Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-10-2015, 21:31   #26
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Garet dorzucił do ognia kolejny kawałek drewna, a potem, wpatrując się w rozgwieżdżone niebo, zastanawiał się, co też mu się trafi na kolację. Pieczony zając, czy może przypieczony nieco jelonek... Rubin łuku nie miała, sideł również. Jedyne, co mogła zrobić, to użyć swej ognistej magii - a to oznaczało pieczyste. Może nieco przypalone z wierzchu.
W pierwszej chwili nie zwrócił uwagi na cień, który przesunął się po niebie, zasłaniając poniektóre gwiazdy.
- Co to jest, na demony? - pomyślał, odruchowo wstając. Całkiem jakby to miało sprawić, że zdoła lepiej się przyjrzeć temu czemuś.
Na nietoperza czy sowę było to za duże, wielkie orły o tej porze siedziały w gniazdach... Chmara nietoperzy?

Chwilę później coś z trzaskiem miażdżonych krzewów wylądowało na skraju polany. Przerażająco wielkie coś, a widok ten sprawił, że Garet sięgnął po miecz, równocześnie cofając się aż do drzwi domku.
Gość w dom, bóg w dom, mawiali niektórzy.
Gość w dom, pustki w spiżarni, powiadali inni.
Gość nie w porę gorszy od poborcy podatkowego... Nie, z poborcą nikt nie mógł się równać, aż do tej pory.
Dlaczego, na demony, nie rusałka czy nimfa, pomyślał Garet żałując nie tylko tego, że nawiedził go taki akurat gość, ale i tego, że łuk został w chacie. Jeden dobry strzał... Albo chociaż wilkołak.
Z mieczem w garści niewielkie miał szanse, by wygrać ze smokiem, a rżenie przerażonych koni, które usiłowały zerwać pęta, dobitnie świadczyło o tym, że to nie jest koszmarny sen, tylko koszmarna rzeczywistość.
Rubin miała nosa, pomyślał. Z pewnością ominęło ją życiowe spotkanie.
Ciekaw był tylko, czy jeśli cofnie się do wnętrza domku, to smok chuchnie i dmuchnie ognistym oddechem, czy też najpierw wsadzi do środka swój wielgachny łeb.
Zrobił krok w tył, gotów zniknąć za futryną gdy tylko bestia nabierze oddechu.

Bestia jednakże niczego takiego nie zrobiła. Nawet jeden mięsień nie drgnął, nie licząc tych, które pompowały powietrze do jej płuc. Spojrzenie jej szmaragdowych oczu śledziło każdy jego krok. Czekała cierpliwie na to jaką decyzję podejmie mężczyzna.

- Witam w mych skromnych progach. - W ostatnich chwilach swego życia Garet postanowił się zdobyć na nieco dowcipu. Skłonił się, w miarę uprzejmie, nie spuszczając jednak z oczu swego "gościa". - Z kolacją co prawda może być na razie kłopot, ale zechciej spocząć przy ognisku.
Żaden z Granmontów nigdy nie okazał się niegościnny... ani żaden nie pokazał pleców w ucieczce.

Smok pochylił głowę w odpowiedzi, czyniąc to powoli i ostrożnie. Rubin nie chciała dodatkowo straszyć Gareta, przez co jej ruchy były dokładnie przemyślane, poprzedzone czujną obserwacją mężczyzny. Na zaproszenie odpowiedziała przysiadając na tylnych łapach i zwijając skrzydła tak iż utworzyły złocisty płaszcz otulający jej grzbiet. Wspomnienie kolacji pozwoliło jej wydobyć z otchłani pamięci wspomnienie zakupów jakie poczyniła. Mogła co prawda zmienić wygląd i wytłumaczyć Garetowi kim jest, wybrała jednak cierpliwość. Chciała wiedzieć jak poradzi sobie z nią - smokiem, nim zdecyduje się na kolejny krok. Z tego też powodu postarała się by nie mógł dostrzec tego, co ze sobą przyniosła.

Smok go nie zeżarł, przynajmniej do tej pory, co - według Gareta - stanowiło pozytywny początek spotkania. Problem jednak na tym polegał, że Garet stale nie wiedział, co za licho przyniosło tu przedstawiciela wymarłego ponoć gatunku. Z drugiej strony dobre wychowanie nie pozwalało na zadanie prostego pytanie "Czego tu chcesz?" Nie mówiąc już o tym, że smok mógłby się poczuć dotknięty, nawet gdyby pytanie zostało sformułowane w najbardziej taktowny sposób. No i przecież każdy przedstawiciel rodzaju ludzkiego powinien być zachwycony, móc obserwować z bliska coś takiego.
Ale mimo wszystko rusałka zdała mu się mniej groźna...
Że też stale nie ma Rubin, pomyślał. Mag ze smokiem może by się jakoś dogadali.
Na znak dobrych zamiarów schował miecz, po czym zaczął się wpatrywać w znajdujące się po drugiej stronie ogniska stworzenie, chcąc porównać rzeczywistość z wiadomościami pochodzącymi z ksiąg czy ustnych opowieści.

Pozwoliła na te oględziny. Któż bowiem nie lubi gdy się go podziwia, szczególnie zaś z ową nutką strachu, który bił od Gareta. Powolne ruchy ogona pozwalały na dokładne przyjrzenie się wspaniałym mięśniom, które kryły się pod lśniącymi łuskami. Gdy uznała, że może sobie na to pozwolić, powoli rozłożyła skrzydła by pełnia ich piękna mogła dotrzeć do mężczyzny, nie pomniejszona przez szok pierwszych chwil ich spotkania. Rozważała nawet czy nie wstać, jednak uznała że jej obecna pozycja lepiej oddaje majestatyczność smoczego rodu. Nie powstrzymała się jednak przed uniesieniem pyska ku gwiazdom i zionięciem ogniem, który drzemał w jej ciele. Gdy uznała, iż pokaz zdobił na Garecie odpowiednie wrażenie, opuściła pysk i zwróciła na niego swe spojrzenie, przyglądając się mężczyźnie spomiędzy smug dymu wydobywającego się z jej nozdrzy.

Po ognistej czarodziejce ognisty smok. Nieźle, pomyślał Garet, zadowolony, że struga ognia pomknęła w niebo, a nie w jego stronę. Wielki gad chwalił się, czy ostrzegał? Trafił na narcystycznego smoka, któremu radość sprawiało demonstrowanie swej urody i możliwości? A może to nie był smok, tylko smoczyca?
- Piękne - powiedział, bowiem doszedł do wniosku, że coś rzec wypada.

Przyznała mu rację skinięciem głowy. Lubiła być podziwiana, a że w ostatnich czasach nie zdarzało się to zbyt często, zamierzała w pełni się tą chwilą nacieszyć. Ciekawiło ją też jak daleko posunąć się mogła nim mężczyzna zdecyduje się na ucieczkę. Zwykle wystarczyło samo jej pojawienie się by brali nogi za pas i zmykali gdzie się dało. Ten jednak nawet miecz schował. Po chwili namysłu uznała, iż nie zaszkodzi jej odrobina z nim zabawy. Obniżyła pysk jeszcze trochę, po czym zaczęła się przesuwać w jego stronę. Powoli, miniaturowymi kroczkami, tak by miał czas na podjęcie decyzji o ewentualnej ucieczce.

Garet zmrużył oczy. Najwyraźniej uprzejmości się skończyły i zaczęła się zabawa w kotka i myszkę.
- Zechcesz łaskawie pozostać po tamtej stronie ogniska? - spytał, równocześnie kładąc dłoń na rękojeści miecza. - Chyba że chcesz żeby cię podrapać za uchem...
Rubin prychnęła co zaowocowała zwiększoną dawką dymu z jej nozdrzy. Nie była pewna na co właściwie liczyła, ale z pewnością nie na to. Cofnęła się jednak, kręcąc łbem, niezadowolona.
~ Niezbyt to miłe było ~ posłała myśl w jego kierunku.

A więc potrafisz mówić, pomyślał Garet.
- Wzajemnie - odparł. - Jesteś trochę za duży, jak na zbyt bliskie kontakty.
~ Nie zamierzam cię zjeść ~ odparła. ~ Nie miało tu być nikogo. Nie moją jest winą, że zdecydowałeś się na nocleg pod gołym niebem. Gdybyś w chacie był, to spotkanie nie miałoby miejsca.
- Cóż... Trafiłem tu przez przypadek. - O Rubin Garet wolał nie wspominać. - A chata, opuszczona przed laty, niezbyt się nadaje na spędzenie tak miłego wieczoru.

Mogła się domyślić. Nie było jednak sensu rozprawiać na ten temat. Następnym razem będzie po prostu nieco ostrożniejsza.
~ Czas na mnie ~ oznajmiła mu, podnosząc się i zagarniając łapą przyniesiony prowiant. ~ Zaciekawiłeś mnie. Jeszcze się spotkamy ~ dodała, nim potężnym machnięciem skrzydeł wzbiła się w powietrze.
- Do zobaczenia - odparł Garet. Ze średnią szczerością.
 
Kerm jest offline