Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-10-2015, 00:10   #9
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Desire z ulgą oddała wierzchowce stajennemu. Mężczyzna zdawał się wiedzieć co robi, o czym mogła się przekonać po stanie boksu do którego wprowadzono ogiera wicehrabiego. Jej klacz oraz koń juczny trafiły do mniej zaszczytnej, jednak dobrze utrzymanej części wspólnej, w której miejsce na noc znalazły wierzchowce mniej znamienitych gości. Upewniwszy się jeszcze czy wszystko zostawia za sobą w należytym porządku, zabrała bagaże i udała się do karczmy, gdzie Raul zdążył już wynająć pokój na noc i osobny salonik gdzie miał w spokoju spożyć kolację. Sama Desire nadal nie czuła głodu, co wraz z bólem głowy zaczynało ją powoli martwić. Nie zamierzała jednak dzielić się owymi zmartwieniami z towarzyszem podróży. Zamiast tego zaniosła ich rzeczy do pokoju i sprawdziła czy zamek w nim się znajdujący jest sprawny. Również okno, a następnie pościel, doczekały się jej uwagi. Uznawszy, że wszystko jest jak należy, opuściła pokój i udała się do jadali, w której Raul czekał na podanie wina.
- Zadbałam o konie i przygotowałam pokój - oznajmiła mu, dygając przy tym zgrabnie, na potrzeby ewentualnej publiczności. - Czy mój pan będzie mnie potrzebował w trakcie kolacji czy też mogę się oddalić by spełnić jego wcześniejsze rozkazy?
- Możesz iść.
- Raul skinął głową. - Pamiętaj tylko, że jedziemy do Paryża. - Przesunął w stronę Desire garść srebra. - Nie masz oszczędzać, rozumiesz?
Wiedział, ze dziewczyna nie należała do rozrzutnych, ale czasami jej podejście do pieniędzy zahaczała o skąpstwo, a jego służąca nie mogła paradować w łachmanach.

Oczywiście Desire nie zapomniała owego “drobnego” szczegółu ich wyprawy. Wiedziała, że suknia, którą zakupi nie powinna przynosić wstydu wicehrabiemu. Ciężko jednak przychodziło jej odstąpienie od zwyczajów i głębsze sięgnięcie do sakiewki pana. Była jednak dobrym narzędziem, a takowe nie powinno zawodzić z byle powodu. Skłoniła przeto głowę, dygnęła i już jej nie było. Aby bowiem spełnić życzenie Raula nie mogła czasu marnować. Sklepy wszak zamykano przed zmrokiem. Co prawda do tego momentu czasu pozostało trochę to jednak wolała ona mieć go nieco w zanadrzu co by nie musieć być skazaną na pierwszą lepszą suknię, na jaką natrafi.

Sens było miastem dużym, wciąż rozszerzającym swe granice i bogactwo mieszkających w nich ludzi. Mimo coraz późniejszej pory ruch panował znaczny, szczególnie w dzielnicy handlowej, do której drogę wskazała jej starsza kobieta, pchająca przed sobą wózek z serem.
Wybór sklepów był ogromny, nieco chaosu powodujący w planach Desire. Liczyła na parę przybytków oferujących rzeczy, które zamierzała kupić, zamiast tego stanęła na początku ulicy, która zadawała się końca nie mieć, pełnej witryn, w których swe produkty oferowali przedstawiciele najróżniejszych profesji. Na dokładkę w odchodzących od głównej drogi uliczkach, mieściły się kolejne przybytki w których srebro z rąk do rąk przechodziło. Gwar także był spory, co nie powinno dziwić biorąc pod uwagę liczbę kupujących. Karoce i wierzchowce walczyły tu o pierwszeństwo z pieszymi, nie zawsze walkę tą wygrywając przez co od czasu do czasu słychać było głośne przekleństwa i świst batów. Nieprzyzwyczajona do takiego zamieszania Desire potrzebowała chwil kilku, by panowanie nad sobą odzyskać. Myśli bowiem sięgające ku ostrzu sztyletów pojawiły się w jej umyśle sprawiając iż palce mrowiły ją nieprzyjemnie domagając się działania. Jeżeli Paryż także miał tak wyglądać, a była niemal pewna iż będzie tam gorzej, sporo wysiłku kosztować ją będzie nie tyle utrzymanie Raula przy życiu i zdrowiu, co powstrzymanie swych popędów.
Czas jednak mijał, a ona ruch wstrzymywała co nie każdemu pasowało. Ignorując złe spojrzenia i parę dosadnych słów jakie pod jej adresem posłano, ruszyła przed siebie wypatrując sklepu, który sprzedawałby odzież dla mniej zamożnych i służby. Znalezienie takowego zajęło jej dobrą chwilę i zmusiło do zagłębienia się w jedną z bocznych uliczek.
- Panienka sobie życzy? - Pytanie było uprzejme, ale spojrzenie stojącej za ladą starszej niewiasty wyrażało niezadane na głos pytanie "Czyś ty na pewno dobrze trafiła?".
- Potrzebuję sukni odpowiedniej do tego by się w niej pokazać w Paryżu. Mój pan jest dość wymagający, więc materiał ma być dobrej jakości, krój zaś w miarę możliwości skromny ale elegancki - wyjawiła swe życzenie starszej sprzedawczyni głosem przyjaznym acz stanowczym. Jeszcze tego by brakowało, by miała płaszczyć się przed staruchą, która swego miejsca nie zna. Klient nasz pan, czy nie tak brzmieć miało motto każdego dobrego sprzedawcy?
Starsza pani westchnęła.
- Paryż to jednak nie do końca będzie - powiedziała. - Chociaż nasze klientki nigdy nie narzekały na jakość naszych wyrobów... Gwarantuję jednak, że swemu panu nie przyniesiesz wstydu.
- Zatem bez wątpienia opuszczę ten sklep zadowolona i dobre słowo rzeknę hrabiemu.
- Desire uznała, że odrobina lukru nie zaszkodzi, a jedynie lepszą cenę jej może załatwić. W końcu zadowalanie stref wyższych było tym co winno stanowić cel tych, którzy urodzili się w mniej uprzywilejowanej strefie.
Starsza pani najwyraźniej sama prowadziła ten sklep i nawet jeśli zatrudniała kilka krawcowych, to osobiście zajęła się klientką, pokazując to, co w sklepie miała najlepszego, i w czym klientka mogłaby się czuć dobrze.
Ów pokaz zaś sprawił, iż młoda służka zrozumiała, dlaczego została zmierzona owym niezbyt przychylnym spojrzeniem. Każda z sukni, jakie się przed nią znalazły, była w porównaniu z tą, którą miała na grzbiecie, iście królewską kreacją. O ile się nie myliła, to podobne stroje miały damy, które widziała na ostatnim z balów, jakie zostały zorganizowane w rodowej siedzibie wicehrabiego. Widać moda uległa kolejnej zmianie i to co, uznawane było za jej ostatni krzyk na prowincji, bliżej stolicy dobre było jedynie dla mniej zamożnych panien.
Po namyśle wybrała prostą suknię z bufiastymi rękawami w kolorze soczystej zieleni. Nie należała ona do najbardziej wymyślnych kreacji jakie miała przed sobą, pozwalała jednak na znacznie większą swobodę ruchu niż jej towarzyszki. Ozdobiona delikatnym haftem i drobnymi, udającymi szafiry kamykami, wydała się Desire odpowiednią. Zapewne po dotarciu do Paryża zostanie ona zmuszona do poddania się decyzjom hrabiny, która z pewnością nie dopuści, by jej wygląd wpływał na opinię, jaką inni mieli na temat jej rodziny. Póki jednak wciąż miała pewną swobodę w wyborze, nie zamierzała z niej łatwo rezygnować. Dobrała jeszcze strój do jazdy konnej w podobnym co suknia kolorze i lekką, czarną pelerynę, która miała za zadanie chronić ją przez zbyt bliskim kontaktem z promieniami słonecznymi. Zapłaciła żądaną kwotę i zapytała gdzie może znaleźć szewca. Uzyskawszy odpowiedź zebrała zakupy i ruszyła we wskazanym kierunku.

Gdy wracała już do karczmy, obładowana była jak nigdy. Nie licząc ubrania weszła w posiadanie dwóch par nowych butów, w tym jednych do jazdy konnej idealnie się nadających. Wstąpiła także do kowala u którego zakupiła pas skórzany, dość wąski, z pochwą na sztylet, która kryła całe ostrze. Wedle słów mężczyzny wykonany on został dla syna jakiegoś szlachcica, który jednakże nigdy po swoje zamówienie się nie stawił. Ponoć choroba jakaś chłopca zabrała więc i owego pasa już nie potrzebował. Desire podziękowała owej chorobie w myślach, jednocześnie na głos wyrażając swe współczucie.
- Hej panienko, a panienka czasem to aby nie zabłądziła? - głos zza jej pleców dobiegający nie był dla niej zaskoczeniem. Mężczyzna bowiem, do którego należał, wraz z towarzyszem swoim, podążali jej śladami już od czasu jakiegoś. Pierwszy raz zauważyła ich gdy wychodziła ze sklepiku starszej pani, która strojami handlowała. Później mignęli jej w tłumie gdy wchodziła do szewca. Na koniec, już nieco otwarciej, kiwnęli jej głowami gdy opuszczała kowala. Teraz najwyraźniej uznali, że obładowana zakupami i skryta przez wzrokiem przechodniów w mniej uczęszczanej uliczce, będzie idealnym celem. Mrok wszak już zapadł, ci, co interesy robili, oddalili się do domów by w spokoju posilić się przez snem. Czas nadszedł na szemrane umowy i zbrodnie, a tych wszak w żadnym mieście nie brakowało.
Desire wydała z siebie znużone westchnienie. Zabawienie się z nimi byłoby może przyjemne dla jednej ze stron, jednak byłoby również marnowaniem czasu i, zapewne, kolejnej sukni.
- Panienka to chyba nieśmiała jakaś - dodał drugi, gdy nie odpowiedziała im od razu. - Bać się nas nie trzeba - zarechotał. - My tylko pomoc chcielim zaoferować.
- Raczcie wybaczyć, to przez zaskoczenie - odpowiedziała im grzecznie, lustrując przy tym uzbrojenie, którym się poszczycić mogli. Wiele tego nie było, ot pałka przy pasie i stary, poszczerbiony miecz. Nawet jednak tak marna broń mogła sporych kłopotów narobić o czym przez cały dzień przypominał jej ból głowy.
- Pierwszy raz w Sens jestem i faktycznie, chyba się zgubiłam - paplała w najlepsze, słodkie oczęta przy tym robiąc. - Jak nic burę za to dostanę, a przecież to nie moja wina. No i ciemno już… Panowie pewnie nie znają drogi do Białej Gęsi? - zapytała niewinnie, wymieniając przybytek, którego nazwa obiła się jej o uszy przypadkiem.
- Białą Gęś, powiada panienka… - Ten z pałką, wysoki i dobrze zbudowany, o długich do ramion włosach i podniszczonym stroju, zdawał się zastanawiać przez chwilę, jednocześnie postępując krok w jej stronę. - To panienka całkiem drogę pomyliła, bo żeby do Gęsi dotrzeć to trzeba było wpierw na plac targowy się dostać, a do placu stąd jest drogi trochę.
- Pomożemy panience, bośmy dobrzy ludzie, a widać że w potrzebie jesteś - dodał drugi, także się do niej zbliżając, aczkolwiek z boku, tak by drogę ucieczki jej odciąć.
- Naprawdę? - zapytała z nadzieją w słodkim głosiku. Mdliło ją co prawda od tej słodyczy i chciałaby już zanurzyć ostrze w ich trzewiach, jednak trzymała się w ryzach. Zapewne chcieli ją odciągnąć w jakieś mniej uczęszczane miejsce i tam dopiero zaatakować. To zaś dawało jej czas na odpowiednie przygotowanie się do tego ataku.
- Oczywiście - odparł ten z przydługimi włosami. - Przecież nie można tak panienki zostawić, żeby…
- Żeby co, jeśli można spytać? - rozległ się głos, a z mroku panującego w jednym z wejść do zamkniętych już sklepów, wyłonił się młody mężczyzna w doskonale rozpoznawalnym przez wszystkich stroju.
Desire zbladła niemal tak samo jak jej napastnicy. Pomyśleć, że rozważała przez krótką chwilę, rozliczenie się z tą dwójką tu, na miejscu. Jak długo tam stał? Tego nie była pewna, wszak jej uwaga skupiona była na przeciwnikach. Wątpiła jednak by przemknął niezauważony. Prędzej już byłą gotowa uwierzyć iż stał w tym cieniu czekając na kogoś. Może nawet na tą dwójkę. Tylko po co?
- Nic, nic - odparli jeden przez drugiego. - Panienka drogę zgubiła, a my…
- Postanowiliście pomóc. Jakże chwalebne, zupełnie jednak niepotrzebne bowiem to zadanie zostało powierzone mojej osobie. Bądźcie zatem tak uprzejmi i zejdźcie mi z oczu.
Prośba ta, która wcale prośbą nie była, wzmocniona została błyskiem stali, gdy muszkieter dobył swój rapier. Przez chwilę wydawać się mogło, iż mężczyźni zaryzykują jednak i podejmą wyzwanie. Desire najwyraźniej nie była jednak nagrodą wartą takiego ryzyka.
- To my już sobie pójdziemy - rzekł jeden.
- Miło było panienkę poznać - oznajmił drugi.
Następnie, nie czekając aż cierpliwość muszkietera się skończy, oddalili się dość pospiesznym krokiem, jednak trzeba im było przyznać, iż mieli dość hartu ducha by nie biec.
- Winna jestem podziękowania - zwróciła się do swego wybawcy, gdy już udało się jej opanować chęć wybuchnięcia pogardliwym śmiechem.
- Cała przyjemność była po mojej stronie - odpowiedział jej pochylając głowę i zamiatając kapeluszem ziemię przed jej stopami. - Kawaler Gaspar Beaumont, do twych usług.
Przez chwilę Desire miała wrażenie, że znalazła się w jednej z tych opowieści którymi tak zachwycały się wszystkie młode dziewczęta. Zrobiło się jej przez to niedobrze. A może to z powodu głodu? Nie miała ochoty wnikać w tak nieistotne szczegóły.
- Jestem wdzięczna za ratunek kawalerze - dygnęła z gracją. - Desire Roux - przedstawiła się i na tym poprzestała.
- Zatem - młodzieniec obdarzył ją promiennym uśmiechem, na którego widok panny musiały mdleć setkami, a który najwyraźniej wpływu takowego nie miał na rudowłosą służkę. - Pozwolisz się odprowadzić do owej karczmy, której nazwę wcześniej wspomniałaś?
Propozycja była kusząca, szczególnie, że noc już zapadła, a takich sytuacji jak ta sprzed paru minut mogło na nią czekać wiele.
- Byłabym wdzięczna, aczkolwiek trud twój, kawalerze, zdałby się na marne, droga moja prowadzi bowiem nie do Białej Gęsi, a do karczmy Pod Lwem zwanej.
Informacja ta zaskoczyć musiała młodzieńca, gdyż nieco baczniej przyjrzał się swej rozmówczyni.
- Rozumiem. Niemniej podtrzymuję ofertę. Pora ta nie jest najlepszą na samotne spacery, szczególnie dla panny, która swą urodą mogłaby gwiazdy wraz z księżycem zawstydzić.


W ten oto sposób Desire Roux przybyła do karczmy Pod Lwem eskortowana przez kawalera Beaumont. Szczęściem nie nalegał on by wraz z nią przekroczyć próg przybytku. Musiałaby się nieźle natłumaczyć dlaczego na owe towarzystwo zasłużyła. Miast tego jej rycerz w srebrnej zbroi, ukłonił się, życząc miłego wieczoru i oddalił, znikając w mroku nocy.
Stanie przed karczmą nie należało do rozsądnych zajęć, szczególnie że musiała zdać jeszcze raport ze swej wyprawy wicehrabiemu, zjeść coś i przygotować miksturę na ból głowy mającą pomóc. Wieczór bowiem może i był miły, ona jednak nie miała czasu podziwiać jego uroków. Z takimi oto myślami przekroczyła próg karczmy, chcąc następnie udać się na piętro, do wynajętego pokoju, gdzie z pewnością czekał już na nią jej pan, ciekawy zapewne, gdzie też podziewała się tym razem.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline