Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-10-2015, 21:05   #27
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Odlatując, Rubin była jednocześnie zła i zawiedziona. Nie tak to miało wyglądać. Nie taką reakcję chciała wywołać. Miała ochotę otworzyć paszczę i spalić cały ten las wraz z jego mieszkańcami. Nie uczyniła tego jednak, za co przynajmniej jedna osoba winna jej była podziękować.
Gdy zdecydowała się ponownie dotknąć ziemi, spędziła wcześniej sporo czasu upewniając się, że tym razem nie będzie miała widowni. Odległość od chaty i Gareta była znaczna, jednak ona potrzebowała czasu na uspokojenie. Spacer w lesie, który otulały srebrne promienie księżyca, wydał się jej najlepszym ku temu sposobem. Emocje zaś, które w niej szalały zdolne były niszczyć królestwa. Wraz jednak z każdym kolejnym krokiem jedna zaczęła brać górę nad pozostałymi. Smutek ogromnym głazem przygniótł jej serce i przygasił ogień, który w niej drzemał. Powoli, nie chciała bowiem owych myśli, zdawała sobie sprawę, że nigdy nie będzie mogła powiedzieć Garetowi prawdy o sobie. W ich wzajemnych relacjach na stałe zagościć musiało kłamstwo. Iluzja musiała zaś stać się prawdą. To zaś oznaczało, że nie mają szansy na dłuższe z sobą przebywanie. Tęsknota za domem już teraz była silna. Może więc powinna odnieść ów prowiant do chaty i pożegnać się na dobre? Owszem, przez czas jakiś dbałaby o jego bezpieczeństwo. Może nawet odwiedziła raz czy drugi, w swej naturalnej formie, jednak…
Samotność ciężka była do zniesienia. Ani bowiem szmaragdy, ani diamenty, ani też złoto nie było bowiem w stanie odpowiedzieć jej gdy przelewała w nie swój żal. Wysłuchać, owszem, lecz jedyną odpowiedzią zawsze było milczenie.


W końcu dotarła do chaty i wciąż znajdującego się przed nią, w blasku ogniska.
Do tego czasu Garet zdołał odnaleźć i uspokoić konie, oraz pokrzepić się odrobiną wina, która jakimś dziwnym trafem znalazła się jeszcze w jego manierce. Gdy Rubin wkroczyła na polankę, jej towarzysz siedział przy ognisku, z ponurą miną, i długą gałęzią poprawiał płonące polana.
- Szkoda, że nie wróciłaś wcześniej - powiedział. - Ominęło cię ciekawe spotkanie.
- Jakież to znowu? - zapytała, stawiając przyniesiony prowiant przy ognisku i bacznie się przyglądając swemu towarzyszowi. Starała się przy tym utrzymać maskę pogody ducha z odpowiednią dozą zaciekawienia. Ogień zdradził ją jednak, przygasając nieco gdy tylko się zbliżyła.
- Jakiś przyjaźnie nastawiony smok - odparł. - Ale nie powiedział, czego tu szuka.
- Smoki wyginęły. Co niby miałby tu robić jeden z owego nieistniejącego już gatunku?
- Ten najwyraźniej był niedoinformowany i nie wiedział, że smoki wymarły. Zdecydowanie nie wyglądał na nieżywego. Wprost przeciwnie - wydawał się cały i zdrowy i we wspaniałej formie. A co do powodu przybycia... Może przy następnym spotkaniu zechce powiedzieć, co go sprowadziło w te strony. Bo nim odleciał to złożył obietnicę, że się jeszcze spotkamy.
- Może poczuł się samotny? Setki lat bez kogoś, do kogo otworzyć można usta, to dość ciężkie brzemię. Nawet jak na smoka - Rubin wiedziała o tym aż za dobrze. - Widocznie uznał, że nadajesz się na tego, z którym można porozmawiać. Skoro zaś obiecał że jeszcze się spotkacie, dotrzyma słowa. Wtedy będziesz go mógł zapytać.
Mówiąc rozkładała przyniesiony prowiant, starając się nie patrzeć na swego rozmówcę. Worek z owsem, póki co zostawiła jak leżał.
- W takim wypadku mógł powiedzieć, o co mu chodziło - stwierdził Garet. - W ogóle był dość małomówny. Ale nie wyglądał na nieśmiałego. Z drugiej strony... nie znam się na smokach.
- Skąd wzięłaś te specjały? - zmienił temat.
Spodziewał się raczej jakiejś dziczyzny, więc to, co przyniosła Rubin, nieco go zaskoczyło.
- Może twoja postawa nie sprzyjała dłuższym rozmowom? Może bał się, że sięgniesz jednak po swój miecz i go zaatakujesz? Musiał oglądać śmierć wielu swych pobratymców. Smoki to nie zwierzęta - próbowała wyjaśnić, jednak przerwała i potrząsnęła głową. To i tak nie miało sensu. - Kupiłam w karczmie - odpowiedziała na jego pytanie.
- Rozumiem. - Garet spojrzał na przyniesione przez Rubin zakupy. - I wiem, że to nie zwierzęta. Nie jestem taki głupi. Ale skoro tak dobrze się znasz na smokach to pewnie wiesz, że takie spotkania częściej kończyły się źle dla ludzi, niż dla smoków.
- Co nie znaczy - dodał - że popieram hordy bezmózgich wojaków, ruszających na smoki pod takim czy innym pretekstem.
- Wiem - zgodziła się z nim. Wszak nie tak znowu dawno, chwil parę, rzec by można, urządziła sobie wieczerzę z przedstawiciela tego gatunku.
- Z pewnością smoki zabiły więcej ludzi, niż miało to miejsce w drugą stronę. Ale - Garet uśmiechnął się niezbyt wesoło - ludzie zabili z pewnością więcej ludzi, niż wszystkie smoki razem wzięte.
- Ale i tak go nie spytam, ilu do tej pory zjadł ludzi - dodał.
Rubin uznała, że tak byłoby najlepiej. Liczba bowiem którą by usłyszał z pewnością nie nastawiłaby go zbyt pozytywnie do jej osoby. Oczywiście gdyby kiedykolwiek chciało się jej liczyć te wszystkie ofiary.
- Co zatem planujesz zrobić przy kolejnym spotkaniu? - zapytała, siadając po drugiej stronie ogniska.
- Jedz - dodała wskazując na przyniesiony prowiant. Sama nie czuła głodu, więc nawet nie spojrzała na owe rarytasy.
- Zachować spokój i opanowanie - odparł Garet, korzystając z propozycji i odkrawając kawałek szynki. - Jadłaś już? - spytał.
Skinęła głową w odpowiedzi.
- Złapałam coś w drodze powrotnej, nie jestem głodna - wyjaśniła.
Brzmiało to co najmniej dziwnie, ale Garet nie wypytywał.
- Mam nadzieję, że będziesz przy najbliższym spotkaniu - powiedział, sięgając dla odmiany po chleb. - Ciekawe, skąd on będzie wiedzieć, gdzie mnie szukać. I czy to może ten sam, którego ślady widzieliśmy w Podgórce.
Smutny uśmiech zagościł na twarzy rudowłosej.
- Nie będzie mnie - oznajmiła mu. - Masz też rację co do swoich podejrzeń odnośnie śladu w Podgórce. Jest dziełem tego samego osobnika, który cię dzisiaj odwiedził. Nie było to jednak planowane zdarzenie, tu masz moje słowo.
- A ty skąd o tym wiesz? - W głosie Gareta brzmiało nie tylko zainteresowanie, ale i pewna podejrzliwość.
- Ponieważ znam smoka, który cię odwiedził i wiem, że zawitał także do Podgórek, gdy tam nocowaliśmy - wyjaśniła, starając się by jej głos brzmiał uspokajająco. Nie chciała go denerwować. Ludzie bowiem, którzy zaczynali się czuć jak zwierzyna złapana w potrzask, bywali nieobliczalni w swych czynach. Garet zaś właśnie w ten sposób został potraktowany, z jej własnej winy i nieuwagi.
- Znasz tego smoka - wycedził Garet. - Smoki, jak ktoś niedawno mówił, wymarły. Na własne uszy słyszałem.
- To… skomplikowane, Garecie - westchnęła, chociaż powinna się już przyzwyczaić, że wszystko szło nie tak jak chciała. - Nikt nie powinien wiedzieć o jego istnieniu. Tylko on pozostał by chronić wiedzę i skarby tego świata. Gdyby wieść się rozeszła... - Podkuliła kolana i objęła je ramionami. Nie chciała umierać… - Ludzi jest wiele. Mnożą się bez zahamowań, zagarniają każdy połać ziemi. Nawet smok nie da sobie rady z nimi wszystkimi, szczególnie zaś w pojedynkę.
- Jeszcze nie każdy kawałek ziemi - odparł Garet. - Ale rozumiem, o co ci chodzi. Gdybym był na twoim miejscu, też bym nie rozpowiadał wszem i wobec o takim znajomym.
- On nie jest moim znajomym - zaprzeczyła.
- Na czym więc owa znajomość polega? Bo to, co mówisz, brzmi coraz bardziej interesująco.
Pytanie było bardzo, ale to bardzo trudne. Jeżeli wyjawi prawdę o sobie, a on nie przyjmie jej dobrze, będzie zmuszona zakończyć jego żywot. Jeżeli przyjmie ją dobrze, w co wątpiła, będzie skazany na noszenie brzemienia tej wiedzy do końca swego życia.
- Czy jesteś pewien, że zdołasz przyjąć tą informację i pozostać obiektywnym? Nie chciałabym, by zyskanie tej wiedzy zakończyło się twoją - krótka przerwa na lekki uśmiech, który miał za zadnie złagodzenie jej kolejnych słów - śmiercią.
- A jaki miałby być powód owej śmierci? - spytał Garet. Nie ukrywał ani zainteresowania, ani też lekkiej obawy. - Miałbym umrzeć z przerażenia, czy też spaliłabyś mnie na węgielek? Chociaż to jest raczej sposób, a nie powód. - W głos mówiącego wdarła się odrobina ironii. Zapewne nieświadomej.
Jeżeli nawet wychwyciła ową ironię, postanowiła nie zwracać na nią uwagi.
- Zdrada - wyjaśniła - lub próba pozbawienia mnie życia. To chyba dobre powody, nie sądzisz? Wszak wiedza ta warta jest wiele, a człowiek to istota podatna na pokusy jak żadna inna. No, może poza smokiem - dodała po chwili.
- Czy zamierzasz działać na szkodę Aden? Knować do spółki z jego wrogami?
- Nie interesuje mnie Aden ani jego wrogowie. Wojny i niesnaski niewielkie mają znaczenie dla tych z nas, którzy widzieli jak powstają i zanikają królestwa. Władza zawsze przyciągać będzie do siebie tych, którzy jej pragną. Ci zaś co ją dzierżą zawsze znajdą tych, którzy im zazdroszczą. Tak było od wieków i jeszcze długo po naszej śmierci ten stan rzeczy się utrzyma.

Rubin najwyraźniej wpadła w nastrój melancholijny. Oparła brodę na kolanach i przyglądała się Garetowi z na wpół przymkniętych powiek.
- Gdybyś wiedział tyle co ja wiem, zdałbyś sobie sprawę, że nic poza wiedzą tak właściwie nie ma znaczenia. Smoki od wieków stały na jej straży. Część tego co się o nas mówi, jest prawdą. Skarby jednak nie dla każdego tą samą formę przybierają. Złoto, kamienie szlachetne… Cenne, to prawda. Piękne… - wyjęła z sakiewki diament, którego wielkość dorównywała temu, który znajdował się w królewskiej koronie, najcenniejszemu klejnotowi królestwa.
Blask ognia rozbijał się na jego krawędziach tworząc tęcze, które to zanikały, to pojawiały się, gdy Rubin obracała go w dłoni.
- Tak, są piękne, jednak są też martwe - cień smutku zagościł na jej twarzy i w głosie.
- Wiedza też bywa martwa - odparł Garet. - Staje się bezużyteczna, zapomniana. Ale czasami bywa niebezpieczna. Dla tych, których dotyczy, dla tych, co ją posiadają. Większość ludzi ceni złoto i diamenty bardziej, niż wiedzę.
- A ty? - zapytała, przenosząc spojrzenie z kamienia, na człowieka.
- Gdyby mi zależało na złocie, to w tej chwili brałbym ślub z moją najukochańszą kuzynką, wzorem cnót niemal wszelakich, tudzież jedyną spadkobierczynią całkiem pokaźnej fortuny - roześmiał się Garet. - A wiedza... Wiedza bywa przydatna, jeśli się ją mądrze wykorzystuje. Ale zabijać dla zdobycia wiedzy? Nie. Nie sądzę, by w tym wypadku cel uświęcał środki.
- Przekonajmy się zatem - wstając, schowała diament do sakiewki. - Jednak nie tutaj - dodała, ruszając w stronę skraju polany.
Garet podniósł się z miejsca, chcąc iść za nią, chociaż nie bardzo rozumiał, w czym dziewczynie przeszkadza polanka i ognisko.
Rubin zaś, całkiem nie w jej zwyczaju, pomyślała o koniach, które z pewnością po raz kolejny zaczęłyby szaleć, przez co nie byłoby mowy o spokojnej rozmowie. Miast więc, swoim zwyczajem, tym razem, zmienić się tam gdzie stała, poprowadziła Gareta ku nieco mniejszej, oddalonej nieco od chaty, polany. Nie była ona może aż tak urokliwa jak zakątek, w którym na noc się zatrzymali, jednak nie o jej uroki tu chodziło.
Zatrzymując się na samym środku, zaczekała, aż podążający nieco z tyłu Garet, znajdzie się mniej więcej w jednej trzeciej drogi do niej.
- Wystarczy - uniosła dłoń, powstrzymując go przed dalszym zbliżeniem się.
Garet, ciekaw nieco, co takiego ma mu do powiedzenia lub pokazania Rubin, zatrzymał się we wskazanym miejscu.
- I co teraz? - spytał.
Rubin skłoniła przed nim głowę - wszak takie sprawi winno się załatwiać oficjalnie.
- Pozwól wpierw iż ci się przedstawię.
Najwyraźniej panna doszła do wniosku, pomyślał Garet, iż imię, jakie do tej pory znał, jest nieodpowiednie, za krótkie, fałszywe zgoła...
Skinął głową na znak, że jest gotów wysłuchać ciągu dalszego przemowy.
- Jestem Rubin - zaczęła spokojnie - ostatnia z rodu ognistych smoków, pani Srebrnych Gór, strażniczka pradawnej wiedzy.
Brzmiało zapewne patetycznie dla uszu ludzkich, jednak ona sama wypowiadała te słowa z dumą, którą czuła każdą cząsteczką siebie i smutkiem, który owej dumie towarzyszył.
Garet milczał. Zastanawiał się, czy dziewczyna sobie z niego kpi, opowiadając bajki, czy też po prostu coś jej się w głowie poprzewracało od jakiegoś urazu.
- Jesteś więc smokiem? - spytał, gdy cisza nieco się przedłużyła. Zawsze słyszał, że szaleńców nie należy denerwować, więc posłuchał tej rady.
- Jestem - skinęła głową, po czym porzuciła zbędną już, ludzką formę, a przed Garetem ponownie tego wieczoru pojawił się przedstawiciel tego, jak wszyscy sądzili, wymarłego gatunku.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline