daleka.
Rozsiodłał wierzchowca i wytarł, po czym poszedł w ślady Rubin. Sam również z chęcią by się napił, ale koń z pewnością był bardziej zmęczony, niż on. No i trzeba było dopilnować, by wierzchowiec nie pił zbyt szybko.
- Oczywiście, że pojawiła się dopiero po ich odejściu. Krążyła o tym nawet pewna legenda która sprawiła, że nikt nie próbował się osiedlać w tym miejscu na nowo. Podobno jest nawiedzone - wyjaśniła Rubin, gdy Garet wraz z wierzchowcem zbliżyli się do strumienia. - Władca tych ziem miał ponoć zabić swoją córkę, gdy ta w tajemnicy przed nim poślubiła syna jego największego wroga. O poranku kolejny dzień po morderstwie rozpoczynającym znaleziono jego i jego małżonkę w łożu pełnym krwi. Ślady wskazywały na to iż czynu dokonało rozszalałe zwierzę, jednak nikt nie słyszał nawet pojedynczego krzyku. Nie było także znaków świadczących o tym, że się bronili. Ludzie uznali, że byłą to zemsta zmory, jaką stała się dziewczyna po swej śmierci. Jednak kolejnego poranka odkryto kolejne ciała. Ludziom nie zajęło wiele czasu by dojść do wniosku, że na świecie istnieją lepsze miejsca do życia. Po nich paru próbowało przejąć te ziemie, jednak za każdym razem morderstwa zaczynały się od nowa. W końcu zaprzestano prób i zapomniano o tym miejscu. Od pojawienia się ostatniego śmiałka minęły lata. Teraz króluje tu natura i najwyraźniej nikt nie ma nic przeciwko jej panowaniu.
- Rodzice mają czasami dziwne pojęcie o tym, co jest dobre dla ich dzieci - powiedział Garet. - Dzieci z kolei nie chcą słuchać rad starszych i uważają się za mądrzejsze. Ja jednak nie uważam, by mordowanie krewnych stanowiło najlepszy sposób rozwiązywania rodzinnych konfliktów. Na szczęście - dodał - nie zamierzam się tutaj osiedlać. Niech sobie ten zakątek trwa w ciszy i spokoju do końca świata. Rusałka w potoku, zmora grasująca po komnatach... trochę to dużo, jak dla mnie. Lepiej sobie wzajemnie nie przeszkadzać.
Rubin wiedziała doskonale o tym, jak problematyczne mogą być życzenia rodziców i jak zgubne w skutkach. Szczęściem w nieszczęściu byłą teraz panią samej siebie i mogła na chwilę zapomnieć o przestrogach i nakazach, które na jej głowę zostały zrzucone.
- Nie powinny nam problemu sprawiać. Zazwyczaj trzymają się z daleka, gdy tu przebywam. Nigdy jednak nic nie wiadomo, gdyż będzie to pierwszy raz, gdy przybywam w towarzystwie. Szczęściem nie spędzimy tu nocy, jedynie chwil kilka by siły zregenerować.
Co mówiąc puściła wodze wierzchowca by ten sam się sobą zajął, a sama myszkować poczęła w jukach. Jak się wkrótce okazało owe myszkowanie cel miało jeden - jedzenie. Biorąc zaś pod uwagę iż wyjęła niemal całe zapasy jakie Garet zakupił w Zaren, dziewczę musiało być wilczo głodne.
- Apetyt ci dopisuje - uśmiechnął się Garet. - Na szczęście w okolicy nie ma ludzi, więc nie powinno być zbyt wielkich kłopotów z upolowaniem czegoś na kolację. Lub na śniadanie.
- Magia wymaga dużej ilości energii -
wyjaśniła mu ze śmiechem. - Zwierząt zaś faktycznie nie brakuje w tych okolicach. Gdybyś zaś miał ochotę na bardziej wyszukaną kuchnię to wciąż możemy spróbować dotrzeć do kolejnego miasta lub powrócić na trakt i zawitać do jednej z karczm jakie przy nim się znajdują.
- Nie zawsze wszak przy stole, z obsługującą mnie służbą biesiaduję
- uśmiechnął się Garet. - Ojciec dopilnował, bym ładny kawałek życia spędził w lesie, na szlaku, przy ognisku. Wyszukanej kuchni mi nie trzeba - zapewnił.
Sięgnął po chleb i kawałek kiełbasy. Doszedł do wniosku, że lepiej nie czekać, aż swój głód zaspokoi dziewczyna o apetycie dorównującym wilczej sforze.
Decyzję podjął dobrą, gdyż jadło zdawało się samo znikać wraz z chwilą w której w dłonie Rubin trafiło.
- Zatem problemów mieć nie będziemy - zapewniła go między jednym, a drugim kęsem. - Zostajemy tu na noc czy wolisz bardziej ku górom się zbliżyć nim udamy się na spoczynek?
Rudowłosa wolałaby zostać na miejscu jednak jej się nie spieszyło nigdzie. Cieszyła się każdą chwilą jaką spędziła w drodze, przeżywając przygodę. Zdawała sobie jednak sprawę z tego, że Garet może nieco inaczej do sprawy podchodzić. Wszak mieli odnaleźć księżniczkę i odebrać nagrodę za swe liczne trudy, które z owymi poszukiwaniami były związane. Nie chciała dla własnej tylko przyjemności umniejszać jego szans na nagrodę.
- Im dalej dotrzemy, tym lepiej - powiedział. - Parę dni w siodle nikomu nie zaszkodziło. Dopóki wierzchowce wytrzymają, to możemy jechać. Ale nie możemy ich zajeździć, bo w końcu może się okazać, że będzie nam potrzebna ich szybkość.
Konie i szybkość niekoniecznie współgrały ze sobą wedle opinii Rubin, jednak zdawała sobie sprawę, że ludzie nie mając innej alternatywy, musieli uważać je za najlepszy w tej dziedzinie środek komunikacji. Była ciekawa czy Garet nadal uważałby je za szybkie gdyby zakosztował przejażdżki na jej grzbiecie. Myśli takowe sprawiły że na jej usta zawitał złośliwy uśmieszek zdradzający niecne plany, które rodziły się w jej umyśle. Na wprowadzenie ich w życie musiała jednak poczekać na sposobną ku temu okazję.
- Jeżeli będziemy podróżować lasem, to ominiemy tłok na trakcie i ewentualne, ciekawskie spojrzenia. Będziemy również poruszać się szybciej, jeżeli to właśnie na szybkości ci zależy. Miejsc na noclegi nam nie zabraknie, o tym mogę zapewnić. Znam te okolice dość dobrze, a im bliżej gór, tym moja wiedza zyskuje. Jest także szansa na to, że uda się nam zawitać do mojej siedziby. Biorąc pod uwagę ilość chętnych na połowę królestwa, będzie to dla mnie obowiązek, którego odrzucić nie sposób.
- Dość dużo by musiało być tych połówek -
uśmiechnął się Garet. - Skoro znasz drogę, że tak powiem, na skróty - nie wnikał w to, skąd się bierze owa wiedza - w takim razie jedźmy krótszą drogą. Bez tłoku, w miłym otoczeniu.
Sięgnął po kolejny kawałek kiełbasy.
- Zjemy, konie odetchną, i ruszamy dalej - powiedział.
Plan takowy zdecydowanie do gustu przypadł Rubin, która bez zbędnego namawiania powróciła do kończenia tego, co jeszcze się ostało z zapasów.

W dalszą drogę ruszyli gdy tylko wierzchowce oraz ich jeźdźcy odpoczęli. Pogoda dopisywała, las przestał już bronić im przejścia, nawet cieplej się zrobiło. Zapach nagrzanego listowia wdzierał się w ich płuca przy każdym oddechu, uszy chłonęły ciszę. Jedynymi dźwiękami, które zdawały się ją zakłócać był odgłos kopyt i sporadyczne rżenie.
Gdy mrok spowił okolicę, Rubin zboczyła nieco z obranej wcześniej drogi. Podążając za odgłosem płynącej wody, który w końcu i Gared był w stanie usłyszeć, doprowadziła ich do niewielkiej, wyglądającej na opuszczoną, chaty.



- Tam była rusałka. Tutaj też ktoś mieszka? - na wpół żartem spytał Garet.
- Nie, ta chata jest opuszczona. Niekiedy tylko zaglądają do niej łowcy, gdy ich pogoń za zwierzyną zawiedzie w te strony - wyjaśniła Rubin zsiadając z wierzchowca. - Za chatą jest, a przynajmniej powinna wciąż być, otwarta stajnia. Możemy tam zostawić konie.
Faktycznie, za chatą stała konstrukcja, która od biedy i z przymrużeniem oka mogła zostać stajnią nazwana. Rudowłosa przywiązała swego wierzchowca do żerdzi i zabrała się za zdejmowanie z niego siodła.
- Niestety na siano nie ma co liczyć - oznajmiła. - Możliwe jednak, że w chacie zostawiono jakieś ziarno, które byłoby zdatne dla nich na kolację. Zajmij się tym, jak możesz, a ja postaram się zdobyć coś na kolację - dodała.
Garet uniósł brwi.
- Sprawdzę - powiedział. - Pomyślnych łowów - dodał.
Rubin skinęła mu głową, po czym lekkim krokiem ruszyła na polowanie.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 21-10-2015, 19:25   #24
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Po raz kolejny w chwili ciszy, spokoju i samotności Garet miał okazję zastanowić się nad poczynaniami i wiedzą swej pięknej towarzyszki.
Urody odmówić jej nie mógł, wiedzy również. O ile jednak to pierwsze nie było niczym dziwnym, o tyle to drugie nieco Gareta niepokoiło. Taka podfruwajka nie powinna ani tyle wiedzieć, ani tyle umieć. Tylko nieliczni wiedzieli o tunelach, prowadzących przez Srebrne Góry, a sam Garet, chociaż czytał pamiętniki jednego ze swych przodków, który w tychże górach spędził kawał swego życia, wiedział tylko, ze takie tunele istnieją. Że ponoć z jednej czy dwóch dawnych kopalń srebra prowadziło przejście na drugą stronę. Obecnie już zasypane.
Jeśli istniały jeszcze jakieś, to z pewnością nie opowiadano o nich na rynku. Skąd zatem Rubin o nich wiedziała? Skąd wiedziała o ruinach grodu, leżących na takim odludziu, że pies z kulawą nogą się tu nie zaplątał? Skąd wzięła to złoto, które tak szczodrze (i nierozsądnie) rozrzucała na prawo i lewo? Skąd wreszcie brały się te przejęzyczenia?
Oczywiście mogły to być zwykłe gierki, mające zwieść czy omamić Gareta, ale potęga magii złudzeniem nie była.
Kim więc w rzeczywistości była Rubin? Młodą dziewczyną, co jak w bajce, obudziła się po stu latach z długiego snu? Wychowanką jakiegoś czarodzieja czy innego maga, która opuściła swego mieszkającego gdzieś z dala od ludzi mistrza, a teraz szuka rozrywki w wielkim świecie, nadrabiając lata zaległości lub wykonując jakieś zlecone przez niego zadanie? Może, wbrew pozorom, nie była wcale młodą dziewczyną, tylko wiekową magiczką, która za pomocą magii przywróciła swemu ciału młodość? Magowie i alchemicy od lat poszukiwali magicznej formuły wiecznego życia i wiecznej młodości.
A może Rubin nie była człowiekiem? I nie znaczyło to wcale, że Garet hołdował wyznawanej w niektórych kręgach idei, iż kobieta nie człowiek...
W Aden magia istniała, podobnie jak smoki, wilkołaki, rusałki czy inne nimfy. Chociaż smoki zniknęły, to inne magiczne stworzenia żyły sobie w najlepsze, chociaż może nie tak dobrze, jak dawniej. A co dla takiej oready, wiecznie młodej, dwieście czy trzysta lat.

Wbrew optymistycznym przypuszczeniom Rubin w chacie nie było nawet odrobiny ziarna. Resztki worków świadczyły o tym, że kiedyś takie zapasy tu istniały (po co i skąd się tu znalazły, nad tym Garet nawet nie chciał się zastanawiać), ale najwyraźniej gryzonie rozmaitej maści były szybsze, tak że biedne koniki musiały się ograniczyć do bujnie tu rosnącej trawy. Garet jakoś nie wierzył, że w gęstniejącym mroku zdołałby odszukać nory okolicznych nornic czy chomików i przywłaszczyć ich zapasy.

Napoiwszy wierzchowce i spętawszy im nogi Garet wypuścił je na leśne pastwisko, po czym zabrał się za szykowanie ogniska. Nie znaczyło to bynajmniej, że jego wiara w zdolności Rubin jest bezgraniczna, ale nawet jeśli dziewczyna miałaby wrócić z pustymi rękami, to przyjemniej było posiedzieć, wsłuchując się w trzask płomieni.


Rozdzieliwszy między wierzchowce połówki ostatniego jabłka Garet dorzucił do ognia, po czym zabrał się za uzupełnianie zapasu drewna tak, by starczyło go do rana. Albo i, ewentualnie, dla kolejnych gości.
 
Kerm jest teraz online  
Stary 22-10-2015, 13:09   #25
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Rudowłosa w międzyczasie była bardzo, ale to bardzo zajęta. Oddaliwszy się od chaty, zmieniła skórę i już we właściwej postaci ruszyła na łowy. Wybranie odpowiedniej ofiary było dość kłopotliwe. Gdyby to tylko i wyłączenie dla niej miało być zapewne skusiłaby się na owcę, może dwie. Jednak miała pewne problemy z wyobrażeniem sobie co też miałaby powiedzieć Garetowi gdyby taką zdobycz przytaszczyła do chaty. Lepszym rozwiązaniem było coś mniejszego. Królik brzmiał dobrze, gdyby nie to, że te małe istoty były raczej trudne do upolowania. Podobnie jak pozostałe opcje, które jej do głowy przychodziły. Nawet kaczka miała to do siebie, że rozmiarami nijak nie pasowała do jej łap. Wybór zatem zostawał prosty i na barki owej prostoty postanowiła złożyć powodzenie tej wyprawy. Najpierw jednak należało udać się w krótką wizytę do domu. Uzupełnienie zapasów złota oraz sprawdzenie czy wszystkie zapory, jakie postawiła, nadal są aktywne, stanowić powinno jej pierwszy krok. Kolejnym zaś było znalezienie karczmy, i zakupienie kolacji dla Gareta i drobnej przekąski dla niej. Drobnej, bowiem uznała iż właściwy posiłek zje w drodze. Jej towarzysz zaczął się już bowiem z pewnością zastanawiać nad jej niezbyt do wyglądu pasującym apetytem. Nie mogła także wiecznie tłumaczyć go koniecznością odnawiania sił po użyciu magii. Pierwsze podejrzenia zwykle prowadzą do kolejnych, a te… Nie byłą pewna czy jest gotowa na konsekwencje jakie jego dążenie do prawdy mogło za sobą nieść.

Jej królestwo, dom, jaskinia, nazw można było użyć wiele, szczęściem nie nosiło na sobie śladów człowieka. Osłony trwały na miejscu, dokładnie w tym samy stanie, w jakim je zostawiła. Z przyjemnością zanurzyła łapy w chłodnych, lśniących monetach, tworzących swoisty dywan, pokrywający dno jaskini. Dźwięk osuwającego się złota wpływał kojąco na jej duszę, zaś śpiew klejnotów sprawiał iż jej serce zadrżało z radości. Rozłożyła skrzydła burząc kilka wzgórz utworzonych przez zebrane tu skarby, i uniosła łeb ku sufitowi. Z jej paszczy wydobył się ryk zachwytu, któremu towarzyszył strumień ognia. O tak, była szczęśliwa. Powroty zawsze tak na nią działały, przypominając jej kim była i co stanowiło esencję jej istnienia.

Tym razem opuszczenie gór nie wprawiło jej w dobry nastrój. Chciała zostać dłużej, nacieszyć się swobodą, pospacerować po swej domenie. Nie mogła, jednak zostawić Gareta samemu sobie. Musiała zadbać o jego bezpieczeństwo i dobrobyt. Wszak wzięła go pod swe skrzydła, wybrała na towarzysza. Była za niego odpowiedzialna. Z każdym uderzeniem skrzydła strząsała więc z siebie tęsknotę za domem, by ta nie kusiła jej do zmiany raz podjętej decyzji.

Karczma znalazła się, owszem, nawet na całkiem przyzwoitą wyglądająca. Rubin wylądowała w pewnej odległości, zmieniając postać gdy tylko jej łapy dotknęły ziemi. Szczęściem nie znalazły się żadne ciekawskie oczy, które mogłyby zaobserwować ową scenę. Karczmarz, mężczyzna w podeszłym już wieku, jednak wciąż pełen sił witalnych, nieco zdziwionym spojrzeniem obrzucił nową klientkę. Jeszcze bardziej zdziwienie jego przybrało na sile gdy złożyła mu zamówienie, które mogłoby nasycić trzech rosłych mężów. Był jednak człowiekiem doświadczonym w swej profesji. Gość który płacił i to płacił dobrze, żądać mógł co mu się żywcem podobało. Dziewka zaś złota nie żałowała.
Gdy zamówienie było gotowe, do którego po namyśle dorzuciła pół worka owsa, Rubin opuściła przybytek żegnając zszokowanego jej siłą karczmarza uprzejmym:
- Dobrej nocy.

Kłopoty zaczęły się gdy chciała ponownie porzucić ludzką formę. Najwyraźniej jej zachowanie i sakiewka pełna złota, ponownie okazały się nie do odparcia dla słabych umysłów. Nie chcąc urządzać rzezi tak blisko traktu i karczmy, udała że przestraszona ucieka w stronę lasu. Było to oczywiście na rękę tym, którzy połasili się na jej bogactwo i wdzięki. Jakże zgubną okazała się dla nich decyzja by za nią podążyć… Pierwszy zginął od ognia, który na usługi swej pani został przywołany. Drugiego zaś jedynie lekko podpiekła. Nic wszak nie smakuje tak wybornie jak rabuś o chrupiącej skórce i krwistym wnętrzu.

Zaspokoiwszy głód chwyciła w swe łapy zakupy, jakie poczyniła wcześniej, po czym wzbiła się w powietrze. Co prawda mogła pokonać drogę do chaty o własnych nogach, jednak pokusa lotu była zbyt silna by się jej oprzeć. Wszak całe dnie spędzała w siodle, bez możliwości rozprostowania skrzydeł i upojenia się wolnością. Miała wszak prawo do tej krótkiej przyjemności po owych trudach i niewygodach, których doświadczała. Garet z pewnością schronił się już w chacie, przygotowując legowisko na nocny spoczynek. Być może napalił w kominku co by przyjemniej było i tak bardziej… ludzko. Myśl ta przywołała uśmiech, który odsłonił liczne kły, jakie w jej paszczy się znajdowały. Szczęściem nikt tego wyrazu nie był w stanie dojrzeć.

Lądując w pobliżu chaty planowała w myślach co powiedzieć towarzyszowi podróży, gdy zapyta o to, skąd wzięła te wszystkie rzeczy. Plany te jednak szybko odłożone zostały na dalszy plan gdy poczuła swąd palonego drewna, a jej oczom ukazało się ognisko i stojący przy nim Garet.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 22-10-2015, 21:31   #26
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Garet dorzucił do ognia kolejny kawałek drewna, a potem, wpatrując się w rozgwieżdżone niebo, zastanawiał się, co też mu się trafi na kolację. Pieczony zając, czy może przypieczony nieco jelonek... Rubin łuku nie miała, sideł również. Jedyne, co mogła zrobić, to użyć swej ognistej magii - a to oznaczało pieczyste. Może nieco przypalone z wierzchu.
W pierwszej chwili nie zwrócił uwagi na cień, który przesunął się po niebie, zasłaniając poniektóre gwiazdy.
- Co to jest, na demony? - pomyślał, odruchowo wstając. Całkiem jakby to miało sprawić, że zdoła lepiej się przyjrzeć temu czemuś.
Na nietoperza czy sowę było to za duże, wielkie orły o tej porze siedziały w gniazdach... Chmara nietoperzy?

Chwilę później coś z trzaskiem miażdżonych krzewów wylądowało na skraju polany. Przerażająco wielkie coś, a widok ten sprawił, że Garet sięgnął po miecz, równocześnie cofając się aż do drzwi domku.
Gość w dom, bóg w dom, mawiali niektórzy.
Gość w dom, pustki w spiżarni, powiadali inni.
Gość nie w porę gorszy od poborcy podatkowego... Nie, z poborcą nikt nie mógł się równać, aż do tej pory.
Dlaczego, na demony, nie rusałka czy nimfa, pomyślał Garet żałując nie tylko tego, że nawiedził go taki akurat gość, ale i tego, że łuk został w chacie. Jeden dobry strzał... Albo chociaż wilkołak.
Z mieczem w garści niewielkie miał szanse, by wygrać ze smokiem, a rżenie przerażonych koni, które usiłowały zerwać pęta, dobitnie świadczyło o tym, że to nie jest koszmarny sen, tylko koszmarna rzeczywistość.
Rubin miała nosa, pomyślał. Z pewnością ominęło ją życiowe spotkanie.
Ciekaw był tylko, czy jeśli cofnie się do wnętrza domku, to smok chuchnie i dmuchnie ognistym oddechem, czy też najpierw wsadzi do środka swój wielgachny łeb.
Zrobił krok w tył, gotów zniknąć za futryną gdy tylko bestia nabierze oddechu.

Bestia jednakże niczego takiego nie zrobiła. Nawet jeden mięsień nie drgnął, nie licząc tych, które pompowały powietrze do jej płuc. Spojrzenie jej szmaragdowych oczu śledziło każdy jego krok. Czekała cierpliwie na to jaką decyzję podejmie mężczyzna.

- Witam w mych skromnych progach. - W ostatnich chwilach swego życia Garet postanowił się zdobyć na nieco dowcipu. Skłonił się, w miarę uprzejmie, nie spuszczając jednak z oczu swego "gościa". - Z kolacją co prawda może być na razie kłopot, ale zechciej spocząć przy ognisku.
Żaden z Granmontów nigdy nie okazał się niegościnny... ani żaden nie pokazał pleców w ucieczce.

Smok pochylił głowę w odpowiedzi, czyniąc to powoli i ostrożnie. Rubin nie chciała dodatkowo straszyć Gareta, przez co jej ruchy były dokładnie przemyślane, poprzedzone czujną obserwacją mężczyzny. Na zaproszenie odpowiedziała przysiadając na tylnych łapach i zwijając skrzydła tak iż utworzyły złocisty płaszcz otulający jej grzbiet. Wspomnienie kolacji pozwoliło jej wydobyć z otchłani pamięci wspomnienie zakupów jakie poczyniła. Mogła co prawda zmienić wygląd i wytłumaczyć Garetowi kim jest, wybrała jednak cierpliwość. Chciała wiedzieć jak poradzi sobie z nią - smokiem, nim zdecyduje się na kolejny krok. Z tego też powodu postarała się by nie mógł dostrzec tego, co ze sobą przyniosła.

Smok go nie zeżarł, przynajmniej do tej pory, co - według Gareta - stanowiło pozytywny początek spotkania. Problem jednak na tym polegał, że Garet stale nie wiedział, co za licho przyniosło tu przedstawiciela wymarłego ponoć gatunku. Z drugiej strony dobre wychowanie nie pozwalało na zadanie prostego pytanie "Czego tu chcesz?" Nie mówiąc już o tym, że smok mógłby się poczuć dotknięty, nawet gdyby pytanie zostało sformułowane w najbardziej taktowny sposób. No i przecież każdy przedstawiciel rodzaju ludzkiego powinien być zachwycony, móc obserwować z bliska coś takiego.
Ale mimo wszystko rusałka zdała mu się mniej groźna...
Że też stale nie ma Rubin, pomyślał. Mag ze smokiem może by się jakoś dogadali.
Na znak dobrych zamiarów schował miecz, po czym zaczął się wpatrywać w znajdujące się po drugiej stronie ogniska stworzenie, chcąc porównać rzeczywistość z wiadomościami pochodzącymi z ksiąg czy ustnych opowieści.

Pozwoliła na te oględziny. Któż bowiem nie lubi gdy się go podziwia, szczególnie zaś z ową nutką strachu, który bił od Gareta. Powolne ruchy ogona pozwalały na dokładne przyjrzenie się wspaniałym mięśniom, które kryły się pod lśniącymi łuskami. Gdy uznała, że może sobie na to pozwolić, powoli rozłożyła skrzydła by pełnia ich piękna mogła dotrzeć do mężczyzny, nie pomniejszona przez szok pierwszych chwil ich spotkania. Rozważała nawet czy nie wstać, jednak uznała że jej obecna pozycja lepiej oddaje majestatyczność smoczego rodu. Nie powstrzymała się jednak przed uniesieniem pyska ku gwiazdom i zionięciem ogniem, który drzemał w jej ciele. Gdy uznała, iż pokaz zdobił na Garecie odpowiednie wrażenie, opuściła pysk i zwróciła na niego swe spojrzenie, przyglądając się mężczyźnie spomiędzy smug dymu wydobywającego się z jej nozdrzy.

Po ognistej czarodziejce ognisty smok. Nieźle, pomyślał Garet, zadowolony, że struga ognia pomknęła w niebo, a nie w jego stronę. Wielki gad chwalił się, czy ostrzegał? Trafił na narcystycznego smoka, któremu radość sprawiało demonstrowanie swej urody i możliwości? A może to nie był smok, tylko smoczyca?
- Piękne - powiedział, bowiem doszedł do wniosku, że coś rzec wypada.

Przyznała mu rację skinięciem głowy. Lubiła być podziwiana, a że w ostatnich czasach nie zdarzało się to zbyt często, zamierzała w pełni się tą chwilą nacieszyć. Ciekawiło ją też jak daleko posunąć się mogła nim mężczyzna zdecyduje się na ucieczkę. Zwykle wystarczyło samo jej pojawienie się by brali nogi za pas i zmykali gdzie się dało. Ten jednak nawet miecz schował. Po chwili namysłu uznała, iż nie zaszkodzi jej odrobina z nim zabawy. Obniżyła pysk jeszcze trochę, po czym zaczęła się przesuwać w jego stronę. Powoli, miniaturowymi kroczkami, tak by miał czas na podjęcie decyzji o ewentualnej ucieczce.

Garet zmrużył oczy. Najwyraźniej uprzejmości się skończyły i zaczęła się zabawa w kotka i myszkę.
- Zechcesz łaskawie pozostać po tamtej stronie ogniska? - spytał, równocześnie kładąc dłoń na rękojeści miecza. - Chyba że chcesz żeby cię podrapać za uchem...
Rubin prychnęła co zaowocowała zwiększoną dawką dymu z jej nozdrzy. Nie była pewna na co właściwie liczyła, ale z pewnością nie na to. Cofnęła się jednak, kręcąc łbem, niezadowolona.
~ Niezbyt to miłe było ~ posłała myśl w jego kierunku.

A więc potrafisz mówić, pomyślał Garet.
- Wzajemnie - odparł. - Jesteś trochę za duży, jak na zbyt bliskie kontakty.
~ Nie zamierzam cię zjeść ~ odparła. ~ Nie miało tu być nikogo. Nie moją jest winą, że zdecydowałeś się na nocleg pod gołym niebem. Gdybyś w chacie był, to spotkanie nie miałoby miejsca.
- Cóż... Trafiłem tu przez przypadek. - O Rubin Garet wolał nie wspominać. - A chata, opuszczona przed laty, niezbyt się nadaje na spędzenie tak miłego wieczoru.

Mogła się domyślić. Nie było jednak sensu rozprawiać na ten temat. Następnym razem będzie po prostu nieco ostrożniejsza.
~ Czas na mnie ~ oznajmiła mu, podnosząc się i zagarniając łapą przyniesiony prowiant. ~ Zaciekawiłeś mnie. Jeszcze się spotkamy ~ dodała, nim potężnym machnięciem skrzydeł wzbiła się w powietrze.
- Do zobaczenia - odparł Garet. Ze średnią szczerością.
 
Kerm jest teraz online  
Stary 23-10-2015, 21:05   #27
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Odlatując, Rubin była jednocześnie zła i zawiedziona. Nie tak to miało wyglądać. Nie taką reakcję chciała wywołać. Miała ochotę otworzyć paszczę i spalić cały ten las wraz z jego mieszkańcami. Nie uczyniła tego jednak, za co przynajmniej jedna osoba winna jej była podziękować.
Gdy zdecydowała się ponownie dotknąć ziemi, spędziła wcześniej sporo czasu upewniając się, że tym razem nie będzie miała widowni. Odległość od chaty i Gareta była znaczna, jednak ona potrzebowała czasu na uspokojenie. Spacer w lesie, który otulały srebrne promienie księżyca, wydał się jej najlepszym ku temu sposobem. Emocje zaś, które w niej szalały zdolne były niszczyć królestwa. Wraz jednak z każdym kolejnym krokiem jedna zaczęła brać górę nad pozostałymi. Smutek ogromnym głazem przygniótł jej serce i przygasił ogień, który w niej drzemał. Powoli, nie chciała bowiem owych myśli, zdawała sobie sprawę, że nigdy nie będzie mogła powiedzieć Garetowi prawdy o sobie. W ich wzajemnych relacjach na stałe zagościć musiało kłamstwo. Iluzja musiała zaś stać się prawdą. To zaś oznaczało, że nie mają szansy na dłuższe z sobą przebywanie. Tęsknota za domem już teraz była silna. Może więc powinna odnieść ów prowiant do chaty i pożegnać się na dobre? Owszem, przez czas jakiś dbałaby o jego bezpieczeństwo. Może nawet odwiedziła raz czy drugi, w swej naturalnej formie, jednak…
Samotność ciężka była do zniesienia. Ani bowiem szmaragdy, ani diamenty, ani też złoto nie było bowiem w stanie odpowiedzieć jej gdy przelewała w nie swój żal. Wysłuchać, owszem, lecz jedyną odpowiedzią zawsze było milczenie.


W końcu dotarła do chaty i wciąż znajdującego się przed nią, w blasku ogniska.
Do tego czasu Garet zdołał odnaleźć i uspokoić konie, oraz pokrzepić się odrobiną wina, która jakimś dziwnym trafem znalazła się jeszcze w jego manierce. Gdy Rubin wkroczyła na polankę, jej towarzysz siedział przy ognisku, z ponurą miną, i długą gałęzią poprawiał płonące polana.
- Szkoda, że nie wróciłaś wcześniej - powiedział. - Ominęło cię ciekawe spotkanie.
- Jakież to znowu? - zapytała, stawiając przyniesiony prowiant przy ognisku i bacznie się przyglądając swemu towarzyszowi. Starała się przy tym utrzymać maskę pogody ducha z odpowiednią dozą zaciekawienia. Ogień zdradził ją jednak, przygasając nieco gdy tylko się zbliżyła.
- Jakiś przyjaźnie nastawiony smok - odparł. - Ale nie powiedział, czego tu szuka.
- Smoki wyginęły. Co niby miałby tu robić jeden z owego nieistniejącego już gatunku?
- Ten najwyraźniej był niedoinformowany i nie wiedział, że smoki wymarły. Zdecydowanie nie wyglądał na nieżywego. Wprost przeciwnie - wydawał się cały i zdrowy i we wspaniałej formie. A co do powodu przybycia... Może przy następnym spotkaniu zechce powiedzieć, co go sprowadziło w te strony. Bo nim odleciał to złożył obietnicę, że się jeszcze spotkamy.
- Może poczuł się samotny? Setki lat bez kogoś, do kogo otworzyć można usta, to dość ciężkie brzemię. Nawet jak na smoka - Rubin wiedziała o tym aż za dobrze. - Widocznie uznał, że nadajesz się na tego, z którym można porozmawiać. Skoro zaś obiecał że jeszcze się spotkacie, dotrzyma słowa. Wtedy będziesz go mógł zapytać.
Mówiąc rozkładała przyniesiony prowiant, starając się nie patrzeć na swego rozmówcę. Worek z owsem, póki co zostawiła jak leżał.
- W takim wypadku mógł powiedzieć, o co mu chodziło - stwierdził Garet. - W ogóle był dość małomówny. Ale nie wyglądał na nieśmiałego. Z drugiej strony... nie znam się na smokach.
- Skąd wzięłaś te specjały? - zmienił temat.
Spodziewał się raczej jakiejś dziczyzny, więc to, co przyniosła Rubin, nieco go zaskoczyło.
- Może twoja postawa nie sprzyjała dłuższym rozmowom? Może bał się, że sięgniesz jednak po swój miecz i go zaatakujesz? Musiał oglądać śmierć wielu swych pobratymców. Smoki to nie zwierzęta - próbowała wyjaśnić, jednak przerwała i potrząsnęła głową. To i tak nie miało sensu. - Kupiłam w karczmie - odpowiedziała na jego pytanie.
- Rozumiem. - Garet spojrzał na przyniesione przez Rubin zakupy. - I wiem, że to nie zwierzęta. Nie jestem taki głupi. Ale skoro tak dobrze się znasz na smokach to pewnie wiesz, że takie spotkania częściej kończyły się źle dla ludzi, niż dla smoków.
- Co nie znaczy - dodał - że popieram hordy bezmózgich wojaków, ruszających na smoki pod takim czy innym pretekstem.
- Wiem - zgodziła się z nim. Wszak nie tak znowu dawno, chwil parę, rzec by można, urządziła sobie wieczerzę z przedstawiciela tego gatunku.
- Z pewnością smoki zabiły więcej ludzi, niż miało to miejsce w drugą stronę. Ale - Garet uśmiechnął się niezbyt wesoło - ludzie zabili z pewnością więcej ludzi, niż wszystkie smoki razem wzięte.
- Ale i tak go nie spytam, ilu do tej pory zjadł ludzi - dodał.
Rubin uznała, że tak byłoby najlepiej. Liczba bowiem którą by usłyszał z pewnością nie nastawiłaby go zbyt pozytywnie do jej osoby. Oczywiście gdyby kiedykolwiek chciało się jej liczyć te wszystkie ofiary.
- Co zatem planujesz zrobić przy kolejnym spotkaniu? - zapytała, siadając po drugiej stronie ogniska.
- Jedz - dodała wskazując na przyniesiony prowiant. Sama nie czuła głodu, więc nawet nie spojrzała na owe rarytasy.
- Zachować spokój i opanowanie - odparł Garet, korzystając z propozycji i odkrawając kawałek szynki. - Jadłaś już? - spytał.
Skinęła głową w odpowiedzi.
- Złapałam coś w drodze powrotnej, nie jestem głodna - wyjaśniła.
Brzmiało to co najmniej dziwnie, ale Garet nie wypytywał.
- Mam nadzieję, że będziesz przy najbliższym spotkaniu - powiedział, sięgając dla odmiany po chleb. - Ciekawe, skąd on będzie wiedzieć, gdzie mnie szukać. I czy to może ten sam, którego ślady widzieliśmy w Podgórce.
Smutny uśmiech zagościł na twarzy rudowłosej.
- Nie będzie mnie - oznajmiła mu. - Masz też rację co do swoich podejrzeń odnośnie śladu w Podgórce. Jest dziełem tego samego osobnika, który cię dzisiaj odwiedził. Nie było to jednak planowane zdarzenie, tu masz moje słowo.
- A ty skąd o tym wiesz? - W głosie Gareta brzmiało nie tylko zainteresowanie, ale i pewna podejrzliwość.
- Ponieważ znam smoka, który cię odwiedził i wiem, że zawitał także do Podgórek, gdy tam nocowaliśmy - wyjaśniła, starając się by jej głos brzmiał uspokajająco. Nie chciała go denerwować. Ludzie bowiem, którzy zaczynali się czuć jak zwierzyna złapana w potrzask, bywali nieobliczalni w swych czynach. Garet zaś właśnie w ten sposób został potraktowany, z jej własnej winy i nieuwagi.
- Znasz tego smoka - wycedził Garet. - Smoki, jak ktoś niedawno mówił, wymarły. Na własne uszy słyszałem.
- To… skomplikowane, Garecie - westchnęła, chociaż powinna się już przyzwyczaić, że wszystko szło nie tak jak chciała. - Nikt nie powinien wiedzieć o jego istnieniu. Tylko on pozostał by chronić wiedzę i skarby tego świata. Gdyby wieść się rozeszła... - Podkuliła kolana i objęła je ramionami. Nie chciała umierać… - Ludzi jest wiele. Mnożą się bez zahamowań, zagarniają każdy połać ziemi. Nawet smok nie da sobie rady z nimi wszystkimi, szczególnie zaś w pojedynkę.
- Jeszcze nie każdy kawałek ziemi - odparł Garet. - Ale rozumiem, o co ci chodzi. Gdybym był na twoim miejscu, też bym nie rozpowiadał wszem i wobec o takim znajomym.
- On nie jest moim znajomym - zaprzeczyła.
- Na czym więc owa znajomość polega? Bo to, co mówisz, brzmi coraz bardziej interesująco.
Pytanie było bardzo, ale to bardzo trudne. Jeżeli wyjawi prawdę o sobie, a on nie przyjmie jej dobrze, będzie zmuszona zakończyć jego żywot. Jeżeli przyjmie ją dobrze, w co wątpiła, będzie skazany na noszenie brzemienia tej wiedzy do końca swego życia.
- Czy jesteś pewien, że zdołasz przyjąć tą informację i pozostać obiektywnym? Nie chciałabym, by zyskanie tej wiedzy zakończyło się twoją - krótka przerwa na lekki uśmiech, który miał za zadnie złagodzenie jej kolejnych słów - śmiercią.
- A jaki miałby być powód owej śmierci? - spytał Garet. Nie ukrywał ani zainteresowania, ani też lekkiej obawy. - Miałbym umrzeć z przerażenia, czy też spaliłabyś mnie na węgielek? Chociaż to jest raczej sposób, a nie powód. - W głos mówiącego wdarła się odrobina ironii. Zapewne nieświadomej.
Jeżeli nawet wychwyciła ową ironię, postanowiła nie zwracać na nią uwagi.
- Zdrada - wyjaśniła - lub próba pozbawienia mnie życia. To chyba dobre powody, nie sądzisz? Wszak wiedza ta warta jest wiele, a człowiek to istota podatna na pokusy jak żadna inna. No, może poza smokiem - dodała po chwili.
- Czy zamierzasz działać na szkodę Aden? Knować do spółki z jego wrogami?
- Nie interesuje mnie Aden ani jego wrogowie. Wojny i niesnaski niewielkie mają znaczenie dla tych z nas, którzy widzieli jak powstają i zanikają królestwa. Władza zawsze przyciągać będzie do siebie tych, którzy jej pragną. Ci zaś co ją dzierżą zawsze znajdą tych, którzy im zazdroszczą. Tak było od wieków i jeszcze długo po naszej śmierci ten stan rzeczy się utrzyma.

Rubin najwyraźniej wpadła w nastrój melancholijny. Oparła brodę na kolanach i przyglądała się Garetowi z na wpół przymkniętych powiek.
- Gdybyś wiedział tyle co ja wiem, zdałbyś sobie sprawę, że nic poza wiedzą tak właściwie nie ma znaczenia. Smoki od wieków stały na jej straży. Część tego co się o nas mówi, jest prawdą. Skarby jednak nie dla każdego tą samą formę przybierają. Złoto, kamienie szlachetne… Cenne, to prawda. Piękne… - wyjęła z sakiewki diament, którego wielkość dorównywała temu, który znajdował się w królewskiej koronie, najcenniejszemu klejnotowi królestwa.
Blask ognia rozbijał się na jego krawędziach tworząc tęcze, które to zanikały, to pojawiały się, gdy Rubin obracała go w dłoni.
- Tak, są piękne, jednak są też martwe - cień smutku zagościł na jej twarzy i w głosie.
- Wiedza też bywa martwa - odparł Garet. - Staje się bezużyteczna, zapomniana. Ale czasami bywa niebezpieczna. Dla tych, których dotyczy, dla tych, co ją posiadają. Większość ludzi ceni złoto i diamenty bardziej, niż wiedzę.
- A ty? - zapytała, przenosząc spojrzenie z kamienia, na człowieka.
- Gdyby mi zależało na złocie, to w tej chwili brałbym ślub z moją najukochańszą kuzynką, wzorem cnót niemal wszelakich, tudzież jedyną spadkobierczynią całkiem pokaźnej fortuny - roześmiał się Garet. - A wiedza... Wiedza bywa przydatna, jeśli się ją mądrze wykorzystuje. Ale zabijać dla zdobycia wiedzy? Nie. Nie sądzę, by w tym wypadku cel uświęcał środki.
- Przekonajmy się zatem - wstając, schowała diament do sakiewki. - Jednak nie tutaj - dodała, ruszając w stronę skraju polany.
Garet podniósł się z miejsca, chcąc iść za nią, chociaż nie bardzo rozumiał, w czym dziewczynie przeszkadza polanka i ognisko.
Rubin zaś, całkiem nie w jej zwyczaju, pomyślała o koniach, które z pewnością po raz kolejny zaczęłyby szaleć, przez co nie byłoby mowy o spokojnej rozmowie. Miast więc, swoim zwyczajem, tym razem, zmienić się tam gdzie stała, poprowadziła Gareta ku nieco mniejszej, oddalonej nieco od chaty, polany. Nie była ona może aż tak urokliwa jak zakątek, w którym na noc się zatrzymali, jednak nie o jej uroki tu chodziło.
Zatrzymując się na samym środku, zaczekała, aż podążający nieco z tyłu Garet, znajdzie się mniej więcej w jednej trzeciej drogi do niej.
- Wystarczy - uniosła dłoń, powstrzymując go przed dalszym zbliżeniem się.
Garet, ciekaw nieco, co takiego ma mu do powiedzenia lub pokazania Rubin, zatrzymał się we wskazanym miejscu.
- I co teraz? - spytał.
Rubin skłoniła przed nim głowę - wszak takie sprawi winno się załatwiać oficjalnie.
- Pozwól wpierw iż ci się przedstawię.
Najwyraźniej panna doszła do wniosku, pomyślał Garet, iż imię, jakie do tej pory znał, jest nieodpowiednie, za krótkie, fałszywe zgoła...
Skinął głową na znak, że jest gotów wysłuchać ciągu dalszego przemowy.
- Jestem Rubin - zaczęła spokojnie - ostatnia z rodu ognistych smoków, pani Srebrnych Gór, strażniczka pradawnej wiedzy.
Brzmiało zapewne patetycznie dla uszu ludzkich, jednak ona sama wypowiadała te słowa z dumą, którą czuła każdą cząsteczką siebie i smutkiem, który owej dumie towarzyszył.
Garet milczał. Zastanawiał się, czy dziewczyna sobie z niego kpi, opowiadając bajki, czy też po prostu coś jej się w głowie poprzewracało od jakiegoś urazu.
- Jesteś więc smokiem? - spytał, gdy cisza nieco się przedłużyła. Zawsze słyszał, że szaleńców nie należy denerwować, więc posłuchał tej rady.
- Jestem - skinęła głową, po czym porzuciła zbędną już, ludzką formę, a przed Garetem ponownie tego wieczoru pojawił się przedstawiciel tego, jak wszyscy sądzili, wymarłego gatunku.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 26-10-2015, 16:44   #28
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Garet cofnął się o krok.
Widział smoka. Tego samego, co dobrą godzinę wcześniej. I co? I tak nie do końca wierzył własnym oczom, mimo tego, że Rubin go uprzedzała. Jej zresztą też nie bardzo wierzył.
Do tej chwili przynajmniej.
Sądziłby, że to iluzja, ale iluzje to miały do siebie, że nie łamały krzaków i nie zostawiały odcisków łap. Odcisków, które można było dotknąć i zmierzyć.
Cóż... życie potrafiło sprawiać różne niespodzianki, a ta należała do wywołujących mieszane uczucia.
Zaskoczenie... Niepokój... Złość...
Tylko radości jakoś nie odczuwał, chociaż powinien, skoro przeżył spotkanie, jakie się nie trafiało ludziom od wieków.
Przeżył - to chyba było słowo, ma które należało położyć nacisk.
Nie zamienił się w stosik popiołu, nie został przemielony przez potężne zębiska, ani też zmiażdżony wielką łapą, nijak nie przypominającą rąk czy nóg Rubin.
- Więc jesteś smokiem - powiedział z odrobiną zadumy w głosie.
W zasadzie powinien był jej teraz wygarnąć, co myśli o głupich zabawach w straszenie, ale...
I nie chodziło wcale o to, że smok był dużo, dużo większy od niego, a zły smok, to, no, zły smok...
Rubin uważnie obserwowała każdy ruch człowieka, zmianę w wyrazie jego oczu, w spojrzeniu, w rytmie serca. Wiedziała doskonale, iż nie ma się co spodziewać pozytywnych reakcji. Przynajmniej jednak nie wyjął miecza i nie postanowił rzucić się z nim na nią, a to już było więcej niźli mogła sobie życzyć. Więcej niż to, na co zasłużyła.
~ Jestem ~ zgodziła się z nim, starając się by jej myśl niosła ze sobą uspokajającą nutę. ~ Nie zamierzam jednak cię atakować, Garecie. Masz na to moje słowo, które obowiązywać będzie do chwili, gdy postanowisz sam sięgnąć po ostrze. ~ Uznała iż jasne postawienie sprawy będzie znacznie lepsze niż łagodne słówka i puste obietnice.
- A po co miałbym to robić? - spytał Garet. - Głowa smoka nad kominkiem? Bez żartów. To zdecydowanie nie te czasy. A jeśli jesteś faktycznie ostatnim smokiem, to pewnie miałbym wyrzuty sumienia do końca życia.
- Smok w klatce również nie jest mi do szczęścia potrzebny - dodał szybko. - Nie mówiąc już nawet o tym, że pamiętam, ile jesz - dorzucił żartem.
Parsknięcie wzbudziło obłoki dymu, które wydobyły się z jej nozdrzy. Trzeba było przyznać iż nie brakowało mu odwagi. Korzystając więc z owej chwili swobody, podeszła nieco bliżej i obniżając łeb, zbliżyła go do Gareta, tak by odległość ich dzieląca nie była większa niż długość ręki.
- To miłe, że nie spłoszyłaś znów koni - powiedział. - Nie dziwię się, że nie przepadają za tobą psy ani koty.
~ Wyczuwają drapieżnika ~ zgodziła się z nim. ~ I nie masz za co dziękować. Dość się już najadły strachu przeze mnie...
Poprzednio o tym nie pomyślałaś, przemknęło przez głowę Gareta.
- I co robimy dalej? - spytał Garet.
Smoczyca, która zastanawiała się nad tym już od czasu jakiegoś, uniosła swój łeb nieco wyżej, tak by jej oczy spoczęły na tej samej linii, co wzrok Gareta.
~ Możemy dalej podróżować, jak gdyby nic się nie stało. Mogę też odejść, zostawić cię w spokoju. Wybór pozostawiam tobie.
- Razem? Tak - spojrzał na smoka, a raczej smoczycę - czy też w postaci mniej rzucającej się w oczy?
Nie da się ukryć, że Rubin jako kobieta też się rzucała w oczy, ale jednak trochę mniej Rubin-smok.
~ Zmiana formy nie zabiera mi wiele czasu. Dniem mogę towarzyszyć ci jako kobieta, nocą ochraniać w mej prawdziwej formie. Sen nie jest mi potrzebny… Mogę także przyspieszyć naszą podróż, jeżeli odważysz się spróbować ~ dodała z wyzwaniem, które zalało umysł Gareta.
- Czego spróbować?
~ Polecieć ~ odparła ze śmiechem.
- A czy kiedyś tego próbowałaś? Nieść człowieka na swoim grzbiecie?
Garet nie miał problemów z wyobrażeniem sobie tej sytuacji - leci na grzbiecie Rubin, a tu nagle smoczyca zauważa gdzieś w dole jakiś smakowity kąsek, nurkuje... A on, pechowy jeździec smoka, zsuwa się z grzbietu i leci... coraz niżej i niżej, aż kończy jako mokra plama na ziemi, którą nieopatrznie opuścił.
~ Raz ~ przyznała się Rubin. ~ Był młodym rycerzem, odważnym i szczerego serca. Został później królem, było to jednak wieki temu.
- Czyli nie zleciał? - upewnił się Garet. - Pamiętasz jego imię?
~ Iliad Smocze Serce zwanym. I nie, nie spadł ~ wyjaśniła. ~ Inaczej nigdy królem by nie został i Rune nie wybudował.
Iliad? Iliad był postacią na wpół mityczną i wielu uważało, że nigdy nie istniał, że jego życiorys to mieszanka życiorysów kilku osób, nawet nie żyjących w tym samym czasie.
- Skoro on spróbował... - powiedział Garet - ...to i ja mogę. Ale musiałbym zadbać o konie - dodał. Wszak nie mógł zostawić swojego wierzchowca w lesie.
~ Zatem idź i zrób co musisz, ja poczekam tutaj ~ co mówiąc zległa na trawie, łeb opierając na przednich łapach.
- Na ile dni planujesz naszą wycieczkę? - spytał Garet.
~ Wrócimy wraz ze wschodem słońca ~ oznajmiła mu Rubin. ~ No, chyba że będziesz chciał zostać dłużej ~ dodała wesoło.
- Zaraz wracam - zapewnił ją Garet.

No i zbyt wiele się nie pomylił - podsypanie owsa koniom, zaniesienie prowiantu do chaty... Po zasypaniu ogniska i zabraniu łuku ruszył na spotkanie przygody.
- Jestem - powiedział, gdy znalazł się na małej polance, gdzie czekała na niego Rubin.
 
Kerm jest teraz online  
Stary 27-10-2015, 10:39   #29
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Smoczyca czekała cierpliwie. Nie spieszyło się jej, nie nudziła się także zbytnio. Jej myśli wędrowały po czasach, które minęły. Wspomnienie Iliada, zawiodło ją do lat jej dzieciństwa.
Gdy pierwszy raz poznała przyszłego założyciela królestwa i człowieka stojącego za powstaniem Rune, jego perły w koronie, miała ledwie dwieście lat. Jak na smoka był to wiek niemal niemowlęcy. Czas gdy winno się siedzieć w bezpiecznych jaskiniach, pod czujnym okiem starszych, ucząc się historii i panowania nad magią. Ona jednak nigdy szczególnie potulnym smoczątkiem nie była. Każda okazja do wymknięcia się była dla niej pokusą nie do odparcia. Przemierzanie pól i lasów, obserwowanie rozwijającego się świata i ludzi… Zajęcia te były dla niej o wiele ciekawsze od nudnych wykładów o obowiązkach i zagrożeniach jakie czyhały na nieroztropne smoki, poza granicami Gór. Człowiek był o wiele… ciekawszy.
W trakcie jednej z takich wypraw poznała Iliada. Był wtedy młodzieńcem, pełnym dumy i głodu przygody. Obserwowała go jak przemierzał szeregi swoich ludzi, jak rozgrzewał ich do walki, wreszcie - walczył. Jego złociste włosy powiewały na wietrze gdy galopował na czele armii. Był jak klejnot wśród kamieni, Rubin zaś kochała klejnoty.
Na miejsce ich pierwszego spotkania wybrała polanę, w lasach, które otaczały pierwsze zalążki Rune. Polował na jelenia, właściwie to prawie go miał. Jego strzałą byłą wycelowana w serce, oczy skupione na celu, oddech spokojny. Już, już miał zwolnić cięciwę, gdy widok przesłoniła mu ona. Rzec należy iż strzała została wtedy wypuszczona. Wciąż miała ślad po grocie, który utkwił w jej ramieniu. Nie była wtedy jeszcze w pełni rozwinięta, łuski wciąż były delikatne, łatwe do pokonania przez dobrze wymierzony cios. Pamiętała ten ból, który nawet teraz, po setkach lat, wciąż od czasu do czasu się odzywa.
Nie zabił jej jednak wtedy, ani nie uczynił tego przez te wszystkie lata ich znajomości. Miast tego umieścił jej wizerunek w swym godle, a ona w zamian ofiarowała mu diament, który stał się najcenniejszym skarbem królestwa. Gdy umierał, zabrała go w jego ostatnią podróż, niosąc delikatnie, niczym dziecko, w swych szponach.
Rubin wątpiła by podobna historia miała ją połączyć z Garetem. Brakowało mu tego złota, które krążyło w żyłach Iliada. Był odważny, zaprzeczyć się nie dało, jednak… Brakowało w nim pieśni, która budziłaby serce do szybszego bicia. Pieśni, której zapewne nigdy więcej nie miała już usłyszeć…

Gdy ponownie pojawił się na polanie, uniosła łeb i potrząsając nim gwałtownie, pozbyła się owych nostalgicznych myśli.
~ Gotowy? ~ zapytała, przesuwając tylną łapę tak, by stanowiła schodek dla jej “jeźdźca”.
- Gotowy - odparł zdecydowanie Garet, podchodząc równocześnie do Rubin.

Jak na jego pierwszy raz, należało przyznać iż Garet poradził sobie znakomicie z nową dla niego sytuacją. Chwyt miał pewny, kolana ciasno przy jej bokach. Wstała ostrożnie, by wybadać jego balans i dać mu chwilę na przyzwyczajenie się do nowego środka komunikacji.
~ Tylko nie spadnij ~ posłała w jego kierunku rozbawioną myśl, po czym jednym, silnym uderzeniem skrzydeł, znalazła się w powietrzu.
Nie spieszyła się, narzucając sobie tempo, które człowiek był w stanie wytrzymać. Co prawda oznaczało to iż droga zajmie im więcej czasu niż gdyby była sama, jednak ryzyko upadku stawało się dla jej jeźdźca zbyt duże. Powolne uderzenia skrzydeł, nie za duża wysokość, omijanie najgorszych prądów powietrza… Przyjemna, rzec by można, spacerowa podróż w niebiosach. Świat pod nimi spał w najlepsze. Jedynie w oddali, tam gdzie znajdowało się najbliższe miasto, widać było światła. Tu jednak, gdzie byli, jedynie księżyc rozjaśniał mrok.

Wejście do jaskini znajdowało się u szczytu najwyższej góry, tuż nad linią chmur, które zawsze otulały wierzchołki Srebrnych Gór. Skalna platforma wystarczała by pomieścić zarówno smoka jak i jego jeźdźca. Gdy Rubin wylądowała, pierwszą rzeczą którą zrobiła, było ułożenie się nisko, by ułatwić Garetowi zejście. Następnie zaś przybrała ludzką postać, by ułatwić swemu towarzyszowi pierwsze chwile spędzone w królestwie smoków.
- Czeka nas długa droga w dół - oznajmiła mu, ruszając w stronę wejścia. - Schody są strome - ostrzegła, przywołując ogień by oświetlić mrok tunelu.
Garet przez moment zastanawiał się, co dla Rubin oznacza "długa", ale wnet ruszył za smoczycą. Najdłuższe nawet schody kiedyś się musiały skończyć.
Te jednak, po których schodzili, zdawały się nie znać tej reguły. Ogień ułatwiał co prawda nieco ową drogę, dzięki czemu Garet mógł dojrzeć zawczasu brakujące fragmenty stopni, dzięki czemu obyło się bez wypadku. Nim dotarli do ostatniego stopnia minąć musiała co najmniej godzina, jak nie więcej. Warto jednak było poświęcić ten czas, by ujrzeć to, co oczom Gareta się ukazało.


- To tylko górna sala - wyjaśniła Rubin, rozglądając się wokoło z uśmiechem na ustach. - Niższe są większe, jednak aby do nich dotrzeć musiałbyś być smokiem - dodała, odwracając się do swego towarzysza.
- Trzeba mieć skrzydła? - spytał Garet, rozglądając się dokoła.
Nogi go bolały, martwiła nieco wizja wędrówki z powrotem, do góry, ale widok, jaki się przed nim roztaczał, rekompensował wszelkie zmęczenie.
- Różne dziwy opowiadają o smoczych leżach - powiedział po chwili.
- Tak - odparła na pytanie. - Większość zaś nawet o prawdę nie zahaczyła. - Rubin była wyraźnie dumna z wrażenia jakie na Garecie zrobiła sala pełna skarbów.
- Najpopularniejsze mówią o smokach, co w swych jaskiniach śpią na górach złota - uśmiechnął się Garet. - Chociaż jedno się zgadza - złota masz tutaj pod dostatkiem. Natomiast nazwać to miejsce jaskinią... To byłaby obraza. No i nie sądzę, byś sypiała na czymś tak twardym i niewygodnym jak złoto.
- Dla smoka złoto twardym nie jest - wyprowadziła go z błędu. - Faktycznie jednak, moje leże znajduje się poza skarbcem. Aby tam dotrzeć … trzeba by mieć skrzydła - dodała ze śmiechem. - Gdzieś jednak winna być tu skrzynia z winem, którą zostawiłam przy poprzednich wizytach. Zapewne po tak długiej drodze, pragnienie musi ci doskwierać…
Garet skinął głową.
- Też chodzisz pieszo po tych schodach, czy też gdzieś masz jakąś łatwiejszą dla siebie drogę? - spytał.
- Nieco wyżej jest wlot do tunelu, zwykle to z tamtej drogi korzystam. Ty jednak nie mając siodła z pewnością byś się nie utrzymał a droga w dół jest dość długa… - Wzruszenie ramion, lekki uśmiech. - Chyba że chcesz spróbować - złośliwy błysk w oczach Rubin, mówił sam za siebie. Jak nic z ochotą by wypróbowała możliwości Gareta z zakresu odwagi, lub głupoty, zależy jak na ową sprawę spojrzeć.
- Z pewnością siodło lub liny załatwiłyby sprawę - odparł natychmiast Garet - lecz nie sądzę, by taka rzecz jak siodło pasowała do smoka.
- Ale i tak jestem pewien, ze skoro droga w dół jest długa, to zdążyłabyś mnie złapać - dodał.
- Możliwe - rzuciła zadziornie się przy tym uśmiechając.
- Próbowałaś kiedyś?
- Dawno temu, gdy byłam młodsza i zbierało się nam na zabawy - przyznała się, wzruszając przy tym ramionami. - Wierz mi, nie spodobałoby ci się…
Mówiąc to ruszyła wolnym krokiem kierując się ku środkowi sali gdzie stał ogromnych rozmiarów okrągły stół. Krzeseł przy nim jednak nie było, za to były puchary różnego rozmiaru, kształtu i z różnych materiałów wykonane. Stały, lub leżały, pozostawione samym sobie, kurz zbierając. Jedna karafka stała na brzegu stołu, jednak była pusta.
- Nie dbasz zbytnio o porządek - mruknął Garet. - Gdzie masz to wino? - spytał. - No i przydałaby się odrobina wody.
- Zwykle nie przebywam w tej części góry - rzuciła wytłumaczenie, szukając jednocześnie wzrokiem owej skrzyni z winem. Gdy zaś ją znalazła, nie poświęcając owemu czynowi chwili, skoczyła z platformy, wprost w morze złota, które pod nią się znajdowało. Zmiana formy, dotarcie do skrzyni i ponowne wspięcie się na górę, nie zajęły jej wiele czasu aczkolwiek kosztowały życie paru kryształowych kielichów, które sturlały się ze stołu. Rubin najwyraźniej żadnego poszanowania dla owych przedmiotów nie miała gdyż aby skrzynię postawić na stole zrzuciła jeszcze kilka owych kielichów na podłogę.
- Po wodę musiałabym zejść niżej - rzekła. - Jeżeli zechcesz poczekać…?
- Oczywiście. - Garet skinął głową.
Otworzył skrzynkę, po czym wyciągnął z niej butelkę, zawierającą rubinowy płyn.
Rubin nie zwlekając pozostawiła go samemu sobie. Co prawda jej przodkowie zapewne ostro by ją za takie zachowanie skarcili, jednak nie było ich tutaj by to uczynić. Człowiek czy nie, Garet póki co nie uczynił nic, co mogłoby wpłynąć na utratę jej zaufania.
Szyb utworzony przez jej pradziadków by ułatwić dostęp do ich królestwa połączony był z górną salą przez szczelinę w ścianie jaskini. Również i tu znajdowała się skalna półka, mająca za zadanie ułatwienie startu. Smoczyca jednak prawie nigdy z niej nie korzystała, a już z pewnością nie tak jak planowali to budowniczowie owej twierdzy w górze. Jak zwykle zatem skoczyła i już spadając głową w dół przemieniła się w smoka. Takie ćwiczenia były dobre gdy chciało się zachować swobodę korzystania z magicznej iluzji, która niekiedy mogła uratować życie. Były także zabawne, przez co, gdy już znalazła się na właściwej wysokości i wylądowała przed kolejnym wejściem, usta rubin zdobił wesoły uśmiech.
Część góry w której teraz się znajdowała nigdy nie została zbrukana obecnością człowieka. Było to bowiem jej serce, i zarazem serce smoczego królestwa. Korytarze wiodące od jednej do drugiej jaskini były szerokie i wysokie. Ozdobione rzeźbami, przez wieki tworzonymi szponami tych z jej rodu, którzy na świat przyszli z darem do tworzenia rzeczy pięknych i niespotykanych. Główna sala mogła przyćmić niejedną królewską siedzibę. Jej piękno i majestat sprawiały że jednocześnie każdy smok czuł się tutaj jak mrówka i jak paw. Dwa złote trony stały na samym jej środku. Ogromne leża przeznaczone dla najstarszej i najpotężniejszej pary, która władzę sprawowała nad każdym osobnikiem. Teraz stały puste, a ta, która winna zasiadać w jednym z nich, starała się omijać je wzrokiem.
Nie chcąc zostawiać Gareta na czas wystarczający by jakiś głupi pomysł wpadł mu do głowy, pospieszyła do swojej “komnaty” by zabrać z niej rzecz, nad którą w skrytości pracowała od paruset lat. Następnie, ponownie w smoczej skórze, gdyż inaczej ciężko by jej było poradzić sobie z owym wynalazkiem, ruszyła w drogę powrotną. Nim jednak ponownie w górnej sali się znalazła zdążyła napełnić wodą złotą misę, w której spokojnie z dwoje ludzi mogło się pomieścić. Wody bowiem nie brakowało w smoczej twierdzy. Zalegała w mniejszych komorach, spływała po ścianach, tryskała z fontann, które tu i ówdzie dostrzec można było. Rubin uważała, że piękno tego miejsca zasługiwało na więcej oczu, które mogłyby je podziwiać. Takich jednak już od jakiegoś czasu nie było, a łamanie zasad ustanowionych przed wiekami…

Zrzuciwszy ciężar przyniesionych rzeczy na posadzkę platformy, zmieniła postać, i z uśmiechem wskazała Garetowi swój projekt.
- Pracowałam nad nim od długiego czasu.
Tym zaś, co z dumą wskazywała, było siodło. Nie takie jednak jakie spotkać można było na grzbietach końskich w pyle przemierzających trakty Aden. Nie, to siodło było nie tyle większych rozmiarów co zupełnie innego kształtu. Dopasowane tak by mieściło się na smoczym grzbiecie, z uchwytami na ręce i nogi jeźdźca, pozwalającymi chronić je przed urazami. Były także pasy, które miały za zadanie utrzymania owego jeźdźca w siodle, bez względu na manewry wykonywane przez skrzydlatego wierzchowca. Całość zaś ozdobiona była misternymi ornamentami ze słota i srebra. Nie brakowało także i kamieni szlachetnych, które zostały odpowiednio dobrane tak by wplatać się w złoto, tworząc delikatny, przyciągający uwagę wzór stanowiący mieszankę płomieni i motywów roślinnych.
- Jeszcze nie miałam okazji go wypróbować… - oznajmiła Rubin, delikatnie głaszcząc srebrne i złote płomienie.
Zaskoczony Garet odstawił butelkę, którą trzymał w rękach. Na szczęście trafiła na stół, a nie rozbiła się na podłodze, bowiem Garet nie patrzył, gdzie ją odstawia.
- Siodło? - powiedział po chwili.
- Siodło - potwierdziła jego domysły.
- I chcesz je wypróbować? - Garet stale nie do końca chciał w to uwierzyć. Smok i siodło... Chociaż oba zaczynały się na "s", to jakoś nie do końca pasowały do siebie.
- Smokom nie wolno mieć jeźdźców. Prawo to obowiązuje od początków, jednak… - Rozejrzała się wokoło i wzruszyła ramionami. - Nie pozostał już nikt kto byłby w stanie je wyegzekwować. Nie chcę by moja praca poszła na marne, skarbów bowiem w tym miejscu nie brakuje i wszystkie one z wolna pokrywa kurz. Chcę spróbować nowych rzeczy, wyzwań, zanim sama się nim pokryję.
- To jeszcze wiele wieków upłynie, nim spotka cię taki los - powiedział Garet. - Jeśli jednak chcesz spróbować czegoś nowego... Nie mam nic przeciwko temu, by wziąć w tym udział - dodał z uśmiechem.
Odpowiedziała mu uśmiechem jednak tylko drobna jego część niosła ze sobą radosny przekaz. Garet wszak nie mógł wiedzieć jak trudno było oprzeć się powolnej śmierci gdy było się ostatnim z rodu.
- Spróbujmy zatem - odparła, zmieniając swą formę.
Nałożenie siodła zajęło tylko chwilę. Rubin chwyciła je zębami i sama umieściła na swoim grzbiecie. Zapięcie pasów, które miały je na nim utrzymać należało jednak do zadań Gareta. Co prawda mogła także tym się zająć jednak uznała, że nie zaszkodzi by i on miał z owymi przygotowaniami nieco wspólnego. Gdy zaś wszystko było gotowe, podłożyła mu łapę, by ułatwić wspięcie się na jej grzbiet. Dała mu także czas by przyzwyczaić się do nowego siodła i jego specyficznych elementów, nim zapytała.
~ Gotowy?
- Gotowy! - odpowiedział Garet, który nie tylko dokładnie pozapinał wszystkie sprzączki i pasy, ale jeszcze wcześniej sprawdził jakość ich wykonania. - Gotowy - powiedział po raz wtóry.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”

Ostatnio edytowane przez Grave Witch : 27-10-2015 o 10:41.
Grave Witch jest offline  
Stary 28-10-2015, 21:10   #30
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Gdyby Rubin była w tym momencie w ludzkiej postaci, Garet miałby szansę dostrzec jej twarz i zdobiący ją uśmiech psotnego chochlika. Na jego nieszczęście, nie była. Miast ruszyć powoli, dając jeźdźcowi czas na dostosowanie się do specyficznego rytmu w jakim poruszało się jej ciało, smoczyca wystartowała z impetem, przewracając przy tym stół i zrzucając na podłogę zarówno skrzynię z winem jak i wszystkie kielichy. Pierwsze chwile Gareta podróży na jej grzbiecie przebiegły więc przy wtórze tłuczonego szkła.
Dotarcie do otworu prowadzącego do tunelu, zajęło kilka, niezwykle szybkich i gwałtownych, uderzeń ludzkiego serca. Mężczyzna mógł dojrzeć ze swego miejsca wylot, który jaśniał wysoko nad jego głową. Gdy jednak spojrzał w dół…
Tunel zdawał się nie mieć końca i prowadzić do samego serca ziemi. Silne prądy wprawiały w ruch jego odzienie i włosy. Głębia zdawała się przyciągać go niczym pokusa, której nie sposób się oprzeć. Rubin machnęła skrzydłami raz i drugi, jednak ani nie wzbiła się w górę, ani też nie skoczyła w dół. Miast tego obróciła łeb w jego stronę, czekając na decyzję, która najwyraźniej do niego należeć miała.
- No to naprzód - powiedział.
Serce miał gdzieś w okolicach gardła, żałował, że nie zdążył skosztować tego wina, które (jak zdążył zauważyć) było zacnej jakości, ale nie zamierzał się wycofać.
Na przód najwyraźniej nie było tym co po głowie Rubin chodziło. Garet zdążył jeszcze dostrzec rząd zębisk ukazanych mu w smoczym odpowiedniku uśmiechu, po czym oboje runęli w dół. Rubin złożyła skrzydła dzięki czemu tempo spadania dodatkowo nabrało szybkości. Ponowne ich rozłożenie nastąpiło dopiero przy czwartej z rzędu wnęce w tunelu, w którą oboje wlecieli z szybkością, która ledwie pozwalała na dojrzenie szczegółów otoczenia.
Nisko pochylony nad grzbietem smoczycy Garet zbytnio się owemu otoczeniu nie przyglądał. Pęd powietrza wyciskał mu łzy z oczu, a na dodatek obawiał się nieco, że Rubin w jakimś momencie zapomni o swym jeźdźcu, że nie przyzwyczajona do "bagażu" nie dopasuje się do kolejnej dziury, w jaką wlatuje, i że Garet zakończy życie jako krwawa plama na skalnej ścianie - to wszystko nieco psuło mu przyjemność płynącą z lotu, który przewyższał wszystko, co można było słyszeć w baśniach i pieśniach.
Wbrew czarnomyśleniu Gareta do żadnego wypadku nie doszło. Fakt - gdy wreszcie Rubin wylądowała na jednym ze złotych tronów w największej jaskini, jaką mężczyzna miał okazję kiedykolwiek oglądać, był on przemoczony do suchej nitki po zbyt bliskim spotkaniu z wodospadem przez który przelecieli, jednak nie licząc owej niedogodności każda kość w jego ciele pozostała w dokładnie takim samym stanie, w jakim była gdy startowali.
Jeżeli skarby w górnej sali wydały się człowiekowi nieprzebrane, tak to, co zgromadzono w sali tronowej, całkowicie przyćmiło owe wrażenie. Ściany jaskini zdobiły olbrzymi statuy smoków, które swymi łapami podtrzymywały strop, upstrzony mieniącymi się w blasku ognistych kul szafirami. Podłogę wyłożono sztabami złota, a każda z nich zawierała w swym środku diament. Same zaś trony były dziełem mistrza złotnictwa, tworząc niepowtarzalną symfonię złota, srebra i kamieni szlachetnych. Rubin, która łaskawie odczekała, aż Garet opuści jej grzbiet, przybrała na powrót ludzką powłokę. Siodło także zniknęło, co bez wątpienia było sporym udogodnieniem dla ich ewentualnych, przyszłych podróży.
Garet parę razy głęboko odetchnął, po czym parę razy mrugnął, by pozbyć się resztek łez i wody. Potem otarł twarz mokrym rękawem.
- To było wspaniałe - powiedział. Czy owa wspaniałość należała do największych przyjemności, jakie go spotkały w życiu? Tego aż tak nie był pewien. - Nigdy czegoś takiego nie przeżyłem - dodał. To z kolei było całkowitą prawdą, a radość w jego głosie płynęła zarówno z faktu, iż lot przeżył, jak i wrażeń, jakie w tej chwili doznawał.
- Ale to nieuczciwe - dodał. - Jesteś całkiem sucha...
Potrząsnął głową, a krople wody poleciały na wszystkie strony.
- To da się całkiem łatwo poprawić - odparła przywołując swoje węże, które najwyraźniej, gdy nie służyły do przypiekania wroga, nadawały się doskonale do podgrzewania powietrza i suszenia ubrań. - I jak ci się podoba mój dom? - zapytała, rozkładając ręce i obracając się wokół własnej osi.
- Śliczny - odparł Garet. - Wspaniały. Według mnie - idealny dla smoków. Ale, jak na mój gust, mało przytulny. Chociaż nie wątpię, że znalazłoby się paru władców, którzy natychmiast zamieniliby swoje zamki i pałace na tę jaskinię - dodał z uśmiechem.
Wolał nie mówić, że wnet poczułby się tutaj dziwnie samotny.
- Mało przytulny? - zadziwiła się Rubin. - To najprzytulniejsze miejsce w jakim kiedykolwiek byłam. Powinieneś zobaczyć lochy… - Z czułością pogładziła oparcie tronu. - Masz jednak rację, władcy tego świata oddaliby wiele by móc zasiąść na jednym z tych miejsc. Nigdy tak jednak się nie stanie. Skarby tu zgromadzone przepadną wraz z śmiercią ostatniego smoka.
- Jesteś pewna, że jesteś ostatnim smokiem? - spytał Garet, nie wdając się w dyskusję na temat pojęcia "przytulność". - Świat jest wielki. Może inne smoki mieszkają gdzie daleko? Jak to się mówi - na krańcach świata? Gdzieś, gdzie jest cisza i spokój?
- Możliwe - zbyt wiele wiary w tym słowie jednak nie było. - Więc? Co sądzisz o nowym sposobie podróżowania? - zmieniła szybko temat.
- Szybki - odpowiedział natychmiast Garet. - Widowiskowy... dla kogoś, kto patrzy z boku. No ale ja, przyznam się, za dużo szczegółów nie widziałem. Z pewnością to kwestia przyzwyczajenia. Jakby nie było, to był mój pierwszy lot w takim wspaniałym stylu.
- Zatem nieco wolniej następnym razem - zgodziła się. - Gotowy do drogi powrotnej? Możesz zabrać coś na pamiątkę jak chcesz…
Rzuciwszy propozycję, powróciła do swojej naturalnej formy, w której czuła się znacznie lepiej. Szczególnie tu, w sercu góry.
- Wszak nie będę ci wydłubywać płytek z podłogi - uśmiechnął się Garet. - Gotowy.
~ Zatrzymamy się w górnej sali zatem, może coś przypadnie ci do gustu ~ oznajmiła podstawiając łapę.
Garet skorzystał z zaproszenia, zajmując miejsce w siodle, po czym starannie pozapinał wszystkie pasy.
Rubin odczekała tyle, ile wymagały tego przygotowania, po czym wzbiła się w powietrze. Pamiętając słowa swego jeźdźca, tym razem powstrzymała się przed zwiększaniem prędkości, dzięki czemu Garet miał okazję dokładniej obejrzeć cuda smoczego świata.
Górna sala kryła w sobie wiele skarbów, które przez ich właścicieli uważane były za mniej ważne. Lawirując pomiędzy wzgórzami złota i innych drogocennych przedmiotów, Rubin wyraźnie szukała czegoś. Gdy zaś znalazła ową rzecz, a raczej rzeczy, wylądowała przed nimi.
~ Dosiadanie smoka nie należy do bezpiecznych, przyda ci się więc ochrona. Nie jestem pewna, kto jest jej twórcą, jednak wiem, że ma w sobie dość magii ochronnej by zapewnić ci przeżycie nawet w wypadku twardego lądowania. Miecz, który leży obok należał kiedyś do Iliada. Nie zawiera w sobie magii, jednak jest to ostrze jakiego nie znajdziesz już w świecie ludzi. Nie stępi się, nie złamie i przedrze się przez każdy armor. Swego czasu zwano go Smoczym Pazurem.
Kamizela, którą Rubin określiła jako gwarancję przeżycia w razie upadku, zdecydowanie mniej zainteresowała Gareta niż niemagiczny miecz. Smoczy Szpon, Smoczy Pazur, Smocze Ostrze. Różne nazwy, jaką na przestrzeni wieków ludzie nadawali broni, którą ponoć władał Iliad. Ba, nawet nazwy Smoczy Jęzor i Kieł Smoka się pojawiały. I tak, jak niektórzy nie wierzyli w istnienie Iiada, tak jego broń przeszła nie tyle do legend, ale wprost do historii Rune.
- Wiesz może, gdzie spoczywa Iliad? - spytał.
Czy wiedziała? Oczywiście że tak, wszak sama składała go do owego grobu. Baśnie ludzkie opowiadały jakoby odszedł do magicznej krainy i biorąc pod uwagę czym królestwo smoków było, niewiele z prawdą się mijały.
~ Wiem ~ odpowiedziała.
- Gdzie? Jeśli oczywiście możesz powiedzieć.
~ W jednej z jaskiń, głęboko w Srebrnych Górach. Ukryty przed wzrokiem ludzkim przez smoczą magię. Kiedyś cię tam zabiorę… ~ Za tymi słowami kryła się jednak pewna niechęć sugerująca, iż na ów moment będzie musiał poczekać, lub też na niego zasłużyć.
- Nie spieszy mi się - odparł Garet. - Połowa rodów Rune umieszcza Iliada w swym drzewie genealogicznym - powiedział z lekkim uśmiechem - a nawet nie wiadomo z całą pewnością, czy miał dzieci. Niestety, kroniki z tamtych czasów są, delikatnie mówiąc, niekompletne. No a do kronikarzy też można mieć wiele uwag krytycznych. Dla mnie, prawdę mówiąc, najważniejsze jest to, że wiem, iż naprawdę istniał. A jego broń...
Westchnął, po czym wyciągnął broń z pochwy nietkniętej zębem czasu.
Ostrze zalśniło bladym blaskiem, odbijając światło płynące ze ścian i sufitu.
Legendarny Smoczy Pazur wyglądał tak, jak gdyby dopiero co opuścił warsztat płatnerza. Na klindze nie było najmniejszej nawet szczerby, najmniejszej nawet rysy.
- Wspaniała broń - powiedział cicho, bardziej do siebie, niż do Rubin.
~ Tak ~ zgodziła się z nim, tchnąc smutek w myśli człowieka. ~ Wspaniała broń. ~ Zbliżyła pysk do miecza, dotykając go lekko, z czułością. ~ Iliad pozostawił po sobie dwóch synów i córkę. Ich potomkowie wciąż żyją na ziemiach ich przodka, aczkolwiek wątpię by należeli do owych rodów, o których wspomniałeś. Tylko jeden z nich, najmłodszy syn, pochodził z prawowitego łoża, a jego linia wymarła na długo przed twoim przyjściem na świat.
- Niektórzy ziemie by całowali, gdyby mogli udowodnić, że od Iliada pochodzą, choćby i z nieprawego łoża - uśmiechnął się Garet. - Zapewniam cię, że mi to do szczęścia nie jest potrzebne. Przodkowie, o których wiem, w zupełności mi wystarczają. I tak tworzą bardzo ciekawą... kolekcję osób.
~ Dobrze zatem… Pora ruszać by zdążyć przed wschodem słońca. Chyba że wolisz już teraz pokazać się światu z… nowej strony ~ na powrót rozbawienie powróciło do myślowych przekazów jakimi zasypywała umysł Gareta.
- Nie, nie, nie... - zapewnił ją Garet. - Nie jestem żądny sławy. Przynajmniej nie z tej strony. W zupełności mi wystarczy uwolnienie królewny. Poza tym nie wierzę, byś chciała się ujawnić światu, nawet jeśli nie boisz się kłopotów, łowców smoków i wszelakiego tałatajstwa, polującego na smocze skarby, smoczą głowę lub samą chęć zobaczenia smoka, i to bez względu na konsekwencje.
Rubin nie odpowiedziała. Zamiast tego podłożyła łapę i cierpliwie czekała na to by Garet zajął swoje miejsce.
 
Kerm jest teraz online  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:54.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172