Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-10-2015, 19:12   #16
Hazard
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
- Panie prezydencie! Można mi Pan poświęcić kilka minut? – wołał za nim jeden z dziennikarzy pracujący dla jakiejś lokalnej gazety.

Lincoln wciąż siedział jeszcze w swojej wynajętej rezydencji w Atlantydzie, która tętniła życiem tak w jego prawdziwy domu w Waszyngtonie za czasów wojny. Cały sztab ludzi pracował już w pocie czoła, starając się rozpracować morderców, chcących przejąć władze w tym cudownym, zapomnianym mieście. A myślał by kto, że ciężka praca dla niego skończyła się już w 1865 roku.

- Mam niewiele czasu. Myślę, że wszyscy już powoli zbierają się na placu. Nie mogę niestety zbyt wiele wyjawić.

Ton głosu Lincolna był jak zwykle ostry i przenikliwy. Wielu z jego przeciwników politycznych uważało, że mówi on w sposób charakterystyczny dla wieśniaków z Indiany. Czarne ubrania i muszka przypominał uniform karawaniarza. Zmierzwione włosy i bokobrody, wraz z ziemistą cerą sprawiały, że wyglądał znacznie starzej niż w rzeczywistości był. A wyglądał, ogólnie rzecz ujmując, jakby Bóg złożył go z zupełnie nie pasujących do siebie części.

- Sztab zdążył już ustalić, kim może być potencjalny morderca? – zapytał reporter.

- Oni? – Lincoln odwrócił się do zgrai urzędników, goniących ciągle od telegrafu do swych biur. – Wziąłem ich ze sobą, bo moja żona twierdziła, że po wojnie nie może mieszkać już w domu, gdzie nie kręcą się ciągle jacyś urzędnicy. A będąc całkowicie szczerym muszę przyznać, że bałem się ich zostawiać w Waszyngtonie. Nie wyobrażam sobie co Trump mógłby narobić, gdybym go ciągle nie nadzorował.

- W takim razie, kto Pana zdaniem jest głównym podejrzanym?

- Obecnie mam jedynie obawy odnośnie pewnego starego przeciwnika z czasów wojny, lecz nie jest to jednak obiektywna opinia.

- Obawia się Pan, że Jackson i inni południowcy mają zamiar przejąć tu utworzyć swój niewolniczy kraj?

- Nie wykluczam takiej możliwości – odparł przytakując z aprobatą reporterowi, za jego przenikliwość. – Niestety muszę już kończyć…

- Jeszcze tylko jedno pytanie. Nie żałuje Pan, że tu przybył? W końcu nie jest Pan młody, a sprawa ta nie zagraża Stanom Zjednoczonym.

- Wie pan, czasami czuję się dokładnie tak, jak pewien człowiek, którego poznałem w niewielkim miasteczku w Indianie. Został on oskarżony o obrazę moralności, wytarzano go w smole i pierzu, po czym wywieziono z miasta wozem. Ktoś zapytał go, jak się czuje – w tym momencie w rezydencji nastała cisza, a tłum urzędników skupił się na nim. - No cóż, odpowiedział ów łotr...

Lincoln poprawił muszkę i założył na głowę swój wysoki, niemodny od ponad stu pięćdziesięciu lat kapelusz.

- Co by prawdę powiedzieć i nie skłamać, to jak by to nie była sprawa honorowa, to dawno już bym se poszedł.

Otworzył drzwi i wyszedł na plac.






- Prawym Amerykaninem? – zdziwił się Lincoln na wypowiedź Jacksona. – A czy nie chciał Pan przypadkiem odłączyć się od Unii i naszego kraju? Rzec muszę, że Pańskie słowa niechybnie mijają się z faktami. Jestem tylko politykiem, a nie przedsiębiorcą. Nie ja decyduje gdzie i kiedy powstaną fabryki, choć słyszałem, że przez ostatnie lata mocno rozwinęły się na terenie całego Państwa. – Następnie spojrzał na dziwnego reportera z wąsem. – Jednak widzę, że szarlataneria nadal cieszy się popularności.

Podszedł do urządzenia, które na sznurku trzymała dziwna istota. Pokraczne ustrojstwo ciągle skierowane było w stronę reportera, jednak Abraham, nie przejmując się nim, podszedł do maszyny przyłożył oko do szybki. Oczywiście nie był świadom, że tym sposobem zaprezentował się nazbyt wyraźnie tysiącom… no, może setkom widzów (będących tylko w siedemdziesięciu procentach skazańcami i psychicznie chorymi, który nie mogli przełączać kanałów w swoich ośrodkach).

- Widziałem podobne ustrojstwa w czasie wojny, kiedy nagle znalazło się tysiące genialnych wynalazców, chcących sprzedać wojsku swoje dzieła – zaśmiał się. – Jednak zwykle łatwo rozpoznać fuszerkę.

Lincoln uderzył niezbyt mocno pięścią w bok kamery. Ku jego zaskoczeniu nie rozpadła się, a jedynie zgasła na niej czerwona lampka. Miał już uderzyć po raz drugi, kiedy w końcu operator kamery zareagował i uniósł urządzenie na patyku, tak, że Lincoln nie mógł dosięgnąć. Prezydent uśmiechnął się lekko i zapominając o całym zajściu zwrócił się ponownie do Jacksona.

- A odnośnie tych czarnych i zielonych, to z tego co sobie przypominam, Pan walczył o to by wszystkich nie będących białymi zapędzić do pracy na plantacjach bawełny. Myślę, że ten rosły młodzieniec – tu spojrzał na Hulka – z pewnością miałby ku temu pewne obiekcję.

Posłał szczery uśmiech w stronę przedstawicieli innych ras. Cieszył się, że dzięki jego poprawce w konstytucji, cały świat mógł się zmienić i każdy mógł teraz znaleźć w nim swoje miejsce.
 
Hazard jest offline